W dwa dni po Marszu Niepodległości oraz dzień po wystąpieniu rzecznika MSZ Izraela, który wezwał polskie władze do stanowczej reakcji wobec organizatorów
tego Marszu (pisałem o tym w poprzednim tekście: "Goebbels wiecznie żywy, czyli Marsz Niepodległości w mediach" http://naszeblogi.pl/48698-goebbels-wiecznie-zywy-czyli-marsz-niepodleglosci-w-mediach ) podczas swej wizyty w Krapkowicach na Opolszczyźnie głos zabrał (P)AD.
Odnosząc się do Marszu powiedział, między innymi:
"Ogromnie boleję nad tym, jeżeli ktokolwiek jakieś inne kryteria w polskim społeczeństwie zaczyna wprowadzać, jeżeli ktoś mówi o Polsce, która ma być tylko dla Polaków." (wyróżnienie i podkreślenie moje)
(https://www.pch24.pl/andrzej-duda--w-polsce-nie-ma-miejsca-na-ksenofobie--nacjonalizm-i-antysemityzm,56136,i.html (link is external) )
Gdyby to powiedział "ktoś z ulicy", "zwykły obywatel", to można by potraktować tę wypowiedź jako jego prywatną opinię i nawet, pewnie, nie warto byłoby na to zareagować.
Kiedy jednak takie słowa wypowiada osoba sprawująca najwyższy urząd w państwie - osoba sprawująca funkcję Prezydenta Polski, to te słowa trzeba traktować "oficjalnie".
I nie można "przejść nad nimi do porządku dziennego".
Art. 1. Konstytucji RP z 1997 roku brzmi:
"Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli."
Art. 4, pkt. 1 tejże Konstytucji brzmi:
"Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu."
W preambule do tejże Konstytucji są zapisane słowa:
"...my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej...ustanawiamy
Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa"
Zapisy te wprost i jednoznacznie mówią, że:
Polska jest własnością ("dobrem wspólnym", "przestrzenią wspólną") JEDNEGO narodu (na ten temat będzie następny mój tekst);
tym JEDNYM (JEDYNYM) narodem, który jest właścicielem Polski, jest Naród Polski;
wszyscy obywatele polscy stanowią NARÓD POLSKI.
Konstytucja z 1997 roku może nam się podobać lub nie, ale póki nie zostanie zmieniona, to żaden urzędnik - nawet jeśli sprawuje najwyższy urząd w państwie – nie ma żadnych uprawnień (bo niby skąd), aby wychodzić poza jej porządek normatywny i narzucać swoje "porządki".
Skoro wszyscy obywatele polscy stanowią Naród Polski, to z tego wynika tylko jedno – każdy polski obywatel jest Polakiem.
Tak, jak każdy obywatel USA jest "Amerykaninem".
Tak samo, jak każdy obywatel Jugosławii był Jugosłowianinem.
Jakim więc "prawem" Panie Prezydencie, ingeruje Pan w podstawowy zapis Konstytucji?
Suwerenami w Polsce jesteśmy MY – Polacy.
Jako Naród Polski, jako ogół Polaków, jesteśmy suwerenem zbiorczym w Polsce,
a Polska jest NASZYM "dobrem wspólnym", NASZĄ "wspólną własnością", NASZĄ "przestrzenią wspólną" ... .
I jest to FAKT, stanowiący podstawowy wyznacznik każdego porządku PRAWNEGO, odnoszącego się do naszej "przestrzeni wspólnej" (czyli Polski).
I to nawet wtedy, jeśli nie byłoby to zapisane w Konstytucji z 1997 roku!
Bo MY – suweren jesteśmy ponad każdą konstytucją, z tego względu,
że konstytucja to WYRAZ NASZEJ WOLI!
Nic więcej!
