ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Inne artykuły

Wiktor Czarniecki MALI OKRUTNI LUDZIE - prawie manifest - O WIESŁAWIE SOKOŁOWSKIM  
15 lipiec 2016      www.trwanie.com
Temat zastępczy, który mnie wkurza 
9 lipiec 2015      Artur Łoboda
Wiesz co Andrzeju... 
21 czerwiec 2020      Zygmunt Jan Prusiński
Ivan Komarenko - Kity i mity 
31 sierpień 2020     
Szczęście mają te kraje, które mają stanowczych przywódców  
15 listopad 2014      www.polskawalczaca.com
Zbrodnie przeciwko Ludzkości nie ulegają przedawnieniu 
11 marzec 2024     
Nie zapraszali ich do Izraela? 
22 luty 2019     
Rosja oskarża USA o działalność wywrotową.  
21 wrzesień 2012      Iwo Cyprian Pogonowski
Dlaczego coraz więcej kobiet szuka mężczyzn przez internet? 
17 luty 2013      Anna Kowalska
Polityczna żydohołota brzytwy się chwyta 
3 wrzesień 2015      Artur Łoboda
Wniosek o przymuszenie Ministra Zdrowia do podania dowodu naukowego, że mamy w Polsce jakąś epidemię 
2 listopad 2020     
Dr Naomi Wolf odkrywa plan firmy Pfizer w sprawie wyludnienia, o czym świadczą ich własne dokumenty 
10 grudzień 2023     
Żołtarz Jezusów - przypisywany bł. Władysławowi z Gielniowa, XVI w. 
25 marzec 2016     
Lepiej z mądrym stracić, niż z głupim zyskać 
8 luty 2012      Artur Łoboda
W co nas ciągnie PiS? 
25 marzec 2019      Artur Łoboda
Prokurator generalny. 
20 październik 2011      Bogusław
W 72 Rocznicę 17 Września 1939 - Tło 
19 wrzesień 2011      Iwo Cyprian Pogonowski
Oszczędności z OFE mogą być tylko uratowane 
18 kwiecień 2013      Artur Łoboda
Ortodoksi z polskiej sceny politycznej 
11 październik 2012      Artur Łoboda
Założyciel i wieloletni redaktor portalu Wirtualna Polonia nie żyje 
20 czerwiec 2016      Artur Łoboda

 
 

Recenzja książki "Wspólny wróg. Hitlerowskie Niemcy i Polska przeciw Związkowi Radzieckiemu"

Rolf-Dieter Muller, dyrektor niemieckiego Wojskowego Biura Badań Historycznych znany w Polsce z pracy „Europejscy sojusznicy Hitlera”, napisał pracę, która miała być zapewne, przynajmniej według polskiego wydawcy, rewolucyjną. Już na pierwszej stronie okładki widzimy slogan: „Znany niemiecki historyk ujawnia plany sojuszu II Rzeczypospolitej i III Rzeszy”, umieszczony nad zdjęciem z 1935 roku, ukazującym, pozujących ramię w ramię, von Ribbentropa, Becka i Hitlera. Gdyby pokuszono się o wykorzystanie całej fotografii, a nie tylko jej fragmentu, ujrzelibyśmy jeszcze ministra Konstantina von Neuratha, Hermanna Goringa i ambasadora Józefa Lipskiego – istna sielanka. Oryginalny tytuł „Der Feind steht im Osten: Hitlers geheime Pläne für einen Krieg gegen die Sowjetunion im Jahr 1939" ("Wróg jest na wschodzie: tajne plany Hitlera wojny przeciw Związkowi Sowieckiemu w 1939 roku") przetłumaczono zaś, na wszelki wypadek, jako „Wspólny wróg. Hitlerowskie Niemcy i Polska przeciw Związkowi Radzieckiemu”. Abstrahując od tego, że pomysły hipotetycznego sojuszu polsko-niemieckiego wcale nie są specjalnie rewolucyjne - wszak pojawiły się już w pismach Mackiewiczów, Studnickiego i Bocheńskiego, że nie wspomnę o ostatniej książce Zychowicza - kwestia ta nie jest wcale w pracy Mullera wiodącą. Dodam, że na szczęście nie jest kwestią wiodącą, bowiem na tym akurat polu autor ponosi sromotną porażkę.

