Jako uczeń Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Krakowie jeden-jedyny raz zostałem przymuszony do uczestnictwa w jakiejś politycznej uroczystości tamtych czasów.
Generalnie dyrektorzy - artyści potrafili wymigać się od jakiegokolwiek związku z polityką tamtych lat.
Lecz historyk sztuki z wykształcenia - który został dyrektorem po nieodżałowanym Józefie Kluzie, nie potrafił skutecznie przeciwstawić się takim wymaganiom ówczesnej władzy i jeden raz zostaliśmy wezwani na jakąś uroczystość z udziałem partyjniaków.
Musiało to być coś związanego z ZSRR, bo wraz z kolegami urządziliśmy szczeniacką prowokację.
Stojąc na samym końcu zbiegowiska - po przemówieniach dygnitarzy na zmianę wykrzykiwaliśmy:
"Niech żyje Związek Radziecki".
Na co pozostali powtarzali
"niech żyje, niech żyje, nich żyje".
I wtedy najgłośniej - jak mogłem wykrzyczałem:
"niech żyje..... Ale za własne pieniądze!"
Tą historię podam jako ilustrację dla zjawiska które ma obecnie miejsce w Muzeum Narodowym w Warszawie.
https://kultura.onet.pl/wiadomosci/kontrowersyjne-dziela-natalii-ll-i-katarzyny-kozyry-ponownie-zawisna-w-muzeum/pf26rfn
W 2015 roku napisałem do pisowskiego Ministra Kultury i wicepremiera zarazem Piotra Glińskiego, krótką diagnozę stanu polskiej kultury.
Wydałem bardzo jednoznaczny osąd, że kontrolę nad polską kulturą posiada poststalinowska żydoholota, która finansowana jest z pieniędzy zabranych Polakom!
Na moje zapytanie o stanowisko Ministra w tej sprawie Gliński nigdy nie odpowiedział. Za to mizdrzył się do wiadomej nacji i bardzo skuteczne blokował prezentację polskiej kultury - w podległych mu muzeach.
Od tego czasu kilka razy dokonał pozorowanych zagrywek służących zakłamaniu jego prawdziwej polityki. Ale ja się na to już nie nabrałem.
I podejrzewam, że w wypadku przytoczonej dziś zagrywki z jakimiś ŚMIECIAMI mającymi "powrócić" do Muzeum Narodowego w Warszawie, mamy do czynienia z akcją skorygowaną z samym Glińskim.
Dwie upośledzone kobiety: niejaka Natalia LL i Katarzyna Kozyra mają być "z powrotem" eksponowane w Muzeum.
Jak to się mogło stać?
Otóż nie dopuszczono do Muzeum ŻADNYCH polskich dzieł sztuki, by zatrzymać miejsce dla tych wariatek.
W tym miejscu muszę przypomnieć: czym jest dzieło sztuki.
Jego początki związane były z ogromnym trudem przełamania niewyobrażalnych dziś barier technologicznych.
Wyłupanie potężnych bloków marmuru za pomocą prymitywnych narzędzi i przewiezienie ich setki kilometrów - to była wielka sztuka.
A gdy rzeźbiarz stworzy z nich dzieła w których czuć było coś więcej - niż wizerunek, bo coś na kształt "cudu stworzenia", to możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z dziełem sztuki.
Równie trudne było przełamywanie barier technologicznych w malarstwie.
Trzeba było najpierw odkryć trwałe podłoże, a potem latami uczyć się tworzenia farb, bo sami artyści musieli je wykonywać. Na końcu tego wysiłku powstało dzieło "namaszczone ręką Boga".
To były rzeczywiste dzieła sztuki.
A dziś ktoś chce Państwu wmówić, że zabicie konia i rejestracja filmowa tego bandyckiego działania jest "dziełem sztuki".
Albo kilkanaście nieudolnych fotografii pokazujących kobietę połykającą banana ma być "dziełem sztuki".
Tego - kto przyjął takie coś do "Muzeum" powinno się natychmiast wysłać na leczenie psychiatryczne. Podobnie jak wspomniane "artystki": Natalię LL i Katarzynę Kozyrę.
Ponieważ jestem tolerancyjny to - za wyjątkiem mordowania kolejnych zwierząt, nie będę zabraniał nikomu głupich zabaw.
Niechaj jednak robią to
za własne pieniądze i we własnych lokalach. Mogą nawet wybudować własne "muzea" - jeżeli wujek Soros sypnie kasą.
Ale od polskiej przestrzeni wystawienniczej WARA im!
Jak widać dawno nie zabierałem głosu w temacie kultury dlatego powróciły upiory bolszewizmu do polskich muzeów.
Artysta i teoretyk kultury
Artur Łoboda
Fundacja Promocji Kultury