Dzień 27 października roku 2014 będzie pamiętnym dla urzędników różnego szczebla. Właśnie jakieś służby, bliżej niezidentyfikowane przez mass media głównego nurtu dezinformacji, urządziły sobie zabawę w straszenie paczką z wirusem ebola w urzędach.
Podano, że informacje o obecności paczki z wirusem ebola oraz pojemnikami gazowymi dotarły pocztą elektroniczną oraz telefonicznie do urzędników aż w 52 miejscowościach.
W samym Gdańsku aż 9 instytucji państwowych otrzymało takie informacje. W Warszawie to nawet Giełdę Papierów Wartościowych z tego powodu ewakuowano. Biorąc to na spokojnie, to powinniśmy się śmiać z głupoty urzędniczej. Po pierwsze, jeżeli to przyszło w poczcie elektronicznej to po kilku minutach odpowiednie służby powinny namierzyć IP komputerów i zamknąć żartownisiów. A tego nie zrobiono.
Podobnie nie ma żadnego problemu obecnie z namierzeniem telefonów. Tego także nie zrobiono. Czyli służby znały te numery. Już kilka razy tego rodzaju incydenty były wywoływane i zawsze ta sekretarka rano była na czacie i wiedziała, co robić, czyli ewakuować urząd, a nie skontrolować, co to za dowcipniś. Poza tym wszystkie mass media już o tym wiedziały od samego rana. Jakim cudem? Pani sekretarka od razu widziała, że musi dzwonić do radia, telewizji i czort wie gdzie jeszcze, a nie musi zawiadomić policji, aby namierzyli adresy „żartownisiów”? W tej sytuacji należy wnioskować z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że zrobiły to znane urzędom służby.
Co się za tym kryje?
Po pierwsze, jak powszechnie wiadomo, wirus jest opatentowany przez Rząd amerykański i żaden cywil ani inny dureń nie może bez zgody rządu - armii cokolwiek z tym wirusem robić. Już Armia wie po co to to opatentowała. Zysk ma wpłynąć do właściwej kieszeni. A więc nie ma żadnej możliwości zapakowania go do kartonu, chyba, że zrobiła to jednostka broni biologicznej Armii Amerykańskiej. No ale tego przecież chyba nie zrobiła… Co prawda w Kraju nad Wisłą to miała ona zwoje więzienia tak tajne, że nawet rząd o nim nie wiedział, ale laboratorium broni biologicznej to chyba nie istnieje? Armia ma swoje większe kłopoty. Pan Prezydent Obama, w związku z zamieszkami w Sierra Leone na plantacjach kakao, wysłał już 3000 marines i dodatkowo 1000 żołnierzy ze słynnej dywizji spadochronowej 101. Wiadomo, w dżungli skakać za wirusem najlepiej potrafią spadochroniarze. Marines zaprowadzą spokój w miastach. Przecież już 8 medyków kamienowano. Czyli mamy problem. Wszyscy zainteresowani wiedzą, że oprócz właścicieli patentu USA nikt tego eboli widzieć nie ma prawa. Nawet nim zajmować się nie ma prawa, chyba, że zapłaci haracz. Przecież taki jest na całym świecie sens patentów. Patentujący nie po to płaci olbrzymie kwoty za ochronę własności intelektualnej, aby mu byle dureń ją zabierał. Co to, to nie, a tym bardziej zabierał armii. Wykluczone. O tym, że cała prasa polska jest w rękach wydawców niemieckich, poinformował Nasz Dziennik już parę tygodni wcześniej. O tym, że kontrola nad mediami w Niemczech aż do 2099 roku będzie w rękach amerykańskich, wiadomo od 2009 roku. O tym, że wszystkie wydawnictwa są w rękach 5 firm, wiadomo od kilku lat. Czyli piramida władzy jest znana. Jeżeli więc wszystkie media zaczynają ranek od tego samego, to znaczy, że otrzymały takie polecenie. Akcja jest sterowana. Bez dwu zdań.
Jaki jest cel takiego cyrku?