Autor już we wstępie podkreśla, że wbrew wcześniejszym opiniom historyków z „pokolenia podporuczników”, dowództwo Wehrmachtu ponosi dużą część odpowiedzialności za rozpętanie wojny na wschodzie, zaś „wojna ideologii” została zainicjowana już na etapie przygotowań do kampanii. Dobitnie pisze, że to, w jaki sposób „Barbarossa” ze znanego w 1939 roku modelu wojny interwencyjnej przeobraziła się dwa lata później w totalną wojnę zaborczą, która w aspekcie wojskowo-operacyjnym już po upływie kilku tygodni poniosła klęskę, dowodzi znacznie większej, niż do tej pory, współodpowiedzialności dowództwa wojsk lądowych. Dodaje również, że w badaniach historycznych modny jest dziś kulturowo-historyczny sposób postrzegania, Muller zaś postanawia poszukać odpowiedzi na nurtujące go pytania na polu klasycznej historii wojskowości, w świecie sztabów i centrów decyzyjnych. Nacisk przeto chciał położyć we „Wspólnym wrogu” przede wszystkim na zagadnienia planowania wojskowego. Punktem wyjścia były tu pytania: kiedy po raz pierwszy w głowach niemieckich polityków i wojskowych zrodziła się myśl o wojnie mającej na celu podbicie rosyjskiego imperium? Jak kształtowała się ta idea z biegiem czasu, jakie towarzyszyły jej wątpliwości? I wreszcie, jaką rolę odgrywał tu stosunek do Polski i dlaczego nastąpiła zmiana postawy Hitlera wobec naszego kraju?


Aby odpowiedzieć na te pytania, Muller przyjął założenie: po rozpoczęciu drugiej wojny światowej, Niemcy, do października 1939 roku mieli kilka wariantów jej kontynuowania, zaś konfrontacja z Armią Czerwoną była jedną z opcji – rzec wręcz można, że uderzenie na Rosję było już w 1939 roku całkiem realne i wcale nie skazane na niepowodzenie.

Muller sięga głębiej w przeszłość, niż jego koledzy po piórze rozpoczynający swoje rozważania od, najpóźniej, opisania wydarzeń 1938 roku. W pierwszym rozdziale szkicuje politykę międzynarodową i sojuszniczą Niemiec w XIX wieku, od Świętego Przymierza po ewolucję, jaką przeszło postrzeganie Rosji przez Rzeszę, zrazu tę Bismarcka, potem Wilhelmowską. Krótko opisuje tu wydarzenia Wielkiej Wojny i – po raz pierwszy we „Wspólnym wrogu” – zabiegi Niemców o wsparcie Polaków. Muller płynnie przechodzi tu do wojny polsko-bolszewickiej, po czym omawia skutki Rapallo, gdzie, według niego, tajna współpraca Armii Czerwonej i Reichswehry zyskała nowy wymiar. Napisał wręcz, że jej spoiwem było upokorzenie, jakie doznały ze strony polskiej – upokorzenie, które wznieciło pragnienie rewanżu. Pobieżnie scharakteryzowawszy gry wojenne i prowadzone przez niemiecką stronę debaty nad polityką obronną, przechodzi do omówienia polskiej sytuacji politycznej. Wycofanie się Piłsudskiego z polityki w 1923 roku traktuje autor jako skutek rozczarowania (rozczarowanie, jak widać, jest u Mullera istotnym kołem napędowym dziejów) demokracją parlamentarną, bowiem „dusza socjalisty i żołnierza” poszukiwała innych form organizacji społeczeństwa. Na szczęście rychło odchodzi od analiz naszego poletka politycznego i przechodzi do tego, na czym się zna najlepiej, przyglądając się potencjałowi i zamiarom Armii Czerwonej oraz stanowi uzbrojenia Polski pod koniec drugiej dekady XX wieku.

Kiedy rok 1933 przyniósł w Niemczech władzę narodowym socjalistom, rojenia o polityce mocarstwowej rozbrzmiały z nową siłą. Autor zastanawia się tutaj, jaką rolę odgrywała Polska w wizji polityki zagranicznej Hitlera i jak należy odczytywać woltę, skutkującą zwróceniem się ku Piłsudskiemu. Woltę, należy dodać, sprzeczną z koncepcjami dowództwa armii, ministra von Neuratha i podsekretarza stanu von Bulova. Dla tych ostatnich zresztą, zamknięcie moskiewskiej ekspozytury Reichswehry i zerwanie tajnej współpracy z Rosją było nie lada wstrząsem.

