Inżynier - od wentylacji dla ścisłości.
Nie mogę znieść telewizyjnych głupot serwowanych przy okazji zagrożenia koronawirusem. Wiem, dziennikarze, to przeważnie młode naiwne dziewczynki albo chłopaki, które mają wyglądać i płynnie gadać, a treść gadania nie jest już tak istotna.
Gorzej, że TVP powtórzyła kilkakrotnie niebezpieczne bzdury jakiegoś medycznego "eksperta", który na podstawie jakichś swoich widzimisię, stwierdził autorytatywnie, że noszenie maseczek chirurgicznych jest bez sensu, bo po 20 min. jest tam tyle bakterii, że mogą one szkodzić. Oczywiście nie podał jakie prowadził badanie i kiedy, jak ustalił czas 20 min, jak policzył bakterie i jak wirusy i grzyby, jakie stosował mikroskopy optyczne, albo elektronowe, jakie stosował testy do oznaczania flory bakteryjnej, jakie do wirusów i grzybów, jakie są konkretne wyniki w liczbach realnych.
Wczoraj dowiedziałam się, że tacy "eksperci" szkolą lekarzy w zakresie zapobiegania zakażeniom. i tu już nie zdzierżyłam! To przecież HORROR!!!!
Ale spokojnie, na razie mały wykład z wentylacji - bo przecież główną i jedyną drogą infekcji (tzw kropelkowej) są płuca i oskrzela, czyli układ oddechowy, czyli układ wentylacyjny naszego organizmu. Płuca są najważniejszym i największym organem.
WIELKI INŻYNIER, który stworzył człowieka zastosował układ nawiewno-wywiewny w jednym. My ludzie stosujemy oddzielnie nawiew, oddzielnie wywiew, powietrze się nie miesza w kanałach, ale to przecież wentylacja pomieszczeń dla ludzi, nie ludzi...
Ludzki układ wentylacyjny jest przeznaczony tylko dla jednego człowieka, ma działać 120 lat, jest samo oczyszczający się, rolę wentylatora pełni wielki miech z żeber i mięśni. Jeśli to przestaje działać następuje natychmiastowa śmierć. Wdech i wydech trwają kilka sekund i przez te kilka sekund zachodzą niesamowite, błyskawiczne zjawiska wymiany gazowej na poziomie komórkowym (tlen/CO2/ para wodna/pozostałe składniki powietrza).
Tego w moich instalacjach wentylacyjnych nie ma.
Ale jest problem z kurzem, który się osadza na wewnętrznych powierzchniach kanałów, ten sam "kurz", który wdychamy, a który składa się ze wszystkiego co może się unosić w powietrzu: pył piasku, popiół, drobiny asfaltu, mikrowłókna tkanin, azbestu, bakterie, wirusy, zarodniki grzybów, pyłki roślin, mgła wodna, różne stałe substancje chemiczne usuwane do atmosfery przez zakłady produkcyjne. Najwięcej "żywych" zanieczyszczeń jest ponoć w dzień, zaś po zmroku ma ich być mniej (śmialiśmy się na wykładzie, że chodzą spać).
W instalacjach mechanicznych nawiewnych jest prosty sposób, żeby ograniczyć ilość zawiesin w powietrzu - po prostu montuje się filtry (coś jak w odkurzaczach). Jeśli nie ma specjalnych wymagań co do czystości powietrza, stosuje się filtry klasy EU4, które są wystarczające do domów, biur, sklepów. Zatrzymują one większość pyłów i większe bakterie. Nie zatrzymują wirusów, zarodników grzybów, choć mogą ograniczyć ich liczbę. Im wyższa klasa filtra tym więcej zanieczyszczeń zatrzymują, ale wiąże się to z koniecznością stosowania mocniejszego wentylatora, który pokona opory przepływu przez filtr (dokładnie tak jak w odkurzaczu - trzeba zwiększyć obroty).
W pomieszczeniach o szczególnych wymaganiach jak np. sale operacyjne w szpitalach, laboratoria naukowe, stosuje się filtry tzw. "absolutne", które wyłapują prawie wszystkie cząstki o rozmiarach wirusów (prawie, bo żaden filtr nie ma sprawności 100%).
Tyle podstaw filtracji. Trzeba wiedzieć o jeszcze jednym zjawisku. Otóż powietrze (jak każdy płyn) ma tę cechę, że strumień wydychany (wypływający pod ciśnieniem jakie wytwarzają płuca) zachowuje się zupełnie inaczej niż strumień zasysany - wdech. Strumień wydychany (jak nawiewny w instalacjach mechanicznych) ma dużą większą energię (pęd) i ściśle określony kierunek. Zasięg naszego wydechu to ok 2 m, co można łatwo sprawdzić w domu - dmuchnąć w kierunku jakiegoś leciutkiego elementu: nitki jedwabnej, piórka/puchu i sprawdzić z jakiej odległości je poruszymy wydechem.
