„Hellenism is mind, intellect - a free mind and a free intellect, resistant to cant and prejudice, connected with imagination and emotion, open to all excellence, past, present, and future. It is mind and intellect flexible and self-correcting, the enemy of fanaticism, rigidity, and one-sidedness (…)
"To Hebraise . . . is, to sacrifice all other sides of our being to the religious side .... it leads to a narrow and twisted growth of our religious side itself, and to a failure in perfection”
– Milton Himmelsfarb (1969) o koncepcji „hebraizmu” M. Arnolda, angielskiego poety i krytyka kulturalnego, żyjącego o w połowie wieku XIX (1).
Hellenizm i „hebraizm” według Matthew Arnolda
W opublikowanym w okresie “rewolucji studenckich” na uniwersytetach Europy oraz USA przed czterdziestu laty, artykule „Hebraism and Hellenism Now” (Współczesny Hebraizm oraz Hellenizm) Milton Himmelsfarb przypomniał poglądy XIX-to wiecznego angielskiego pisarza Matthew Arnolda, który w swym krytycznym dziele „Kultura i anarchia” (1869) zauważył rzecz bardzo istotną, obecnie w Polsce „wolnej” prawie zupełnie zapoznaną:
„Duch ludzki, a w szczególności duch ludzi Zachodu, składa się nie z jednej, ale z dwóch części, hebrajskiej oraz helleńskiej. „Ideą rządzącą w hellenizmie jest spontaniczność świadomości, natomiast w hebraizmie jest to jej usztywnienie”. (…) Hellenizm należy do tradycji kultury greckiej, oznacza on rozum i intelekt wolny odporny na hipokryzję i przesądy, połączony z wyobraźnią i emocją, otwarty na wszelką doskonałość przeszłą, aktualną i przyszłą. Jest to intelekt giętki i zdolny do autokorekty, wróg fanatyzmu, sztywności i jednostronności. Jest to strumień myśli o wszystkim, uczenie się perfekcji, jest to siła która zezwala nam widzieć jak rzeczy wyglądają naprawdę Stąd też kultura jest w znacznym stopniu helleńska. (…) Z drugiej strony „hebraizacja oznacza poświęcenie wszelkich innych aspektów naszego bytu jego stronie religijnej … prowadzi ona do koślawego wzrostu naszej strony religijnej, a zatem do utraty dążenia do doskonałości.” Co uderzało wielu Żydów w tych definicjach bądź opisach hebraizmu to fakt, że Arnold bynajmniej nie mówił i nie zajmował się ani Żydami ani ich religią. (…) On definiował ducha, jak go rozumiał, sekciarskiego protestantyzmu dziewiętnastowiecznej Anglii. Jego hebraizm wskazywał na sekciarską protestancką bibliolatrię (nadawanie Biblii cech boskich) – doktrynę „otwartej Biblii”, która została doprowadzona do demokratycznej krańcowości, według której każdy mógł czytać Biblię i każdy ją mógł zrozumieć. (…)
Już wiele lat temu, pisząc o koncepcjach kulturowych Matthew Arnolda, Izajasz Berlin użył antycznej metafory starożytnego poety Archilocha, stwierdzając, iż hellenizm to lis (węszący wszędzie, chcący poznać wszystko), natomiast hebraizm to jeż, (który się jeży i izoluje od świata, gdy wyczuwa coś zaburzającego jego spokój ducha). Lis zna wiele rzeczy, ale jeż zna Jedną Wielką Rzecz (i to mu wystarcza do szczęśliwego życia). Patrząc na swój kraj, ciężką wiktoriańską Anglię połowy wieku XIX-go, Arnold widział w niej nadmiar hebraizmu i niedostatek hellenizmu. To on, jak przypomina to Wikipedia, „po raz pierwszy określił część wiktoriańskiego społeczeństwa mianem "filistynów" w sensie ludzi pogardzających intelektem, sztuką i pięknem na rzecz materialnie wyrażonego dobrobytu i kiczu.” Ta kiczowatość „darwinowskiej kultury” Anglii połowy XIX wieku nasiliła się, wraz z niebywałym rozkwitem sekt protestanckich, w byłej angielskiej kolonii, znanej jako Stany Zjednoczone i wraz ze zwycięstwem „Solidarności” ten KICZ POZNAWCZO-RELIGIJNY stał się obowiązkową „kulturą” – a ściślej lumpen-kulturą – dzisiejszej, wyzwolonej z pęt a-religijnego komunizmu, Polski.