Celem może być straszenie ludzi. Wiadomo, że promowanie kłamstw korporacji jest głównym celem obecnej prasy. Na podobnych zasadach działa niemal 90% stron internetowych. Wiem to z własnego doświadczenia, że tylko strony umieszczone na serwerach za granicą podają informacje bez cenzury. Ze stronami krajowymi jest różnie. Na przykład ten sam admin przyjmuje informację o tym, że fakt X jest konfabulacją, a zaraz potem zamieszcza informację o „fakcie” Y przeczącemu faktowi X. I potem twierdzi, że to lepiej jak jest różnorodność. Taką różnorodność spełnia w całości program MKUltra, czyli prania mózgów mniej oświeconego ludu, opracowany przed 50 laty przez służby specjalne, w rodzaju CIA itd. Takim wpuszczonym dezinformatorem jest na przykład artykuł Blanki Łyczkowskiej Ale to inna historia.
Bardzo często natomiast PT Autorzy powołują się na WHO. Po ich wypowiedziach widać wyraźnie, że nie mają zielonego pojęcia, co to jest WHO.
WHO, szeroko podaje o tym prasa amerykańska, jest instytucją założoną przez Rockefellera, jako przybudówka ONZ, czyli formalnie Światowego Rządu. Jest to na pół prywatna organizacja, o czym świadczą pieniądze. Już w 1954 roku WHO zawarło tajne porozumienie z MAEA, że nie będzie publikowało żadnych ostrzeżeń przed promieniowaniem jonizującym, aby nie szkodzić producentom atomu. I jak wiemy, od 60 lat ta umowa jest dotrzymywana. WHO jest dofinansowywane przez właścicieli korporacji farmakologicznych. Taki na przykład B.Gates, właściciel firmy informatycznej, co i rusz przekazuje do WHO OLBRZYMIE KWOTY, rzekomo na potrzeby szczepień. Przypomnę, że po wydaniu ponad 50 milionów dolarów na szczepienia przeciwko polio w Indiach, spowodował tam tak wielką epidemię, że ponad 47500 dzieci zachorowało [inne źródła podają, że to było ponad 67 000 dzieci] Normalnie w Indiach bez szczepień chorowało na polio około 215 dzieci.
Podobnie do wątpliwych sukcesów WHO należy wywołanie epidemii po trzęsieniu ziemi na Haiti. Zmarło, bagatela, tylko nieco ponad 5000 Haitańczyków.
Straszenie chorobami jest jednym z istotnych działań WHO. Przypomnę, że już w 2001 roku WHO wywołało wirtualną epidemię wąglika. Na pewno przynajmniej część Czytelników przypomina sobie te koperty z mąką rozsyłane przez nie wiadomo kogo, ale wiadomo, że z wąglikiem. Według WHO, epidemia miła spowodować dziesiątki tysięcy zgonów. Zgonów było pięć! Ale WHO i pokrewne instytucje wyprowadziły z budżetu państwa ponad miliard dolarów na rzekomą walkę z wąglikiem. Oczywiście, był to budżet USA. W 2005 roku WHO rozpoczęło kampanię straszenia ptasia grypą, czyli H5N1.
Była to bardzo dziwna grypa, bowiem chorowały tylko kurczaki w kurnikach.
Żaden dziki ptak nie zachorował! Nie miało to oczywiście żadnego znaczenia dla akcji. Także w Polsce wybito kilka milionów kurcząt przed świętami. Proceder pozwolił na wyciągnięcie z kieszeni podatnika pięćdziesiąt milionów złotych. Ubocznym, albo celowym efektem było wyeliminowanie konkurencji na rynku drobiowym i likwidacja polskich ferm, połączona z otwarciem granic dla konkurencji. Dziwnym trafem, WHO PROGNOZOWAŁO ŚMIERTELNOŚĆ na poziomie ponad 60%. Widać wyraźnie, że pracownicy WHO uwielbiają liczbę 60, ponieważ w przypadku eboli także prorokują 60% śmiertelność. Miało zachorować na ptasia grypę nawet miliard osób. Na całe szczęście, nie uzgodniono tego z wirusem ptasiej grypy. W całym szeroko nagłaśnianym okresie zmarło na całym świecie koło1000 osób, ale potwierdzenie wirusa miało tylko 97 z tych osób. Dodatkowo, osoby te pochodziły z bardzo zaniedbanych i biednych wiosek. W jaki sposób w akurat tych wioskach znaleźli się specjaliści z testami? Pozostanie to już na zawsze słodką tajemnicą służb specjalnych. Przypomnę, że normalnie na zwykłą grypę umiera rocznie na całym świecie od 250 do 500 000 ludzi, czyli ponad pięćset razy więcej.
