Jacek
- Nie jestem w dobrej formie fizycznej, od tego trzeba zacząć, a w ogóle to dzisiaj mam taki nastrój, że uważam, że wszystko jest do dupy oprócz lewatywy – ale to nic pogadamy sobie, bo oprócz tego wspaniałego wiersza, który mi zadedykowałeś nie wiem, jaki kierunek będzie naszej rozmowy.
Wiesław
- Kierunek, a po co nam kierunek i tak on sam nam wyskoczy, bo są rzeczy przecież ważne dla ciebie; zajmujesz się rzeźbą, ona – tak przypuszczam – niesie cię przez świat, więc patrzysz jej oczami, czujesz jej formą i podążasz wraz z nią w nieznane.
Jacek
- Jest grupa ludzi, która bardzo chętnie mówi o swoich pracach. Ja jestem milczkiem. Zresztą uważam, że rzeźba czy obraz powinien krytycznie sam się tłumaczyć, może nie zawsze może... A jeśli chodzi o rzeźbienie to głównym powodem jest przyjemność tworzenia czy robienia rzeźby.
Wiesław
- Bardzo rzadko zwracam się do kogokolwiek z taką propozycją rozmowy. Przez dłuższy czas przygotowywałem się także do tego aby podjąć trud rozmowy z Tobą. Byliśmy w różnych sytuacjach a jak wiesz nie wszyscy wytrzymują to tempo w jakim my tu żyjemy w tym przepięknym miejscu jakim jest SZLAK KRÓLEWSKI.
Jacek
- Bez piwa trudno się rozmawia.
Wiesław
- Ja jestem po piwie.
Jacek
- Ja jestem przed
Wiesław
- No Jacku to musisz cierpieć ... niestety spóźniłeś się.
Jacek
- Wiesz, dobre myśli Sokole przychodzą mi do głowy jak ciebie słucham.
Wiesław
- Więc pomogę ci, w AUTORSKIEJ GALERII ZA w ramach XVI FESTIWALU SZTUKI NAJNOWSZEJ ZA są teraz eksponowane Twoje medale. Od wielu miesięcy oglądam je. Nie chodzi mi o takie czy inne tytuły, ale te medale są zrobione wręcz z niezwykłą wrażliwością.
Jacek
- Tak, tak to są medale, które zrobiłem bardzo dawno, bo w latach siedemdziesiątych, czyli taki średni gierek, nawet niektóre z nich są robione w czasach moich studiów. Bo od tego powinienem zacząć, że jest to jakby nawiązanie to tych czasów tzw. szlaku, o który ocierałem się, bo nie uczestniczyłem w nim tak jak ty czy wielu innych kolegów z tamtego czasu. Tak się złożyło, że mijaliśmy się - Jurry zwłaszcza wpadał mi w oko, bo chodził on w mundurze takim jakimś dziwnym.
Medale, które są u ciebie, są właśnie z tamtego okresu, ale potem też powstało sporo, może będzie okazja, byś kiedyś je sobie obejrzał.
Medal to jest też oczywiście rzeźba, tylko że mała; ma coś w sobie z malarstwa, bo ten trzeci wymiar jest skrócony – w malarstwie przecież trzeci wymiar nie istnieje, jest iluzją a w medalu jest skrócony do paru procent. Stąd można w zwykłej płaskiej rzeźbie pokazać bryłę głowy, twarzy.
Wiesław
- jak się zorientowałem z naszych wcześniejszych rozmów, to masz rodzinę, która zajmuje się w taki czy inny sposób sztuką. Czy ci ta sytuacja pomaga, przeszkadza czy też szkodzi. Nie wiem dokładnie, możesz mnie zweryfikować – ojciec Twój był rzeźbiarzem, masz żonę, która jest aktorką – to rzadko się zdarza, że jest taka atmosfera pozytywna dla sztuki w domu w rodzinie. Mogę więc przypuszczać, że w gronie ludzi sobie bliskich masz tych co cię psychicznie wspierają. Z drugiej strony obecnie każdy rzeźbiarz jest na lodzie. Jak Ty z tym wszystkim dajesz sobie radę.
Jacek
- Do początku tego pytania, rzeczywiście atmosfera była super sprzyjająca i fantastyczna, może to tutaj rzadko się zdarza. Bo babcia czyli matka ojca była malarką, studiowała konserwację w Grace w Austrii; a były to czasy, że kobiety prawie nie studiowały. Dziadek był inżynierem, ale też bardzo dobrze malował jako amator, no bo nie miał wykształcenia stricte plastycznego. Ojciec mój był rzeźbiarzem, studiował malarstwo i rzeźbę w Paryżu a Architekturę Wnętrz w Poznaniu. Wcześniej zaczął studia prawnicze, został magistrem prawa międzynarodowego w wieku 23 lat. To był taki bardzo pracowity człowiek. W sztuce można go było też zauważyć - malował, rzeźbił a największe sukcesy miał w medalierstwie – to wynikało po części z tego, że po prostu nie miał pracowni a w domu starczało tyle miejsca by te miniaturowe rzeźby robić.
