Upływ czasu i kolejne zgony ludzi, którzy przeżyli wojnę powoduje, że na świat wypełzają karaluchy poroku Jana Grosaa, który w obłędzie nienawiści do Polaków tworzy kolejne uwłaczające nam oskarżenia.  
Niedawno trafiłem w Internecie na relacje ze spotkań - z Romą Ligocką, która jak wiele jej podobnych osób - w nawrocie do Judaizmu znalazła dla siebie niszę medialną.  
Przez dziesięciolecia twórczość Ligockiej nie znajdowała większego zainteresowania i dopiero występ w roli "dziecka holokaustu" zrobił z Romy znaną  postać - zapraszaną na spotkania.  
Pamiętam jednak - jak w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych włóczyła się po krakowskich kawiarniach - podobnie do wielu Krakowian poszukujących sensu swojego życia.  
 
Miałem kiedyś ciotkę, która posiadała niesamowity dar przyciągania do siebie ludzi.  
Z końcem lat sześćdziesiątych widziałem w Jej towarzystwie pierwszych emigrantów odwiedzających Kraków, którzy znajdowali w Ciotce swoją powierniczkę - gdy nikt z bliskich im nie pozostał.  
Wtedy pierwszy raz Ciotka opowiedziała mi o losach Polaków na Wchodzie - bo Jej rozmówcami byli żołnierze Armii Andersa.  
 
Moja Ciotka była szczególną  postacią.  
W czasie wojny siedziała na Montelupich - bo myśleli, że jest Żydówką.  
Wtedy - jeszcze jako dziewczyna - częściowo posiwiała.  
A że w wieku dojrzałym miała kochanka w wieku swojej córki - to farbowała swoje włosy na czarno i mocno się malowała. 
Któregoś dnia powiedziała mi, że z racji wyglądu - Cygani uważają Ją za Cygankę, a Żydzi za Żydówkę.  
I często nawiązywali z Ciotką rozmowę.  
A Ona - niczym spowiedniczka wysłuchiwała ich opowieści - z których historyczne informacje mi przekazywała.  
Nigdy nie powiedziała mi niczego prywatnego. 
W połowie lat osiemdziesiątych do Ciotki przykleiła się Roma Ligocka i często przebywała w Jej towarzystwie.  
Niedługo  potem ciotka zmarła.  
 
Przez przypadek zainteresowałem się w 1996 roku dziejami Żydów na Krakowskim Kazimierzu. 
Odkrywanie historii było dla mnie o tyle proste, że jako dziecko włóczyłem się po całym Kazimierzu i poznałem każde podwórko, a wręcz "każdy kamień". 
I gdy "cenieni" historycy mieli problemy z identyfikacją miejsca- bądź czasu wykonania historycznego zdjęcia - ja bez problemu je wskazywałem. 
A ponieważ przez całe dzieciństwo słyszałem mimochodem - wspomnienia o przedwojennym Krakowie i latach wojny - to zrozumienie losów Żydów i współczucie dla ofiar wojny było dla mnie oczywiste..  
 
Kiedy jednak trafiłem na polityczne wykorzystanie filmu "Lista Schindlera" w celu grabieży na Polakach - to po raz pierwszy zabrałem głos w imieniu prawdy. 
Z czasem robiłem to coraz częściej.  
Aż w końcu zrozumiałem, że być może jestem ostatnią osobą, która posiada wiedzą na temat wojennych losów Krakowskiego Kazimierza. Choć jestem tylko strażnikiem wspomnień mojej Rodziny.  
Lecz nikt - poza mną nie wiedział, że w Starej Synagodze zrobili Niemcy magazyn, w którym gromadzili papierowe worki na trupy.  
Tylko ja mogę dziś opowiedzieć o grasujących w dni targowe na Szerokiej - żydowskich odomanach (współpracownikach Niemców), w cywilu szukających Żydów usiłujących kupić tam żywność - którą później przemycali do Getta w Podgórzu.  
A nawet historię - jak jeden rozpoznany uciekał w stronę Starowiślnej.  
 
Tylko ja mogę przypomnieć, że zanim ulica Starowiślna przybrała w PRL-u nazwę "Bohaterów Stalingradu" to wcześniej Niemcy - przez kilka dni prowadzili tą ulicą dziesiątki tysięcy, albo setki tysięcy więźniów rosyjskich, a moja Babcia - widząc wynędzniałe twarze wbiegła do pobliskiej piekarni i wrzucając na stół wszystkie pieniądze - jakie posiadała  - porwała kosz z chlebem by po chwili rozrzucić go wśród sołdatów, o których moja rodzina mówiła pogardliwie "kacapy".  
Co innego jednak nienawiść do głupich żołnierzy zbrodniczego totalitaryzmu, a co innego współczucie do poniżonych ludzi, których czekała śmierć głodowa.  
Babcia miała wtedy szczęście - bo konwojujący jeńców Niemiec niecelnie strzelał - gdy uciekała w stronę "sztreki" - czyli nasypu kolejowego na ulicy Halickiej. 
 
Obecnie mamy do czynienia z cała masą mitów i kłamstw  historycznych - tworzonych najczęściej dla pieniędzy.  
Jednym z nich jest opowieść: jakoby podczas likwidacji Getta w Podgórzu - wszyscy Żydzi zabierali ze sobą meble i w rezultacie tego na Placu Zgody, który dziś nazywają "Bohaterów Getta" - pozostało bardzo dużo krzeseł.  
Ta legenda miała służyć za pretekst dla wątpliwego artystyczne i kłamliwego historycznie projektu ustawieniu na Placu Zgody metalowych krzeseł, które mają dziś przypominać o historii Getta.  
 
