Podróże kształcą - głosi powiedzenie.
Ale by tak się stało, trzeba znaleźć czas i zapas energii - by wyciągnąć z podróży przydatne nauki.
Tak się stało ze mną w ostatnich dniach.
W Budapeszcie byłem pierwszy raz w 1972 roku. Ale nie dysponowałem wtedy ani czasem - ani możliwościami technicznymi, by zwiedzać to miasto. Rok później zwiedziłem Muzeum sztuk pięknych przedzielone "Pomnikiem tysiąclecia" - powodem dumy Węgrów i symbolem ich państwowości.
Mój ś.p. Dziadek - od strony Mamy, miał złe zdanie o Węgrach. Wynikało ono z doświadczeń I wojny światowej. O jednym z nich opowiadał - jak węgierski żołnierz strzelił do zbłąkanego oficera rosyjskiego, który pałętał się na linii frontu. Front był wtedy przełamany, a Rosjanie pobici. Dziadek mówił, że na tego żołnierza czekała na pewno matka, a może i żona. Nie było potrzeby go zabijać.
Pewnie trudno sobie Państwu wyobrazić podobny humanitaryzm w obliczu wojny, ale tak zostałem wychowany.
Przypomnę więc, że Dziadek doskonale wiedział, iż nasi przodkowie wywodzili się z wielkiego, węgierskiego rodu - co powtarzano w rodzinie przez pokolenia. Choć z racji wielowiekowej polonizacji nazwiska, nie rozpoznawał już - jakiego rodu.
Patrzyłem na Budapeszt i zastanawiałem się: ile Węgrzy zawdzięczają cesarzowi Franciszkowi Józefowi?
Najpierw - przy pomocy Rosjan zdławił powstanie węgierskie 1848 roku, a potem nadał im wiele praw, które doprowadziły do znacznego rozwoju Węgier.
I - kiedy my obchodzimy setną rocznicę wymarszu Pierwszej Kadrowej Legionów - to dla Węgrów jest to data początku wielkiej tragedii.
Kiedyś Królestwo Węgier zajmowało teren dzisiejszej Słowacji, Chorwacji, znacznej części Rumunii, Śląsk, Łużyce, a nawet teren Czorsztyna i część polskich Oraw.
I - chociaż w czasie I wojny światowej - Węgrzy byli bezwolnymi koalicjantami Cesarstwa Niemieckiego - to ponieśli konsekwencje większe od Niemców.
W wyniku układów wersalskich - z dawnego Królestwa Węgier pozostał tylko ułamek, a trzecia część populacji Węgrów - znalazła się poza granicami okrojonych Węgier.
Po pierwszej wojnie światowej doszło na Węgrzech do rewolucji i utworzenia państwa probolszewickiego, ale zostało ono zdławione przez wojska podporządkowane admirałowi Miklósowi Horthy'emu.
Skąd u Węgrów admirał?
Otóż służył on w podległych Królestwu Węgier - portach Chorwacji.
Na temat polityki Horthy'ego jest wiele opinii, ale Polacy mogą go tylko chwalić - za przyjazną wobec nas postawę. Po wrześniu 1939 roku - w pełni świadomie tolerował polską reprezentację na terenie Węgier i to mimo oficjalnego sojuszu z Hitlerem. Powodem tego sojuszu była chęć odzyskania choć części ziem zamieszkałych przez Węgrów, co popchnęło admirała do tragicznej decyzji wsparcia niemieckiej wojny przeciwko ZSRR.
Widząc zbliżający się upadek Niemiec - wszyscy sojusznicy Hitlera zmieniali front. I zdając sobie z tego sprawę - Hitler uwięził Horthyego, a władzę na Węgrzech przejęli węgierscy faszyści, którzy do końca stali po stronie Niemców.
Toczona przez cały grudzień 1944 roku i styczeń 1945 roku - walka o Budapeszt, była wedle historyków równie krwawa - jak walka o Berlin.
Po zdobyciu miasta Rosjanie dopuścili się wielu morderstw i gwałtów na masową skalę. Zgwałcono wtedy blisko 200 tysięcy Węgierek, splądrowano i obrabowano całe miasto.
I dlatego szokiem było dla mnie ujrzenie dziś odrestaurowanego pomnika chwały żołnierzy radzieckich "wyzwolicieli", który świeci złotym godłem ZSRR na Placu wolności - dwieście metrów od Węgierskiego Parlamentu.
A na samym Parlamencie powiewają flagi Unii Europejskiej.
Viktor Orban doskonale wie - co czyni. Czeka aż szakale same skoczą sobie do gardeł. Nie popełnia błędów przeszłości.
W wyniku wewnętrznych waśni - przez 150 lat Węgry były pod panowaniem Tureckim. Okres ten zakończyło zwycięstwo Sobieskiego pod Wiedniem.
W 1956 roku - manifestując poparcie dla polskich robotników z Poznania - rozpoczęli antyrosyjskie powstanie, które znów pochłonęło masę ofiar.
Dla Węgrów historia stała się nauczycielką życia.
Kiedy stanie się nią - dla Polaków?
Foto: "Pomnik chwały żołnierzy sowieckich - wyzwolicieli" - na Placu wolności, w Budapeszcie - 200 metrów od Parlamentu.
|