(Więcej na ten temat w książce: "W poszukiwaniu suwerena. Czy każdy z nas jest suwerenem?", 2009 r. lub , na przykład, w tekście: "Ja, (współ)suweren... Bój to jest wasz ostatni." http://naszeblogi.pl/47506-ja-wspolsuweren-boj-jest-wasz-ostatni )
Dlaczego Pan, Panie Prezydencie, uzurpuje sobie "uprawnienie", aby ingerować w NASZE prawa fundamentalne (suwerenne)?
Jest Pan obecnie "najwyższym" urzędnikiem w państwie polskim, ale.... jednak tylko urzędnikiem.
Pełni Pan funkcję prezydenta - opisaną w Konstytucji i w ustawach niższego rzędu – i ma Pan tylko te kompetencje, które Panu te ustawy wyznaczyły.
Suwerenami jesteśmy MY – Polacy!
Tekst ten mógłby zakończyć się na powyższym zdaniu, jednak domyślam się:
przywołany powyżej przykład Jugosławii skłoniłby co poniektórych, do relatywizowania i bronienia (P)ADa poprzez udowadnianie, że rozpad tego państwa stanowi przesłankę do kwestionowania zacytowanych powyżej zapisów Konstytucji;
(mam wiele uwag do tej Konstytucji, ale póki nie zostanie ona przez NAS – Naród Polski zmieniona, to obowiązuje ona każdego urzędnika w Polsce!)
brak dogłębnego wyjaśnienia, jak to jest, że każdy polski obywatel, a więc z pochodzenia np. Wietnamczyk, czy Pół-Wietnamczyk (w programie "Jaka to melodia" wystąpiła np. Pani z Mongolii, od 17 lat mieszkająca w Polsce, mająca męża Polaka, pięknie mówiąca po polsku) jest Polakiem, mogłoby "podnieść ciśnienie" niejednemu mojemu rodakowi; zupełnie niepotrzebnie.
W dzień po Marszu Niepodległości do chóru szkalującego to wydarzenie przyłączył się "niedoszły premier PISu", Piotr Gliński, który przy okazji "zabłysnął" taką "koncepcją" narodu:
"Nie ma zgody żeby w przestrzeni publicznej funkcjonowało wsparcie dla wspólnoty narodowej w sensie etnicznym; popieramy myślenie narodowe w sensie narodu kulturowego"
Jak widać, Pan Gliński, noszący tytuł profesora, pełniący funkcję wicepremiera, podobnie jak PAD, nie zna obowiązującej Konstytucji.
Albo udaje, że jej nie zna!
Jednak jego obowiązkiem jest Konstytucję znać i ją stosować.
A – jak to zostało już powiedziane - Konstytucja nie daje żadnemu urzędnikowi uprawnienia do redukowania Narodu Polskiego do "faktu kulturowego".
Co więcej, NAS – Polaków (w sensie etnicznym) jest w Polsce blisko 100% (nie licząc gości, nie mających obywatelstwa) - może 99%, może 98% i nikt nie ma żadnego "prawa", "uprawnienia", "upoważnienia" itd., aby móc zabraniać NAM postrzegania siebie samych jako WSPÓLNOTY ETNICZNEJ (Naród Polski), w ramach trochę szerszej wspólnoty: Narodu Polskiego rozumianego jako wspólnota polityczna (tzw. koncepcja "narodu politycznego" – "narodu obywatelskiego").
Określenie Naród Polski jest więc, za sprawą Konstytucji, homonimem opisującym 2 zbiory osób, z których jeden zbiór (Naród Polski - etniczny), zawiera się w szerszym zbiorze (Naród Polski – polityczny).
W przypadku Polski, jednak, te dwa powyższe zbiory są prawie tożsame – "naród polski etniczny" tylko w niewielkim stopniu ma węższy "zakres" niż "naród polski polityczny/obywatelski".
I to wielu osobom bardzo się nie podoba!
Byliby szczęśliwi, gdyby udało się wypchnąć na emigrację kolejne miliony Polaków,
a na ich miejsce sprowadzić kolejne miliony Ukraińców.
Nie bez przyczyny w ministerstwie Gowina trwają prace nad dalszymi ułatwieniami do osiedlania się w Polsce przybyszy ze Wschodu, w tym nad przyśpieszonym nadawaniem im obywatelstwa.
