Jak zmora powróciły ostatnio pełne pogardy i fałszywe historycznie pomówienia wobec Polaków przez ludzi - którzy w swojej bezczelności mają czelność nazywać się historykami.
Dokładnie tydzień temu w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa - oddział Fabryka Schindlera, odbyło się spotkanie z osobnikami, którzy spłodzili paszkwil książkowy "Klucze i kasa".
O mieniu żydowskim w Polsce pod okupacją niemiecką i we wczesnych latach powojennych 1939-1950.
Autorami jego są :
Jan Grabowski - profesor na wydziale historii University of Ottawa (Kanada)
Dariusz Libionka - historyk, dr hab. profesor IFiS PAN i kierownik działu naukowego Państwowego Muzeum na Majdanku, redaktor naczelny rocznika naukowego Centrum pt. Zagłada Żydów. Studia i Materiały
A spotkanie to prowadził dr Bartosz Kwieciński - Centrum Badań Holokaustu, Uniwersytet Jagielloński.
Po wypowiedziach tych pseudohistoryków pozwoliłem sobie podsumować ich tyrady - mniej więcej tymi słowami "jeszcze nigdy - w tak krótkim czasie - nie usłyszałem tylu kłamstw".
Przywołałem wcześniej fakt, że na temat poruszanych tematów - poza studiowaniem dokumentów - dysponuję wiedzą z pierwszej ręki, bo moja rodzina była tego światkiem.
Na co odezwał się Jan Grabowski i w pseudonaukowej figurze stylistycznej powiedział, że "zdarza mu się potykać o takich - jak ja".
Miało to być rzekome "intelektualistyczne" zdezawuowanie mojej wypowiedzi.
Jak to z podobnymi ludźmi bywa - zamiast konkretów udawał uczonego w piśmie.
Rzecz jednak w tym, że ten człowiek sam nie rozumie słów - które wypowiada. Jak zatem może uzurpować sobie prawo, do interpretacji dokumentów historycznych?
Na swojej drodze potykają się ludzie ślepi.
Potykają się ludzie z zaburzeniami równowagi - błędnika.
Potykają się ludzie pijani.
Potykają się ludzie z daleko posuniętym zaburzeniami psychicznymi.
Jak zatem człowiek, który potyka się na prostej drodze nauki - może aspirować do autorytetu historycznego?
Cały problem jest w tym, że nie rozumie, albo nie chce rozumieć najbardziej oczywistych pojęć z historii.
Obraźliwe dla Polaków spotkanie - miało miejsce w dawnej fabryce Oskara Schindlera, robiącego interesy na wojnie.
Zebrał grupę około 1200 Żydów - którzy dali mu pieniądze na rozkręcenie interesu i w jego zakładzie pracowali na rzecz machiny wojennej Niemiec.
Najpierw przedmiotem ich produkcji było wyposażenie dla wojska, ale potem produkowali pociski, którymi zabijano zarówno żołnierzy walczących z Niemcami - jak też ludność cywilną.
Gdyby bezkrytycznie spojrzeć na ludzi z tak zwanej "Listy Schindlera", to byli to wspólnicy nazistów (!!!)
Ale do lat wojny musimy przyjąć zupełnie inną miarę, bo w przeciwnym wypadku nie wytłumaczymy niczego.
Do dziś dnia pamiętam słowa mojego nauczyciela z Liceum, który opowiadał: jakiego szoku doznał we wrześniu 1939 roku - kiedy na linii frontu "kazano mu zabijać Niemców".
To był dla niego szok, że od tego momentu można zabijać ludzi zgodnie z prawem.
(Sam powrócił z wojny bez jednej nogi.)
Polska szkoła historii charakteryzuje się ogromną dyscypliną i ostrożnością w formułowaniu podsumowań.
Żydowska "szkoła historyczna" jest narzędziem ekonomiczno politycznym - dla osiągnięcia określonych wyników.
Polega ona na przyjęciu pożądanego - ekonomicznego dogmatu, by każdą zdobytą informację podporządkować jego uzasadnieniu.
Ale żydowscy fałszerze historii potykają się przy najprostszych pytaniach.