Tak, rzeczywiście atmosfera była sprzyjająca. Żona i córka są aktorkami a brat jest lekarzem, który wydał kilka książek. Czy tą atmosferę zacisza domowego wykorzystałem. Chyba nie, może częściowo.
Wiesław
- Tak to jest, że w tym co się robi każdy z nas jest absolutnie sam; trudno przełożyć naszą aktywność twórczą na cokolwiek innego – bo to są różne rzeczywistości – czy malowanie, czy rzeźbienie, czy pisanie wierszy; to jest coś, czego nie można w pełni w danej chwili zweryfikować. I powinien być taki element zaufania.
Jacek
- Bo to się po prostu dzieje.
Wiesław
- Właśnie i tego nie można odebrać tak wprost, a co więcej - wędrując z tobą to tu to tam, widzę, że ty nie odbierasz rzeczywistości jedynie w wymiarze komercyjnym. Oczywiście coś robisz, ale w tym nie ma takiego przymusu. I jesteś - nie myśląc za bardzo o jakimkolwiek sukcesie. A sukces jeśli przyjdzie, to dobrze - a jeśli nie – to trudno się mówi.
Jacek
- No są tacy co bardzo sobie pomagają przy tych sukcesach (śmiech) i to w różny sposób, ale rzeczywiście najprzyjemniej, najfajniej rzeźbi się bez określonego rygoru, przymusu. Oczywiście konkursy jeśli są – takich teraz nie ma, zdziczenie jest kompletne. Zlecenia dają ludzie nie znający się na sztuce, mający może pieniądze swoje a może społeczne. Często wykorzystują to rzeźbiarze ci słabsi czy mniej zdyscyplinowani ...
Wiesław
- Przecież sztuki nie ma bez hierarchii. Ze smutkiem można stwierdzić, że ci co dysponują jakimikolwiek funduszami na kulturę, na sztukę, że są jakby z innej ulepieni gliny – chyba niewiele mającej wspólnego z naszą kulturą. Przypomniał mi się taki dowcip, że była jakaś komisja, która miała oceniać jakąś pracę. Rozmawiają dyskutują – czas i kasa leci. W końcu pytają się a gdzie ta rzeźba, bo przecież dla niej przyszli. Nie dostrzegli jej, że ona obok nich przez cały czas tej rozmowy stała. To jest fakt autentyczny.
Jacek
- Właśnie to się zdarza i tacy ludzie niestety przeważają. Po to powołuje się konkursy do pomników czy innych dzieł, by te prace czy projekty oceniać – a ma sens to wtedy, gdy oceniane są przez znakomitych rzeźbiarzy czy historyków sztuki, nie związanych bezpośrednio z tą sytuacją. To dawałoby szansę, że wybierze się najlepszą rzeźbę czy najlepszy projekt.
Wiesław
- My tu siedzimy sobie w Bajce tj. Nowy Świat 44, a niedaleko stąd poznałem Franciszka Masiaka (ojca Jana), Piotra Ożerskiego i wielu innych. Przecież w sytuacjach szlakowych realizowaliśmy się z Adasiem Wieczorkiem, o ile wiem przyjacielem Twoim. Mówiąc inaczej wędrując po Szlaku Królewskim nie można było nie uczestniczyć w tym co się działo w sztuce. A poza tym przez kilka lata prowadziłem „Nową Galerię Malarstwa i Poezji im. Beni” U Hopfera na Krakowskim Przedmieściu 53. Dziś po tylu latach odnajduję jakieś skrawki na których są opisane tamte sytuacje. Wspomniałeś o Jurrym - otóż wyszedł o nim obszerny katalog zrobiony przez Muzeum Narodowe w Krakowie i chyba galerię "Zderzak" gdzie odnalazłem na str. 519 taki oto zapis: Ośrodkiem nieformalnym życia artystycznego stolicy lat 70. stała się winiarnia „U Hopfera”, w której grupa poetycka ZA Wiesława Sokołowskiego ulokowała swoją nieoficjalną siedzibę, zakładając w niej wspomnianą wyżej Nową Galerię Poezji i Malarstwa im. Beni, by w ten sposób uczcić pamięć tragicznie zmarłego w 1973 r. przyjaciela. Jeden z członków grupy, poeta Stanisław Stanik pisze, że zgromadzenia „U Hopfera”nie miały wyłącznie rozrywkowego charakteru: „ Spotkania w winiarni były przeżyciem i artystycznym i koleżeńskim. Zawiązywały się przyjaźnie, potęgowała się atmosfera niezależności i głębszych ambicji. Sztuka „wychodziła na ulicę”, razem z młodymi ludźmi, którzy o niej rozprawiali przy szklance wina, a później dyskutowali do późna w nocy”. W tym środowisku sztuka i niezależność uchodziły za najwyższą wartość. Ówczesna sytuacja polityczna czyniła tę sprawę trudną, zwłaszcza, jeśli ona była realizowana tak bezkompromisowo i konsekwentnie, jak przez artystów z ZA.
