ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Ciekawe strony

Nazwisko Horban na mapie świata 
 
"Quo Vadis Polonia?" Lech Makowiecki  
 
Co musimy zrobić aby pokonać globalistów? 
Brat Alexis Bugnolo z Rzymu. 
Pomylił Chrześcijaństwo z Judaizmem 
Skandaliczna niewiedza Prezydenta USA, czy też raczej perfidna prowokacja?
W przemówieniu Baracj Obama opisuje Chrześcijaństwo odwołaniami do Judaizmu.  
Historia kontroli bankowej w USA 
Dyktatura banków i ich system zadłużający, nie są ograniczone do jednego kraju, ale istnieją w każdym kraju na świecie.  
wRealu24 
Niezależna Telewizja Marcina Roli 
We Włoszech nadal zabija się ludzi respiratorami i propofolem… 
Od tych morderstw pod respiratorami rozpoczęto pseudo-pandemię  
"patriotyzm" po 1989 roku 
komentarz zbędny 
NIEMIECKI LEKARZ OPOWIADA CIEKAWOSTKI (DNI ŚFIRUSA 4) 
 
Kolejna odsłona protestów w Londynie 
Policja starła się 28 listopada z protestującymi przeciwko blokadom na Oxford Street, gdzie aktywiści rzucali butelkami i szarżowali przez szeregi funkcjonariuszy, co doprowadziło do ponad 60 aresztowań.

Oddolna grupa aktywistów Save Our Rights UK zaplanowała serię demonstracji, które miały odbyć się w ciągu weekendu w Londynie, aby zaprotestować przeciwko drugiej narodowej blokadzie. 
Rząd Stanów Zjednoczonych CELOWO niszczy żywność amerykańskich Farmerów i stymuluje kryzys zaopatrzenia w żywność 
Jakiś czas temu na oficjalnej stronie ONZ ukazał się artykuł "Korzyści z głodu na świecie". Wprawdzie szybko go usunięto, lecz nadal jest dostępny w internetowych archiwach 
Za Javierem Milei stoi Chabad Lubavitch - chasydzka struktura przestępcza 
Nowy premier Argentyny Javiere Milei uważany jest przez niektórych za drugiego Trumpa 
Wielkie pytania o 9/11 
Strona poświęcona analizie wydarzeń z 11 września 2001 
Kanciarze z Wall Street 
Film przedstawia kulisy Wall street . Metody działania , które doprowadziły w ciągu kilku ostatnich lat do wywołania kryzysu finansowego. 
CZY ROZUMIESZ SKĄD ZAMIESZKI I PRÓBA WYWOŁANIA WOJNY DOMOWEJ W USA?  
nie podejmuje żadnych interwencji w stosunku do osobników kierujących takimi organizacjami jak „Antifa” i Black Lives Matter – czyli George Sorosowi, Billowi Gates czy Amerykański wirusolog i członek powołanej przez administrację Donalda Trumpa grupy zadaniowej ds. epidemii COVID-19 Anthony Fauci – który jest siłą napędową dla Gatesa i Sorosa w sparawie Covid-19 i szczepionek. – to wszystko, zaprzecza opisom powyższego artykułu. Myślę że czas pokaże co dalej… 
Drugi List otwarty prof. Ryszarda Rutkowskiego 
Panie Ministrze, Szanowni Państwo to prawda "że Internet przyjmuje wszystko", ale na szczęście pozwala też przełamywać rządową cenzurę i autocenzurę polskich naukowców i lekarzy, którzy swoim milczeniem autoryzowali i dalej autoryzują wielokrotnie bezzasadne działania rządu (np. w sprawie przymusowego noszenia maseczek). Dzisiaj bowiem w Holandii, Czechach, Szwecji, na Białorusi miliony ludzi chodzą bez maseczek na twarzy, nie chorują i nie umierają. W Polsce zaś, wbrew opiniom naukowców z Australii, czy USA miliony rodaków, w tym młodzież licealna, studenci i schorowani seniorzy muszą narażać swoje zdrowie nosząc "cudowne" bawełniane maseczki i/lub przyłbice 
Wygadał się 
Bush junior zrównał napaść na Irak z wojną na Ukrainie
"Decyzja jednego człowieka o przeprowadzeniu całkowicie nieuzasadnionej i brutalnej inwazji na Irak. Chodzi mi o Ukrainę." 
Bergolio vel Franciszek nagrodzony przez B’nai B’rith 
Na zdjęciu poniżej widzimy dyrektora generalnego B’nai B’rith International Daniela S. Mariaschina, który wręcza papieżowi Bergoglio złoty kielich ozdobiony żydowskimi napisami i symbolami. Jest to symboliczna nagroda przyznana Franciszkowi za jego stałe wsparcie dla tej żydowskiej organizacji masońskiej. 
Na wzór hitlerowski 
Eksterminacja starszych osób w Niemczech.  
Rosja zrujnowała biznes złodziejom syryjskiej ropy 
... rosyjskie lotnictwo wielokrotnie (60 razy) i niezwykle intensywnie zbombardowało rakietami balistycznymi pozycje Daesh na pustyni syryjskiej..Wydaje się jednak, że sukcesem było zniszczenie na pełną skalę zaplecza i sprzętu handlarzy ropą na terenach okupowanych przez Turków, na północnych syryjskich przedmieściach Aleppo... 
więcej ->

