Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa
26.08.2011 23:03
@ Ryszard Zasmucony zapraszam Pana Zygmunta Jana Prusińskiego
Jęzor mnie swędzi, by się z Panem zgodzić, że socjal-narodowy Tadeusz Gajcy czerpał wykształcenie i inspirację z innej strony niż romantycy. Co zaś do Krzysztofa K. Baczyńskiego, ucznia Batorego, gdzie romantycy nie cieszyli się estymą, jak i w całej przedwojennej żydowskiej Warszawce, to on też wykształcenie raczej lizał, niż zdobywał.
Ojciec Baczyńskiego był socjalistą, by może z jakimiś wpływami duchowymi od Kordiana, ale przecież Kordian to wczesny Juliusz Słowacki, mało z mistycyzmem mesjanistycznym mającym wspólnego. Słowacki znany wśród inteligencji przed wojną, to raczej ten sentymentalny, znany z drobnych wierszy, z Podróży na Wschód, z Anhelego, z Testamentu. Czyli z rzeczy raczej w Warszawie przed wojną nie celebrowanej. Natomiast celebrowanej w Krakowie i we Lwowie.
Przypomnij Pan sobie wojenną mapę Generalnej Guberni z zaznaczonymi ośrodkami rozwoju ruchów partyzanckich. Poza Warszawą, która jest ośrodkiem z londyńskiego nadania, jakby tylko administracją kierującą ruchem oporu, całe południe i wschód Polski, to romantyczna partyzantka spod znaku księdza Marka Jandałowicza. Tylko im ryngrafów i wielkich szkaplerzy na piersiach i plecach brakowało. ZRESZTĄ! To paradoksalne, ale wśród tzw. szerokiego ludu, to dopiero komuna rozpropagowała poezję romantyków i żydzi z "Czytelnika" Borejszy (chwała im za to!). W dwudziestoleciu trwała jeszcze wśród inteligencji (głównie z zaboru austriackiego - i częściowo rosyjskiego) moda-nie-moda, snobizowanie się na znajomość poezji romantyzmu.
Maria Janion pisze, że od końca XIX w. aż do II wojny światowej wśród inteligencji z Kongresówki i z Galicji najważniejszymi ludźmi, poważanymi społecznie byli "profesorzy od romantyzmu". Czyli ówcześni nauczyciele języka polskiego w powiatowych gimnazjach (a może i w miejskich szkołach podstawowych, bo programy nauczania w klasach szóstych i siódmych II RP obszernie prezentowały całkiem szeroki wachlarz wypisów z utworów romantycznych - aż się zdziwiłem kiedym to zobaczył, że było tego zdecydowanie więcej, niż w dzisiejszych podręcznikach licealnych).
Baczyńskim niech mi Pan w oczy nie świeci, bo to akurat przykład ignoranta, który skończył polonistyczne komplety na drugim roku, na który zresztą oprócz niego i Lecha Bartelskiego uczęszczało pięć osób. Co do jego poezji to tylko z dużą dozą dobrej woli można powiedzieć o jej podobieństwie do gorączki romantycznej Słowackiego. Bowiem poeta Baczyński jest zimnym realistą. Baczyński zrezygnował z polonistyki na rzecz podchorążówki w Agrykoli, bo chciał zostać w przyszłej Polsce oficerem i widział się w zawodzie oficera, do którego zresztą wyraźnie brakowało mu drygu (dyplom dostał pod warunkiem zdania poprawki i wyrównania niedociągnięć na tzw. "placu"). On po prostu urodził się "ofermą", jako dziecko chorowite, chorowitych rodziców. Baczyński był kształtowany przez zagniewanego na matkę, ojca, przez typ apodyktycznego socjalisty, piułsudczykowskiego żołnierza i wojującego krytyka, który nie akceptował polskiej duchowości formowanej (czyt. zniekształcanej, jego zdaniem) przez romantyków. Romantyzm dla takich jak Stanisław Baczyński czy Kaden-Bandrowski był dobry w peowiackiej frazeologii i legionowych okopach czy w wojennych koszarach, ale nie po wojnie, gdy trzeba było pragmatyzmu i trzeba było się spieszyć z budową niepodległości gospodarczej i intelektualnej, a ta wymagała na terenie międzynarodowym zupełnie innych paradygmatów niż mistyka Genesis z Ducha.
Dlatego nieprzypadkowo skamandryci zrobili tak szybką i szeroką "karierę", bo mieli coś z Klimta i Kokoszki, z Bauhauzu, le Corbusiera i T. Manna. A Tomasz Mann, noblista, to myśl filozoficzna Schopenhauera, Nietzschego i Freuda. Bardzo daleko od Słowackiego!
Zresztą, homoseksualista Stefan George, to dla Iwaszkiewicza wzór i poetycki kochanek. Jakże daleko jesteśmy od Słowackiego! Ale to w Warszawie, bo w barchanowej i zapyziałej prowincji panuje "Król Duch" Słowackiego, zarówno w kościele (ale nie w kościele lubelskim - który wydaje pismo młodych, modernistycznych katolików "Prąd") jak i szkole. I to ten duch w umysłach młodych inżynierów, nauczycieli i oficerów rodzi romantyzm walki partyzanckiej w AK i fanatyczny, wręcz heroiczny udział w Powstaniu Warszawskim.
Co do pokolenia dorosłych polityków, to nie oglądali się na romantyków, bo wiedzieli, że hamletyzm może tylko przeszkadzać. Trzeba było budować Gdynię, COP i żoliborskie bloki dla warszawskiej inteligencji, a nie oglądać się na niepokoje panienki z okienka kresowego pałacu, czy kresową wylewność romantycznego hreczkosieja.
