ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Inne artykuły

Nie zapominajcie 
16 kwiecień 2022     
Czy Stalin był agentem Hitlera? 
13 marzec 2022      Artur Łoboda
Nieudzielenie pomocy 
8 październik 2025     
Chiny zwalczają kryzys  
17 lipiec 2009      Iwo Cyprian Pogonowski
SOBIE POUKŁADALI – wiersz – WIESŁAW SOKOŁOWSKI 
4 luty 2015      Artur Łoboda
Korzenie chrześcijaństwa 
13 styczeń 2018     
Bezbronna armia 
8 październik 2012     
Juras Owsiak (lub jak śp. Kuroń o nim na żywo palnął "Owsik") dał głos. Każe nam wyłączyć TVP! Fiu! Ale dowcip. 
25 lipiec 2019      Alina
Wyrok na Lasy  
16 luty 2014      www.polskawalczaca.com
Covid-19 zabija afrykańskich przywódców  
20 kwiecień 2021     
"TVP uderza w premiera" 
15 lipiec 2020     
Chiny i ‘Great Reset’ 
11 marzec 2021     
Polin - Europejska wersja Palestyny, czyli jeden krok od Apartheidu. 
2 luty 2020      TellTheTruth
Iustitia 
23 lipiec 2025     
Dlaczego Polacy są mądrzejsi od innych narodów? 
29 maj 2019     
Epigon Balcerowicza 
25 styczeń 2022      Artur Łoboda
Dziennikarz w TVP INFO: Dlaczego w tęczowe flagi nie ubrano pomnika Bohaterów Getta? 
31 lipiec 2020      Alina
Komitet Helsiński: Rząd Izraela i Pfizer przeprowadzają nielegalne eksperymenty na Żydach 
25 styczeń 2021      Obserwator
Inna Polska niż WOŚP 
15 styczeń 2017      Artur Łoboda
Obama i Miedwiediew  
2 kwiecień 2009      Iwo Cyprian Pogonowski

 
 

P o n i e d z i a ł e k

I M P U L S , by zobaczyć, co zmieniło się w mieście, zaskoczył go. Dawno już niczego nie pragnął i do niczego nie dążył; obrzydło mu rozumienie ludzi, którzy nie odpłacali mu tym samym, którzy nie odwzajemniali mu się bodaj minimalną próbą wniknięcia w jego charakter.

2

Przemieszkiwał hen pod samiuśkim lasem, za docierającym i tu, niekiedy cichym, a niekiedy natarczywym echem życia, w miejscu idealnym dla mizantropów, co miało swoje niewątpliwe plusy i minusy.

Minusów jednak miało mniej, gdyż ze względu na odległość i trud, z jakim pokonywało się dystans uwalniający go od metropolii, w odosobnieniu tym czuł się lepiej niż ci, co do niego trafiali. Dziękował więc za spadkową chatynkę, dziękował za istny pałac umożliwiający mu powrót z wiecznego rozdrażnienia.

Przedtem nie zajmował się domem, nie troszczył się o to, co się w nim dzieje, nie poświęcał mu czasu, lecz gdy go odziedziczył, gdy stał się kawałkiem podpiwniczonego dostatku, nie było rzeczy, której by dla niego nie zrobił; zdał sobie sprawę, że poprzednio prowadził jedwabne życie idioty, osobistości przegranej, zrezygnowanej.

Przedtem do wszystkiego się przyczepiał, chciał o wszystkim decydować, na wszystko mieć wpływ, nie cierpiał krzyków, podniesionych głosów, nawet szeptów nie w porę; teraz mało co go interesowało, teraz chował się przed problemami, które przestawały rozwijać się zgodnie z jego przewidywaniem. Był z nich wyłączony, był na krańcu tego, co go jeszcze pasjonowało, jakby zakończył w sobie pewien maniakalny etap doświadczeń i rozpoczął nowy, był elementem porzuconej rzeczywistości.

Przedtem zapowietrzał się, a kiedy się wykrzyczał, przechodziło mu całe to napięcie i zaczynał z innej beczki. Skruszony, uwolniony od zalewającej go krwi, od wypełniającej go wściekłości, wnikał we własny świat, by, coraz rzadziej i coraz bardziej niechętnie, pokazywać się na zewnątrz.

A dzisiaj przyznawał się do swojej niecierpliwości: uwidoczniona i znana prawda o niej, była zaledwie fragmentem, częścią niewyznanej i obiektywnej, wyimkiem prawdy z pewnością nie tłumaczącym go z zacietrzewienia, z rozdrażnionego, cholerycznego reagowania na otoczenie.

Tak o nim myślano, a on, z różnych przyczyn, nie chciał zmieniać im krzywdzącej go opinii; bo choć gdy po chwili niekontrolowanego wybuchu, miotania najgorszymi cholerami, a czasem, nie trzymającymi się kupy oskarżeniami - przenosił się do swoich spraw, cichł i sprawiał wrażenie skruszonego.

