Ten pan coś słyszał, ale nie ma zielonego pojęcia, o czym mówi, jeżeli wylicza obok siebie "gaz Browna" i "HHO", bo to jedno i to samo.
Temat wykorzystania wody jako paliwa znany mi jest co najmniej od 30 lat.
Póki co - woda może być tylko dopalaczem, poprawiającym jakość podstawowego paliwa.
Przyczyną tego jest fakt, że w rozpad wody wkładamy więcej energii - niż otrzymujemy jej z wytworzonego gazu.
Mogę jednak potwierdzić w oparciu o własne doświadczenia, że dodatek przegrzanej pary wodnej lub HHO, ogranicza ilość sadzy przez dokładniejsze wypalenie podstawowego paliwa.
A skoro dokładniej wypala podstawowe paliwo - to i mniej go spali. Ale na pewno nie 30 procent!
Kiedyś myślałem, że zimna reakcja jądrowa - właśnie przy użyciu wody, jest kwestia najbliższej przyszłości.
Minęło 30 lat i nauka stoi w tym samym miejscu.
2018-12-04
Artur Łoboda
Prawda jest taka, że większość znanych procesów spalania zachodzi tylko w obecności tlenu w postaci gazowej. Proces musi coś zainicjować. Ani sam gaz, ani sama benzyna, ani drewno nie zapala się samo z siebie. Na szczęście dla nas.
Ten człowiek nie musi wiedzieć co jak nazwał kiedyś Brown, czy ktoś inny. Po prostu przedstawia swoje doświadczenia w których wykorzystuje fakt, że woda H2O to substancja chemiczna składająca się z dwóch najbardziej "palnych" substancji na naszej planecie: tlenu i wodoru. Podaje w jakich warunkach niepalna ciecz staje się dopalaczem i to najbardziej ekologicznym z ekologicznych.
Szkoda, że producenci kotłów nie podchwycili tematu, że na warszawskim MEL-u nikt nad tym nie pracuje - a może pracuje tylko nie wiemy, bo tam i doktorat można uzyskać i profesurę, niezależnie od POŻYTECZNOŚCI tej pracy dla podatników, którzy państwu profesorstwu i doktorstwu płacą pensję przez całe życie. Ciekawe, że żaden rząd nie rozlicza naukowców z użyteczności ich odkryć, badań dla nas w codziennym życiu. Ile jest wynalazków ułatwiających życie, czy obniżające koszty ogrzewania zatajone tylko po to, żeby nadal nad doić?
Przy okazji polecam wszystkim uważne słuchanie wszystkich najlepiej bezpośrednich relacji z Katowic i COP24. Ilość głupot, które usiłują nam wdrukować w mózgi jest powalająca. Ale przy okazji w TVP-Info usłyszałam informację, że Niemcy są największym w Europie trucicielem, tzn emitentem CO2, ale niestety nie biorą udziału w COP24!!!!!
Jacyś poturbowani umysłowo z PO i Nowoczesnej.dziczy oburzeni pitolą o tym jak to PiS szykuje polexit.
To nie PiS szykuje wyjście Polski z UE, tylko zdrowy rozsądek.
Przecież nie można być w organizacji, która usiłuje nas Polaków wykończyć ekonomicznie dokładnie takimi samymi metodami, jakie stosował kanclerz Bismarck w Wielkopolsce pod pruskim zaborem, i które to metody zwalczał swoim niebywałym intelektem ksiądz Wawrzyniak, a pokazali twórcy serialu "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy".
Kto by pomyślał, że długo po śmierci Bismarcka ta wojna wciąż się toczy a niby "nasi" władcy pozwalają na bezczelne okradanie Polski przez jakieś rzeczywiste wielkie opłaty klimatyczne za urojone emisje i ocieplenie=ocipienie które nawet jeśli gdzieś się okresowo pojawia TO NA PEWNO NIE JEST SPOWODOWANE PRZEZ POLSKĘ, ANI PRZEZ POLAKÓW?
Na naszej szerokości geograficznej słońce praży w lecie z mocą ok 1 kW/m2, co oznacza ok 100 kW na każdy domek jednorodzinny i 400 kW na działkę 400 m2. W Niemczech jest to troszkę więcej, w krajach południowych znacznie więcej.