Warto zatem przypomnieć, jakie są to te WIELKIE RZECZY, w znacznym stopniu importowane z ‘ciężko-myślących’ krajów anglosaskich, które stały się „światłami kierunkowymi” reżymów „wolnościowych”, obecnie dominujących w krajach post-socjalistycznych:
1. Tak zwana ‘mądrość ludowa’ w USA głosi: „pokaż mi swoje pieniądze, a powiem ci jak jesteś mądry”. Czyli wystarczy znać Jedną Wielką Rzecz, że „Money turns the world round” (Pieniądz jest Panem), by w krajach podległych temu Panu Stworzenia żyć w sposób zarówno fizycznie jak i psychicznie całkiem wygodny. O ile oczywiście jest się tego boga-Pieniądza „wybrańcem”.
2. Wychowywani na „duchowych Hebrajczyków” ludzie religijni są utrzymywani w infantylnym przeświadczeniu, iż Bóg stworzył wszystko dla nich i że to oni są Pępkiem Świata. Tę zasadę wyższości naszego gatunku nad wszystkim innymi gatunkami zoon, czyli żywiny, przypomniał wiernym nowo mianowany arcybiskup Henryk Hozer w wywiadzie dla Polskiego Radia 24 marca br., „życie człowieka (nawet w jego, embrionalnym, bezmózgowym jeszcze stanie) jest więcej warte niż życie wszystkich innych zwierząt”.
3. Popularna w USA pisarka Ayn Rand w książce „The Virtue of Selfishness” (Cnota egoizmu), celnie stwierdza, że egoizm to podstawa (po)nowoczesnego państwa liberalnego. Oznacza to, że mająca być satyrą na chłopską chciwość oraz wrogość do swobodnych form życia, PRL-owska piosenka Grześkowiaka pt. „Chłop żywemu nie przepuści”, z jej refrenem „Nie je ważne czyje co je(st), jeno ważne co je moje” stała się prawie oficjalnym hymnem „hebraizujących” świat elit Imperium Americanum. Są to zarówno elity finansowe, realizujące swój super-egoistyczny plan „wszystko będzie moje”, jak i żądne panowania nad ziemią elity naukowe, zwłaszcza w modnej obecnie dziedzinie biologii molekularnej, rozwijającej się pod hasłem „uczony kabotyn żywemu nie przepuści”.
4. Dbający o doskonalenie poznawcze swych „owieczek” Kościół Katolicki ogłosił rok bieżący (od 1 lipca 2008 do 30 czerwca 2009), Rokiem Świętego Pawła. Dla tego dumnego ze swego pochodzenia i wykształcenia ”Hebrajczyka z Hebrajczyków, co do zakonu Faryzeusza” (Fil. 3, 5), apostoła-samozwańca, który uważał wszystkie nauki przyrodnicze za śmiecie (Fil. 3, 8), i który pouczał chrześcijański kler „bądźcie naśladowcami moimi” (Fil. 3, 17), jedyną WIELKĄ RZECZĄ, wartą bezustannego przypominania „owieczkom”, była zwykła ignorancja łączona z uwielbieniem aktu sadyzmu „uznałem za właściwe nic nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” (I Kor. 2, 2).
5. Dla deklarującej głęboką wiarę „Zosi (Antosik?)”, z zapałem zwalczającej polskie internetowe forum neopogańskie, WIELKĄ RZECZĄ jest, jak napisała na tym Forum, „najogólniej: „tak, wierzę w Boga, o którym mówi Biblia; w Chrystusie uznaję Drogę, Prawdę i Życie, w Kościele Katolickim znajduję to, co mi do zbawienia niezbędne (Słowo, liturgia, sakramenty)”. W skrócie, jak to któryś z referentów przedstawił niedawno na II Konferencji „Neopogaństwo w Polsce” na UJ w Krakowie, anty-pogańskie poglądy rzeczonej „Zosi” streszczają się w jej zapewnieniu „wiem, że Jezus mnie kocha i to mi wystarcza”. Żadnej zatem dążności do poznawczego doskonalenia się rzeczona „Zosia (Antosik?)” nie wykazuje i tylko się może „zjeżyć” czytając poniższe filo-helleńskie bezeceństwa. (Co dokładnie oznacza „miłość boża” wyjaśnia ksiądz profesor Jacek Salij cytowany w ostatnim rozdziale niniejszego dyptyku.)
