W 2006 roku napisałem ironiczny tekst
Naród, który głupotę nazywa odwagą.
Mam do tego moralne prawo - bo bronię honoru Polaków zawsze wtedy - gdy jesteśmy pomawiani.
Ale przyznanie się do błędu jest niezbędnym warunkiem, by zmienić swoje postępowanie i tych błędów nie popełniać więcej.
Gdy w 1993 roku usłyszałem, że jakiś Polak zabił w RPA czarnoskórego działacza politycznego - to pomyślałem, że musiał być przez kogoś podpuszczony, bo nie jest w interesie Polski "wsadzać ręki między drzwi" rozgrywek politycznych na południu Afryki.
Kiedy kilka dni temu przeczytałem, że z Janusza Walusia robią bohatera, a nawet posuwają się do ŻAŁOSNEGO przyrównania do "żołnierzy wyklętych" to odszukałem informacje o tym - co naprawdę wydarzyło się w 1993 roku.
Zamieściłem więc tekst Richarda Williama Johnsona
Nowy grzech pierwotny Południowej Afryki – zabójstwo Chrisa Haniego.
Tekst ten aż nadto wyraźnie dowodzi, że Janusz Waluś był skończonym frajerem, który zmarnował sobie życie i został wykorzystany do pozbycia się przez murzyńskiego bandziora innego bandziora - w walce o pozycję polityczną w nowo tworzonym systemie politycznym RPA.
Współczuję Walusiowi i myślę, że chciałby teraz pożyć trochę w spokoju - póki życia starcza.
Dlatego WSZYSTKIE próby wciągnięcia Walusia do obecnych rozgrywek politycznych uważam za haniebne!
Nie ma nawet pewności - czy to Waluś zabił Chrisa Haniego bo do zabójstwa skierowane zostały co najmniej dwie ekipy, a Walusia - jako mordercę wskazała agentka tajnych służb, które kierowały akcją zabójstwa.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że na zabójstwie Chrisa Haniego zyskał gangster o nazwisku Joe Modise.
Nie ulega też wątpliwości, że Janusz Waluś otarł się o śmierć - bo został skazany na karę śmierci - zamienioną na dożywocie i przez 30 lat gnił w więzieniu.
Wypadałoby dać Mu spokój i pozwolić wykorzystać resztę życia.