*

Piątek nie budził w nim zaufania. Gdy, jak zwykle, uważał się za skończonego, przynosili mu telegram z przymusową propozycją wycieczki do miejsc znanych z rzeczywistego cierpienia, skierowanie do następnych zmartwień, dawano mu wolne od przyzwyczajenia do spoko.

W czwartki nie wychodził, w czwartki zasłaniał się reumatyzmem, kwękającą pamiątką po borowinie, w środę zdarzał mu się bezrobotny facet z elektrowni, wścibski i szalenie bystry w rozglądaniu się po jego chudobie, tu spojrzy, tam zajrzy i od razu wie, czy warto posiedzieć, wkupić się w jego przychylność, czy kto gdzie mu co da na drogę, do saszetki, czy do zrozumienia, blady jakiś, wymięty, no i te jego ręce.

Zaś w poniedziałek - w ten szewski czas, jak najbardziej; to był wymarzony dzień na przechadzki, dzień prawie że stykający się z niedzielą, jakkolwiek niedziela, to irytujący gwar, odświętny deptak: podstawowe komórki wyłażą ze swoich nor, przodem bachory, z tyłu szyja rodziny, pyszałkowata, upierścieniona, w kokardach i żabotach.

Tu miał przestrzeń pełną świeżego powietrza, chciał, to spał, nie chciał, to szedł pod pachę ze świtem, szedł w stronę jeziora, nad pobielaną ciecz wchodzącą w horyzont, przenikającą czas i gdy już tak napatrzył się do syta, podążał wzdłuż nasypu, w kierunku bagien rozrzuconych tu szczodrze.

*

Nie lubił jesieni. Jesień była dla niego za oślizłą porą roku: przenikliwe zimno, drobny deszczyk, wczesna ciemność, rześkie i mroczne wstawanie, były to przyczyny narodzin jego melancholii. Co innego wiosna. Wiosna proponowała mu wycieczki do lasu i zroszone czystością barwy zieleni.

Gdy czuł chandrę podobną do samotności­, do braku nawiązania kontaktu z kimkolwiek, jedynym przed nią ratunkiem było podróżowanie po odległych epokach, wkraczanie w nieobecny, wędrówkowy czas przeżyć, chodzenie po czymś, co do teraz nazywał łąką.

*

Gdy tak szedł przed siebie, nie myśląc o niczym szczególnym, widok domu w środku polany sprawił, że jego nogi same skierowały go tam, gdzie ostatnio był z ładnych naście lat temu.

Rozczulający widok szkraba z przeszłości, niespodziewanie nałożył się na chatkę z wesołą smużką dymu i widok ten zaczął wydłużać mu twarz, bo w miejscu, gdzie spodziewał się okna swojego pokoju i gdy niemal oczekiwał pojawienia się swojej piegowatej facjaty, zobaczył dziurę po nieistniejącej szybie, czeluść przybitą do dwóch skrzyżowanych dech, a na podwórzu, zamiast powiewającego ogona Czaka, drobną, roztrzęsioną maszkarę z ujadającej wściekłości.

Była tycim stworzonkiem wpisanym do encyklopedii pod hasłem pies. Zaskoczyło go to uderzające podobieństwo do zwierząt; być może nagromadzona furia - wysusza, być może z mikrej i zjeżonej psiny, też kiedyś był tłusty brytan, a teraz był jak on, skóra i kość, ale gość...

Z szopy przy pompie wyszedł gruby knypek z siekierą gotową do strzału i omiótł go niezbyt przyjaznym wzrokiem. Ziewał, a w jego szczęce czarne pieńki grały w chowanego, a w słońcu przemknęła bezcielesna postać, omamowy, dyszący chęcią zemsty bubek, podobny do znajomego nieznajomego.

- "I ten cię zawiódł, i on też jest twoim Brutusem, Brutusie" - szydził piesek. Miał wrażenie, jakby całym drgającym ciałkiem drwił z niego zawzięcie.

Zapragnął uciec przed jego ironią, schować się pod pierzynę, przenieść natrętną myśl w inny kres, znaleźć się w miejscu nieodwołalnej, bezgłosowej samotności, skąd mógłby wypatrywać siebie idącego łąką, i tak sobie gwarząc z marzeniami, po godzinie marszu, dotarł do tramwajowej pętli.

Wsiadł do pierwszego lepszego. Było czubato.

W trakcie jazdy, byczaty jegomość z obwisłym podgardlem perliczki, rozwalony na siedzeniu, beznamiętnym wejrzeniem smarował okno, a gdy, przed przystankiem, tramwaj nabierał szybkości, lub gdy zawadiacko przygrzewał na zakrętach, babina, z paczką dwa razy większą niż ona, co moment, z uśmiechem proszącym o wybaczenie, lądowała mu na klapach jesionki.

Przyglądał się mu przez parę minut, a gdy się zorientował, że choć babina co i rusz trąca go paką w kark, cham w jesionce nie ma zamiaru wstać, jak obcęgami chwycił go w dwa palce, podniósł za ucho i powiedział przyjaźnie: a ku ku.