Historyczne pochodzenie (Genesis) ibri (względnie habiri) czyli Hebrajczyków i ich Etosu Panowania nad wszystkim, co się na Ziemi porusza (Gen. 1, 28)
Już kilkanaście lat temu słyszałem w nowozbudowanym Ośrodku Kultury Żydowskiej na krakowskim Kazimierzu, jak prowadzący w nim prelekcję ksiądz, którego nazwiska zapomniałem, twierdził iż Judejczycy się w historii pojawili w dotąd nie wyjaśniony sposób i że istnieją tylko jakieś starożytne zapiski mówiące o „ibri”, nie należących do żadnego państwa włóczęgach, którzy się wałęsali (nomen omen symptomatyczne w dzisiejszej Polsce nazwisko) na przesmyku między Afryką i Azją, przysparzając kłopotów lokalnym władcom. Ostatnio, w związku z Rokiem Świętego Pawła, „Hebrajczyka z Hebrajczyków” spróbowałem wywiedzieć się bliżej przez google.pl kim byli ci „ibri” („habiri”). Okazało się, że literatura na ten temat jest całkiem bogata (2). Otóż według www.en.wikipedia.org:
„Jak więcej tekstów zostało odkrytych na Bliskim Wschodzie, to stało się jasne, że Habiru byli wymieniani w rozmaitych kontekstach, począwszy od bezrobotnych robotników rolnych oraz włóczęgów do konnych, zaciężnych łuczników …Carol Redmount definiuje rozmaitych Apiru/Habiru jako słabo zdefiniowaną, niższą płynną klasę społeczną złożoną z „przestępców, żołdactwa i niewolników”, … według starożytnego władcy Abdi-Heba Habiru plądrowali jego królestwo,, według dokumentów sumeryjskich (około 2150 pne) to byli “nie noszący odzienia ludzie, którzy poruszali się w głuchym milczeniu I którzy dewastowali wszystko” … Rainer Anson (2001) twierdzi, że Hapiru jest ogólnym określeniem bandytów, nie powiązanym z jakąś szczególną populacją.”
Nie wszystkie hasła w wikipedii oceniały tych „proto-Hebrajczyków” negatywnie, znalazłem też i wypowiedzi twierdzące, że „Jest szczególnie interesującym fakt, że starożytne ludy przypisują Habitu mistyczne relacje z Bóstwem. (…) Odkryto to w asyryjskich świątyniach, w których Habiru są wymieniani między bóstwami. To wymienienie Habitu na liście bóstw wyraźnie wskazuje, że byli oni uważani za posiadających boskie pochodzenie. Byli oni odmienni od zwykłych ludzi, włączając w to władców i ich pomocników. Zostało znalezionych wiele tekstów asyryjskich, z których wynika, że Habiri byli kojarzeni z powszechnymi niebieskimi zjawiskami oraz z pewnymi nieznanymi dolegliwościami. Myślano, że posiadają oni boskie moce.”
Zestawiając te dwie charakterystyczne wypowiedzi, badacz „odporny na hipokryzję i przesądy, posiadający wyobraźnię oraz giętki, zdolny do samo-korekty intelekt”, stwierdziłby zapewne, iż rzeczeni Habiru/Apiru/Ibri, czyli kulturowi przodkowie św. Pawła, to byli po prostu „bandyci wypchani Bogiem”, pozorujący swe mistyczne relacje z Bóstwem, zwanym przez nich Adon Olam, Pan Świata. Takie „helleńskie” odsłonięcie lumpen-kulturowego pochodzenia hebrajskich władców starożytnego Izraela pokrywa się z tym, co jako Jezus z Nazaretu, opowiadał swym uczniom o „pasterzach” swej ojczyzny: „wszyscy, którzy przyszli przede mną (a zatem wszyscy wymienieni w Biblii Hebrajskiej prorocy), to byli złodzieje i zbójcy”. Sam przecież Mojżesz uświęcił otrzymanie od „boga” kamiennych Tablic z Dekalogiem, krwią pomordowanych pod górą Synaj, przez biblijnych lewitów, trzech tysięcy wątpiących, w magiczną moc tych rzeźbionych kamieni, ich „braci i synów”. (Wj. 32, 23). Ci lewici w ten bandycki sposób „wyświęcili się” na kapłanów Pana. Jeśli zaś chodzi o najświętsze dla żydów (a następnie i dla protestanckich, w swej większości, obywateli USA) miejsce na ziemi, czyli jerozolimskie wzgórze Syjon z jego, zburzoną przez Rzymian Świątynią, to dobrze znający dusze swych rodaków Jezus Galilejczyk nazwał to święte Miasto na Wzgórzu „zbójecką jaskinią”.
