Tym razem temat z motoryzacji, bo scena polityczna zniechęca.
Każdy prawdziwy artysta zajmuje się wieloma dziedzinami humanistyki i techniki.
Takie warunki stawiała sama sztuka - inspirująca do procesu poznawczego.
Najlepszym przykładem był Leonardo da Vinci, który był nie tylko malarzem, ale konstruktorem wielu machin - między innymi dyferencjału, bez którego trudno sobie wyobrazić współczesną motoryzację.
Z końcem lat siedemdziesiątych czytałem na temat badań NASA (Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej) nad możliwością wykorzystania wody i spalin do zasilania silników samochodowych.
Badania były prowadzone około 1973 roku.
Otóż wynikało z nich, że dodatek do 15 procent spalin, powoduje wzrost mocy silnika.
Podobnie było z przegrzaną parą wodną (współczesny silnik wodorowy) , ale w tamtych czasach niszczyła ona silnik i była zbyt zawodna.
Dlatego, w czasach kartek na benzynę chciałem wykorzystać spaliny dla ograniczenia spalania w paliwożernej Nysie, której byłem posiadaczem.
Nawiasem mówiąc, byłem jedynym człowiekiem w Krakowie, który posiadał Nysę towarową "na własne potrzeby".
Później byłem jedynym, który posiadał ciężarówkę Star - na własne potrzeby - co w ówczesnym systemie było niedopuszczalne.
Później ujawnił się w Polsce Alojzy Kowalski, który przedstawił swoją "turbinkę" służącą zmniejszeniu spalana silnika.
Kto jeszcze dziś pamięta "turbinkę Kowalskiego"?
Otóż Kowalski nie wiedział, że to nie śmigiełka w jego turbince - zmniejszają zużycie paliwa, ale spaliny, które wykorzystał do jej poruszania i w ten sposób dodawał do mieszanki paliwowej.
Doskonale to wtedy wiedziałem, ale nie było Internetu - bym wyjaśnił zasadę działania. A do reżymowych mediów było mi daleko.
35 lat temu moją pasją było projektowanie samochodów. Wymyśliłem wtedy konstrukcje, które na Zachodzie wprowadzono kilkanaście lat później jako Van i kombivan.
Po co wracam do takiej prehistorii?
Jakieś dziesięć lat po Kowalskim - firmy motoryzacyjne wprowadziły tą zasadę działania - przez dodanie do powietrza dolotowego spalin.
Skład takiej mieszanki reguluje zawór EGR (Exhaust Gas Recirculation).
Bardzo często spotykam się na forach motoryzacyjnych z wypowiedziami typu: "zawór EGR zaślepić i zapomnieć".
Propozycje takie wynikają z faktu, że do dnia dzisiejszego mechanicy i kierowcy nie rozumieją zasady działania EGR.
Niektórzy nawet twierdzą, że "EGR zmniejsza moc silnika", a jego jedynym zadaniem jest "ochrona środowiska" - przez mniej toksyczne spaliny.
Faktycznie chroni on środowisko, bo zmniejsza zużycie paliwa. A nie przez jakieś magiczne czary mary.
Ale zawsze jest "coś za coś".
Spaliny dochodzące do kolektora ssącego zawierają sadzę, która z czasem osadza się na ściankach zaworu i komór - przez co ogranicza przepływ powietrza.
Wtedy jest jeszcze gorzej - niż gdyby nie było tego zaworu.
Jeżeli użytkownik pojazdu nie zamierza czyścić tych kanałów, a użytkuje samochód na krótkich trasach - to faktycznie - najlepiej je zatkać.
Ale ja zrobiłem kalkulację, że przy samochodach do 3,5 tony - w czasie całego procesu użytkowania, a więc do 500 tysięcy przebiegu - można zaoszczędzić od 10 do 50 tysięcy złotych na paliwie.
Ta druga opcja dotyczy samochodów dostawczych, które nierzadko przejeżdżają ponad milion kilometrów. A w takim wypadku mogą zaoszczędzić nawet 100 tysięcy w paliwie.
Co się więc bardziej kalkuluje: zapłacić mechanikowi za pięć czyszczeń kanału dolotowego, czy za paliwo?
Jest jeszcze jedna możliwość, by samemu czyścić kanały dolotowe bez montażu kolektora - sprayem. Ale wtedy potrzeba to robić znacznie częściej.
PS
Drugie z doświadczeń NASA z 1973 roku stosują domowi konstruktorzy pod nazwą "samochód na wodę".
Chodzi oczywiście o dodanie przegrzanej pary wodnej - jak w tym przypadku:
https://youtu.be/fxpgKBLfQN4