Z wielkim zażenowaniem oglądam wydarzenia związane z rocznicą Powstania warszawskiego i Bitwy warszawskiej 1920 roku.
Natychmiast cisną mi się na myśli słowa wiersza Jana Kasprowicza "Ojczyzna":
"Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie."
Podcieranie się chwałą ludzi, którzy poświęcili swoje życie dla Ojczyzny jest o tyle żałosne, że Prezydent RP wystraszył się bankierów i nie tylko życia, ale synekur nie poświęci dla Polski.
Bóg, Honor i Ojczyzna były na sztandarach obrońców Polski.
A jaki sztandar niesie Andrzej Duda?, bo honoru z pewnością nie posiada - jeżeli złamał dane obietnice.
Jeszcze jeden - fundamentalny aksjomat sprzeniewierzył Andrzej Duda.
Wydarzenia, które celebruje dziś dla własnej chwały Prezydent - były wynikiem oparcia się na patriotycznej części Narodu Polskiego.
Zarówno Bitwa warszawska - jak też Powstanie warszawskie, były wynikiem zrywu narodowego.
I taki zryw miał miejsce przed ostatnimi Wyborami parlamentarnymi.
Można było szybko zmienić Konstytucję, pozbyć się mafii prokuratorsko - sędziowskiej, usunąć ze sceny politycznej resztki PRL-u.
Ale jedynym działaniem zarówno Prezydenta - jak też Rządu Beaty Szydło - było "wystudzenie gorących głów" obywateli, by nie wtrącali się w politykę.
A potem PiS wszedł w rolę poprzedników - wystawiając tylko narodowe symbole.
Rzadko na moich wargach -
Niech dziś to warga ma wyzna
Jawi się krwią przepojony,
Najdroższy wyraz: Ojczyzna.
Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie.
Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.
Widziałem, jak do Jej kolan -
Wstręt dotąd serce me czuje -
Z pokłonem się cisną i radą
Najpospolitsi szuje.
Widziałem rozliczne tłumy
Z pustą, leniwą duszą,
Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej
Resztki sumienia głuszą.
Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesyje,
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje.
Więc się nie dziwcie - ktoś może
Choć milczkiem słuszność mi przyzna
Że na mych wargach tak rzadko
Jawi się wyraz: Ojczyzna.
Lecz brat mój najbliższy i siostra,
W tak czarnych żałobach ninie,
Ci wiedzą, że chowam tę świętość
W najgłębszej serca głębinie.
Ta siostra najbliższa i brat ten,
Wybrani spomiędzy rzeszy,
Ci znają drogi, którymi
Moja Wybrana spieszy.
Krwawnikiem zarosłe ich brzegi,
Łopianem i podbiałami:
Spieszę z Nią razem, topole
Ślą swe westchnienia za nami.
Przystajem na cichych mogiłach,
Słuchamy, azali z ich wnętrza
Jakiś się głos nie odezwie,
Jakaś nadzieja najświętsza.
Zboża się złocą dojrzałe,
A tam już widzimy żniwiarzy,
Ta dłoń swą na czoło mi kładzie
I razem o sprzętach marzy.
A potem, podniósłszy głowę,
Do dalszej wstając podróży,
Woła: "Miej radość w duszy,
Bo tylko radość nie nuży.
Podporą ci będzie i brzaskiem
Ta ziemia, tak bujna, tak żyzna,
Nią-ci ja jestem, na zawsze
Twa ukochana Ojczyzna".
Jakiś złośliwy złoczyńca
Pszeniczne podpala stogi,
U bram się wije niebieskich
W rozpaczy człowiek ubogi.
Jakaś mordercza zaraza
Z głodem zawiera przymierze,
Na przepełnionych cmentarzach
Krzyże się wznoszą świeże.
Jakoweś głuche tętenty
Wskroś przeszywają powietrze,
Kłębią się gęste chmurzyska,
Czyjaż to ręka je zetrze?
Jakaś olbrzymia rzeka
Wezbrała krwią i rozlewa
W krąg purpurowe swe nurty,
Zabiera domy i drzewa.
Jan Kasprowicz
|