Bo w istocie, ta sławna w starożytności Świątynia, która według proroków miała zapanować nad całym, zamienionym w monotonną równinę światem, była znaną w rejonie Morza Śródziemnego Świątynią Korupcji oraz Podłości. Miejscem gdzie za odpowiednią opłatę można się było „wykupić” (stąd chrześcijański dogmat, o „grzechów odkupieniu”) ze swych zbrodni, fachowo zrzucając je na niczemu niewinne „boże baranki”, a także woły kozły, których w Świątyni Pana rocznie zabijano, przez wykrwawienie, około tysiąca. Te niewinne zwierzęta domowe były nastepnie całopalone (tzw. holokausty) za popełnione, lub planowane, występki ich ofiarodawców. (Patrz obrzydliwość rozdziałów 3 i 4 Księgi Kapłanów.) Z punktu widzenia „hellenisty”, uprawiający bibliolatrię anglosascy, kolonizujący Nowy Świat protestanci, już od blisko czterystu lat czczący bezmyślnie „miasto na wzgórzu” (Syjon), odtworzyli w USA wymarzone przez proroków Izraela, wśród nich i przez św. Pawła (Rz. 9,33), Imperium Rabusi Wypchanych Bogiem, znane jako Stany Zjednoczone.
“Pustaki Pana” i ich ‘Inteligentny Projekt’ NWO
Komentując dziewiętnastowieczne poglądy Arnolda Milton Himmelfarb, uważający się, jak przystało na publicystę „Commentary”, za zhellenizowanego żyda, zauważa:
„Arnold uważał siebie za ucznia Spinozy … Spinoza, pogardzający moralnym oraz psychologicznym stanem ducha Żydów twierdził, że to fundamenty żydowskiej religii doprowadziły do zniewieścienia charakteru nacji z której on sam się wywodził. Że to judaizm zrobił z żydów osobniki zniewieściałe. Dla Spinozy litość jest muliebris misericordia, czyli kobieca litość – nie w sensie pochwały zachowania się kobiet, ale jako brak poważania dla litości. Chociaż etymologia niczego nie jest dowodem (? – M.G) może ona coś sugerować. Grecki wyraz hystera oznacza „macicę”: z punktu widzenia hellenizmu ta „macica” (będąca dla płodu ośrodkiem bezpiecznego, nie wymagającego żadnego wysiłku, życia – MG) generuje histerię. Z kolei w języku hebrajskim ze słowa rehem, „macica”, wywodzi się rahamim „litość”. W hebraizmie (kobieca z definicji) macica generuje litość. Hellenizm (przez to, że łączy uwielbiającą bezpieczeństwo i brak wysiłku „kobiecość” z histerią – MG) ma coś w sobie anty-kobiecego, anty-niewieściego, misogynistycznego (…).”
Ostatnie skojarzenie jest bardzo celne pod względem psychologicznym. Wychwalanie ‘litości bożej’ ma w istocie miejsce we wszystkich wielkich religiach abrahamicznych. W judaizmie, jak przypomina słowa swych rabinów-nauczycieli Himmelfarb, „ten kto nie odczuwa litości, nie jest z nasienia Abrahama”. Tę zasadę potwierdza też islam, w którego świętych tekstach co chwilę powtarza słowo Allach w połączeniu z przymiotnikiem „litościwy”. W chrześcijaństwie zaś, zarówno prawosławnym jak i katolickim, bezustannie się wychwala już nawet nie samą, kobiecą z natury litość, ale przebaczającą wszystko „matczyną miłość” Marii do swego maleństwa. Tę „ślepą miłość” wychwalał apostoł Paweł w swym znamiennym „hymnie” wpisanym w „I List do Koryntian”: „(Miłość) wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi. Miłość nigdy nie ustaje (?), bo jeśli są proroctwa, przeminą, jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, w niwecz się obróci (?)”.
