Jak mieli Państwo okazję zauważyć w przeszłości - niejednokrotnie zgłaszałem propozycje dyskusji - na ważne dla polskiej kultury tematy.
Pozwalałem sobie również na personalne wycieczki - wobec rzekomych autorytetów kulturowych i w ogóle ludzi ze świata polityki.
Ani razu, ani jedna osoba nie raczyła odpowiedzieć na moje wezwanie.
Dowiedziałem się, że Włodek Kuliński - z portalu
https://wirtualnapolonia.com/
otrzymał groźby od prawników Andrzeja Seweryna za umieszczenie jego nazwiska na liście poparcia dla Bronisława Komorowskiego.
Sam zamieściłem tą listę w Internecie, by w przyszłości Polacy mogli wiedzieć: kto jest kim.
http://zaprasza.net/a.php?article_id=31400
Ale Włodek użył dodatkowo określenia "kolaboranci" - stało się przyczyną gróźb za strony Seweryna.
Ponieważ język polski ma wiele ograniczeń, to pilnuję się, by nie zmieniać konotacji znaczeniowych i słowa kolaborant nie używam względem wydarzeń obecnych.
Użycie jego jest w pełni uzasadnione wobec ludzi, którzy występują przeciw Polskiej Racji Stanu. A tak oceniam wszelkie komitety poparcia dla PO.
Ale zastanawiające jest: dlaczego obrażani przeze mnie osobnicy - nie odważą się pozwać mnie do sądu?
Odpowiedź jest jedna.
To kwalifikacje i argumenty decydują, że nikt nie odważył się podjąć ze mną publicznej dyskusji.
O ile Włodek Kuliński może czuć się niepewnie wobec aktorskiego "autorytetu" Seweryna, to ja mógłbym przepytać tego aktora w rozumieniu podstawowych pojęć z dziedziny kultury i kultury osobistej.
W kontekście tego - co napisałem powyżej - rodzi się pytanie: jak to się dzieje, że po ujawnieniu faktu zniszczenia dziennika operacyjnego z dnia katastrofy smoleńskiej - PiS jest dziś bardzo szeroko atakowany - za ujawnienie tego faktu.
Człowiek pokroju Piaseckiego, który wmawia bezwartościowość zniszczonych dokumentów - powinien raz na zawsze być usunięty z kręgu wiarygodnych dziennikarzy.
To samo dotyczy Żakowskiego, który produkuje całą masę pomówień i wylewa niejeden kubeł pomyj na PiS.
Jak to się dzieje, że po przejęciu przez PiS kontroli nad mediami publicznymi - takie kreatury moralne jak Żakowski dalej zatruwają przestrzeń publiczną?
To, że Unia Europejska jest bankrutem z powodu przejęcia nad nią kontroli przez ludzi prymitywnych i skrajnie zdemoralizowanych - nie podlega żadnej wątpliwości.
Mimo oczywistych faktów Żakowski dalej prowadzi prounijną indoktrynację.
Dzisiaj pozwolił sobie na stwierdzenie o "antyniemieckich fobiach PiS".
Nawet Polacy zamieszkali w Niemczech - zdają sobie sprawę ze zdradliwości tego Państwa.
Natomiast wspólna waluta euro - jest hamulcem polityki ekonomicznej Grecji i Hiszpanii.
Mimo tego najemny dziennikarzyna twierdzi:
"Problem polega na tym, że PiS cierpi na antyniemiecką fobię i zamiast wesprzeć Berlin w jego prounijnej strategii, brata się z Londynem, który, hamując integrację unijną, zwiększa ryzyko powstania silnej Eurolandii. Bo dobrze już widać, że obecna UE nie jest zdolna do stawienia oporu inwazji populizmów, które ją rozsadzają, wzmacniając egoistyczne postawy państw członkowskich. "
Żakowski nie informuje jednak, że ta "silna Europa" to totalitarne centrum władzy - skupione w Berlinie i podporządkowane mu gubernie.
Jak to się dzieje, że 8 lutego 2016 roku nie ma w mediach publicznych ani jednego dziennikarza, który zdeptałby bezczelność i arogancję ladacznic dziennikarskich?
PiS powinien bardzo szybko przeprowadzić kontrolę, czy na pewno oddał media publiczne w ręce kompetentnych osób?