 
 

Inteligenci jadą do Stoczni Gdańskiej (jak powstała grupa "ekspertów" MKS)

Apel

Powstanie grupy ekspertów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku wiąże się z "Apelem sześćdziesięciu czterech"(1). Apel sumował kilka różnych inicjatyw, od środowiska opozycyjnego do "czerwonej kanapy", czyli seminarium czegoś w rodzaju opozycji wewnątrzpartyjnej. Wiele środowisk chciało wówczas wywierać nacisk na władze w kierunku dialogu ze społeczeństwem. Jednym z pomysłodawców był np. Ryszard Bugaj, który od dawna uważał, że nie ma co czekać na inicjatywę władz, lecz przygotować dokument o charakterze programowym. Chodziło mu przede wszystkim o program wyjścia z kryzysu gospodarczego. Bardziej konkretnie i bardziej politycznie zaczęto myśleć o jakiejś manifestacji programowej w czasie lubelskiego strajku kolejarzy, a szczególnie w pierwszych dniach strajku gdańskiego. Pamiętam pierwsze rozmowy na ten temat w gronie wspomnianego już Bugaja, Bronisława Geremka, Artura Hajnicza, Szymona Jakubowicza i piszącego te słowa. Geremek powiedział nam, że Adam Michnik zasugerował, byśmy jakoś poparli strajkujących robotników. Treść Apelu zaczęliśmy omawiać na spacerze w okolicach mego domu, we trójkę z Geremkiem i Jerzym Jedlickim, który wziął na siebie zadanie napisania podstawy do dalszej dyskusji. Było to, jak pamiętam, w sobotę 16 sierpnia. Postanowiliśmy zwrócić się do środowiska katolickiego. W niedzielę wieczorem poszedłem z projektem do Tadeusza Mazowieckiego, który, choć mocno przeziębiony i goszczący kogoś spoza Warszawy, zgłosił istotne zastrzeżenia do tekstu i obiecał go poprawić do następnego dnia. W poniedziałek 18-go dyskutowaliśmy u Geremka pierwszą wersję Apelu, a następnie Mazowiecki z Jedlickim zamknęli się w Pracowni Edycji Dzieł O. Langego (PAN) i napisali wspólną wersję. To Mazowiecki nalegał na bezpośrednie poparcie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku.

Krąg sygnatariuszy przedyskutowaliśmy w moim Instytucie Historii Nauki i Techniki, w Pałacu Staszica. Z uczestników pamiętam: Stefana Asmsterdamskiego, Bugaja, Andrzeja Celińskiego, Geremka, Hajnicza, Jakubowicza, Kuczyńskiego). Główny dyskutowany problem, to zakres uczestników. Najwięcej sporu wynikło w sprawie ew. uczestnictwa członków KOR-u. Wszyscy byli zgodni co do tego, że nie należy zwracać się do najbardziej eksponowanych politycznie. Podzielone były opinie, czy należy zwrócić się do prof. prof. Edwarda Lipińskiego i Jana Kielanowskiego. Na mój wniosek, by list podpisał także Andrzej Celiński (ze statusem uniwersyteckim), odpowiedział, że nie chce być wyjątkiem. Ostatecznie stanęło na tym, że nie zwracamy się o podpis do żadnego z członków KOR-u. Dodam, że ewentualności uczestnictwa ludzi z ROBCIO i KPN nawet nie dyskutowaliśmy, gdyż w tym środowisku ich działalność oceniano wówczas wysoce krytycznie.