Muller przybliża czytelnikom, co kryło się za dwustronnym układem handlowym pomiędzy Niemcami a Polską oraz samym paktem o nieagresji z 26 stycznia 1934. Pojawiają się tutaj zgrzyty, które obserwowałem za każdym razem, gdy myśli historyka opuszczały poligony i sztaby, wkraczając do gabinetów politycznych. Przypuszczenia stają się dlań pewnością, spekulacje – aksjomatami służącymi do udowodnienia z góry założonej tezy. Nie wiem na przykład, skąd się wzięła pewność, że „Warszawa w tajemnicy aprobowała ambicje Hitlera wobec Austrii oraz dokonane w 1936 roku spektakularne zajęcie i remilitaryzację Nadrenii”. Nie zgadza się Muller z opinią, jakoby pakt z Piłsudskim był tylko manewrem taktycznym obliczonym na zyskanie na czasie. Bacznie śledzi wspomnienia i pisma Marszałka wydane w Niemczech w 1935 roku, opatrzone wstępem samego Goeringa. Dokładnie opisawszy wizytę tego ostatniego w Białowieży zestawiając sprzeczne źródła traktujące o tej wyprawie, ku mojej radości wraca do sztabów opisując plany wojenne Reichswehry i zastanawiając się, czy istniał sposób na szybkie militarne zwycięstwo nad ZSRR.

Część druga, traktująca o wojnie interwencyjnej przeciwko Związkowi Radzieckiemu, zaczyna się od kolejnych rozważań natury politycznej, które wieńczy opinia, jakoby antykomunizm i antysemityzm tworzyły stabilną ideologiczną podstawę, na której mogłoby się oprzeć partnerstwo polsko-niemieckie. Ciężko się zgodzić z tą tezą, podobnie, jak trudno jest przyjąć większość opinii Mullera (traktowanych przezeń niczym prawdy objawione) dotyczących polityki Rzeczpospolitej. Szczęśliwie po przedstawieniu tych rewelacji przechodzi do opisu „brawurowego marszu ku wojnie” Hitlera, gier sztabowych niemieckiej marynarki wojennej oraz wydarzeń roku 1938 i początku ekspansji Rzeszy na Wschód. Niebawem jednak znów podchwyci autor temat naszego narodowego antysemityzmu i we „Wspólnym wrogu” przeczytamy, że szczególnie szokująca może się wydawać deklarowana przez Polskę i Niemcy gotowość współpracy przy organizowaniu emigracji ludności żydowskiej z Polski. Przytoczy tu słowa Lipskiego, który jakoby obiecywał Hitlerowi pomnik w Warszawie za skuteczne rozwiązanie „kwestii żydowskiej”. Znamienne jest również stwierdzenie: „po pierwszych wspólnych działaniach przeciwko Czechosłowacji, zapał Warszawy do dalszego zacieśnienia stosunków z Niemcami wyraźnie osłabł”. Według Mullera, wolta, świadoma zmiana kursu Warszawy, nastąpiła dopiero po uzyskaniu wsparcia ze strony Anglosasów – do tej pory Rzeczpospolita podchodziła do kwestii sojuszu z Rzeszą co najmniej entuzjastycznie. Wydaje się, że autor wręcz potępia taki rozwój wypadków oceniając, że zwrócenie się ku Wielkiej Brytanii uwzględniało ryzyko wybuchu wojny pomimo tego, że szanse Polski na zwycięstwo były znikome. Ponadto wolta owa wzmacniała pozycję ZSRR. Jednym słowem, w opinii historyka winniśmy zapewne rzucić się w ramiona Rzeszy, dając upust swoim wrodzonym skłonnościom antysemickim i antykomunistycznym, po czym, rozwiązawszy „kwestię żydowską” (migracja czy kominy?), rzucić się na Rosję. Pisze on, że Hitler za wszelką cenę dążył do uniknięcia rozwiązań siłowych i, nie chcąc wpychać Polaków w ramiona Brytyjczyków, pragnął zagwarantowania granic Rzeczpospolitej. Ot, dobrodziej… Niestety, polskie służby demokratyczne nie doceniły dobrej woli kanclerza-pacyfisty, zaś słynne słowa Becka z 28 marca wywołały, cytuję, gorycz i irytację (o rozczarowaniu autor, dziwnym trafem, nie wspomina), które pchnęły Hitlera do ataku na Polskę.

