Wykorzystywane we współczesnej kulturze określenie "performance" wywodzi się z angielskiego słowa "przedstawienie", bądź "wykonanie".
Źródłem "performance" są dwie - całkowicie odwrotne przyczyny.
Pierwsza dotyczy prób wyjścia artysty poza ograniczenia materii i dodania czwartego wymiaru - czasu.
Druga - a zarazem podstawowa przyczyna tworzenia dziś performance wynika z braku elementarnych kwalifikacji w dziedzinie kultury, a szczególnie umiejętności warsztatowych u ludzi, którzy chcieliby uważać się za artystów, ale nie mają ku temu żadnych predyspozycji. Tworzą więc dziwactwa - nazywane performance.
W latach siedemdziesiątych - osobiście tworzyłem w ramach pierwszego źródła takich działań.
Poszukiwałem wyjścia z ograniczeń materii. Wtedy nazywano to jeszcze happeningiem.
Jednak informatyka dostarczyła mi tak ogromnego zaplecza technologicznego, że niepotrzebne były już jakiekolwiek próby poszukiwań w performance.
Wystarczyło skorzystać z tego - co daje technologia.
Poznałem więc wszelkie techniki cyfrowe i doskonale operuję takimi narzędziami.
Dlatego uważam, że jeżeli absolwent wyższej szkoły plastycznej działa jedynie na polu performance to jest wyjątkowym nieudacznikiem, który niczego nie potrafi, a dyplom uczelni dostał w wyniku korupcji.
Chociaż uważam, za cyniczny żart wystawianie dziś performance w muzeach sztuki - bo są to działania z pogranicza teatru - to mimo wszystko uznaję samo zjawisko - jako narzędzie działań kulturalnych.
Podkreślam wyraźnie - nie artystycznych, ale z zakresu szeroko rozumianej kultury.
Przygotowując się do bardzo poważnego oskarżenia przeciwko Bogdanowi Zdrojewskiemu - przeglądałem materiały z prowokacji w tak zwanym Centrum Sztuki Współczesnej.
I w pewnym momencie doznałem olśnienia.
Przecież to wspaniale przedstawienie - warte rejestracji.
Problem w tym, że doskonałe zdjęcia zamieścili dziennikarze z Gazety Wyborczej i dlatego nie mogę ich wykorzystać.
Ale z artystycznego punktu widzenia - grupa ludzi - modlących się tyłem do ekranu z patologicznym filmem, wygląda jak misterium z obrazów dziewiętnastowiecznych malarzy.
To - niczym "Pochód królów na Wawel" - Wacława Szymanowskiego.
I najważniejszym jest, że to działanie z zakresu kultury. A więc walka o aksjomaty człowieczeństwa.
Bo osobnik na filmie - niczym zwierze - ocierał się genitaliami o krucyfiks.
Dziennikarze Wyborczej to prymitywne tłumoki - nieświadome tego - co robią.
A pod tym linkiem z Wyborczej, zobaczą Państwo sytuację teatralną, o której pomarzyć tylko mogą najwybitniejsi reżyserzy.
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/55,105405,14987445,,,,14984095.html?i=0
To jest właśnie narodowy performance.
Napisałem Mirosławowi Dakowskiemu, że jest najczystszej wody "performerem".
Na co Mirosław (pozwolę sobie pominąć w tym momencie tytuły) napisał, że "wolę przaśne, polskie słowa: Jak Zagłoba, mówię, że nauczę, jak zdobywać sztandary..."
Sam walczę z pseudonaukowymi zapożyczeniami z języków obcych, którymi różnoracy idioci chcą podbudować swój autorytet.
Ale od niektórych - angielskich określeń nie uciekniemy. Dowodzi tego praktyka korzystania z informatyki.
Również angielskiego określenia "performance" - nie da się pominąć.
Dlatego ludzi organizujących akcję w tak zwanym Centrum Sztuki Współczesnej - nazwę
narodowymi performerami.
Natomiast tych, którzy stworzyli śmieci prezentowane wewnątrz - zwyczajnymi psychopatami.
A co do organizatorów i "komisarzy" ekspozycji wewnątrz CSW - nazwę ich degeneratami - bo muszą doskonale zdawać sobie sprawę - co robią.
Nie mogąc, albo raczej nie chcąc korzystać z wykonanej przez Gazetę Wyborczą dokumentacji
narodowego performance - zamieszczam w zastępstwie zdjęcie z Salonu24.