Ponieważ pó?niej niektórzy członkowie KOR-u mieli do nas o to pretensję, lub żal, spróbuję odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak postąpiliśmy. Najprostszy argument był taktyczny, bo to automatycznie zmniejszyłoby możliwość pozyskania uczestników ze środowisk katolickich i w ogóle - ludzi dalekich od spraw politycznych, lub bliższych do ośrodkom władzy, czyli tych, którzy rzadko, lub w ogóle nie przekraczali progu czynów przez władze wyra?nie dozwolonych. Nie ukrywam, że u niektórych z nas (mnie dotyczyło to z pewnością) działał argument bardziej merytoryczny. Przygotowywaliśmy Apel o kompromis, o nawiązanie dialogu władzy ze strajkującymi, o polityczne rozwiązanie szybko zaostrzającego się konfliktu. Uważaliśmy, że kompromis taki musi oznaczać jakieś współdziałanie między władzą i społeczeństwem. Domagając się od rządzących przeprowadzenia niezbędnych reform politycznych, kładliśmy nacisk również na potrzebę umiaru i rozwagi ze strony społeczeństwa, które w swych żądaniach byłoby gotowe liczyć się z trudną sytuacja gospodarczą kraju. Nawet jednak gdyby taka treść odpowiadała niektórym członkom KOR-u, to musieliśmy się liczyć z panującym w mediach stereotypem KOR-u. pracowicie wytwarzanym przez oficjalną propagandę. Słowem, chcieliśmy działać skutecznie.

We wtorek i środę zbieraliśmy podpisy. Pesymistycznie ocenialiśmy początkowo powodzenie zbierania podpisów. Za sukces uważalibyśmy 25-30 podpisów. Szybko się jednak okazało, że Apel doskonale trafiał w nastrój społeczny, czego widomym dowodem była nie tylko zaskakująca liczą uczestników, lecz liczne, zgłaszane pó?niej pretensje osób pominiętych, a także pó?niejsze aneksy (łącznie mocno ponad dwieście podpisów), do Apelu. Odmowy należały do rzadkości. Chyba największym zaskoczeniem była odmowa prof. Czesława Bobrowskiego. Zwrócił się do niego Waldemar Kuczyński, którego Bobrowski bardzo lubił. Książkę Kuczyńskiego, Po wielkim skoku (wyd. przez NOWA) ocenił tak wysoko, że ufundował sporą jak na owe czasy własną nagrodę 10 tys. zł. Odmowa była jasna: nie zgadza się z obiema stronami konfliktu. My zaś robimy duży błąd udzielając poparcia Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu. Odmową akceptacji podpisu z naszej strony spotkał się przyniesiony przez K. Dziewanowskiego podpis Romana Bratnego i chyba Korotyńskiego.

Apel był adresowany do społeczeństwa i do władzy zarazem. Do premiera i marszałka Sejmu wysłaliśmy pocztą. Geremek (w którego mieszkaniu zebrano większość podpisów) dostarczył przez biuro nadawcze KC Biuru Politycznemu PZPR. Gorzej było z przekazaniem Apelu do opinii publicznej. Wiedzieliśmy, że wysłając go do "Trybuny Ludu", uczyniliśmy czysty gest. Upowszechnić mogły tylko rozgłośnie zachodnie i zachodni korespondenci. Zresztą było jasne, że i do władz Apel dotrze tą drogą najszybciej. We środę wieczorem, gdy jeszcze zbierano podpisy, obaj z Amsterdamskim udaliśmy się do Agencji Zachodnich (przy ul. Koszykowej), by je uprzedzić o Apelu. Jeden z korespondentów przyjął nas wręcz opryskliwie: "dlaczego dopiero teraz? Dlaczego w 1970 zostawiliśmy robotników samych? Co dotychczas zrobiliśmy dla robotników". Gdy jednak pó?nym wieczorem tego dnia otrzymali tekst, nadali mu dostateczny rozgłos.

Warszawa - Gdańsk, dwa światy

Podczas pracy nad Apelem nie było rozmów nt. ewentualnego kontaktu ze strajkującymi. Być może pierwszy taki pomysł zrodził się we czwartek (21 sierpnia) w mieszkaniu prof. J. Kielanowskiego, gdzie zastałem Helenę Łuczywo. Osamotniona ze względu na liczne zatrzymania, zwłaszcza pośród współpracowników redakcji "Robotnika", ukrywała się od kilku dni. Właśnie przyjechała z Gdańska, ze Stoczni Gdańskiej, pełna niepokojów. To od niej po raz pierwszy usłyszałem o skłonnym do kompromisu - Wałęsie i radykale - Andrzeju Gwiazdzie. Zapisałem wówczas: "Ona nadaje ton rozmowie swym poczuciem grozy i odpowiedzialności. Poszukiwaniem jakiegoś kroku w kierunku rozładowania napięcia. O powściągającej roli KOR-u, ale to nie wystarcza. Co zrobić, żeby doszło do kontaktów, rozmów". Gdy poddałem myśl zasugerowania wyjazdu takim autorytetom, jak W. Bieńkowski, A. Gieysztor, J. Kieniewicz i T. Mazowiecki (może także wymieniłem nazwisko Wajdy), Helenie się ten pomysł spodobał. Kielanowski zaś wydawał mi się sceptyczny.

