Na karty historii ruchu robotniczego, obok weteranów tegoż ruchu, którzy wespół z Wałęsą obalili komunę, wdarł się pewien szczawik o nazwisku Zyzak, zwany (sic!)... historykiem. Wdarł się ze swoją obrzydliwą cegłą, zwaną... pracą naukową.
Od kilkunastu lat nasz noblista a najbardziej rozpoznawalny w świecie żyjący rodak, zmaga się nie tyle (jak dawniej) z esbekami, czy innymi reprezentantami starego systemu i układu, ale również ze swoimi towarzyszami (ale już byłymi przyjaciółmi) walki o lepszą Polskę. Owszem, trudno powiedzieć, czy Wałęsa i miliony popierających go Polaków, w latach 80. chcieli obalić komunę na rzecz kapitalizmu z dzisiejszą twarzą, czy jednak inaczej sobie wyobrażali wolną Polskę, Polskę bez patologii serwowanych nam przez media przez 20 ostatnich lat.
Trudno ustalić, dlaczego aż tylu współtowarzyszy Wałęsy dowodzi, że ma on aż tyle niegodnych (a nawet haniebnych) uczynków. Jest cały katalog zarzutów – począwszy od zawłaszczenia franków francuskich (taka była kiedyś europejska waluta) po płatną współpracę z tzw. służbami. W imię bezwzględnej prawdy a przy okazji, aby dać upust niezadowoleniu ze swojej niezrealizowanej drogi życiowej?
Ileż trzeba mieć siły i zdrowia, aby szamotać się w sieciach zarzucanych przez pamiętliwych i mściwych współbojowników o lepszą Polskę?! Przecież z powodu wieloletnich zmagań, Lech Wałęsa będzie żył krócej – to musi się odbić na jego zdrowiu. Owszem, w historii zdarzały się podobne napaści na znane osobistości, jednak następowało to wiele lat po zakończeniu doczesnej wędrówki danego króla, działacza, polityka. Świat jest zdumiony – jak można żyjącego bohatera ośmieszać, poniżać, lżyć, wyzywać i to w państwie chlubiącym się JPII i podkreślającym wpływ wiary na życie obywateli i na ich wartości. Nawet jeśli były prezydent ma coś na sumieniu (a któż z nas nie ma?).
Zyzak ma 24 lata i jest... historykiem. To brzmi jak żart. Równie dobrze można byłoby innego młodzika nazywać generałem albo profesorem. W takim wieku można być muzykiem, poetą, aktorem i w ogólności – artystą, zatem umówmy się, że Zyzak jest artystą historykiem, czeladnikiem historykiem, przecież jeszcze nie historykiem! Ale to Polska właśnie – parę lat temu 18-letni (sic!) biznesmen oszukał kilkuset niedoszłych turystów (zebrał kasę od złaknionej lotu do egzotycznych krajów) i tyle go widziano. Takich mamy biznesmenów. Mamy także początkujących kierowców – chłopców lekceważących nie tylko przepisy i bezpieczeństwo własne, ale życie innych użytkowników dróg.
Mając kilkanaście lat można być świetną gimnastyczką, w okolicach dwudziestki doskonałym piłkarzem. Czasy dwudziestoparoletnich dowódców wojskowych bezpowrotnie przeminęły. Jeśli jeszcze ktoś czyta książki o Indianach, to wie, że młodzi skaczą sobie do oczu podczas narady w wigwamie i każdy chce błysnąć przed wodzem swoim temperamentem, sprytem i odwagą, natomiast na koniec – kiedy przychodzi do chłodnej oceny sytuacji – głos zabiera senior rodu, plemienny nestor, który podczas pyskówek nie brał czynnego udziału, jedynie w zadumie wsłuchiwał się w rozmaite głosy młodzieńczych a gorących głów (od najgłupszych po najmądrzejsze wypowiedzi), zafrasował się, pyknął z fai i w paru zdaniach podejmował decyzje zamykające rozgardiasz.
Młody historyk? Miał parę latek, kiedy szliśmy na wybory 4 czerwca 1989? Przecież to śmiechy ze wszystkich, którzy zmagali się z życiem w komunie i bezczelna obelga rzucona w Polaków walczących czynnie z ówczesnym systemem! Ale Polska to przecież idiotyczne państwo absurdów, wszak to u nas sędziowie wysłali do ministra skargę na swego szefa, a tenże (inteligentny?) minister odesłał pismo do rozpatrzenia (podobno zgodnie z procedurami) do... ich przełożonego. Równie dobrze folksdojczów mógłby krytykować dzisiejszy chłopaczek, który pracuje i mieszka w Niemczech pośród swoich serdecznych niemieckich przyjaciół; taki młodzian nie ma żadnego wkładu w rozwój Polski (nie licząc przywożonych i wydawanych u nas zarobionych europów) a feruje wyroki – jacy oni byli sprzedajni podczas okupacji. Łatwo się wydaje wyroki, jednak jeśli się to czyni dla rozgłosu i kasy, to nie nazywajmy tego naukowym posłannictwem!