Do XXI wieku sformułowano wiele koncepcji narodu, w tym takie brednie, jak powyżej zaprezentowana przez Pana Glińskiego.
Przebić ją może, chyba, jedynie teoria narodu, którego jedynym wyznacznikiem jest wola jego "członków". Czyli, jeśli dzisiaj czuję się Chińczykiem, to jestem Chińczykiem, a jeśli jutro poczuję, że jestem Japończykiem, to jestem Japończykiem.
Żeby było zabawniej – teoria ta ma sporo wyznawców, choć oni sami nie wiedzą lub nie chcą tego wiedzieć i choć są przy tym przekonani, że należą do narodu etnicznego, co więcej – do etnicznego "narodu wybranego".
Ot, taki paradoks!
(O tym szerszej w następnym tekście)
Podstawowe, najbardziej rozpowszechnione rozumienie narodu, rozumienie, które ostatecznie rozbiło monarchiczny porządek w Europie (wcale nie tak dawno – to tylko 100 lat, jeden wiek) to rozumienie narodu jako wspólnoty etnicznej.
Jako zbioru osób, mieszkających w określonej "przestrzeni wspólnej", połączonych:
przekonaniem, że są ze sobą spokrewnieni, bo mają wspólnych przodków
(w Polsce wystarczy zrobić sobie własne drzewo genealogiczne sięgające kilka/ kilkanaście pokoleń wstecz, aby już się o tym przekonać);
wspólną historią;
wspólną kulturą;
wspólnym językiem;
najczęściej także "wspólnym dorobkiem", czyli własnym państwem, a przy jego braku - pragnieniem jego posiadania.
...
Naród tworzy więc z jednej strony określone wyobrażenie osób o tym, że należą do tego narodu, a z drugiej strony – szereg "elementów" faktycznych (ich lista nie jest enumeratywna).
Same "elementy" faktyczne nie tworzą narodu – przykład NRD, Jugosławii, Związku Radzieckiego itd. Kiedy "enerdowcy", Jugosłowianie, "ludzie radzieccy" przestali postrzegać siebie jako "enerdowców", Jugosłowian, "ludzi radzieckich", a poczuli się, na przykład, Niemcami, Serbami, Chorwatami, Rosjanami, to efemerydami okazały się ich "narody": enerdowski, radziecki, jugosłowiański.
A przy okazji – ich państwa.
W tym miejscu większość czytelników, bez problemu, wychwyciło, że wszystkie powyżej przywołane, jako przykład, "narody", nie były narodami sensu stricto, nie były narodami etnicznymi, ale były tzw. "narodami politycznymi".
Oczywiście, istnieją "narody polityczne", które pomimo różnych wewnętrznych perturbacji, wydają się być w miarę trwałe: są to, przede wszystkim, wszystkie te kolonie państw zachodnioeuropejskich, zakładane w Amerykach, w Australii i w Nowej Zelandii, gdzie rdzenna ludność została zdziesiątkowana, a "naród" składa się prawie w całości z kolonizatorów.
Nie jest to jednak temat tego tekstu.
Dla jego potrzeb wystarczająca jest konstatacja, że "naród polityczny" jest "narodem wymyślonym", pewną fikcją prawną, która wyrosła z potrzeby rozwiązania problemu wypływającego ze stwierdzenia faktu, że:
we współczesnym świecie nie istnieją już państwa w 100% narodowe w sensie etnicznym;
wszystkie osoby, które są obywatelami tego państwa, muszą mieć RÓWNE prawa i - o czym, jak widać, wielu zapomina - RÓWNE obowiązki.
