„Nie musisz latać (na akcje bombardowania), jeśli jesteś szalony, ale nie chcąc latać dowodzisz, że nie jesteś szalony, bo tylko wariat może chcieć brać udział w niebezpiecznych akcjach”. Trudno uciec od smutnej refleksji, że ta krótka wykładnia powieści Josepha Hellera pt. „Paragraf 22” idealnie pasuje do zeznań sądowych składanych przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, w których kluczem do ich zrozumienia jest absurd. Teoretycznie można bowiem udowadniać - może ktoś bardzo naiwny - że prezydent Komorowski naprawdę niczego nie pamiętał i nawet naprawdę wierzył w to, co mówił, gdy już sobie o czymś przypomniał, tak jak teoretycznie można udowadniać, że słoń może wisieć nad przepaścią przywiązany za ogon do stokrotki, szkopuł jednak w tym, że tak jak tej ostatniej sztuki nie da się tego przeprowadzić w praktyce, tak nie da się ze sobą pogodzić sprzeczności i zwyczajnych kłamstw. By to jednak przystępniej wyjaśnić, warto choćby w telegraficznym skrócie przybliżyć clou „afery marszałkowej”.
Cała historia rozpoczęła się pod koniec 2006 roku, gdy było już wiadomo, że pułkownik WSI, Leszek Tobiasz, nie zostanie pozytywnie zweryfikowany przez Komisję Weryfikacyjną WSI i gdy postępowania karne prowadzone przeciwko niemu w kilku sprawach (od podejrzenia o szpiegostwo po fałszywe oskarżanie innych oficerów o przestępstwa, których ci nigdy nie popełnili) przez prokuraturę wojskową wchodziły w decydującą fazę. Jak wykazały dotychczasowe rozprawy sądowe, to właśnie w tamtym czasie pułkownik Leszek Tobiasz - trudno o mniejszą wiarygodność, niż miał ten specjalista od kombinacji operacyjnych, który zajmował się m.in. inwigilacją Kościoła Katolickiego, czy szantażowaniem księdza biskupa Juliusza Poetza, a nadto był przestępca skazanym prawomocnym wyrokiem sądowym – rozpoczął budowę pajęczej sieci, której celem było odebranie wiarygodności Komisji Weryfikacyjnej WSI. Rozpoczął jej budowę od szantażu Mariana Cypla, byłego rezydenta PRL – owskiego wywiadu w Wiedniu, a zarazem dobrego znajomego kilku biskupów, m.in. Antoniego Pacyfika Dydycza i Sławoja Leszka Głodzia. Metodami nacisków i szantażu Leszek Tobiasz domagał się od Mariana Cypla, by ten przedstawił go w/w biskupom, jako człowieka godnego najwyższego zaufania i by ci następnie w ten sam sposób przedstawili go Antoniemu Macierewiczowi. Wszystko po to, by pozyskać zaufanie Antoniego Macierewicza i z tej perspektywy - skompromitować go. Realizacja planu zakończyła się niepowodzeniem, bo Marian Cypel - po konsultacjach z rzeczonymi biskupami – Leszkowi Tobiaszowi odmówił, ale to nie zniechęciło pułkownika, który tylko sobie znanymi sposobami dotarł jednak do Antoniego Macierewicza i rozmowę z nim oczywiście nagrał. Równolegle dotarł też do Leszka Pietrzaka z Komisji Weryfikacyjnej WSI obiecując mu dostarczenie szeregu ważnych informacji o działalności WSI – i również te rozmowy nagrał. Równolegle, w grudniu 2006 roku, niżej podpisany z ekipą TVP realizującą program śledczy pt. „30 minut” dotarł do marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego, by na rzecz programu ukazującego WSI, jako organizację quasi przestępczą, przeprowadzić rozmowę o tajemniczej Fundacji „Pro Civili.
Marszałek przerywa jednak rozmowę natychmiast po tym, gdy padają pytania o jego związki z przestępczą Fundacją założoną przez oficerów WSI. Czy w tamtym czasie doszło do kontaktów i ustaleń na styku marszałka Komorowskiego i pułkownika Tobiasza? Wiele przemawia za tym, że tak właśnie było. W tamtym tez czasie do gry wchodzi pułkownik Aleksander L., znajomy Bronisława Komorowskiego i kolega Leszka Tobiasza.
Aleksander L. - jak pokaże czas - ma do odegrania najtrudniejszą rolę - konia trojańskiego, który ma wykazać, że w Komisji Weryfikacyjnej WSI panowała korupcja, zaś na czele tej rzekomo skorumpowanej instytucji stał człowiek powiązany z rosyjskim wywiadem. Z jednej zatem strony pułkownik Aleksander L. prowadzi rozmowy z Leszkiem Tobiaszem (które Tobiasz nagrywa), w których jest mowa o korupcji w Komisji
autor: Wojciech Sumliński
Dziennikarz, publicysta. Napisał książkę "Z mocy bezprawia".