Świeżo upieczony magister historii pisze zatem książkę o naszym nobliście... Ma dostęp do archiwów i w parę miesięcy kseruje dokumenty, przy których pozyskaniu nie ryzykował utratą nawet paznokcia. Te papiery są okupione pracą milionów Polaków cierpiących biedę i upokorzenia w nieprzyjaznym (a dla wielu – koszmarnym) systemie społeczno-politycznym. Naród płacił wymierne złotówki wszystkim rodakom zwalczającym opozycję. Utrzymywał ich wbrew sobie, na niezłym poziomie życia, zaś po upadku komuny – hojnie ich obdarzał wysokimi emeryturami. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, to to pewnie miliardy dolarów (za te pieniądze można było budować choćby autostrady). Te stare dokumenty przechowywane są w dalszym ciągu dzięki podatkom płaconym przez Naród. Koszty te, wraz z tzw. wnikliwymi badaniami naukowymi, szacowane są na ćwierć miliarda złotych w tym roku. I taki Zyzak włazi z buciorami do narodowego archiwum, bierze państwowe pieniądze za jakąś tam swoją pracę przy kopiarce, zaś przy okazji odwala prywatną robotę i "tworzy dzieło” (zwane przez wielu gniotem) zafundowane przez Naród, które jest... antynarodowe. Takie tematy można opracowywać po kilkudziesięciu latach, ale zajmowanie się plotkami przez pseudonaukowców za pieniądze podatników, to już jest skandal!
Magister historii niech zapyta – w jaki sposób wydałby swoją ceglastą księgę za komuny. Gdyby była po linii PZPR, to papier dla niego wydobyto by nawet spod ziemi, ale gdyby była sprzeczna z linią, to już na początkowym etapie zbierania materiałów przez Zyzaka, odwiedzaliby go rodzice (czy mają sobie coś do zarzucenia?) w celi, zaś Wolna Europa rozsławiałaby naszego magistra na całym kontynencie. Dużą winę mają kolorowe pisma i tabloidy – pokazują kariery młodych ludzi, którzy sobie na to nie zasługują, podglądają także wipów zamieszczając plotkarskie materiały w swoich medyjkach. Zdecydowana większość naukowców gardzi metodami rodem z magla, jednak magli coraz mniej, zatem młodzi ludzie nie tylko nie znają technicznej strony owego wynalazku, ale również nie orientują się w pozatechnicznych aluzjach do wyrazu „magiel”.
Profesor Nowak, promotor pracy magisterskiej Zyzaka oraz omawianej jego książki, jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego notowania w świecie nie są wysokie, zaś teraz spadną jeszcze bardziej. Nowak przysłużył się swej uczelni podobnie jak książka Zyzaka rozdartemu społeczeństwu, które zamiast skupić się na kryzysie i walką z bieżącą degrengoladą, ma dodatkowe problemy do rozważania. Szkoda drzew na papier na takie „dzieła”!
Krytykowana Doda, dzięki talentowi i własnej pracy, robi karierę i ma dodatni wpływ na polską muzykę, ale Zyzak? Ma ujemny wpływ na polską historię i na współczesne społeczeństwo, zatem zamiast ksywy Doda (Plus), raczej nosiłby Ujma (Minus) i tak większość Polaków uważa – p. Zyzak przynosi ujmę tak historykom, jak i całej Polsce. Za społeczne pieniądze napisał książkę opluwającą narodowego bohatera, owszem, trudnego, prostodusznego, czasami nieznośnego, ale naszego – polskiego!
Na cześć konstruktora Diesla mamy silniki (dizle), na „cześć” Judasza mamy drzwiowe wzierniki (judasze). Co wniesie nam do języka polskiego pan magister historii Paweł Zyzak? Jeśli nobliwi historycy, literaci, medycy trafią na równie nieopierzonego młodzieńca (lub dziewczę) o zamiłowaniu do pisania bzdur na bazie infantylnej metodologii, to takie banialuki, androny, farmazony, żenujące intelektualne zygzaki, będą określane jako... zyzaki.
Nawet jeśli Wałęsa - mając kiedyś tyle lat, co dzisiaj Zyzak - był gawroszem, który jako stoczniowiec ośmieszał wodzów komuny i walczył z ówczesnym systemem, to była to właściwa, odważna i ryzykowna droga robotnika, który walczył z patologiami ówczesnych czasów. Można dyskutować, czy się to udało. Zyzak, który niemal wszystko zawdzięcza Wałęsie i "Solidarności", wyciąga jakieś (mniej czy bardziej sprawdzone) fakty w sposób iście prostacki. Można go także uznać za gawrosza, ale naukowcowi nie przystoi ta nazwa - swoją inteligencję i pracowitość mógłby spożytkować dla jednoczenia Narodu, nie zaś dla jego dzielenia. Z pewnością lepiej zna języki obce, lepiej się wysławia, lepiej posługuje się komputerem. Za 50 lat Wałęsa nadal będzie bohaterem, zaś Zyzak (jeśli ktokolwiek jeszcze będzie go pamiętać) będzie postrzegany jedynie jako koniunkturalny i jednostronny krytyk wielkiego Polaka. Może ktoś otworzy magiel im. Pawlika Morozowa Zyzaka, może powstanie kabaret „Zyzaki” albo plotkarskie działy (zyzaki) w kolorowych pismach, wszak mamy wolność słowa, nieprawdaż?
|