Wsparłem się tym cytatem, by powiedzieć wracając do naszej rozmowy, że właściwie całe nasze życie, było i jest nadal zanurzone w sztuce. Wiemy jak wielkie znaczenie ma sztuka i widzimy do jakiej wielkiej nieprawości dochodzi, gdy ta twórczość jest kreowana przez maszynerię urzędniczą – policyjną – biurokratyczną. Przede wszystkim dlatego, że ta maszyneria wyprana jest z jakiejkolwiek duchowości. I może dlatego tak jest, że te bardzo słabe rzeźby okazywały się, że są dobre... Oczywiście ja jako poeta mogę się mylić...
Jacek
- Tak. Tak. Właśnie tak. Masz rację. Znałeś z różnych pokoleń twórców, np. Wiktoria Iljin bardzo sympatyczna, brała udział w odbudowie Warszawy od strony sztuki, zabytków rzeźbiarskich. Mój ojciec tak samo, ma mnóstwo realizacji, tutaj, na Starym Mieście, stąd znam to nazwisko i nawet poznałem ją jako mały chłopiec. Zresztą wiele innych osób znam, bo w takim żyję środowisku. W monografii ZA dziesiątki osób, które uczestniczyły w twoich akcjach czy działaniach znam i pamiętam.
Wiesław
- O ile wiem pełniłeś wiele funkcji w Związku Artystów Plastyków - i chyba niedawno z rąk Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymałeś chyba Gloria Artis. Jesteś więc zasłużonym i docenionym twórcą - i co z tego.
Jacek
- No właściwie nic z tego, poza uczuciem takim przyjemnym bardzo.
Wiesław
- Jacku, ja cię tak przycisnąłem do muru z tym nagrywaniem. Potem będę mógł mając taśmę przywołać to o czym rozmawialiśmy. O, obok siedzą „pułkownicy” i jak widzisz i słyszysz śmieją się, bo są bardzo zadowoleni i w dobrym nastroju. A artyści dziś, dzisiaj tj. 2013 roku w gruncie rzeczy są zepchnięci na bok. Nie ma ani rynku sztuki, nie ma mecenatu, ani nie ma takiej atmosfery serdecznej – nastąpiło jakieś, w moim odczuciu (zresztą poeci byli zawsze na marginesie), ale takie jakieś zbydlęcenie tego środowiska. Czy te związki twórców, czy one próbują coś prostować, czy pogłębiają ten stan niebywałego upadku.
Jacek
- Pogłębiają, pogłębiają – bo do głosu dochodzą ludzie, którzy w zasadzie nie powinni być w związkach. Zresztą związek starzeje się i wykrusza. Co zebranie to mniej przychodzi ludzi i właściwie artyści są porzuceni, pozostawieni sobie .... Wymiarem tej degradacji może być także to, że nawet w obecnym Ministerstwie zajmującym się kulturą i sztuką zlikwidowano DEPARTAMENT PLASTYKI.
Wiesław
- nie żartuj, nie ma – a co jest w zamian.
Jacek
Nic nie ma, podlegamy pod vi-ce ministra, który zajmuje się zdaje się estradą czy czymś takim.
Wiesław
- nie żartuj, ja z Marianem Boguszem oczywiście dawno temu, chodziłem do Dyrektora Departamentu Plastyki, nazwisko mi w tej chwili wyleciało z głowy, ale na pewno sobie je przypomnę. To była osoba niezwykle życzliwa, każdemu próbującemu coś w sztuce zrobić. Tak jak on mi opowiadał – zresztą bardzo to przeżywał, bo był taką osoba walczącą – a wtedy spierano się o Zamek Ujazdowski. Był pomysł zrobienia tam jakiegoś muzeum rzemiosła. O, przypomniało mi się nazwisko dyr.Przewoźny. Zresztą kiedyś będę chciał coś więcej dobrego powiedzieć o nim, bo to była naprawdę bardzo pozytywna osoba. Przecież Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim istnieje do dnia dzisiejszego. A on wielokrotnie mi opowiadał jakie przepychanki były w ministerstwie, by właśnie tam powstało CENTRUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ.