Otóż dla hellenisty ten „hymn o miłości” św. Pawła, wyraźnie wzorowany na „laudacji Erosa” wygłoszonej w czasie platońskiej „Uczty” przez złotoustego ateńskiego poetę Agatona, jest poznawczo… pusty, tak jak pusta jest ta sławna w literaturze antycznej mowa Agatona, w sposób ironiczny skomentowana przez Sokratesa. Bo cóż oznacza „miłość, która wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, na wszystko się zgadza”? Gdyby jakiś nauczyciel taką „paulińską zasadę miłości” zastosował do swych uczniów, to mógłby być pewny, że ci nie tylko nic by się w jego klasie nie nauczyli, ale by mu jeszcze, dla zabawy, założyli na głowę kubeł na śmieci, jak to się w jednej ze szkół w „wolnej Polsce” niedawno wydarzyło. Ironizując, na wzór Sokratesa, na temat zrozumienia istoty miłości przez apostoła Pawła, aż się prosi uwaga, iż „paulińska miłość” ma rdzeń kulturowy podobny do charakteryzującej, zwłaszcza zazdrosne kobiety, „miłości do posiadania na własność”, czyli po prostu do chciwości, opiewanej w piosence Grześkowiaka „nie je ważne jakie co je, ja miłujem co je moje”. (Warto w tym miejscu dodać, iż „bóg Mojżesza” już w Pierwszym Przykazaniu Dekalogu deklaruje się być „po kobiecemu”… Zazdrosny – Wj. 20, 25)
Mówiąc dosadniej, „miłość która wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa i wszystko znosi” to najzwyklejsza LUDZKA GŁUPOTA, gdyż wbrew zapewnieniom hebrajskiego apostoła, dobrej jakości osiągnięcia ludzkiego wolnego intelektu, odpornego na hipokryzję i przesądy, są bardziej trwałe niż przysłowiowa Skała Piotrowa: opracowane 2,3 tysiące lat temu przez Arystotelesa zasady logiki nie zmieniły się przecież od antycznych czasów ani o jotę. I można być pewnym, że i w przyszłości się te zasady nie zmienią, podobnie jak nie zmienią się Prawa Biologii zwerbalizowane dokładnie 200 lat temu przez Lamarcka. Te bowiem Wieczne Prawa, tak jak i sformułowane przez Newtona Trzy Podstawowe Prawa Fizyki, są tym arystotelesowskim niematerialnym i bezosobowym „bogiem”, Wszechobecnym Nieruchomym Poruszaczem, który powoduje, że wszystko na tym (i na tamtym) świecie się kręci. Patrząc uważniej na pauliński „hymn do miłości” można dostrzec, iż wyraża on tylko bogato ozdobione pustosłowie: bo jeśli jego obiekt miłości – czyli „osobowy bóg” – pozostaje według tegoż Pawła nieobliczalny („zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, a zlituję nad kim się zlituję” – Rz 9, 15), to miłość do takiego kapryśnego – a zatem wewnętrznie pustego – obiektu jest z definicji pusta, będąc po prostu formą intelektualnej masturbacji (patrz poglądy cytowanej na wstępie „pobożnej Zosi”).
Bez żadnej przesady, dęte zapewnienia Pawła, o tym, że „języki i wiedza przeminą” to podły, niegodny homo sapiens bęcwalizm, który stał się rodzajem credo poznawczego co bardziej ambitnych Ojców Kościoła, by przypomnieć tutaj Tertuliana „credo quia absurdum”. Otóż to my, jako osoby, wbrew kościelnym zapewnieniom o naszym przyszłym „życiu wiecznym”, z konieczności Praw Biologii oczywiście przeminiemy, no i co z tego? To już przecież będący wzorem dla Matthew Arnolda Sokrates zauważył, gdy go ktoś indagował „po co się uczyć grać na flecie, gdy i tak umrzemy?”, to ten grecki sofista mu po „męsku” odpowiedział: „by się nauczyć grać na flecie zanim umrzemy”. Czyli dla ‘hellenisty’ sens życia polega na ciągłym doskonaleniu się we wszystkich możliwych dyscyplinach – i to bez względu na to, że zarówno dla Sokratesa, tak jak i dla Jezusa z Nazaretu, rezultat takiego szlachetnego dążenia miał przykre życiowe konsekwencje.