W ziemie mamy znacznie niższe temperatury niż reszta UE. Większości ludzi szczególnie poza wielkimi miastami NIE STAĆ NA OGRZEWANIE GAZOWE. Więc podwyższanie ceny gazu, prądu, i wszystkich innych źródeł energii należy traktować jako działalność antypolską, kontynuowanie polityki Bismarcka, i wręcz jako ZDRADA STANU. Gdyby politykom zależało na czystym powietrzu - obniżyliby cenę gazu o akcyzę, o podatki wszelkie!!! Jeśli tego nie robią stają obok Bismarcka i jego następców, są naszymi wrogami.
2018-12-04
Alina
Drobna uwaga: tlen nie jest palny, ale podtrzymuje spalanie.
HHO jest kompletną mieszanką o minimalnej objętości i zachowuje się tak - jakby powiększało pojemność silnika.
Nie mówiąc już o tym, że czyści silnik z nagaru, bo równocześnie trwa proces utleniania i korozji wodorowej nagaru.
Ekologia stała się dziś nowym narzędziem zniewalania narodów.
Takie - "cywilizowane" kajdany!
W ramach rzekomej "walki" o poprawę środowiska, zmusza się ludzi do zakupu nowych - rzekomo ekologicznych samochodów, których produkcja to kolejne miliardy ton zanieczyszczeń.
Jestem nietypowym kierowcą, bo przywiązuję się do samochodu. Minimum dwa lata potrzebuję na poznanie nowego typu samochodu, by żaden "mechanik" nie wciskał mi kitu i bym znalazł środki do optymalizacji spalania.
Trwa to tak długo - bo niewiele jeżdżę, a w szczególności niewiele - po Krakowie.
Doprowadziłem jednak obecne - leciwe auto do doskonałego stanu.
Mimo, że konstrukcja silnika diesla ma 22 lata, a samochód waży 1,6 tony, to na trasie spala 4,7 litra przy dynamicznej jeździe. Do tego brak ubytku oleju przez całą zmianę.
Lecz to nie jest zasługa fabryki, bo ta w nowych autach dopuszcza ubytek oleju 0,6 litra na 1000 km, a i spalanie litr wyższe.
Silnik zadymi tylko przy starcie - na biało, ale to wina "specjalisty" od pompy wtryskowej, który dał za dużą dawkę na start.
Po nagrzaniu silnika, czy podczas jazdy brak jakichkolwiek spalin, a w szczególności sadzy!
Tą drobną dolegliwość przy starcie pozostawiam jako dopust, bo kolejna regulacja pompy wtryskowej wymaga rozkręcenia połowy silnika, a i brak pewności, że mechanik czegoś nie spieprzy i nie pogorszy parametrów spalania.
Teraz jest super ekologiczny pojazd, porównywalny z najnowszymi samochodami.
Kiedy dostałem samochód w moje ręce - to po " naprawie" pompy wtryskowej przez "mechanika" dymił na czarno!
Czym tak poprawiłem ekologię i moc silnika?... chemią i HHO.
Nie sprawdziłem mocy przed ingerencją w silnik, ale była dużo niższa - niż podaje fabryka.
Teraz moc jest większa - niż nowego samochodu.
Wszyscy zachęcają mnie do kupna nowego samochodu. Nawet chcą mi go dać w prezencie.
Argumentują elektroniką poprawiającą bezpieczeństwo. A ja pytam po co, by przez 300 dni w roku stał w garażu?
Obecny samochód z pewnością wytrzyma jeszcze 200 tysięcy kilometrów. Przy mojej jeździe to 20 lat, o ile nie zabronią używać diesli.
Próżność nakłania ludzi do kupna - coraz to nowszych samochodów. I jeszcze kłamliwie wmawiają sobie, że to dla ekologii.
Jeżeli ludzkość pozwoli na zastąpienie samochodów spalinowych - bateryjnymi, to dojdzie do ogromnego kryzysu energetycznego i ogromnego zanieczyszczenia środowiska przez elektrownie.
Niewykluczone będą z tego powodu wojny o energię.
Przy temperaturze zero stopni - kaloryfery ogrzewają ocieplone mieszkanie mocą 2kW.
Silnik samochodu pobiera podczas jazdy minimum 40kW, a więc dwadzieścia razy więcej.
To skala absurdu z OBECNYMI samochodami elektrycznymi.
Nie wykluczam, że w przyszłości wynaleziona zostanie metoda uzyskiwania bardziej ekologicznej energii dużej mocy. Ale na dziś - nie ma takiej.
Zamiast zoptymalizować obecnie używane samochody - prowadzi się pseudoekologiczną politykę dla wprowadzenia nowego podatku dla całej ludzkości.