Pojechałem z tym pomysłem do Geremka, uważjąc, że on mógłby najłatwiej przekonać wymienionych historyków, których udział wydawał mi się decydujący o powodzeniu. Na siebie wziąłem rozmowę z Mazowieckim i Bienkowskim. Możliwe jednak, że po drodze do Geremka zmieniłem nieco koncepcję grupy autorytetów, bo powiedziałem, że on też powinien jechać. U Geremka zastałem Karola Modzelewskiego, ale w sposób dla mnie dość typowy, gdy jestem czymś mocno zaabsorbowany, choć Modzelewskiego znałem, wziąłem go za kogoś ze środowiska o niedobrej wówczas opinii. Dlatego odwołałem Geremka do innego pokoju, by przedyskutować koncepcję. Miało to potem konsekwencje, bo Modzelewski był początkowo przekonany, że rozmawiamy o jakichś konszachtach z establishmentem.

Geremek od razu pomysł zaakceptował. Miał szybko skontaktować się z historykami. Podczas jednak rozmowy z T. Mazowieckim, którego spotkałem wychodzącego z "Więzi", koncepcja grupy uległa dość zasadniczej zmianie. Po chwili wahania, pytaniach, zastrzeżeniach, Tadeusz zaakceptował sam pomysł wyjazdu, ale w zmienionym składzie. Powiedział: "jeśli miałbym(2). kierować zespołem, to musi być w miarę jednolity". Z nazwiska tylko o Bieńkowskim powiedział, że ma zbyt zdecydowane poglądy i zbyt kategoryczny sposób dyskutowania, by w sytuacji napięcia można było z nim współpracować.
Być może Mazowiecki pierwszy z nas widział perspektywę dłuższego pobytu w Gdańsku. Do chwili rozmowy z nim wydawało mi się, że rola autorytetów (właśnie dlatego proponowałem bardzo znane i poważane osobistości) miała się głównie sprowadzać do doprowadzenia do dialogu władz ze strajkującymi. Z moich propozycji Mazowiecki pozostawił tylko Geremka i dodał: "dlaczego Pan nie miałby jechać?"

By więc zapobiec rozmowie Geremka z historykami, pobiegłem natychmiast do niego, ale tu był już kocioł. Modzelewski krzątał się jako świadek spisujący papiery, które ubecy zabierali. Wkrótce dołączyła do nas Hania (żona Bronka) oraz Jan Strzelecki i J(?). Stęplowski, Siemiński(?). Po paru godzinach, przyszli nowi ubecy by mnie zabrać na rewizję w moim mieszkaniu. Kierownik grupy zwrócił się do mnie słowami: "Panie Tadeuszu, my po Pana". (podstawą tej poufałości była znajomość z czasu rewzji, parę miesięcy wcześniej). Może też zajmował się mną jako członkiem komisji programowej i wykładowcą "latającego uniwersytetu". Gdy zbliżaliśmy się do domu, w którym mieszkam, wychodził akurat od nas Waldemar Kuczyński, który chyba zręcznie udał, że nas nie dostrzega. W mieszkaniu zastaliśmy, oprócz domowników, Helenę Łuczywo, umówiona na nasz telefon z korespondentem "Daily Telegraph", z którym dorywczo współpracowała. Nie uprzedziła nas o tym, a pewnie też nie pomyślała, ze taki wywiad z mego mieszkania, gdy byłem zajęty realizacją jej pomysłu, świadczył o dużej nieostrożności. Szczęśliwie, nikt z funkcjonariuszy nie poznał jej, może dlatego, ze ukrywając się, Helena miała na sobie zbyt wytworny strój, a na twarzy mocny makijaż. W czasie, gdy negocjowałem świadka, Helenie udało się niepostrzeżenie wyjść.

Rewizję przeprowadzono we wszystkich pokojach z wyjątkiem chorego na anginę syna, o co prosiłem, dając słowo, że tam nic nie ma. Nie wiedziałem, że mijałem się z prawdą, bo międzyczasie żona ukryła tam maszynę do pisania i parę tekstów. Zabrano mi sporo książek paryskiej "kultury" oraz "Nowej", a także trochę maszynopisów. Ale nie zabrano artykułu: Uwagi o możliwości przejścia od komunizmu do socjalizmu, bo, jak wynikało z komentarza "rewidenta", tytuł brzmiał dość schematycznie, tylko z dziwnym przestawieniem miejsc. Oficjalna bowiem wykładnia mówiła o przechodzeniu od socjalizmu do komunizmu. Rewizja trwała parę godzin, co tłumaczę nie tylko jej dokładnością, lecz także temu, że funkcjonariusze wyra?nie starali się nawiązać z nami rozmowę, zasięgnąć pozaurzędowych informacji. Poddawałem się temu chętnie, bo dzięki temu udało mi się trochę rzeczy uratować przed zabraniem. W postawie ubeków wyczuwało się niepewność, a może i zagubienie. W rozlu?nionej atmosferze, żona mogła wydzwaniać do przyjaciół, m.in. dowiedzieć się, że po rewizji Geremka zatrzymano.

