Dzisiejsze media podały, że członek załogi Jaka-40, lądujacego w Smoleńsku godzinę przed katastrofą Tu-154, który kwestionował wyniki polskich i rosyjskich badań tragedii z 10 kwietnia, najprawdopodobniej "popełnił samobójstwo".
"Mężczyzna zginął dziś w nocy. Policjanci z Komendy Stołecznej wstępnie stwierdzili, że było to samobójstwo i wykluczyli udział osób trzecich. W rozmowie z naszym reporterem aspirant Mariusz Mrozek stwierdził, że zgon mężczyzny bada już prokuratura w Piasecznie.
Oskarżał kontrolerów lotu o złamanie procedur.
Kilka miesięcy po katastrofie mężczyzna publicznie twierdził, że kontrolerzy ze Smoleńska złamali przepisy. Rosjanie mieli wydać załogom jaka, tupolewa i rosyjskiego iła komendy schodzenia nie na 100, ale na niedopuszczalną na smoleńskim lotnisku wysokość 50 metrów. Mężczyzna mówił też o tym, że przed katastrofą tupolewa słyszał dwa wybuchy. Nie umiał jednak powiedzieć, jaka była ich przyczyna.
Prokuratorzy zajmujący się badaniem katastrofy smoleńskiej już w 2010 roku zabezpieczyli nagrania z magnetofonu pokładowego Jaka, które rzekomo mają zawierać zapis sprzecznych z przepisami komend. Do tej pory nie przedstawili jednak żadnych wyników badań tych taśm.
Gdyby okazało się, że Rosjanie rzeczywiście wydawali komendy mówiące nie o 100, ale o 50 metrach, rzuciłoby to nowe światło na badanie przyczyn katastrofy. Co więcej, świadczyłoby to również o tym, że stenogramy rozmów załogi tupolewa z wieżą kontroli lotów zawierają błąd. Zdanie wypowiadane przez kontrolera brzmi w nich bowiem: "A, polski sto jeden, i od stu metrów być przygotowanym do odejścia na drugi krąg."".
Piotr Glinkowski
Maciej Nycz
|