W ich spojrzeniu na literaturę grały wątki polityczne, czy należy dać Ukraińcom szeroką autonomię, czy raczej ich związać federacją itp. Czy w ogóle zgodzić się na ich niepodległość pod naciskiem i szantażem ówczesnej "społeczności międzynarodowej". Mącenie w tym żywiole romantyczną poezją nie było tu nikomu potrzebne. Nie wolno mistycyzmu łączy z polityką. Tym bardziej, że Kwiatkowski wołał, "dajcie mi jeszcze parę lat pokoju"!
Dla Baczyńskiego matka była czułą opiekunką gruźliczego dziecka, ale wątpię żeby czymś więcej. Baczyński trzymał się od jej uwielbienia romantyzmu i jej kościelnej dewocji z daleka. Co więcej myślę nawet, że w Basi mógł się "zakochać taktycznie", ze względu na to, że jej wujek i cała rodzina trudniła się drukarstwem. Pierwszy tomik wydała mu rodzina Basi i o to poecie najwięcej chodzi. Za parę linijek druku oddałby życie diabłu! Rodzina Basi też potrzebowała chorążego Baczyńskiego, oficera AK, jako bufora przed tymi, co będą po wojnie nazywać teściów Baczyńskiego kolaborantami niemieckich urządów, kolaborantami wykonującymi dla Niemców plakaty śmierci i inne akcydensy.
Więc nie wiem, jakby to było z tym śmianiem się Baczyńskiego, który nie bardzo by wiedział, z czego się śmieje, bo jego wiersze (Baczyńskiego) są zaledwie poprawne. Zaledwie poprawne, a pewne środowiska zrobiły z niego największego poetę Walczącej Stolicy. Tym niemniej jest to tylko kalka!
I te jego pedalskie znajomości z Braunem, Iwaszkiewiczem i Andrzejewskim, którzy go "tak bardzo kochali"!
Co to jest poezja Baczyńskiego i jej metafizyczny wymiar, próbuję dociekać, poprzez osobiste pisanie wierszy a'la Baczyński i umieszczanie ich w powieści o powstańcu warszawskim Kulbace, w publikowanej na Salonie24 powieści Prochy. Wiersze tam napisane rzekomo przez Kulbakę, są mojego pióra, bo jego wierszy nie pamiętam, gdzieś się rozproszyły, jedynie piąte przez dziesiąte.
To jest oczywiście zabieg formalny, żeby samemu pisać i jednocześnie zasłaniać się kimś innym i być z daleka od wyścigu poetyckich szczurów i z rankingami nie mieć nic wspólnego. Inna sprawa, że opisuję przypadek autentycznego warszawiaka-powstańca, który całe życie pisał wiersze jak Baczyński (tak sądził i tego pragnął) i nie tylko, bo i chciał pisać jak Słowacki, a wreszcie jak sam Kulbaka. Bardzo skomplikowana to była postać i tragiczna w swoim bezkompromizmie.
A że nie są to rzeczy proste, więc i ja testuję z wielką ostrożnością te "fundamenty świata", które się składają (niestety) z genitaliów. Nic po zdrowej głowie, kiedy dupa chora. Natomiast zdrowa dupa może naprowadzić na właściwy, zdrowy tok myślenia. Nie ma ucieczki od seksualności, a teologia i filozofia są tylko teranspozycją i sublimacją tłumionego popędu seksualnego. Właśnie tak jest, że infuła biskupia pochodzi od infuły kapłanów judejskich, który pierwotnie podczas całopalenia przyprawiali sobie do głów rogi baranie albo rogi krowie, a trójkąt to wiadomo wiadomo, symbol "cipy" występuje już w prastarych afrykańskich rysunkach naskalnych... a "laska", wcale nie pochodzi od laski pasterskiej ale od kamiennego słupa wbitego w ziemię, mającego reprezentować męskiego członka, skierowanego żołędzią w niebo. Religia, jak każda rzecz użytkowa, jak cała kultura myśli i rzeczy jest zbudowana z symboli. No chyba, że Pan tego nie rozumiesz, bo go nam masz mało! Ale każdy zdrowy facet MUSI.
Tu księża kłamią, że nie musi, bo popęd można zwalczyć modlitwą, postem, łaską uświęcającą. Łaską uświęcają zamiast zdrowego seksu z kobietą, można się doprowadzić do wariacji. Księża kłamią bo sami uprawiają samogwałt na okrągło, albo polubili nocne zmazy i polucje i się w nich wyżywają. Ale nie ma innego wyjścia w Porządku Stworzenia, tylko albo kobieta, albo ręka (witamy w klubie!). Terio non datur! pozdro!
PS. Zygmunta Krasińskiego nie musimy pytać bo opisywał to wszystko w szczegółach i opisywała jego żona. Co ciekawe, gdy umierał Delfiny przy nim nie było bo się brzydziła gruźlika. Umierał na rękach kochającej żony. Ona też ma swoją cząstkę, cząstkę ma jej niewykorzystany i wzgardzony trójkąt Opatrzności Bożej wzgórka wenery (którą zostawiła nam Opatrzność Boża w zastępstwie, żeby nas chroniła od złego (np. od pedalstwa!), w niepokojach jego poetyckiego geniuszu. A zresztą, miej Pan pretensje do Zygmunta J. Prusińskiego. To przecież on traktuje ciało kobiece i kobietę jak ołtarz w kościele - to powiedział. Ja to wziąłem od niego!
Zygmunt Jan Prusiński Kobieta białych luster - część III
|