Podczas rewizji ktoś zapukał do drzwi. Gdy żona zobaczyła nieznajomego młodzieńca, starała się gestami rąk skłonić go do odejścia. Dopiero po chwili, nowy gość powiedział, ze jest pracownikiem UB wezwanym do pomocy w niesieniu zarekwirowanych materiałów.

Parę godzin po wyjściu "rewidentów", zadzwonił Andrzej Kijowski, zapraszając do siebie i informując, że są u niego Geremek i Mazowiecki. U Kijowskich dyskutowaliśmy w ciągu paru godzin sprawę wyjazdu do Gdańska. Największym sceptykiem był gospodarz. Mówił o nieskromności pomysłu "(żaba nie powinna podstawiać nogi, gdzie kują konie"), o wątpliwej pomocy strajkującym. Liczne zastrzeżenia zgłaszał również Mazowiecki, których kierunku nie rozumiałem. Dopiero przy bliższym poznaniu miałem się przekonać, że Tadeusz nigdy nie zapala się do pomysłów, a swoją rolę widzi głownie w tym, by każdą sprawę rozważyć z możliwie wszystkich stron. Geremek robił wrażenie silnie zmęczonego rewizją. A i moja argumentacja pewnie nie była zbyt przekonywająca. Krepowało mnie bowiem to, że przekonany o słuszności, namawiałem do wyjazdu, ale sam tego nie mogłem tymczasem zrobić ze względu na chorobę domowników. Rozmowa była chaotyczna, zataczała parę kręgów. W momencie, gdy wydawało się, że już zrezygnowano z wyjazdu, p. Kijowska dzwoniła do PKP, by dowiedzieć się o czas odjazdu pociągów do Gdańska. Nagle okazało się że telefon przestał działać.

Ostatecznie postanawiamy, że nazajutrz spotkamy się w tym samym gronie, w lokalu redakcji "Więzi". Gdy to następuje, ujawniają się zdecydowane stanowiska. Geremek rozpoczyna od czegoś w rodzaju oświadczenia: wczoraj miał pewne wątpliwości, dziś żadnych, należy jechać niezwłocznie. Natomiast Kijowski oświadcza, że nam nie odradza, ale sam wyjechać nie może, bo to byłoby sprzeniewierzeniem się sobie. Od dawna postanowił być tylko człowiekiem pióra, do polityki się nie mieszać. Szybko się też wyjaśnia stanowisko paru członków konserwatorium "Doświadczenie i Przyszłość", że żaden z nich jechać nie zamierzą. Pozostają więc Geremek i Mazowiecki. W ostatniej chwili wpadamy na pomysł, żeby namawiać Jerzego Szackiego. Obaj z Geremkiem dzwonimy z jego domu mieszkania Andrzeja Tymowskiego, gdzie odbywa się posiedzenie zarządu Towarzystwa Socjologicznego. Jerzy odpowiada jednak, że potrzebowałby trochę czasu do namysłu.

W piątek 22 sierpnia ok. 13-tej wyjeżdżają Mazowiecki i jego autem Geremek. Do Gdańska dotarli pod wieczór. Z opowiadań obu wiem, iż przyjęto ich z otwartymi ramionami. Nie tylko dziękowano za poparcie udzielone w Apelu, lecz z miejsca poproszono o utworzenie grupy ekspertów pracujących dla MKS.

W sobotę po południu z telefonu dyrekcji Stoczni zadzwonił do mnie Geremek, zawiadamiając o tworzeniu grupy "ekspertów" (oczywiście, nie byliśmy ekspertami, lecz doradcami w sytuacji, gdy "nie ma mądrych"). Prosił by przekonać autorów; Po wielkim Skoku (W. Kuczyńskiego, Rodowodów niepokornych (Bogdana Cywińskiego) oraz Przed trzecim przyspieszeniem (Andrzeja Wielowieyskiego. Wymienił także Jadwigę Staniszkis oraz prosił o "jakiegoś dobrego prawnika". Zaakceptował moją propozycje Leszka Kubickiego z Instytutu Państwa i Prawa PAN. Dodał, że mamy lecieć samolotem. Na niedzielę o siódmej rano będą zarezerwowane miejsca w samolocie na sześć osób. Mamy się zgłosić do kasy po bilety. Coś mówił też o gwarancjach bezpieczeństwa, co rozumiałem jako osobistą obietnicę wojewody J. Kołodziejskiego . Stworzyło to wrażenie, że chcą nas w Gdańsku obie strony konfliktu, co przynajmniej początkowo było raczej oparte na nieporozumieniu. Geremek zaczął rozmowę od stwierdzenia, że w Stoczni i w Gdańsku panuje zupełnie inna atmosfera niż w stolicy. W tym świetle nasze warszawskie wątpliwości okazały się śmieszne.

