Pani Arleta Kilichowska 1 listopada urodziła córeczkę. Ale to nie był zwykły poród, bo w asyście policji. Zamiast być blisko ciepłej piersi i bijącego serca mamy, dziecko przebywa w nieznanym dla rodziców miejscu. Odebrano dopiero co narodzone dziecko zdrowej, kochającej się, polskiej rodzinie. To olbrzymia tragedia dla mamy i dziecka pozbawionego matczynego mleka i ciepła.
To niejedyne kłopoty, których doświadczyła rodzina. Zaczęły się, gdy zwrócili się trzy lata temu o pomoc do opieki społecznej z powodu problemów wychowawczych z nastoletnią córką. Przechodziła bunt, tak częsty w tym wieku. To było przyczyną kłótni. Dziewczynka z koleżanką weszły na stronę internetową dla dorosłych i dostały niemoralne propozycje. Rodzina zwróciła się o pomoc psychologa dla córki do urzędu opieki społecznej w Helli. Nie udzielono jednak takiej pomocy, natomiast przydzielono opiekunkę z urzędu. Po ucieczce córki z domu i powiadomieniu o tym fakcie policji 1 września tego roku 16-letnia Marta trafiła do opieki zastępczej. Kilka dni później Arlecie i Adamowi zabrano też 2,5-letnią Patrycję.
– Patrycję zabrali nam 7 września o godzinie 11. Z przedszkola pod eskortą policji. Byłam wtedy w siódmym miesiącu ciąży i trafiłam ze skurczami do szpitala – opowiada ze ściśniętym gardłem pani Arleta. Spędziła tam kilka dni, otrzymując leki na uspokojenie. Nie spodziewała się, że zostanie jej odebrana także druga, nowo narodzona córeczka. – Nie uprzedzono mnie, że może być taki scenariusz. To jest nieludzkie! – skarży się pani Arleta.
– Ludziom trudno uwierzyć, że bez przyczyny, ja sama bym wcześniej nie uwierzyła, że można ludziom zrobić taką krzywdę… Oni zasłaniają się dokumentami, zasłaniają się dobrem dziecka. Tylko za każdym tym papierem, za cyferkami, literkami i tymi przepisami kryje się dziecko. Ta mała istota, która potrzebuje ciepła rodzinnego. I ma prawo do życia we własnej rodzinie. To nie jest papierek, literka na papierze. Tylko to jest żywa, mała istotka. I to zasłanianie się papierami, dokumentami to jest czysta hipokryzja. Bo to nie jest ochrona dziecka. Tylko ochrona dokumentów – oświadcza mocnym głosem mama dziewczynek. – Dostałam od psychologa artykuł o tym, że dziecko ma prawo do życia w rodzinie. Ta rodzina nie musi być idealna, ale musi być kochająca przede wszystkim, bo żadna matka, która kocha dziecko, nie zrobi mu krzywdy – dodaje. – Mam tylko pięć zdjęć. Nic więcej nie mam… – płacze.
Rozmawiałam również z Mariuszem Sobolewskim, który z żoną aktywnie zaangażował się w pomoc kuzynce. Jest najstarszy z kilkudziesięciu kuzynów. Podkreśla, że ich rodzina jest duża i dotąd nie było takich sytuacji, w jakiej znalazła się rodzina pani Arlety. Wszyscy żyją w zgodzie, wychowując zdrowe i pogodne dzieci. – Arleta jest dobrym człowiekiem i dobrą matką. Zanim sobie ułożyła życie na Islandii, pomagała wychowywać dzieci brata, gdy bratowa zmarła sześć tygodni po porodzie z powodu wylewu – broni kuzynki. – Skarżyła się na złą opiekę w przedszkolu – odpowiada na pytania, dlaczego przedszkole zawiadomiło opiekę społeczną, co doprowadziło do zabrania 2,5-letniej córeczki. – Pracownicy opieki nie pozwolili im wychowywać dzieci, zabierając córkę kobiecie będącej w siódmym miesiącu ciąży. Oni zrobili krzywdę temu dziecku, matce i narazili życie kolejnego dziecka w łonie matki… – pan Mariusz podkreśla ogrom tragedii, jakiej doświadczyła kuzynka.
Magda Sobolewska, żona pana Mariusza, napisała na portalu społecznościowym apel o pomoc, który rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie. Zaangażowało się już wiele osób.
Teraz rodzina czeka na powrót dzieci do domu. – Nie wyobrażam sobie świąt bez nich… – żali się pani Arleta. Czy polski i islandzki rząd wstawią się za rodziną, szybko wyjaśniając tę absurdalną i dramatyczną sprawę? Jak ustaliłam, zajmuje się nią Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz polska ambasada. – Byłam zaskoczona tym, jak nas potraktowano. Mieszkam tu trzy lata. Nigdy od Islandczyków nie zaznałam żadnej krzywdy. Ludzie zawsze byli mili i uczynni. Jestem zaszokowana postępowaniem wobec nas w obecnej chwili – mówi pani Arleta.
Jak informuje portal icelandnews.is, pracownicy Urzędu Opieki Społecznej i Komisji ds. Ochrony Dzieci z Helli nie chcą komentować sprawy i wyjaśnić, dlaczego rodzinie odebrano dzieci. – Przedstawicielka urzędu Helga Lind Pálsdóttir zwróciła jednak uwagę, że Komisja ds. Ochrony Dzieci kieruje się przede wszystkim dobrem dzieci i ma na celu walczyć o ich prawa – donosi portal.
Apeluję do wszystkich ludzi dobrej woli o monitorowanie losu tej pokrzywdzonej rodziny, która zamiast pomocy doświadczyła… przemocy. Trzeba to natychmiast zatrzymać. Każdy obywatel ma prawo dzwonić do Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Reykjaviku, polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwa Sprawiedliwości, pytając o los rodziny i oczekując natychmiastowej skutecznej pomocy.
https://warszawskagazeta.pl/swiat/item/5302-islandia-urzedowe-porwanie-noworodka-polskim-rodzicom-apel-o-pilna-interwencje-obu-rzadow
|