Niedawno trafiłem w Internecie na rejestrację dyskusji prowadzonej przez Jana Pospieszalskiego - na temat książki Marka Chodakiewicza "Po zagładzie. Stosunki polsko-żydowskie 1944-1947".
Bardzo rzeczowa i opierająca się jedynie na posiadanych dokumentach wypowiedź Chodakiewicza i Bogdana Musiała - kontrastowała z awanturniczymi i pseudointelektualnymi wywodami Janusza Majcherka, który jest między innymi wykładowcą na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie i redaktorem Tygodnika Powszechnego
Kiedy Majcherkowi zupełnie zabrakło argumentów - to przywołał argument Krakowskiego Kazimierza, który wedle niego jest "dzielnicą pożydowską", a mieszkający w tym miejscu Polacy "mieszkają w pożydowskich domach".
Majcherek na temat Kazimierza
http://youtu.be/iwl6S-D1t50?t=29m58s
Zacząć muszę od wyjaśnienia, że przed II wojną światową Kazimierz tylko częściowo zamieszkiwali Żydzi. Była to dzielnica zintegrowana ze społecznością chrześcijańską, która przez stulecia zajmowała większość tego miasta, a dopiero po scaleniu z Krakowem - w wieku XIX została w znacznym stopniu wyparta z Kazimierza. Biedota żydowska mieszkała głównie w starej - pożydowskiej części Kazimierza, a nieliczni - bogaci Żydzi w części pochrześcijańskiej, albo w Śródmieściu.
Posiadane przez żydowskich kamieniczników nieruchomości - nie służyły zaspokojeniu jakichkolwiek potrzeb żydowskich, ale tylko - i wyłącznie celom zysku.
Dlatego wynajmowali mieszkania każdemu - kto był zainteresowany, a płacił regularnie czynsz.
Pozwolę sobie przywołać wydarzenie z lat poprzedzających wojnę - gdy w największe święto żydowskie kamienicznik wyrzucił na bruk żydowską rodzinę - nie płacącą czynszu.
Można przyjąć skrótowo, że teren od ulicy Szerokiej - aż do Placu Nowego (zwanego Placem Żydowskim), był rzeczywiście dzielnicą żydowską - zdominowaną przez Żydów.
Ale to zaledwie ułamek Kazimierza. Pozostała część była zamieszkała przez Polaków i Żydów.
Wystarczyło przekroczyć granicę murów obronnych historycznego Kazimierza i 30 metrów od ulicy Szerokiej (centrum żydowskiego Kazimierza) - po parzystej stronie ulicy Dajwór - mieszkali prawie sami Chrześcijanie. Byli to w większości pracownicy elektrowni - mieszczącej się na końcu ulicy.
Po wojnie - większość budynków figurujących w księgach notarialnych - jako własność żydowska - było porzuconych.
Znajdowały się one w katastrofalnym stanie. W rezultacie czego - ta część Krakowa była kulturowym wrzodem na mapie miasta.
Administracją tych nieruchomości zajął się Dzielnicowy Zarząd Budynków Mieszkalnych.
W latach sześćdziesiątych rozpoczęto remonty kamienic.
I dziwnym trafem - po każdym remoncie znajdowali się ich właściciele, którzy przejmowali kamienice.
Dla uczciwości przypomnieć należy, że warunki finansowe narzucone po wojnie przez żydokomunistyczne władze - uniemożliwiały jakąkolwiek racjonalną gospodarkę zasobami mieszkaniowymi.
W pierwszym rzędzie ustawowo niskie czynsze, a do tego tak zwane "przydziały lokalowe" uniemożliwiały samoutrzymanie kamienic. A tym bardziej nie było mowy o jakimś remoncie.
Dlatego właściciele i spadkobiercy przypominali sobie o nich dopiero po dokonanych remontach.
Szczególnie dużo było takich "nawrotów pamięci" po 1989 roku - gdy system prawny umożliwiał dokonanie niewyobrażalnych oszustw.
Nie znam dziś ani jednego przypadku - by do jakiejkolwiek kamienicy na Kazimierzu rościł dziś ktokolwiek swoje prawa. Wszystko zostało oddane.