Staram się wszystkich wymienionych powiadomić natychmiast. Okazuje się, że Staniszkis wyjechała wcześniej. Kuczyńskiego zawiadamia S. Jakubowicz. Gorzej z innymi. Gdy dzwonię do Cywińskiego i mówię (przez telefon!) o co chodzi, odpowiada: "Tadeusz, jesteś pijany, połóż się spać, zadzwoń jak wytrze?wiejesz". Na poszukiwanie Wielowieyskeigo wyjeżdża nad Zalew Zegrzyński Adam Kersten. Po dwóch godzinach przywozi odmowę. Uważa, że do takiej roli się nie nadaje i radzi zwrócić się do Janka Strzeleckiego (chodziło o jego znaną pojednawczość) Dzwonię więc do Bogdana z prośbą o wstawiennictwo, co po pewnym czasie pomaga. Po południu odwiedzają nas Kubiccy. On domaga się, by mu wyjaśnić, czy jedziemy w charakterze mediatorów, czy wyłącznie współpracowników MKS. Uzależnia swoją decyzję od zgody dyrektora Instytutu Sylwestra Zawadzkiego, wobec którego czuje się lojalny. Wieczorem informuje mnie, że rozmawiał z panem Władysławem. Domyślam się, że chodzi o Markiewicza, sekretarza Wydziału Nauk Społecznych PAN. Ma obiekcje także dlatego, że byłby w naszym zespole jedynym członkiem partii. Ostatecznie jednak wyraża zgodę (ale gdy się okaże, że stajemy się częścią MKS, wraca do Warszawy)

Wieczorem - rodzaj przygotowawczego spotkania u Artura Hajnicza, w którym biorą udział: Bugaj, Jakubowicz, Cezary Józefiak, Kuczyński i ja. Miało być poświęcone kwestii programu ekonomicznego, ale głównie rozmawiamy o naszej nowej misji i sytuacji w kraju.. Umawiamy się, że Bugaj i Hajnicz przygotowują na rano krótkie ekspertyzy - pierwszy o inflacji i dodatku drożyznianym, a drugi o samorządzie pracowniczym.

Pó?nym wieczorem zamawia się do mnie do domu Karol Modzelewski. Proponuje zabranie ze sobą tez programowych, które mógłby przygotować na rano. Ucieszyłem się tą propozycją, gdyż Karola uważałem za utalentowanego pisarza Gdy rano, po nieprzespanej nocy przyniósł kilkustronicowy tekst, zaskoczył mnie jego minimalizm programowy. Nie tylko uważał, że hasło niezależnych związków zawodowych jest całkowicie pozbawione realizmu. Z tym akurat się w danej chwili zgadzałem. Ale jego propozycje demokratyzacji starych związków były nawet na mój gust zbyt połowiczne. Gdy powiedział do mnie m.in., że żałuje, iż napisał z Jackiem ten głupi list otwarty (do dziś kalsyczny tekst dla lewicy zachodniej), inaczej pojechałby teraz pomagać robotnikom. A na moją sugestię, że powinien pisać program polityczny, Karol powiedział: "po co, kto mi to wydrukuje?" Na moje kolejne słowa, że sytuacja może się szybko i radykalnie zmienić, Karol pocałował mnie w czoło i powiedział lubię Twój optymizm" (co oznaczało: jakiś ty naiwny).

Hajnicz przyniósł rano nie tylko swoje uwagi o radach robotniczych, lecz także notatkę o strajkach, napisaną przez p. Wisłę-Pankiewicz (b. żonę Osóbki Morawskiego). Chodziło w tej notatce głównie o pokazanie, że strajki nie są sprzeczne z polskim ustawodawstwem. Umówiłem się, że będziemy z Gdańska zgłaszali zamówienia w miarę zapotrzebowania . Okazało się to o tyle nierealne, ze cały czas utrudniany był kontakt telefoniczny. A poza tym, Warszawa żyła w tych dniach tak odmiennym rytmem, że na odległość trudno było rozumieć strajkujących z "wolnego miasta Gdańska". Muszę tu odnotować jeszcze, że wieczorem zjawili się u mnie w domu niezapowiadani goście z Budapesztu, z których znałem tylko Marię Kovacs. Gościłem ją wcześniej, razem z Janosem Kissem i George Bence'm, gdy odwiedzili nas, by zapoznać się z doświadczeniami w "latającego uniwersytetu". Uprosiłem Martę Woydt, by się nimi zajęła. Węgrzy przyjechali z zamiarem zamanifestowania solidarności ze strajkującymi i po to zamierzali jechać do Gdańska. Próbowałem im tłumaczyć, że im mniej rozgłosu, tym lepiej. Głupio mi, że następnego dnia na lotnisku nie podchodzę do nich. Jesteśmy bowiem, podobnie jak oni, obserwowani przez wielu tajniaków. Pó?niej dowiem się, że następną grupę Węgrów udających się do Polski z chęcią poparcia strajkujących zatrzymano już na lotnisku w Budapeszcie.

