W latach PRL-u można było krytykować wiele. Na przykład dostawcę mleka, sprzedawczynię, prezesa lokalnej spółdzielni...
Ale nie wolno było krytykować SYSTEMU.
PiSowski Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego - Piotr Gliński - w dniu "audytu rządów PO-PSL", wygłosił najdłuższą tyradę na temat rządów swoich poprzedników w kulturze.
Pomijając pewne nieścisłości jego wypowiedzi - wynikające z niezrozumienia zjawisk kultury i obowiązującego Prawa - wytykał wicepremier PiS swoim poprzednikom TYLKO zaniedbania.
Tak - jakby przez ostatnie osiem lat - nie wprowadzano do kultury najgorszego rynsztoku, którego zadaniem było zniszczenie Kultury Narodu Polskiego.
Wszystko - co działo się przez ostatnie osiem lat - sprowadził Gliński do działań administracyjnych.
Zwolennicy PiS mogą czuć się sfrustrowani i bluzgać w moją stronę - gdy rzeczywistość okazuje się inna - niż sobie ją wymarzyli.
Ja sam miałem niewielką nadzieję, że lata 2005-2007 były okresem "błędów i wypaczeń" w polityce tej Partii.
Niestety, PiS nie zamierza wprowadzać ŻADNYCH zmian jakościowych w kulturze, a jedynie przeciągnąć na swoją stronę tych - którzy do niedawna stali przy Komorowskim.
Mają tylko ograniczyć antypolskie bluzgi, a swoje pieniądze otrzymają.
Z wypowiedzi wicepremiera Glińskiego wynikała jednoznaczna zachęta, by ci, którzy do niedawna pluli na polskość - teraz pracowali na rzecz PiSowskiego wizerunku.
Mamy tego doskonały przykład - w osobie brata Ministra, który nagle się obudził i stwierdził, że "filmów o katastrofie w Smoleńsku powinno powstać kilka".