Do czego zatem logicznie musi doprowadzić „etos hebrajski”, który tak bardzo rozpropagował wśród chciwych swych „grzechów odkupienia” chrześcijan Szaweł vel Paweł z Tarsu, który się publicznie określał jako „żyd starannie wykształcony w Jerozolimie w zakonie ojczystym, u stóp rabina Gamaliela”?
Po pierwsze. Ci którzy wierzą, że to Bóg Ojciec kazał ukrzyżować swego Pierworodnego Syna, aby zademonstrować swoją do nas miłość, są oczywiście w błędzie, a nawet i w rozpowszechnianym przez Kościół obłędzie. Ludzki ojciec, który by zrobił ze swym dorastającym synem podobnie obrzydliwą rzecz, winien być traktowany jako groźny psychopata, a nie jako osoba naśladowania godna. Będące wzorem dla postępku „Boga” chrześcijan, mordowanie i całopalenia własnych dzieci, by umocnić swą „ojcowską” władzę nad urbi et orbi, rzeczywiście miało miejsce w starożytnym Izraelu i w krajach doń ościennych. Była to socjotechnika umacniania swej władzy przez starożytnych, zwyrodniałych gangsterów, opisana w starotestamentowej opowieści o „odkupicielskim” umęczeniu Sługi bożego (Izajasz, rozdział 53). To przecież właśnie z tego starożytnego „etosu hibri”, czyli bandytów, wzięło się angielskie określenie „godfather” („bóg ojciec”) dla określenia szefa mafii „którego imienia nie należy nadużywać” (Wj. 20, 7). Terminem zaś „święty” w amerykańskim kryminalnym slangu od ponad stulecia określa się co znaczniejszych mafiosów.
Po drugie. Tak jak święty Paweł zalecał Ojcom Kościoła naśladowanie swego zachowania (etosu) hebrajskiego przechrzty, w młodości „dyszącego groźbą i żądzą mordu” (Dz. 9, 1), tak święty Piotr (lub inny autor listu pod Piotra się podszywający) zalecał naiwnym chrześcijanom imitację zachowania się Chrystusa, który „okazywał cierpliwość, cierpiąc za dobre uczynki, grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo (krzyża) abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli, jego sińce uleczyły was” (I Piotr 2, 24; Izajasz 53, 12, Hebr. 9, 28). Otóż nie sprzeciwianie się doznanym szykanom jest w swej istocie cichą kolaboracją z podłym światem przestępczym. Jest to bowiem dokładnie tak, jakby będąc zaatakowany przez jakieś pasożyty, nie bronić się przeciw nim, tylko zrobić z siebie dla tych pasożytów pożywkę, automatycznie potęgując w ten sposób infekcję, która z czasem, nie zwalczana, może objąć całą „ewangelizowaną” społeczność. No ale jaki Ojciec taki i Syn, jeśli Jezus z Nazaretu naprawdę, jak sugerują to teksty Nowego Testamentu, z pokorą przyjął na siebie rolę „baranka bożego”, który „nie otworzył swych ust, jak jagnię na rzeź prowadzone” (Iz. 53, 7), to należy go traktować go na równi z jego Ojcem-synobójcą. To, że wzorujący się na naukach Piotra i Pawła kler zachwala taką bierność wobec ewidentnych niesprawiedliwości, da się tylko zrozumieć w świetle znamiennych słów Jezusa przytoczonych przez ewangelistę Łukasza „To co u ludzi (Kościoła) jest wyniosłe, obrzydliwością jest przed Bogiem” (16, 15).