Na krzaczastej wysokości brwi, na szybie, ukazał się jego obraz, odbite widmo i od tego momentu babina z paczką przestała być ważna, bo był teraz dla siebie samoistnym źródłem rozpędzonych plotek, jej odszukaną skarbnicą i bezcenną kopalnią wiedzy, pudłem z utraconymi informacjami o minionych ludziach i fenomenach zdarzeń, był dla siebie teraz nie tylko smętnym kronikarzem epizodów z historii, ale jej świadkiem, jej potwierdzeniem.

W nagłym porywie entuzjazmu, jednocześnie, omusnęły go te same, a mimo to różne, jasne przypomnienia ciemnych spraw, niewyjaśnionych, a bliskich, zapadłych w pamięć i bez wyraźnej przyczyny wynurzających się z niej w drobiazgach, w geście poruszenia głowy, w spojrzeniu z lustra i w tanecznym, wolnym od trosk przechadzaniu się po ulicy; jednocześnie owładnął go ten sam, lecz odmienny sen: nieobecny, patrzył na zdejmowaną i układaną na mchu jesionkę, na buty kołysane wiatrem, na wywalony język.

Patrząc poprzez tramwajowe szyby, w skrzypiącym trakcie pożegnalnej jazdy przez osiedla, nieoczekiwanie obce, żyjące własnym, szokująco nowym rytmem, przebywał w towarzystwie milczącej pewności, że nie znalazł się tu na darmo, ale że z tego spotkania narodzi się przyjaźń, bodaj sentyment umożliwiający mu oleodrukową wycieczkę po minionym.

Tramwaj, ze zgrzytem ulgi, zatrzymał się między przystankami. Zrozumiał, że jest to znak. Wysiadł, a babina demonstracyjnie klapnęła na opuszczone przez niego miejsce.

*

Szedł, nie mając pojęcia, dokąd. Nareszcie wydało mu się, że jest na miejscu. Zaciągnął się powietrzem i zakładając powróz pomyślał, że po raz pierwszy od lat nie musi się niczym przejmować i zamartwiać tym, co nastąpi później, gdyż to, co miało nadejść, już jest, że nic gorszego już go nie spotka, że najlepsze zdarzenia są już za nim, więc z rozbawieniem stwierdził, że jutro też jest dzień.
1 wrzesień 2009

Marek Jastrząb 

  

Komentarze

 

Drogi Panie Marku, pragne podziekowac Panu z calego serca za Pana przepiekne, niezwykle pisanie. Odkrylam Pana i caly czas podziwiam za bogactwo przekazywanych nam przemyslen, wspanialy talent. Chcialabym jeszcze wiele napisac, ale zamilkne.

Niech inni poczytaja

http://polskawalczaca.com/viewforum.php?f=34

2009-09-02
Elzbieta Gawlas Toronto

  

Archiwum

"Korzyści" z liberalizacji polskiego handlu
luty 9, 2007
Dariusz Kosiur
POECI, ANIOŁY, DOBROĆ
listopad 19, 2008
Zygmunt Jan Prusiński
Żywot człowieka NIEpoczciwego czyli - Andrzej Olechowski
luty 26, 2003
Helena Rucz-Pruszyńska (2001)
Strefa ochrony
wrzesień 14, 2002
EWA ŁĘTOWSKA http://rzeczpospolita.pl
Niewykorzystane możliwości internetu
sierpień 17, 2007
Mirosław Naleziński, Gdynia
Analiza stanu wojennego w Pakistanie
listopad 6, 2007
Iwo Cyprian Pogonowski
Jozef Mackiewicz "Prawda w oczy nie kole"
marzec 18, 2008
...
Patrole Egzekucyjne Szkolone przez USA?
grudzień 3, 2005
Iwo Cyprian Pogonowski
Milczenie niektórych owiec i głos pasterzy
kwiecień 15, 2008
przesłala Elżbieta Gawlas
Kaczyński poparł wypłacanie Żydom odszkodowań za drugą wojnę światową
marzec 1, 2007
Dorota
Komu bru?dzi ks. T. Isakowicz – Zalewski?
styczeń 31, 2009
Dariusz Kosiur
Trudne pytania do entuzjastow UE
lipiec 22, 2008
Goska
Mogilany. Ustalili pensję i diety
grudzień 11, 2002
(ETYZ) http://www.dziennik.krakow.pl
Czwarta władza i agenci
październik 22, 2003
Teresa Kuczyńska
Komornicy – bezlitośni egzekutorzy
październik 25, 2005
Edyta Gietka - Przegląd
Doktorat honoris causa dla prof. Seamusa Heaneya i prof. Bronisława Geremka
maj 13, 2005
Rafał Romanowski
Napisz Millerowi co myslisz!!
Akcja mailingowa!

luty 28, 2003
Przestępcy którzy zdobyli władzę by okradać Polaków
marzec 16, 2009
Artur Łoboda
Oszukują przy wyborach w następujący sposób:
październik 18, 2007
Anna
MSP chce sprzedać 25-30 proc. PKO BP na GPW w 2003 r.
czerwiec 28, 2002
PAP
 


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2025 Polskie Niezależne Media