Nagle zrobiło się głośno w mediach o JOW-ach. Niestety, polska telewizja i wysokonakładowe gazety prawie wyłącznie relacjonują wypowiedzi przeciwników JOW. Powstała z tego taka bardziej nowoczesna, nieznana jeszcze na Zachodzie, forma debaty. Jest to debata, gdzie odrzucono tradycyjny podział na dwie strony, afirmującą i negującą, i gdzie widać tylko jedną stronę. Okazało się szybko, że w tej nowoczesnej debacie nie potrzeba żadnej logiki, dedukcji, sylogizmów, kontrowersji, przekonywania się, ścierania poglądów, czyli tych wszystkich znanych od czasów Sokratesa i Arystotelesa metod poznawania prawdy. Została tylko „jedność przeciwieństw”, czyli technika zespalania fałszu i prawdy, w swoim czasie do perfekcji rozwinięta przez marksistów.
Przykładem takiej nowoczesnej debaty było seminarium pt. „JOW-y – szansa, czy zagrożenie?” zorganizowane 26 maja br. przez Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Dwoje debatujących politologów przekonywało się tam wzajemnie, że brytyjski system, gdzie wygrywa zdobywca największej liczby głosów, to „genetyczna deformacja wyborcza” i że za JOW-ami kryje się rzeczywistość okrutna jak w „Grze O Tron”.
No, a jeśli naukowcy, dyskutując o JOW-ach, wkraczają w domenę bajek, to cóż dopiero oczekiwać od polityków?
Na VI Zlocie Klubów „Gazety Polskiej”, również 26 maja br., prezes PiS, Jarosław Kaczyński, raczył po raz kolejny wygłosić publiczny wykład na temat swego wyobrażenia o rzeczywistości politycznej w Wielkiej Brytanii. Otóż jego zdaniem, JOW-y sprzyjają „całkowitej dyscyplinie partyjnej i absolutnemu podporządkowaniu posłów kierownictwu partii”. Pan Kaczyński powołał się znowu na informacje rzekomo otrzymane od członka Izby Gmin polskiego pochodzenia, Daniela Kawczyńskiego, z którym rozmawiał 12 lat temu. Daniel Kawczyński wszak już raz zaprzeczył, jakoby miał dzielić się z Jarosławem Kaczyńskim takimi rewelacjami [1], co teraz trzeba panu Kaczyńskiemu po raz kolejny przypomnieć.
O czymś takim, jak absolutne podporządkowanie posłów kierownictwu partii w Brytanii nie może być mowy. Choćby dlatego, że w następnych wyborach każdy poseł będzie rozliczony indywidualnie przez wyborców, a nie przez lidera partii. Pojęcie dyscypliny oczywiście istnieje, ale dyscyplina w rządzącej partii opiera się na argumentach i perswazji, a nie na strachu przed kaprysami lidera. Pisałem o tym przy innej okazji w artykule „Party whip w krajach JOW” [2].
Kontynuując swą tyradę przeciw JOW, pan Jarosław Kaczyński poinformował na tym samym spotkaniu, że rzekomo w 99% przypadków poseł brytyjski nie ma ze swoim okręgiem nic wspólnego, nie bywa w swoim okręgu 10, 12 lat. Może więc Jarosław Kaczyński zechciałby dać przykład CHOCIAŻ JEDNEGO posła brytyjskiego, który nie bywa w swoim okręgu. Normą jest bowiem coś zupełnie przeciwnego. Posłowie brytyjscy z reguły podają na swoich stronach internetowych daty spotkań publicznych w swych okręgach, a przede wszystkim daty i godziny tak zwanych „drop-in surgeries”, czyli po polsku „gabinetów lekarskich, gdzie można wstąpić”. „MP drop-in surgery” jest bardzo brytyjskim określeniem na specjalne godziny w biurach poselskich, gdzie każdy może przyjść, a raczej wstąpić (czyli drop-in) bez uprzedniego umówienia się i rozmawiać o nurtujących go sprawach. Moja posłanka Caroline Nokes ogłasza swoje surgeries także na Twitterze (https://twitter.com/carolinenokes/). Można się stamtąd dowiedzieć, m. in, że ostatnie dwie „surgeries” Caroline odbyły się 29 maja i wczoraj, 1 czerwca, przed jej wyjazdem dzisiaj do biura w Parlamencie w Westminster.
Można to wszystko łatwo sprawdzić wchodząc na strony internetowe brytyjskich posłów, których adresy zawiera następująca lista: http://www.parliament.uk/mps-lords-and-offices/mps/find-your-mp/
Tak więc, dyskutując o JOW, nie opowiadajmy bajek. Sprawa jest bowiem poważna. Obecne nastroje społecznie ujawniły dobitnie, że większość Polaków ma już serdecznie dość deformacji życia politycznego i zawłaszczania Państwa przez małe kliki.
Nie da się dłużej utrzymać kalekiego ustroju III Rzeczypospolitej, gdzie zwykły obywatel ma drogę do Sejmu zamkniętą, a gdzie z łatwością wchodzą nomenklaturowi nominanci często z ułamkiem procenta poparcia wyborców. Teraz jest takich posłów czworo: Michał Szczerba – 0.41%, Ligia Krajewska – 0.35%, Marcin Kierwiński – 0.35% i Leszek Jastrzębski – 0.30%. W sumie aż 65 posłów otrzymało mandaty z poparciem mniejszym niż 2% głosów. Jedynie 36 posłów, sprawuje mandaty z poparciem większym niż 10% wyborców. Tylko dwóch otrzymało poparcie większe niż 30%, co i tak byłoby za mało, żeby marzyć o wygraniu wyborów w znakomitej większości okręgów do Izby Gmin.
[1]
http://jow.pl/przedwyborcza-selekcja-kandydatow-partyjnych-w-uk/
[2]
http://old.jow.pl/blog/tomasz-j-kazmierski/party-whip-w-krajach-jow.html