Po trzecie, programowe powstrzymywanie się od reakcji obronnych przeciw wysyłanym przez „Pana Zastępów” (ang. Godfather) pasożytom, musi prowadzać do osłabienia organizmu społecznego jak całości, a zatem do jego „zniewieścienia”, polegającego właśnie na uległości wobec perwersyjnych zachcianek „Pana”, który „umiłował kogo umiłował i zlitował się nad kim się zlitował”. Jak przypomina to Milton Himmelfarb, to znamionujące hebrajskość kultury „zniewieścienie” piętnował u współczesnych mu Anglików Matthew Arnold już w 1869 roku. Ponieważ zaś osobniki zniewieściałe do swego przeżycia potrzebują o wiele więcej wygód niż osobniki zahartowane, więc cała kultura judeo-chrześcijańska z czasem musiała się przekształcić się w najzwyklejszy terror konieczności używania coraz to bardziej upraszczających i wyjaławiających życie artefaktów, komputer na którym powyższe słowa zostały wyświetlone w to włączając. W tym kulturowym „zniewieścieniu”, którego symbolem w Polsce jest dodatek do „Gazety Wyborczej” pod tytułem „Wysokie obcasy”, należy się doszukiwać przyczyn coraz agresywniejszego „udomowienia” naszej planety – osoby mężne tych wszystkich wypchanych komfortem domów, samochodów oraz biur po prostu nie potrzebują. Interesującymi przykładami „zniewieścienia” współczesnej lumpen-kultury politycznej są epizody najzwyklejszej histerii (od gr. hystera – macica), jakimi byliśmy świadkami w Polsce pod koniec 1990 roku, gdy w drugiej turze wyborów prezydenckich kontrkandydatem Wałęsy został Stan Tymiński, oraz we Francji w 11 lat później, gdy do drugiej tury wyborów prezydenckich przedostał się „antyglobalistycznie” nastawiony lokalny nacjonalista Jean-Marie Le Pen. Histeryczny wrzask, jaki z tego powodu podnieśli czy to polscy, czy francuscy „hibri” („pokojowi bandyci mediów”), słyszalny był wtedy chyba w całym Układzie Słonecznym.
Po czwarte, wskutek usztywnienia poznawczego (rodzaju sklerozy mózgu) rozpowszechnianej przez Ojców Kościoła – a następnie przez „darwinowsko” nastawionych nowoczesnych scholarchów – osobniki o nastawieniu „hebrajsko-darwinistycznym” muszą mieć bardzo ograniczony, jako że nie ćwiczony w samodzielnej obserwacji przyrody, osobisty aparat poznawczy. W tej sytuacji, charakterystycznej szczególnie dla silnie „zhebraizowanej” protestanckiej burżuazji, musiało dojść do rozkwitu, głównie dzięki kontrolowanym przez Kapitał (oraz kolaborujący z tym Kapitałem Kościół) mass mediom, tak zwanej fałszywej świadomości, polegającej na życiu stosunkowo szerokich warstw ludności w świecie zbrodniczych wręcz iluzji stworzonych przez religię oraz technikę. By przypomnieć tutaj nie tak dawne zapewnienie w Kongresie USA jednego z religijnie nastawionych tamtejszych senatorów, że „jak się wyrąbie ostatnie drzewo, to Chrystus powróci” (słychać w tym amerykańskim, senatorskim religijnym zapewnieniu wciąż ten sam, "ludowo-psychotyczny" refren piosenki Grześkowiaka „jak się żywe napatocy, nie pożyje ani nocy”).
Takie zjawisko masowego samozatrucia się, oddającego się czytelnictwu Biblii społeczeństwa, wystąpiło już dwa tysiące lat temu w starożytnym Izraelu i to nie bez przyczyny Jezus z Nazaretu nakłaniał swych uczniów do ćwiczenia organu wzroku, a nie psującego ten organ poznania bezustannego wysiadywania nad świętymi tekstami „bo jeśli światło, które w tobie jest, ciemnością jest, sama ciemność jakąż będzie?”
c.d.n.
________________________________________
(1) Milton Himmelfarb “Hebraism & Hellenism Now”, Commentary, Vol. 48, No. 1, July 1969
(2) Pojęcie „ibri” jest znane nawet niektórym publicystom w Polsce. Na przykład na blogu www.Waldemar-Rajca.blog.onet.pl znalazłem wpis: „Ci Hebrajczycy (źródłosłów: ibri = włóczęga, rabuś) z listy telewizyjnej niepodzielnie zawładnęli opinią publiczną w USA. Tak samo dzieje się i u nas, w Polsce, gdzie też pierze się mózgi. Jak myślisz, ilu Hebrajczyków zasiada u nas w TV, sądownictwie, szkołach, instytutach naukowych, izbach lekarskich...? To według Ciebie i mnie są zdrajcy narodu polskiego, jak również ci, którzy na taką sytuację pozwolili. Ja oczywiście bym zamknął ich w ciemnicy na długie lata, przywiązał do pręgierza na rynku lub kazał ich wybatożyć (kaczy hycel, 2008-12-14 00:51)
|