Co ciekawsze, dr Peter Palese z Mount Sinai School of Medicine z N.Jorku podał, że surowice pobrane od mieszkańców chińskich wiosek wykazały, że miliony ludzi miały naturalne przeciwciała przeciwko H5N1. Podał to do publicznej wiadomości w NYT 8 listopada 2005 r. twierdząc, że cala sprawa jest fałszywką. Innymi słowy, wirus był normalnie w środowisku i nie powodował żadnych chorób. Powinniśmy się więc cieszyć, że wirus nas oszczędził. Dobre samopoczucie uleciało jak wiatr w momencie podliczenia, ile to cwaniacy zdążyli wyprowadzić z kasy zdrowia publicznego, czyli wyciągnąć od podatnika.
Sam pan Donald Rumsfeld, w owym czasie przewodniczący rady Gilead, właściciela patentu na słynny, ale całkowicie nieskuteczny lek Tamiflu, zarobił tylko 5 milionów dolarów. Zaraz potem awansował na sekretarza obrony USA i zakupił ponad 2 miliony porcji tego leku dla armii. Były sekretarz stanu USA, George Schulc, także nie był gorszy i zarobił podobno na tym samym 7 milionów dolarów. Ile zarobili polscy dilerzy tego leku, nie wiadomo, ale jeszcze obecnie Gazeta Niezależna usiłuje wskrzesić ten preparat. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki nazwę leku i zobaczyć, jacy to konsultanci i specjaliści nawołują do przepisywania tego preparatu. Dla niewtajemniczonych, zwykłe leczenie grypy na przykład aspiryną, to koszt koło 10 złotych, z haraczem 20 złotych, a tamiflu był sprzedawany po około 200 złotych. Rzekomo przyspieszał wylecenie o 12 godzin!!!
Opis grypy w podręcznikach studenckich zajmuje pół kartki.
Kolejną propagandą strachu była ogłoszona w 2009 roku świńska grypa. W Polsce na czoło celebrytów nawołujących do walki z tą rzekomo straszną chorobą stanęła pani prof. mgr Lidia Brydak. Od razu po ogłoszeniu pandemii podniosła stawkę za badanie wirusologiczne o prawie 50%. Na marginesie, testy były tak złe, że nawet CDC się wycofało po cichu z ich przeprowadzania.
Zasada postępowania była taka sama, jak we wcześniejszych wirtualnych epidemiach. Strach. Umrze nawet 90 milionów ludzi. W samym USA ponad 90 000 ludzi. Znowu sprawy nie uzgodniono z wirusem, ponieważ w USA na świńską grupę zmarło tylko 18 osób, na 320 milionów ludzi!. Normalnie w sezonie umierało między 30 a 40 000 osób. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że to, co medialnie nazwano świńską grypą, było powszechnie znane lekarzom od 1976 roku, kiedy to wyciekło z laboratorium broni biologicznej Fortu Detrick. Jeszcze w 2007 roku PZH podawał, że 80% przypadków grypy, to słynne A1H1N1. W dwa lata później już o tym nie pamiętali.
No, ale głupi ludek nie musi pamiętać, ma płacić. No i ludek płacił. USA zakupiły na magazyn leków za miliard trzysta milionów dolarów. Rząd Brytyjski był oszczędniejszy, zakupił tego samego barachła za około siedemset milionów dolarów. Ale biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców, to wydał zdecydowanie więcej na mieszkańca od Amerykanów, bo aż 300 %. Samego tamiflu zakupili za 40 milionów dolarów. Producent szczepionki Pandermix, GlaxoKlineSmith, przechwalał się, że na samej szczepionce zarobił 1.5 miliarda dolarów, tylko w okresie pierwszych 3 miesięcy trwania wirtualnej epidemii strachu. Ile jest mądrych inaczej?
Dodam, że szczepionka powodowała, szczególnie u szczepionych nastolatków, ciężkie powikłania zwane narkolepsją, czyli nagłym i niespodziewanym zwiotczeniem mięśni. No, ale to już ekspertów od zachwalania szczepień nie interesuje. Naukowcy szacują, że rząd angielski zmarnował co najmniej osiemset milionów dolarów na zakupie tych preparatów, ale przecież nie wydawał swoich pieniędzy, tylko podatnika, czyli niczyje.
