„Celem walki hitlerowców było utworzenie zjednoczonej Europy w miejsce podziału”, bo ich zdaniem „koncepcja państwowej suwerenności jest po prostu przestarzała” – dowodził w swojej książce „Zatrute źródła Unii Europejskiej” John Laughland. Do dziś autorstwo planu „Europy bez granic” jest tematem tabu, skrzętnie przemilczanym przez elity. A każdy, kto go podnosi i przypomina, naraża się na etykietkę oszołoma.
Po latach, gdy idea europejskiego superpaństwa zaczęła się stawać coraz bardziej realna, fakty dowodzące, kto pierwszy rzucił hasło zjednoczenia Europy, stały się niewygodne. Z uporem godnym lepszej sprawy eurosocjaliści różnej maści przypisywali Adolfowi Hitlerowi skrajnie prawicowe poglądy, chociaż nawet w nazwie swojej partii miał on narodowy socjalizm. Tępiono również publikowanie i analizowanie „Mein Kampf”, nie tyle z racji siły propagandowej tego dzieła, ile właśnie z powodu obawy, aby za często nie wskazywano na pomysłodawców Europy bez granic. Ronald Reagan mawiał, że komunista to człowiek, który przeczytał „Kapitał” Karola Marksa, antykomunista zaś to ten, który nie tylko przeczytał to dzieło, ale również je zrozumiał. Podobnie można powiedzieć o „Mein Kampf” Hitlera.
Unia Europejska nie jest oczywiście państwem totalitarnym, jakim były hitlerowskie Niemcy, ale wiele z tamtych pomysłów zostało twórczo zaadaptowanych do współcześnie akceptowanych wartości. Hitlerowcy chcieli zrobić ze Słowian, przede wszystkim Polaków, tanią, niewolniczą siłę roboczą, a z Polski ziemie pozbawione realnego przemysłu i samodzielności. Obecna formuła Unii Europejskiej – z zachowaniem proporcji – realizuje właśnie taki neokolonializm. Nie tylko bowiem potrzebna jest dziś tania siła robocza, ale wręcz jakakolwiek, bo zdegenerowane socjalizmem państwa Zachodu zwyczajnie się starzeją. Rozpoczyna się powolny proces redukcji populacji w krajach zachodnich. Skutki tego procesu złagodziło kilka milionów Polaków, którzy wyjechali głównie do Niemiec i Wielkiej Brytanii, zapełniając powstające tam wakaty i utrzymując wysoką stopę życia tamtejszych społeczeństw. Jednocześnie wyjazd polskiego żywiołu osłabił naszą rodzimą gospodarkę. Po przystąpieniu do UE zaczęliśmy się rozwijać ponad dwa razy wolniej niż wcześniej. Nie mamy realnych szans na dogonienie zachodnich gospodarek. Transfer unijnych funduszy ma łagodzić neokolonialną politykę, a także stanowić sposób na korupcję naszych elit. W końcu to one decydują o tym, które firmy dostaną fundusze. Wspólny rynek bez barier gospodarczych jest oczywistym drenażem słabszych gospodarek zarówno z zasobów ludzkich, jak i szans na zbudowanie konkurencyjnych firm. W gospodarce jest jak w sporcie. Żaden amator rozpoczynający treningi nie ma szans na wygraną z zawodowcem trenującym boks kilkanaście lat.
UE nie zależy na dobrobycie ludzi zamieszkujących tereny superpaństwa. Raczej na ich zamianie w jeden naród, żyjący według zaprojektowanych dla niego zasad. Różnica w stosunku do pomysłu hitlerowskich Niemiec jest w zasadzie tylko jedna. W ich planach stolicą wspólnej Europy, w której miały zapadać decyzje, był Berlin. Obecnie zaś jest to Bruksela. Z tą różnicą, że decyzje i tak zapadają w Berlinie.
http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/1146702/unia-im-adolfa-hitlera
|