Problem w tym, że ktoś coś usłyszał - tylko że - podobnie jak w przypowieści "nie wie w którym dzwonią kościele".  
 
Po ustanowieniu niemieckich władz w Krakowie -  kazano wszystkim Żydom zgromadzić się  na "Placu Nowym" - zwanym potocznie "Placem Żydowskim".  
Siedząc na ustawionych tam krzesłach Żydzi  czekali na ogłoszenie urzędnika niemieckiego, a potem wszystkich brodatych Żydów ogolono.  
Podobno wyli wniebogłosy gdy byli strzyżeni i goleni.  
Po tym wydarzeniu nikt nie zabrał ze sobą ze strachu krzesła.  
I to na Placu Nowym - na Kazimierzu, a nie na Placu Zgody - zostały pozostawione krzesła.  
Opowieści pisane przez współczesnych oszustów historycznych przypominają przypowieść z cyklu "Radio Erewań odpowiada" 
"Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną." 
 
I dokładnie taka sama jest legenda mówiąca, że po likwidacji w Getta w Podgórzu - pozostało na Placu Zgody dużo krzeseł.  
Cała - zresztą  polityka historyczna liberalnych rządów w Polsce prowadzi do nowej - szkalującej Polaków interpretacji historii.  
 
 
Kiedyś na ten Portal zaglądał Roman Polański - kuzyn wspomnianej wyżej - Romy Ligockiej.  
 
Czekam aż opowie prawdę o latach wojny i o tym, że dzięki poświęceniu Polaka  dzisiaj żyje - podobnie jak jego kuzynka.  
Skoro i tak narobił sobie Pan samych wrogów - to kilku więcej - nie zaszkodzi.  
A może wtedy zyska Pan szacunek przyzwoitych ludzi.  
 
Polański mówił nieraz prawdę o tym - komu zawdzięcza życie. Ale jego glos zniknął w medialnym chaosie.  
Nadszedł czas  - by jeszcze raz, ale dobitnie przypomnieć  prawdę o tamtych latach.  
 
O tym, że byli wśród Polaków szmalcownicy i kolaboranci - przypominam za każdym razem. Ale był to margines społeczny, który pojawia się w każdym narodzie.  
Jak na warunki lat wojny - była to niewielka grupa. Kradli, szantażowali i zabijali - bo było to czasem warunkiem przetrwania. 
Dziś natomiast - mordując Irakijczyków, afgańskie - czy palestyńskie dzieci,  żaden bandyta nie ocala dzięki tej zbrodni - swojego życia. 
I hańbą jest, że polscy żołdacy mają w tym współudział.  
 
Życie zmusza nas do pokerowej gry.  
Kiedy żydowskie kanalie będą fałszować historię to wyciągnę niejeden fakt ze znanej mi historii.  
Lecz cały czas dążę do tego - by sami Żydzi sprzeciwili się łajdakom fałszującym historię, a tym samym obrażających pamięć  żydowskich ofiar wojny.  
 
Irytujące jest dla mnie - gdy Roma Ligocka bajdurzy - jak to w młodości nie znała wiary swoich przodków, a w domyśle, że nie miała ku temu warunków.  
Nawet po marcu 1968 roku - cały czas czynna była Synagoga Remu. W Synagodze Tempel również modliły się niewielkie grupy Żydów.  
Nikt im w tym nie przeszkadzał.  
Pamiętam - jak kolo 1969 roku - jakiś elegancko ubrany człowiek mówiący po niemiecku - proponował mężczyznom na ulicy Szerokiej pieniądze - by poszli z nim pomodlić się do zamkniętej oficjalnie Starej Synagogi. (bez problemu można się było w niej modlić) 
W ten sposób chciał zadośćuczynić tradycji religijnej.  
I nie przeszkadzało, że towarzyszył mu chrześcijanin.  
 
Kiedy będą kłamać i obrażać Polaków to ja wyciągnę kolejne fakty z historii.  
A nie tylko że znam dużo wydarzeń, lecz rozumiem postępowanie ludzi.  
Gdy Roma Ligocka była młodą dziewczyną to na podobieństwo krakowskiej kołtunerii - chciała być nowoczesna i światowa.  
Wtedy żadna religia nie była modna - bo cywilizacja dążyła ku "postępowi".  
Dopiero Karol Wojtyła odwrócił tą zasadę i nastąpił nawrót do religijności wszystkich wyznań. Ale nie wiem - czy to na dobre wyszło dla ludzkości.  
 
Patrzę  na tą Ligocką z politowaniem i myślę sobie: to rzeczywiście "dziecko wojny".  Nie potrafiła stworzyć rodziny - a to jest najważniejszą formą spełnienia dla kobiety.  
 
Wojna skończyła się  prawie 70 lat temu, a zło trwa nadal.  
Ile pozostanie ofiar po współczesnej polityce totalitaryzmu liberalnego? gdy miliony rodzin zmuszonych jest do opuszczenia Ojczyzny, a dzieci pozbawione są właściwej opieki rodzicielskiej. 
 
Foto: Rynek Krakowski - jeden z dwóch placów mojego dzieciństwa 
                   
                 |