Wdech jest identyczny jak wlot do ssawki. Zasysa powietrze tylko tuż przy twarzy. Rozwiązanie genialne w swojej prostocie - powietrze zużyte, wydychane, nie miesza się z wdychanym.
Mamy więc taką oto sytuację, że każdy człowiek wydycha powietrze daleko przed siebie i wdycha to bezpośrednio przy ciele.
Jeśli jednak rozmawia ze sobą 2 ludzi, to każdy może wdychać to, co wydycha rozmówca, np chory pacjent i zdrowy lekarz.
W tej sytuacji jakiś "ekspert" z TVP pitoli, a inny "uczy" lekarzy, że maseczki nic nie dają!!!!
Otóż co się dzieje, kiedy lekarz jednak założy nawet najprostszą maseczkę (chustkę, szalik, maskę z plexi).
Dzieje się to, że strumień powietrza wydychanego przez chorego z wirusem NIE TRAFIA BEZPOŚREDNIO do układu oddechowego lekarza, a jeśli trafia to w znacznie mniejszej liczbie, bo dla wirusa lecącego w powietrzu wydychanym maseczka jest tym samym, co las dla wystrzelonej kuli. Im grubsza maseczka, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że wirus-pocisk przejdzie przez "las". Na pewno wydech pacjenta odbija się od maseczki lekarza, więc większość wirusów może rozlecieć się na boki.
Co się dzieje w maseczce. Po stronie ust mamy mikroorganizmy z układu oddechowego lekarza, a na zewnątrz - to co zostało zassane prze wdech. Zakładam, że maseczka przylega szczelnie do twarzy. Oczywiście, że maseczka może być pełna mikroorganizmów. Ale po pierwsze - można ją łatwo zmienić po każdym pacjencie, a jeśli nie można, to własna flora bakteryjna może już w maseczce walczyć z ciałami obcymi. W każdym razie dużo lepiej jest mieć osłonę dróg oddechowych niż nie mieć żadnej.
Wydech chorego pacjenta pozostaje w gabinecie lekarskim, a z nim wirusy - ponoć żyją 3 godz. Jest to podejrzana informacja, bo dopiero 2 dni temu podobno Kanadzie ktoś wyizolował wirusa. Podobno, bo jakoś nasza najlepsza TVP do tej pory nie pokazała wirusa, a ten obrazek, który się kręci jest zapewne tylko wizją artysty. Po wyjściu pacjenta konieczne jest szybkie i intensywne przewietrzenie gabinetu. Trzeba wiedzieć, że wirusy nie mają własnego "napędu" i lecą tam, gdzie je niesie powietrze.
Tam gdzie jest wielu ludzi bez masek, i nie działa żadna wentylacja, możemy mieć aerozol wirusowy i wiele zakażeń. Pewnie dlatego po kolei zamykane są kolejne obiekty użyteczności publicznej.
W czasie wizyt w przychodniach zawsze patrzę, czy w poczekalniach i gabinetach jest wentylacja. Otóż nie zawsze. Nie wiem jak teraz, ale przed laty byłam przypadkowo na ul. Płockiej w Warszawie, gdzie leczą raka płuc. Zapach na korytarzu - poczekalni był nie do zniesienia. Tam można było się nabawić raka, a nie wyleczyć.
Zamiast obowiązku stosowania osłony ust i nosa, telewizyjne eksperty każą myć ręce. Dlaczego tylko ręce? A oczy? Przecież wirus tu też ma mokrą pożywkę i otwartą drogę?
Dziś jakiś ekspert przed chwilą (ok 8.00) mówił, żeby nie myć tak intensywnie tych rąk, żeby nie zmyć skóry, bo wirus przejdzie do krwi przez rany ....
Do kompletu dodam to co mówił o wirusie prof. wirusologi Gut w TVP-info, że koronawirus rozmnaża się w tempie 100% na 3 sekundy.
Nie jest więc obojętne, czy lekarz pierwszego kontaktu, sprzedawca, nauczyciel bez maseczki łyknie sobie 1000 wirusów czy z maseczką 1?
Z jednym wirusem każdy organizm da sobie radę. Z 1000 wirusów rozmnażających się w tym tempie - mało kto.
LEKARZE ZAKŁADAJCIE MASECZKI W PRACY. NIE PRZYNOŚCIE WIRUSÓW DO DOMU!!!! NIE PRZENOŚCIE NA ZDROWYCH PACJENTÓW!!!!
Co będzie, kiedy wszyscy lekarze i wojskowi zostaną zamknięci w kwarantannach?
|