Pofolgowawszy politycznie, Muller wraca na poligony, dokładnie omawiając przygotowania do „Fall Ost”, koncepcje Albrechta i inne plany operacyjne, gry wojenne, scenariusze i koncepcje rozpatrywane przez niemieckich sztabowców. Niezmiernie interesujący jest opis gry wojennej z 17 maja 1939 roku mającej na celu symulację walki na zachód od linii Wisły. Gra ta, jak się okazało, zakończyła się dla „agresora” sromotną klęską – autor przybliża tu część listy zastrzeżeń i braków sporządzonej przez Haldera. Ważne jest również omówienie pomijanych w historiografii manewrów Guderiana z czerwca 1939 roku, stanowiących swoistą korektę tych majowych.


Niestety, po tych arcyciekawych fragmentach znów mamy interludium w postaci dywagacji, jakoby pakt Ribbentrop-Mołotow wynikał z, a jakże, rozczarowania. Muller odrzuca tu koncepcję, że wcześniejsze zabiegi Hitlera o przychylność Polski miały być jedynie umożliwieniem uderzenia na Zachód.

Opisując początek niemieckiej ofensywy, Muller trzyma się wojskowego, stricte militarnego punktu widzenia, problem jednak zaczyna się, standardowo, gdy przechodzi od sztabowych chorągiewek do „czynnika ludzkiego”. Tu cały wywód zaczyna pękać w szwach. Pisze autor na przykład, i ten fragment należy moim zdaniem zacytować obszerniej: „należy wziąć pod uwagę, że działania Wehrmachtu przeciwko polskiej armii nie miały charakteru nasyconej nienawiścią i pogardą wojny totalnej (…) zapisy konwencji haskiej (dotyczącej zasad prowadzenia wojny) były zazwyczaj respektowane, co rzecz jasna nie wykluczało odosobnionych incydentów i przejawów godnych potępienia zachowań. Z wyjątkową bezwzględnością Wehrmacht, SS i policja obchodziły się zwłaszcza z polskimi partyzantami (…) uszanowano jednak bitność i odwagę zwykłych żołnierzy.” A dlaczego szanowano tę bitność? Otóż „bądź co bądź, wielu spośród polskich żołnierzy nosiło w czasie I wojny światowej pruskie mundury”. Ponadto fakt, że polscy oficerowie traktowani byli z szacunkiem, mógł stanowić punkt wyjścia do polsko-niemieckiego braterstwa broni. Co zdanie, to kuriozum! Nie wiem, jak niemiecki autor (dodam, historyk), może ośmielać się pisać o przestrzeganiu przez niemiecką armię zapisów konwencji haskiej, zwłaszcza wobec faktu ukazania się wielu prac (od Bartova po Bohlera), których autorzy już dawno dowiedli, że pogląd „wspaniały Wehrmacht – paskudne SS” jest co najmniej skrajną naiwnością. To, że, jak pisał Kulesza, zbrodniczy charakter działań żołnierzy niemieckich w czasie Polenfeldzug nie został potwierdzony żadnym wyrokiem niemieckiego sądu nie znaczy, że tych zbrodni nie było. Jakich by się nie dokonywało retorycznych wolt, rojąc o polsko-niemieckim braterstwie broni po Wrześniu 1939, nie wymaże się z historii morderstw dokonywanych przez żołnierzy m.in. 10., 17.i 30. Dywizji Piechoty w polskich wsiach. Nie wymaże się wydarzeń z Bydgoszczy, Częstochowy, Anina i wielu innych miejsc-symboli.