Pomijam w tym miejscu kwestię obywatelstw nadanych (szczególnie jeśli jest to drugie, trzecie.... siódme obywatelstwo) i problem, czy zostało ono słusznie (prawidłowo) nadane i czy jego nadanie nie jest okradzeniem, na przykład, NAS – Polaków (czyli wszystkich dotychczasowych obywateli polskich) z części naszej (współ)własności po to, aby bezprawnie przydzielić ją osobie, która:
nie jest częścią naszej wspólnoty narodowej;
nie zamierza być częścią naszej wspólnoty narodowej;
jej postawa, w tym wyznawany światopogląd, nie daje gwarancji, że kiedykolwiek może stać się częścią tej wspólnoty.
Jest to jeden z największych problemów obecnej naszej polskiej rzeczywistości,
w której w tej kwestii (nie)rządy działają (zarówno ten, jak i poprzednie) za plecami NAS – Polaków i wbrew WOLI przygniatającej większości z NAS.
Reasumując:
bez względu na to, czy ktoś jest Polakiem – jedną z osób tworzących naród polski etniczny, czy jest Polakiem, który jest jedną z osób tworzących naród polski polityczny/obywatelski to każdy Polak jest współwłaścicielem Polski, bo Polska jest NASZYM „dobrem wspólnym”;
Polska jest własnością Polaków, naszym "dobrem wspólnym", naszą "przestrzenią wspólną"...;
Polska nie jest własnością żadnej osoby, która nie jest Polakiem; każdy, kto wysuwa pod tym względem jakieś roszczenia, powinien być przez państwo polskie prawnie ścigany;
każdy Polak - bez względu na to, czy jest Polakiem etnicznym, czy nim nie jest – ma nie tylko RÓWNE PRAWA, ale i RÓWNE OBOWIĄZKI wobec "wspólnoty polskiej"; podstawowym obowiązkiem jest lojalność wobec tej wspólnoty.
Lojalność wobec wspólnoty i wobec państwa – najważniejszej „własności” tej wspólnoty – to nić innego niż PATRIOTYZM.
Dzisiaj MY – Polacy doświadczamy jednak szokujących zachowań osób, które mają obywatelstwo polskie, a więc które powinny wspierać, nagłaśniać, podtrzymywać każdy przejaw patriotyzmu.
A co widzimy?
Niesamowite szkalowanie NAS – Polaków, realizowane przy wsparciu i na zamówienie wielu "ośrodków" spoza Polski.
W bełkocie, który ma miejsce, ciągle słyszymy o "mowie nienawiści".
Rzecz jasna, żadna "mowa nienawiści" nie istnieje – jeżeli określone wypowiedzi nie naruszają norm karnych (zapisanych w KK i w KW), to są one wyrazem naszej WOLNOŚCI wyrażania swoich poglądów, bo to normy karne wyznaczają jedyną bezwzględnie obowiązującą granicę wypowiedzi.
"Mową nienawiści" nie posługiwało się 100% uczestników 60- tysięcznego Marszu Niepodległości – za wyjątkiem grupki prowokatorów, którzy wcisnęli się w środek Marszu, w połowie jego trwania. Ci powinni być ścigani z całą surowością, przewidzianą w prawie karnym, przede wszystkim za umożliwienie szkalowania wizerunku Polski i Polaków w świecie.
Z "mową nienawiści" – czyli przestępstwami opisanymi w Kodeksie Karnym i w Kodeksie Wykroczeń – mamy jednak do czynienia od miesiąca prawie codziennie.
Wystarczy włączyć telewizor lub laptop. Aby to sobie uświadomić wystarczy przypomnieć sobie następujące uregulowania Kodeksu Karnego.
" Art. 212.
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2.
Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku"
"Art. 133.
Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."
"Art. 119.
§ 1. Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5..."
"Art. 126a.
Kto publicznie nawołuje do popełnienia czynu określonego w art. 118, 118a, 119 § 1, art. 120 – 125 lub publicznie pochwala popełnienie czynu określonego w tych przepisach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5."
"Art.
191. § 1. Kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu
zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."
Prokuratura, gdyby prawidłowo chciała wypełnić swoje obowiązki, miałaby roboty
nie na miesiące, ale na lata.
Przede wszystkim powinna ścigać wszystkich, którzy nawołują do delegalizacji Marszu Niepodległości, a także wszystkich tych, którzy kłamliwie opisują uczestników tegorocznego Marszu.
