Ideę demokracji bezpośredniej przedstawiłem po raz pierwszy - co najmniej w 2002 roku.
A może nawet wcześniej.
Dzięki Internetowi przełamany został monopol informacyjny tajnej władzy nad światem.
I bardzo długo korzystaliśmy z wolności, którą dawała nam nieograniczona możność kontaktów międzyludzkich.
Jednak po kilku latach pojawili się prowokatorzy, których zadaniem było doprowadzanie do chaosu w dyskusjach internetowych.
Gdy tego było za mało - to ruszyły blokady łączy, a w kolejnych etapach zapowiadana jest pacyfikacja sądowa ludzi wolnego słowa - poprzez ustawy o treściach zakazanych.
Zupełnie jak w czasach nazistowskich i stalinowskich.
Tu Orwell kłania się w całej krasie.
Niedawno trafiłem na
dyskusję pomiędzy Grzegorzem Braunem, a Arturem Bartoszewiczem.
Bartoszewicz mówił o demokracji bezpośredniej w tonie huraoptymistycznym, a Braun dystansował się od tej idei.
Później oglądnąłem
wypowiedź Magdaleny Ziętek-Wielomskiej na temat sytuacji w Europie.
Wielomska również podjęła temat demokracji bezpośredniej i w tym momencie cała Jej wiedza poszła na marne.
Tak - jak większość Polaków - nie mających żadnej wiedzy w temacie informatyki - powtarzała brednie globalistów o "sztucznej inteligencji" a "demokrację bezpośrednią" oczekiwała jako coś - co nam OBCY - narzucą!
Mamy w Polsce świetnych informatyków i
nie potrzebujemy obcych!
Więc tylko MY powinniśmy decydować o naszej przyszłości.
Moja idea demokracji bezpośredniej
Po pierwsze - to demokracja bezpośrednia ma doprowadzić do likwidacji Sejmu i Senatu!
Ale w żadnym wypadku nie zastępować Rządu, bo nikt nie ma czasu - by zajmować się wszystkim.
Być może Rządowi dalibyśmy większe uprawnienia w zakresie ustanowienia rozporządzeń - regulowanych do tej pory przez powielaczowe Ustawy sejmowe niskiej rangi.
Musimy jednak przygotować mechanizm bardzo szybkiej reakcji na wrogie Polakom działania Rządu.
I to realizowane by było właśnie przez demokrację bezpośrednią tak - by wrogie Polakom rozporządzenie Rządu byłoby szybciej unieważnione - niż trwa proces zatwierdzania.
Na początku nie obeszłoby się bez błędów.
To nowa dziedzina - której musimy się dopiero uczyć.
Podróżuję jednak sporo po Europie i z dumą mogę powiedzieć, że Polska-małomiasteczkowa może być wzorcem do naśladowania - dla wielu bogatych Krajów.
To nie stało się bez udziału Polaków!
Nauczyliśmy się szanować siebie i nasze otoczenie.
Myślę więc, że Polacy nauczą się szanować Prawa - jakie przyniesie demokracja bezpośrednia.
Choć potknięcia będą z pewnością na początku drogi.
Uwaga podstawowa
Sejm i Senat to w większości niedorozwinięte przygłupy, które głosują tak - "jak partia nakazuje".
Ale Partie polityczne korzystają z ekspertyz i porad fachowców w różnych dziedzinach.
W demokracji bezpośredniej również możemy korzystać z rad osób lepiej od nas obeznanych w jakiejś dziedzinie.
I nie ma w tym niczego uwłaczającego.
Grzegorz Braun namawia do umocnienia rządów jednostki pod własnym kierownictwem.
Ale co będzie - gdy schedę po Braunie przejmie ktoś podobny Bodnarowi?
Nie wolno otwierać furtek - z których skorzystają w przyszłości wrogowie Polaków.
Przemyślcie jeszcze raz ideę demokracji bezpośredniej i zapytajcie polskich informatyków - jak to zrobić.
Trzymajcie się jednak z daleka od "zagranicznych doradców".
Już takich mieliśmy w czasach Balcerowicza.
PS
Nikt - nigdy nie zapytał mnie: co w takim razie z Rządem w demokracji bezpośredniej?
Sprawa jest prosta.
Rząd będzie wybierany tak samo - jak menadżerowie w konkursach.
Jednym kliknięciem Polacy wybiorą swojego Premiera, a kolejnymi kliknięciami zatwierdzą wybraną przez niego Radę Ministrów.
I już żadna Partia i ani żaden Prezes nie będą nam wciskać swoich ludzi na stołki.
Kolejnym etapem będzie Trybunał Stanu - wobec ludzi, którzy sprzeniewierzyli się godności Urzędu.
To trzeba dokładnie przemyśleć.
Ale to też będzie element demokracji bezpośredniej, bo Naród będzie sądził zdrajców i złodziei.
W takim wypadku ŻADEN Sędzia - przestępca nie uniknie odpowiedzialności.