Bardzo ciekawe są informacje uzyskiwane za pomocą słownika Merriam-Webster. Słownik ten pokazuje, że nagle na siódmym miejscu najczęściej używanych pojęć jest „pandemia”. Czyli gebelsowskie twierdzenie, że każde kłamstwo często powtarzane utrwala się jako prawda, jest słuszne. Ten sam sposób prania mózgów stosuje się obecnie.
Podsumowując, wszystko wskazuje jednoznacznie na to, że cała operacja ebola należy do tzw. operacji psychologicznych w gwarze wojskowej zwanych psy-op.
Podkreślam, żaden niezależny ośrodek nie potwierdził istnienia wirusa eboli. Testy stosowane podczas rzekomego wykrywania tego wirusa są, delikatnie mówiąc, fałszywie dodatnie, o ile nie są w ogóle lipne. Testy rzekomo wykrywają przeciwciała. No tak, tylko do lat 80. ubiegłego wieku, to wykrycie przeciwciał traktowano jako kontakt z wirusem, czy bakterią, ale nie jako chorobę. Wszelkie próby, na przykład przeciwgruźlicze, polegały na wykrywaniu przeciwciał. A obecnie, nie wiadomo na jakiej podstawie, starsi i mądrzejsi doszli do wniosku, że przeciwciała świadczą o chorobie i trzeba to leczyć. W żadnym podręczniku medycznym nie ma o tym ani słowa. Że chodzi o skok na kasę podatnika, nie ma najmniejszej wątpliwości.
My Ebola "Obola"
http://youtu.be/-lr4mI26c-Y
Unia Europejska, czyli nie wiadomo kto, już przeznaczyła 24.5 miliona euro na rzekome badania wirusa. Za ponad 15 milionów chce prowadzić badania kliniczne nad szczepionką w Europie i Afryce. Co to znaczy, z polskiego na nasze? To znaczy, że musimy mieć w Europie chorych na ebola. Da się zrobić, jak zapłacą. Za 3 miliony euro chcą badać bezpieczeństwo krwi do przetoczeń. Za kolejne 2 miliony chcą badać interakcje pomiędzy żywicielem, a wirusem, czyli znowu wirus musi być w Europie. I tak dalej i tym podobnie, pieniądze podatnika w okresie bankructw państw, wyciekają nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, kto o tym zadecydował, ponieważ żaden cwaniak z tego kołchozu nie podpisuje się imieniem i nazwiskiem.
Dlaczego twierdzę, że to jest rodzaj wojny psychologicznej, mającej na celu podanie publiczności podstawy prawnej do wyłudzenia pieniędzy podatnika. To bardzo proste. Dokładna analiza dostępnej historii rzekomego wirusa wyklucza prawdziwość poszczególnych wypowiedzi tzw. ekspertów, nie wspominając o konfabulacjach dziennikarskich. Dlaczego już w 2007 roku opatentowano wirusa, uniemożliwiając jego badanie innym wirusologom, nie związanym z armią? Jeżeli wirus istnieje naprawdę, to najtańsze i najłatwiejsze byłoby zablokowanie komunikacji pomiędzy Sierra Leone, a innymi państwami. Można to było zrobić już w marcu. Ewentualna epidemia, czy wygaśnięcie, trwałoby miesiąc, a nie rok. Nie tylko tego nie zrobiono, ale przewożono chorych po całym świecie. Potrzebny był czas do nastraszenia podatników. Znanym od ponad 2000 lat sposobem walki z zarazą jest kwarantanna. Ani razu w okresie ostatniego roku nie zastosowano kwarantanny. Wręcz przeciwnie, pomimo nacisków lokalnych ośrodków, prezydent Obama nie podpisał zarządzenia o kwarantannie granicznej. Podobnie, pomimo ogólnie znanych faktów, że przez granicę z Meksykiem przechodzą setki nielegalnych emigrantów, także z państw afrykańskich, nie uczyniono nic, aby sprawdzać tych ludzi, wręcz przeciwnie, 60 000 dzieci przewieziono bez jakichkolwiek badań do USA, tylko w okresie pierwszego półrocza.
