Określenie polska demokracja to oksymoron.
W starożytnej Grecji mieliśmy "demokrację ateńską", a więc teoretyczne prawo wybranych do decydowania o kształcie polityki.
Stać na zabawę w politykę było tylko najbogatszych i zawodowych polityków - którzy żyli z "przepychania ustaw", bo byli wynajmowani przez innych.
W życiu politycznym nie uczestniczyli biedniejsi obywatele, a całkowicie wykluczeni byli niewolnicy - którzy wbrew pozorom byli bardzo liczni.
Rzeczypospolita szlachecka - jak sama nazwa wskazuje, dawała prawo uczestnictwa w życiu politycznym jedynie szlachcie wykluczając mieszczaństwo i chłopstwo.
Była więc to "demokracja" dla wybranej grupy - grupy wyzysku nad poddanymi.
Kilka dni temu Prezydent Macron spotkał się z grupą osób z eskimoskiego kręgu kulturowego, którzy błagali go by "ratował polską demokrację".
Ten sam Macron, który metodami politycznymi depcze podstawowe prawa obywateli Francji, miałby by być obrońcą "polskiej demokracji".
A kiedyż to była w Polsce ta "demokracja", bo ja sobie nie przypominam?
Otóż "demokracja" w Polsce była podobno wtedy - gdy z tylnych siedzeń rządzili Nami eskimosi. Tak samo jak za czasów Bermana.
Kiedy żydów zastąpiły chamy to podniosło się wielkie larum, że "demokracja" się skończyła.
https://wpolityce.pl/polityka/485797-holland-ujawnia-kulisy-prywatnego-spotkania-z-macronem