Odbicia fal elektromagnetycznych od budynków powodują, że nawarstwia się ich moc - w stosunku do bezpośredniego kontaktu w linii prostej.
To - mniej więcej tak - jak z siłą światła żarówki - rozświetlającej jasne pomieszczenie.
Po wielokroć odbite od ścian promieniowanie - daje dużo światła.
Ta sama żarówka ustawiona w plenerze - niewiele da światła.
Trafiłem kilka dni temu na film - w którym jakiś amator sprawdza natężenie pola elektromagnetycznego - w okolicach Norymbergi.
https://youtu.be/TT8qjoHZDo0
Nie są to wielkie - i groźne napięcia.
W zasadzie moje pomiary na terenie Małopolski - są zbliżone.
Kiedy jednak włączam miernik na osiedlu w Krakowie - to zaczyna być bardzo nieciekawie.
Napięcie dochodzi do 3V/m2.
Wedle Radzieckich i Rosyjskich uczonych - jest to napięcie bardzo niebezpieczne.
A oni dobrze wiedzą - co mówią.
Przeżyli niejedną katastrofę przemysłową w swoim Kraju i mają wystarczające kwalifikacje.
Pamiętam - jak w czasie komuny określenie "radziecki uczony" traktowane było z ironią.
Dzisiaj się to jednak zmieniło.
To Zachodni uczeni pokazują, że są skorumpowanymi łajdakami, którzy dla pieniędzy dopuszczą się niejednej niegodziwości.
W listopadzie 2019 roku ten
BYDLAK Łukasz Szumowski podpisał rozporządzenie zwiększające stukrotnie dopuszczalną moc promieniowania elektromagnetycznego.
Argumentował to tym, że "jesteśmy zacofani" w stosunku do Zachodu.
W Stanach Zjednoczonych dopuszczalne promieniowanie było sto razy większe niż u Nas - i do takiego dorównali pisowcy.
Oczywiście nie wszędzie na Zachodzie tak jest.
Niektóre Kraje pozostały przy poprzednich - polskich normach.
O co w tym wszystkim chodzi?
Najlepiej - jak porównam sytuację do działania bomby atomowej.
W miejscu wybuchu bomba atomowa topi wszystko - co żywe i martwe.
W dalszej strefie spala organizmy żywe.
Natomiast wiele dalej sięga promieniowanie jonizujące - zabijające tych bliżej i czyniące kalekami - bardziej oddalonych ludzi.
Otóż
amerykańskie "normy" promieniowania elektromagnetycznego przyjęły, że "granicą bezpieczeństwa" jest "przegrzanie organizmów żywych".
Za nic nie mają sobie nietermiczne skutki promieniowania elektromagnetycznego, a więc to - co nazywamy chorobą popromienną.
Już dzisiaj wiadomo, że skutki nietermiczne promieniowania elektromagnetycznego wysokiej częstotliwości to zniszczenie organów wewnętrznych człowieka.
Pokaleczone organy wewnętrzne - stają się "łatwym łupem" - dla niegroźnych do niedawna bakterii i wirusów.
I właśnie to skorumpowani "lekarze" nazywają kowidem.
To nie - nigdy nie wyizolowany kowid wypala ludziom płuca, ale promieniowanie elektromagnetyczne wysokiej częstotliwości.
Jest to więc choroba popromienna - niejonizująca!