Autor przychyla się tu zapewne do skandalicznych słów niemieckiej prokuratury, jakoby te zbrodnie były działaniami przeciwko partyzantom, a sposób ich zabicia nie nosił znamion okrucieństwa. Ciekawi mnie tylko, do której grupy partyzanckiej należała przerażona, ukryta w piwnicy kobieta, rozerwana granatem przez niemieckiego żołdaka. Do jakiej grupy partyzanckiej należało 200 Polaków, głównie uciekinierów przed tłuszczą w mundurach feldgrau, zamordowanych w Złoczewie? Jak wobec paragrafów Konwencji Haskiej wygląda masowy mord w miejscowościach położonych wokół Piotrkowa Trybunalskiego czy anihilacja Torzeńca? Jak ma się do nich zbrodnia na jeńcach wojennych w Zambrowie - masakra 200 osób, która skończyła się tylko dlatego, że Niemcy sami zaczęli się ranić podczas prowadzenia ognia w kierunku bezbronnych żołnierzy 18. Dywizji Piechoty zgromadzonych na placu koszar wojskowych? „Egzekucja” czterdziestu rannych jeńców wojennych w Szczucinie (za którą, ponoć, dzielni Niemcy dostali po Krzyżu Żelaznym) również średnio pasuje do postanowień wzmiankowanej Konwencji, że o perspektywie budowania podwalin pod polsko-niemieckie braterstwo broni nie wspomnę. W ramach szacunku dla polskiego munduru, jeńców z 12 pp. rzucono na ziemię i rozjechano czołgami, pod Morycami zaś rozstrzelano 19 oficerów 76 pp., a szeregowców spalono żywcem w pobliskich chatach. To ostatnie było zresztą powszechną praktyką wdrażaną przez dzielny Wehrmacht – pod Sanem spalono ponad 100 żołnierzy z 4 pułku Strzelców Podhalańskich wziętych do niewoli. 50 jeńców bydgoskiego Batalionu Obrony Narodowej rozstrzelanych w odwecie za „krwawą niedzielę” to zapewne kolejny „odosobniony incydent”, a winą tych żołnierzy było być może to, że podczas Wielkiej Wojny nie nosili pruskich mundurów. Lista podobnych zbrodni jest długa i napisano o nich całe tomy. Muller tymczasem traktuje je albo jako walkę z partyzantką, albo incydenty. Zastanawiam się, ile musiałoby być takich „incydentów”, aby Niemiec uznał je jednak za powszechne zbrodnie Wehrmachtu, tej wspaniałej formacji, dla której postanowienia Konwencji były święte. Moim zdaniem chociażby to, co wypisywał we wspomnianych fragmentach, kładzie się cieniem na jego metodologii i całej pracy – brak weryfikacji doniesień niemieckiej propagandy, którą, zapewne, autor był faszerowany, stawia pod dużym znakiem zapytania jego warsztat.

Kuriozalne są również dywagacje, czy wobec szoku wywołanego militarną porażką znalazłyby się w Polsce siły gotowe do współpracy z reżimem niemieckim; dywagacje zwieńczone stwierdzeniem, że „strona niemiecka nie podejmowała zbyt intensywnych działań w tym kierunku”. Zaiste, w powyższym, obszernym akapicie, można dostrzec drobne symptomy braku „intensywnych działań” w kierunku braterstwa sąsiadujących ze sobą narodów.

Zostawiwszy po sobie koszmarne – w ojej opinii – wrażenie, autor przenosi się na szczyty dowództwa opisując fakt wcielenia się Hitlera w rolę stratega i początek zmagań o autonomię planowania operacyjnego. Omawia tu różne postawy wobec sojuszu niemiecko-radzieckiego i krótko charakteryzując poszczególne grupy, jakie wykrystalizowały się wśród generalicji. Punktuje również wszelkie braki, które zostały obnażone podczas kampanii w Polsce i przygląda się planowi Haldera z czerwca 1940 roku. Zastanawia się tu, czy inicjatywa przestawienia się Wehrmachtu z frontu zachodniego na przyszły, wschodni, wyszła od samego Hitlera (jak chcą historycy), czy też był to raczej pomysł forsowany przez jego generałów. Twierdzi, że ten pierwszy model interpretacji był po wojnie bardzo wygodny, wszak podczas procesu norymberskiego toczyła się nie tylko o głowy, ale i o wizerunek całego Sztabu Generalnego. Muller dobitnie podkreśla wręcz, że Fuhrerowi nigdy nie chodziło o „pojedynczy cios w Rosję”, a cała koncepcja była autorstwa Haldera manipulującego Hitlerem. Bacznie analizuje przygotowania do wojny wschodniej, studia operacyjne oraz kolejne posunięcia Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu, prowadzące Rzeszę ku wojnie z ZSRR. Omówiwszy kulisy „Planu Barbarossa”, przystępuje do opisu jego realizacji – tutaj już w wersji bardzo skróconej, szczątkowej.

