Z portalu http://kresy24.pl/showNews/news_id/11401/
Rosyjscy eksperci są przekonani, że do katastrofy prezydenckiego Tu-154M doszło z powodu niedoświadczenia pilota, który - chcąc spełnić życzenie urzędników - zgodził się na śmiertelnie niebezpieczne lądowanie, a potem, posłuchawszy nawigatora, popełnił fatalne błędy w pilotażu. (…) "Kommiersant" informuje, że "w opinii rosyjskich ekspertów główną przyczyną katastrofy były jednak błędy polskich lotników popełnione w czasie podejścia do lądowania".
"Pierwszy polegał na tym, że dowódca, wykonując nieprecyzyjne podejście do lądowania, włączył reżim autopilota, czego kategorycznie nie powinien był robić. Ustawiwszy samolot na początku glisady, po której - według jego obliczeń - powinna była zniżać się maszyna, dowódca wprowadził do autopilota prędkość zniżania 4 metry na sekundę i rozpoczął lądowanie, sądząc, iż przy tych parametrach podwozie dotknie ziemi na początku pasa startowego" - relacjonuje gazeta.
"Tymczasem nawigator kontrolował wysokość lotu za pomocą radiowysokościomierza - przyrządu określającego odległość od ziemi na podstawie odbicia od jej powierzchni sygnału radiowego. Fatalną rolę w katastrofie - według ekspertów - odegrał łagodnie pochyły, długi parów o głębokości około 40 metrów znajdujący się przed lotniskiem i niedoświadczenie nawigatora" - kontynuuje "Kommiersant".
"Gdy samolot leciał nad dnem parowu i ziemia zaczęła uciekać w dół, nawigator wpadł w panikę i zaczął informować dowódcę, iż idą powyżej kursu oraz że w ten sposób nie trafią na pas. Dowódca uwierzył podwładnemu i zwiększył prędkość zniżania dwukrotnie - do 8 m/sek. Tymczasem parów na trasie się skończył i zaczęło długie zbocze wzgórza. A o zwiększonej prędkości zniżania lotnicy zapomnieli" - pisze dziennik.
"Kommiersant" podaje, że kontroler (z lotniska) próbował wyprowadzić samolot z lotu nurkowego, krzycząc do pilotów: "Sto pierwszy, horyzont!". Gazeta wyjaśnia, że 101 - to numer polskiej maszyny, a komenda "horyzont" oznacza wyrównanie samolotu do położenia horyzontalnego. Ponadto system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS automatycznie uruchomił w kabinie sygnał "PULL UP" (do góry). "Wszelako załoga była zajęta wizualnym poszukiwaniem ziemi i nikogo już nie słyszała. Lotnicy opamiętali się dopiero, gdy zobaczyli przed sobą brzozę. Było już jednak za późno" - wskazuje "Kommiersant".
Dziennik podaje, że strona polska nie zgadza się z tym stanowiskiem. "Zdaniem polskich ekspertów, komenda kontrolera padła zbyt późno, gdy samolot zszedł już poniżej wysokości podjęcia decyzji, tj. 100 metrów. Rosyjscy eksperci się z tym zgadzają. Tłumaczą jednak, że kontroler nie nadążał z odczytywaniem znaczeń z powodu zbyt dużej prędkości zniżania maszyny".
Tatiana Anodina podała, że drzwi do kabiny pilotów prezydenckiej maszyny w trakcie podejścia do lądowania były otwarte. Według niej, eksperci MAK na podstawie zapisów z czarnych skrzynek samolotu ustalili, że w kokpicie przebywały dwie postronne osoby. Anodina ujawniła, że głos jednej z nich został już zidentyfikowany. Nie zdradziła jednak, do kogo należał zidentyfikowany głos.
Warto w tym kontekście przypomnieć, że rzeczony nawigator miał tylko 31 lat i na konferencji w MAK w Moskwie ujawniono, że miał wylatane ogółem 1070 godzin, w tym na TU 154 godzin... 30!
|