Jeszcze tylko Gmina Żydowska w Krakowie - usiłuje przejąć ostatnie pozostałości żydowskiej bytności w Krakowie - by zasilić tym prywatne kieszenie zorientowanych członków zarządu Gminy.
Powojenne powiększenie ludności chrześcijańskiej na Kazimierzu wynikało z prowadzonej przez stalinowskie rządy polityki. Podporządkowani władzy żydowskich komunistów urzędnicy - wydawali przydziały lokalowe dla ludności ze zniszczonych miejscowości i pewnej części przesiedleńców ze wschodu - zarówno Polaków, jak też Ukraińców.
Tymczasem prymitywny dziennikarzyna Tygodnika Powszechnego - Majcherek nazywa taką sytuację "skorzystaniem przez Polaków na holokauście".
Taką pokrętną sytuację porównać można do stwierdzenia, że "na śmierci rodziców korzystają dzieci". W końcu przejmują spadek.
Nic bardziej ohydnego nie może się zrodzić w ludzkim umyśle. Chociaż trzydzieści lat temu mój kolega ze studiów wyrażał oznaki radości z powodu przedwczesnej śmierci swojego ojca.
Otrzymał bowiem po nim spadek - w tym Małego Fiata.
Nie muszę chyba tłumaczyć - jakie pochodzenie etniczne miał ten kolega .....
U Nich - niedopuszczalne dla nas myślenie - jest normą.
Ale prawdziwa wiedza historyczna wymaga zrozumienia stanu psychiki - skazanych na zagładę Żydów - gdy cały świat się od nich odwrócił - łącznie z organizacjami żydowskimi w Stanach Zjednoczonych.
Jeżeli przed wojną nie przyjaźnili się z jakimiś Polakami - to nie mieli znikąd pomocy.
W każdej analizie musimy brać poprawkę na sytuację mentalną Żydów w czasie wojny.
Ale nic nie tłumaczy współczesnych matactw ich oszustów historycznych!
I na koniec "żydowska szkoła historii" po stronie rzekomych Polaków.
Trafiłem kiedyś na publikację dotyczącą Samodzielnego Batalionu Kobiecego im. Emilii Plater, który działał w obrębie tak zwanej Armii Berlinga.
W artykule tym - nie do końca rozdzielono potencjalną napastliwość - ze strony mężczyzn - od dobrowolnego wyboru kobiet.
W rezultacie czego przedstawiono te kobiety jako "markietanki".
Ileż to razy spotkaliśmy się z tragicznymi wypowiedziami młodych dziewczyn, że: "zanim umrą - chcą przespać się z mężczyzną".
W sytuacji - gdy każdy dzień może być ostatnim w naszym życiu - rozluźnienie norm moralnych jest całkowicie zrozumiałe. I wara komukolwiek od oceniania seksualności ludzi oczekujących na śmierć.
Ten prostacki artykuł służył powtórzeniu obelżywego dogmatu, że całe Ludowe Wojsko Polskie - idące ze wschodu to zło.
Niezależnie od faktu, że podstawieni politrucy rzeczywiście byli zbirami - to większość tamtych żołnierzy miała tą drogą jedyną szansę wyrwania się ze zsyłki i powrót do Polski.
Nawet za cenę krwi.
Obrzydliwe są wszystkie pseudohistoryczne publikacje - służące celom politycznym.
Obrzydliwi są ludzie, którzy to czynią z niecnych pobudek.
Na koniec, pozwolę sobie zacytować swoją wypowiedź sprzed lat:
"... ilekroć trafiałem na ludzi nienawistnych wobec polskiej kultury, fałszujących historię i obrażających Naród Polski to prędzej-czy później dowiadywałem się o ich żydowskim pochodzeniu."
Wspomniany na wstępie pseudohistoryk z Ottawy przedstawili pod koniec spotkania - swoje prawdziwe nazwisko.
Foto: Podwórko historycznej kamienicy chrześcijańskiej z XVI wieku. Znajduje się ona przy ulicy Józefa 12.
Na wszystkich pseudohistorycznych opracowaniach przedstawiana jest jako typowy budynek żydowski.