Autor „Wspólnego Wroga” pragnął zdjąć z barków Hitlera odpowiedzialność za atak na Rosję dowodząc, że niemieckie planowanie wojenne było wynikiem schematyzmu myślenia całego sztabu generalnego. Dokładnie przeanalizował przy tym strategiczny i polityczny wymiar kampanii, tak bardzo ignorowany przez Haldera, który jest opisywany we współczesnej historiografii jako ostatni szef sztabu kultywujący prusko-niemieckie tradycje i zestawiany z geniuszem dowódczym Hitlera. Muller mocno podkreślił, że „Barbarossa” dowodzi moralnej i profesjonalnej klęski niegdysiejszych elit wojskowych.

Napisał, że Halder zasklepił się, w ramach tradycyjnej myśli operacyjnej, na statycznym obrazie przeciwnika, pełnym stereotypów i ogólników. Należy tutaj dodać, że sam autor również w owych stereotypach i ogólnikach się pogubił, zwłaszcza, gdy opisywał niemieckie działania polityczne wobec Polski. Jak wspomniałem, ślęcząc nad mapami sztabowymi, dziennikami i pismami generałów, czuje się jak ryba w wodzie. Jego praca ma olbrzymi walor, jeśli chodzi o strategiczne i taktyczne spojrzenie na koncepcje organizacji niemieckiej armii, wspomniane gry wojenne i plany operacyjne. Jako dyrektor Wojskowego Biura Badań Historycznych, Ralf-Dieter Muller, ma wiedzę oraz dostęp do materiałów, które pozwalają przybliżyć te aspekty i rzucić na nie nowe światło, toteż cieszy mnie, że gros książki stanowi analiza myśli operacyjnej niemieckich wojsk lądowych.

Porażkę ponosi jednak sromotną, kiedy podnosi wzrok znad map i zestawień. Kiedy nadinterpretuje fakty wynikające z – czasem przecież jedynie kurtuazyjnych – spotkań dyplomatycznych na szczeblu międzynarodowym. Jednym słowem, jest znakomitym historykiem wojskowości, który nie radzi sobie na polu historii dyplomacji, wykazując tu choćby ewidentne braki warsztatowe w weryfikacji źródeł oraz tendencję do wyciągania z nich zbyt daleko idących wniosków.

31 maj 2013

Mirosław Szyłak-Szydłowski  

  

Komentarze

  

Archiwum

"Rajwach"
marzec 23, 2003
Artur Łoboda
Zażalenie na prokuratorską decyzję zatrzymania
czerwiec 18, 2006
zn
Kongres Polski Suwerennej żyje!
grudzień 24, 2008
Paweł Ziemiński
Pipsztyk
wrzesień 15, 2002
korekta (ku pamięci)
Po prostu uporządkować
lipiec 30, 2008
Artur Łoboda
Do przyjaciół gówniarzy
marzec 19, 2007
S.I.W
Spisek w NFZ
październik 9, 2006
IT
Czy Polacy są kretynami?
lipiec 10, 2008
Artur Łoboda
Odbudowa owszem ale nie w Faludży
lipiec 2, 2006
Dahr Jamail
Zlikwidować polska armię, zlikwidować Państwo Polskie
październik 27, 2006
PAP
Niedziela rano, przy pierwszej kawie
luty 18, 2008
Marek Olżyński
(NFI) Jupiter świeci brudnym światłem
lipiec 30, 2002
PAP
70% społeczeństwa za czy przeciw dopłatom do leczenia ? Sondaże jako metoda manipulacji
lipiec 14, 2004
Adam Sandauer
Ostatnia szansa, by razem skruszyć opór Unii
listopad 17, 2002
PAP
Ateiści chcą pokazać pornografię w kościele!
listopad 22, 2007
Mirosław Naleziński, Gdynia
Singer to stand down as President of Claims Conference
czerwiec 17, 2007
przysłał ICP
Komu przeszkadza nagrywanie rozpraw sądowych?
styczeń 18, 2008
www.aferyprawa.com
Nie dla tarczy- Redakcja "Magazynu- Obywatel"
luty 20, 2007
marduk
Wszystko w porządku – to walka o pokój! Artykuł · specjalnie dla www.michalkiewicz.pl · 9 sierpnia 2006
sierpień 11, 2006
Stanisław Michalkiewicz
(PO)lowanie na zmutowany wirus - „Tageszeitung”...
lipiec 14, 2006
nadesłał Marek Olżyński
 


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2024 Polskie Niezależne Media