Rano na Okęciu niespodzianka za niespodzianką. Wierząc Geremkowi, że mamy zarezerwowane miejsca w samolocie, a nawet bilety, szukam potwierdzenia w kasie. Nic nie wiedzą. To samo mówi kierownik. Na szczęście możemy kupić bilety, bo miejsca jeszcze są. Dopiero w Gdańsku dowiemy się, że wojewoda obiecał coś podobnego, ale w wirze wydarzeń o tym zapomniał(3). Już przy wejściu zauważamy znaczną i szybko rosnącą liczbę funkcjonariuszy bezpieczeństwa nie spuszczających nas z oczu. Było ich, jak obliczaliśmy około dwudziestu pięciu. Gdy zaczęliśmy wychodzić przez przejście kontrolne z zasłonami na rewizję, z każdym z nas postępowano podobnie. Sprawdzenie dowodu i biletu osobistego, zaproszenie do kabiny, sprawdzenie bagażu, po chwili pojawia się wyższy rangą funkcjonariusz MSW i przepraszając, komunikuje, że władze zmuszone są niestety przerwać naszą podróż. Po wyjściu z kabiny każdy z nas został odprowadzony przez strażnika do milicyjnej poczekalni. Niektórzy z nas myśleli początkowo, że tylko oni zostali wyłączeni z grupy. Gdy szedłem ze strażnikiem, krzyknąłem przez szybę do Kerstena i p. Wielowieyskiej, że jestem zatrzymany. W pokoju milicyjnym pozostawiono nas pod nadzorem mundurowego sierżanta MO, rubasznego mężczyznę po pięćdziesiątce. Było dla nas jasne, że z nami sympatyzuje. Siedzieliśmy tak przez dwie godziny. Znaczną część tego czasu spędziliśmy na naśmiewaniu się z naszej własnej naiwności. Głównym bohaterem ironii byłem ja jako organizator. Zrozumiałe, że Leszek Kubicki, urzędujący wicedyrektor Instytutu Prawa, legalista z krwi i kości, czuł się w roli zatrzymanego przez służbę bezpieczeństwa najgorzej. On też ironizował z mojej naiwności najostrzej. Cóż mogłem odpowiedzieć na pytanie o podstawę, na jakiej oczekiwałem rezerwacji, biletów, a nawet gwarancji osobistego bezpieczeństwa. Właśnie owe gwarancje raz poraz wywoływały wybuch sarkastycznej wesołości. Pod strażą istotnie czuliśmy się bezpieczni...

A jednak. Po dwóch godzinach wszedł do poczekalni pułkownik MSW Sobieszuk (tak się przedstawił), przeprosił za przerwanie podróży, które wynikło jakoby stąd, że MSW otrzymało informację, iż nasz wyjazd chcą wykorzystać w celach antypaństwowych. siły antysocjalistyczne. Teraz sprawa się wyjaśniła. Wierzy, że nasz wyjazd dobrze będzie służył socjalistycznemu państwu. Zaproponował nawet, byśmy polecieli specjalnym samolotem, który właśnie odlatuje (nie powiedział oczywiście z kim).

Na lotnisku gdańskim już ze słabszą pewnością siebie zapytaliśmy kasjerki, czy przypadkiem nie czeka na nas ktoś ze stoczni. Wiedzieliśmy bowiem, ze transport miejscowy strajkuje. Już z rozmowy kasjerki wyczuwało się odmienny od warszawskiego, świąteczny i pogodny nastrój wśród tutejszej ludności. Z pomocą kasjerki łatwo dodzwoniliśmy się do MKS, skąd szybko przysłano dwie dyżurujące dla potrzeb strajkujących taksówki.

Jakieś dwieście metrów przed Stocznią czekał na nas Geremek, który poradził nam, byśmy wysiedli i weszli do Stoczni pieszą. Nie chciał, by nas wzięto za przedstawicieli władzy i potraktowano podobnie jak poprzedniego dnia wicepremiera Jagielskeigo. Chodziło o jego pierwsze wejście, kiedy spotkał go wrogi tłum. Walono pięściami w szybę samochodu i wznoszono wrogie okrzyki.