Myślę, że powinna zainteresować się także wystąpieniem G. Gronkiewicz – Waltz dotyczącym wniosku o delegalizację ONR, a także wszystkimi wypowiedziami aparatczyków z (P)artii (O)szustów i z jej klonu, dotyczącymi Marszu niepodległości.
I na koniec – powinna przyjrzeć się działalności co poniektórych osób, w szczególności pełniących funkcje publiczne, czy nie zachodzą, dodatkowo, przesłanki odpowiedzialności z art. 127 KK.
"Art. 127.
§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.
§2.
Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3."
Przemoc, bowiem, to nie tylko przemoc fizyczna.
Przemoc może mieć, bowiem, także postać dążenia do utrwalenia w przepisach określonych ukształtowań rzeczywistości wbrew WOLI NARODU, w sytuacji, kiedy system polityczny, w tym system wyborczy, uniemożliwia temu NARODOWI – w całości lub w części - faktyczne decydowanie o swoim "dobru wspólnym".
(Więcej na ten temat w tekstach:
„25 (70) lat bandytyzmu pod szyldem i w majestacie państwa polskiego”
http://naszeblogi.pl/50847-25-70-lat-bandytyzmu-pod-szyldem-i-w-majestacie-panstwa
„Czy w Polsce rządzi mafia?”
http://naszeblogi.pl/47571-czy-w-polsce-rzadzi-mafia
„Jak sfałszowano (nie tylko) te wybory”
http://naszeblogi.pl/51226-jak-sfalszowano-nie-tylko-te-wybory
i w wielu innych tekstach publikowanych, m.in., na wymienionych pod tym tekstem portalach)
I na koniec refleksja – kim jest ta hałaśliwa i tupeciarska de facto garstka ludzi, która, "robiąc ludziom wodę z mózgów", ingeruje w Nasze - Polaków suwerenne prawa, łamiąc przy tym obowiązujące w Naszej – Polaków "przestrzeni wspólnej", czyli w państwie polskim, normy prawne?
Najbardziej agresywni wobec Polaków i Polski są różnej maści komucho-faszyści i liberało-faszyści, atakujący nas Polaków-patriotów, przy użyciu... oskarżenia o faszyzm.
Jest to klasyczny zabieg propagandowy stosowany zarówno przez Niemców - faszystów, jak też przez komuchów z wszystkich państw, ze szczególnym "uwzględnieniem" stalinowców, polegający na przypisaniu swoich nagannych cech i swoich nagannych postaw atakowanemu podmiotowi.
Powyższa wskazana "okoliczność" nie jest żadnym przypadkiem.
W bardzo wielu przypadkach rodzice, czy dziadkowie tych osób byli "utrwalaczami władzy ludowej": należeli do PZPR, ZSL, SD, pracowali w "resortach siłowych" itd.
Całe to "środowisko" płynnie weszło w III RP za przyczyną spisku w Magdalence i cyrku okrągłostołowego, zamieniając z czasem lojalność wobec Moskwy na lojalność wobec Brukseli lub innego jeszcze „ośrodka”.
Wielu z tych „utrwalaczy” do Polski "zostało przywiezionych" na "sowieckich bagnetach" lub pod ich osłoną.
To smutne, że po 70 latach oni lub ich potomkowie, zamiast wdzięczności i lojalności wobec wspólnoty narodowej, która ich przygarnęła, dzięki której i kosztem której tuczyli się przez dziesięciolecia, przejawiają teraz wobec przedstawicieli tej wspólnoty nienawiść i agresję.
Oczywiście, nie może być na to przyzwolenia.
Fundamentalny - przysługujący każdej osobie, której PRAWA są zagrożone lub gwałcone – odruch samoobrony, wymaga, aby przeciwstawić się tej "mowie nienawiści" wobec Polski i Polaków.
Tej "mowie nienawiści", która jest expressis verbis opisana w polskich normach karnych.
|