Jestem pytany – ostatnio coraz częściej – co sądzę o poezji współczesnej?
Doprowadzono chyba do tego, że poezja współczesna stała się taką „wydmuszką” bardzo kolorową, bardzo ufryzowaną, nieraz chorobliwie egzaltowaną, gdzie każdy kosmyk wiersza jest upudrowany, ondulowany w różne efektowne niby wieczne wzory, jednak w środku tej układanki zagościła i na stałe zamieszka pustka, tak, tak, chwilami jest to bardzo przygnębiające, szczególnie gdy próbuję sobie poczytać tego czy owego poetę.
Kształt wiersza przecież wyznacza milczenie; słowo w zderzeniu z nim chwilami wygrywa chwilami przegrywa. W momencie porażki np. w mojej konkretnej sytuacji kartka zapisana jest wyrzucona do kosza. Jeśli jednak zaistnieje podejrzenie, że słowo choć w jakiejś części w jakimś mgnieniu wyraża coś z milczenia, wtedy wędruje do innych kartek przechowywanych latami.
Wiele wierszy, które po napisaniu chciałem wyrzucić do kosza uratowała Jaga – moja żona – bo nie zawsze tak jest, że po napisaniu jesteśmy w stanie ocenić to co napisaliśmy. Bywa przecież tak, że na marginesie jakiejś większej pracy zrobiło się, jakby od niechcenia, nic nie znaczącą notatkę. Okazuje się jednak, że to niechcący zapisane słowo więcej znaczy niż w pierwszym momencie przypuszczaliśmy.
Poniżej załączam kilka takich uratowanych zapisów z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Więcej
http://www.trwanie.com/przeciw-tyranii-czesc-trzecia---wiersze---wieslaw-sokolowski.html