Za bramą rozpoczęliśmy nowy tryb życia, tydzień najbardziej intensywnego i chyba najbardziej interesującego dla nas wszystkich doświadczenia. Czas życia w nadziei i zagrożeniu. Nadziei na radykalną przemianę, decydującej o kierunku naszego działania, o rozmowach i treści naszej pracy. Zagrożenie było łatwo wyczuwalne, lecz rzadko poruszane w rozmowach. Tylko jeden z nas miał odwagę mówić: "Ja się boję, czerwoni nas wykończą". Właściwie temat ten powracał dopiero w rzadkich chwilach relaksu - podczas nocnych posiłków lub spacerów do miejsca noclegowego (parę razy spaliśmy u Pallotynów) oraz w dzień największego napięcia. Raz tylko zareagowaliśmy histerycznie. Właśnie idąc do Pallotynów, po burzliwych negocjacjach i złych "przeciekach", słyszeliśmy odgłosy przypominające czołgi (a to był wolno wlokący się pociąg towarowy). Zapytałem wtedy Bronka: "jak myślisz, piętnaście" (w domyśle: lat więzienia)? Bronek na to zwię?le: "Kapita" (od słowa capita, czyli maksymalny wymiar kary).

Przypisy

(1) Wspomnienia te pisałem w Waszyngtonie, w czasie stanu wojennego, mając ograniczony dostęp do dokumentów i prawie żadnej możliwości konfrontacji z współuczestnikami zdarzeń. Jerzemu Jedlickiemu dziękuję za przypomnienie mi paru faktów dotyczacych Apelu.

(2) Wydaje mi się nawet, że Mazowiecki powiedział: "mam", a nie miałbym. Postrzegam go jako człowieka pod wieloma względami wyjątkowo skromnego, ale z silnym poczuciem przywództwa. Podobne poczucie ma też Geremek. I niekiedy wyrażane bywa zdziwienie: jak tak podobne pod tym względem indywidualności mogą dobrze ze sobą współpracować. Myślę, że głównym czynnikiem ułatwiającym współpracę jest powściągliwość i małomówność Mazowieckiego.

(3) Parę tygodni temu, Jadwiga Staniszkis zapewniała publiczność telewizyjną, że część ekspertów MKS-u (chodziło jej wyra?nie o naszą grupę) pojechała do Gdańska za pieniądze rządowe. Jest to prawdziwe w tym sensie, że część z nas (na przykład ja - pracownik PAN) pracowała w instytucjach opłacanych przez państwo. Kupując więc bilet, zwracałem tylko państwu część mego zarobku. Czasu spędzonego w Gdańsku nie chciano nawet uznać za bezpłatny urlop. Na taką prośbę po powrocie z Gdańska, dyrektor mego Instytutu powiedział coś w rodzaju: należy wam się premia, a nie bezpłatny urlop.
2 czerwiec 2002

Tadeusz Kowalik 

  

Archiwum

Prawo łaski
styczeń 20, 2006
Andrzej Grabowski
Wskazania Komisji Episkopatu Polski do Spraw Liturgii
wrzesień 17, 2004
http://www.pascha.org.pl/
Tadeusz Rejtan
czerwiec 7, 2003
Stanisław Tubek
USA wypałowują durną Europę bez wysiłku
kwiecień 10, 2008
marduk
Słowa krętacza
kwiecień 28, 2003
eva
Marek Wełna - polski Falcone?
styczeń 25, 2008
Marek Olżyński
Rozmowa z rabinem ISRAELEM SINGEREM
luty 26, 2007
jan
"Przybliżanie istoty całej sprawy" według Olejniczaka
luty 5, 2006
PAP
Po wyborach
czerwiec 23, 2004
SOBCZAK i SZPAK
Tajny spisek
luty 13, 2004
Artur Łoboda
Wyjazdy lekarzy?
październik 29, 2004
Adam Sandauer
Zaostrzone mają być przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu
maj 4, 2007
Marek Olżyński
Liberalni doradcy Watykanu
grudzień 10, 2006
Marek Głogoczowski
"Niewidoczny Słoń w Pokoju"
kwiecień 7, 2006
Iwo Cuprian Pogonowski
Świat wie o zagładzie i milczy
styczeń 28, 2005
zaprasza.net
Prawda o Adamie Michniku i "Gazecie Wyborczej".
luty 28, 2007
Marian Kałuski
W 66 rocznicę śmierci Romana Dmowskiego
grudzień 31, 2004
Lista Hausnera
luty 11, 2005
Włodzimierz Knap
Zrezygnujcie z życia. To będzie kompromis.
wrzesień 26, 2003
Emigracja
sierpień 28, 2003
przesłała Elżbieta
więcej ->
 
   


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2024 Polskie Niezależne Media