Nawet u personelu medycznego z wysokim prawdopodobieństwem kontaktu z chorymi nie zastosowano kwarantanny. Wręcz przykładem negatywnym jest sprawa lekarza z Nowego Jorku - dr Spencera, http://www.prisonplanet.com/ebola-patient-dr-craig-spencer-enters-next-phase-of-illness.html
u którego test rzekomo był pozytywny, a lekarzowi nie tylko pozwolono iść do domu, ale jeździł metrem po mieście, bywał w klubach i kawiarniach, gdzie go przyłapali dziennikarze. Czyli według lekarza specjalisty jazda metrem jest kwarantanną. I nic się nie stało. Pomimo, że rząd Sierra Leone nie wystąpił o żadną pomoc, tym bardziej wojskową, Stany Zjednoczone wysłały 3000 żołnierzy piechoty morskiej i 1000 spadochroniarzy. W jakim celu? Rząd Sierra Leone zakazał dalszych prób z testami w swoim kraju. W kraju wybuchły zamieszki spowodowane strajkiem personelu medycznego, pracującego w placówce prowadzonej przez korpus broni biologicznej. Zabito 8 pracowników tej placówki. Odpowiedzią było wysłanie korpusu ekspedycyjnego z USA. Rząd Sierra Leone zakazał dalszych testów z powodu ich błędności. Nie przeszkadza to używać ich w innych krajach. Zdjęcia ze Sierra Leone pokazują raz ludzi w specjalnych nadciśnieniowych strojach, a jednocześnie na lotnisku w Teksasie pracownicy lotniska sprzątają zakaźny materiał zwykłymi miotłami, w zwykłych ubraniach.
Przewozi się rzekomych chorych w asyście licznych dziennikarzy i kamer telewizyjnych, zwiększając prawdopodobieństwo ewentualnego zakażenia. Nikomu to nie przeszkadza. Stosuje się bardzo obrazowy, ale prymitywny sposób rzekomego przesiewu ludzi, na podstawie pomiaru temperatury. Zakażenia wirusowe bardzo często charakteryzują się w pierwszym okresie niską temperaturą. Poza tym, rozrzut temperatury może wynosić ponad 1 stopień, czyli od 36.2 do 37.3 i jest prawidłowy. Termometry elektroniczne nie są testowane i posiadają rozrzut pomiędzy pomiarami. Przygotowano już obecnie szpitale na 100 000 rzekomych chorych i torby na zwłoki. Na jakiej podstawie? Gdzie umiejscowiono te szpitale? Tych wypowiedzi rządowych nikt nie potwierdza. Pokazywanie teatru medycznego na lotniskach. A w rzeczywistości potem okazuje się, że rzekomy chory lata sobie po EUROPIE, potem leci do Ameryki i nikt go nie pyta skąd i dokąd?
Zmienianie historii, zarówno odkrycia, jak i przebiegu rzekomych epidemii wirusa od 1976 roku. W kolejnych miesiącach kampanii propagandowej podaje się coraz to inne i wzajemnie sprzeczne wersje dotyczące odkrycia. Raz chorują mieszkańcy dżungli, a drugim razem zaludnionych miast. Po 30 latach rzekomych badań raz podają, że przenosi się tylko z krwią, a potem, że z powietrzem. Raz podają, że zakażenie było od małp, a drugim razem, że od nietoperzy. Raz podają, że śmiertelność jest duża, a potem, że epidemia wygasła samoistnie po 2 przypadkach zgonów. Wyraźnie widać doraźne tworzenie legendy.
Każdy pragnący się wypowiedzieć na temat tej ”zarazy” powinien w pierwszym rzędzie zapoznać się dokładnie z filmami, takim jak „Wierny ogrodnik”, „Krwawe diamenty”, czy „Utopia”. Prawdopodobnie jest jeszcze kilka innych filmów, przedstawiających kulisy podobnych epidemii. Pokazywane w tych filmach sytuacje są tak specyficzne, że normalny człowiek by ich nie wymyślił. Musiały mieć miejsce naprawdę.
Dr Jerzy Jaśkowski
http://www.prisonplanet.pl/nauka_i_technologia/obola_poszukiwany_zywy,p1561556668
-
|