Jacek
- Ale tego już nie ma. Wtedy, na tych różnych stanowiskach nieraz można było spotkać ludzi, którzy bardzo lubili to, czym się zajmowali. To byli ludzie można tak powiedzieć, który pasjonowali się swoją pracą. A teraz jest tak jakby w ogóle ministerstwa nie było, jakby oni zajmowali się tylko sami sobą ... Może jeszcze muzycy jakoś się bronią może przez to, że mają bardzo rozwinięte rozpowszechnianie. Może jest większe zapotrzebowanie na to co oni robią. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do ZWIĄZKU ARTYSTÓW PLASTYKÓW, który coraz bardziej kurczy się, bo tak naprawdę nic nie może załatwić dla swoich członków, nawet doszło do tego, że plastycy nie maja nawet prawa do zasiłków dla bezrobotnych, tak jakby ta grupa ludzi nie istniała. Zwykły np. murarz może dostać taki zasiłek, a malarz czy rzeźbiarz nie. To gdzieś tam umknęło poprzednim władzom związkowym. I takich wykluczających nas z życia spraw można mnożyć.
Wiesław
- No to sobie poopowiadaliśmy. Wróćmy do tej lewatywy z początku naszej rozmowy. Środowiska twórcze chyba w całości zostało poddane lewatywie. Jak przyjdziesz teraz do kawiarni do Domu Artysty i Plastyka na Mazowiecką to siedzą sobie tacy różni panowie. Gdy tak patrzę sobie na nich to zastanawiam się (a przecież niektórych znam od pół wieku) który z nich jest od robienia lewatywy, a który został poddany lewatywie.
Co więcej przypominają mi różne wtedy te pseudonimy, ale nie te artystyczne.
Obcy jest to dla mnie ten ich świat. Nie dotykam ich twórczości – bo świat komercji mnie nie interesuje. Jeśli myślę to o tych, którzy odeszli, rozmyli się, zniknęli ... Ich widzę, ich pamiętam, z nimi rozmawiam... Tutaj coraz większą pustką wieje – w miejscu gdzie życie artystyczne duchowe powinno w szumieć, w gwarze nieokiełznanych rozmów kwitnąć, nie ma nic, puchy, w powietrzu wisi coś co nazwać można rzeczywiście zapachem po lewatywie...
Dziękuję Jacku za spotkanie, jeśli będziesz miał ochotę, to umówimy się znów w BAJCE na kolejną rozmowę. Dziękuję ci za wiersz, który napisałem pod wpływem wspólnej drogi z Tobą w MARSZU PAMIĘCI na Krakowskim Przedmieściu. Poniżej załączam go:
NIEUGIĘTY STRAŻNIK LUDZKOŚCI ?
- Jackowi M.N. artyście rzeźbiarzowi, który idąc
w MARSZU PAMIĘCI w Warszawie,
wśród niosących transparent
Boże mój a gdzie jest moja duma
był kopany przez tzw. nieznanych
sprawców.
mówisz, że polityką się nie zajmujesz, że
nie masz na to ani czasu, ani ochoty – że i tak
życie zrobi swoją korektę.
zajmujesz się więc tym, co jest dla ciebie
ważne – bo masz hierarchie pragnień, potrzeb
czy wręcz upodobań.
a kiedy zabierają ci to i owo, chowasz się jeszcze
bardziej w siebie a nawet popadasz w jakiś bliżej
niepojęty letarg podświadomie licząc, że
może jutro coś się zmieni.
a tu okazuje się,
że nawet jutro masz zawłaszczone,
już wymierzone, rozparcelowane i ułożone
równiutko w gabinecie, na półce kolejnego
zbrodniarza, który uznał za właściwe być nowym
zbawcą, nowym orędownikiem pokoju, równości
solidarności - czy wręcz nieugiętym strażnikiem
ludzkości.
mówisz, że polityką się nie zajmujesz – nawet
masz gdzieś ten ich nowy numer z pietyzmem
wczepiony w grzbiet twego nazwiska a tym bardziej
masz gdzieś ich walnięty płot pod którym postanowili,
że masz zdechnąć jak pies – zresztą ten płot
już sam swoją ignorancją wznosisz – a
nazywa się on naszym wspólnym losem ...
|