ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Inne artykuły

Geminus 
12 kwiecień 2016      Artur Łoboda
Michnikowska zmiana wizerunku Putina 
5 sierpień 2014      Artur Łoboda
Instrukcja na wypadek wojny 
11 luty 2015      Artur Łoboda
W kierunku "głębokiego wyzerowania" 
29 styczeń 2021      Phil
Do pasterzy ducha 
15 maj 2011      Artur Łoboda
Co by tu jeszcze spisić panowie 
9 grudzień 2016     
Wejdzie w tyłek bez mydła? 
15 luty 2020     
Kapusta zasmażana 
26 październik 2023     
Greta Thunberg 
13 grudzień 2019     
nie mogę zliczyć gwiazd 
10 luty 2017      Jolanta Michna
Kto zapłaci Federacji Rosyjskiej za skutki samowoli załogi prywatnego polskiego samolotu? 
11 kwiecień 2010      tłumacz
Polskie rocznice pobudzają do myślenia 
1 wrzesień 2012      Artur Łoboda
Morawiecki pozwala łaskawie Polakom zapożyczać się na przyszłość 
30 styczeń 2021      Artur Łoboda
Dla kogo Trzecia RP jest ojczyzną? 
24 czerwiec 2011      Artur Łoboda
NATO 
28 październik 2009      Iwo Cyprian Pogonowski
Kłamstwo "Omikron" szyte grubymi nićmi 
28 listopad 2021     
Działalność portalu 
19 październik 2015      Artur Łoboda
Szczujnia dziennikarska 
28 listopad 2018     
Powstanie styczniowe 2020 
15 styczeń 2021      Artur Łoboda
Ogłaszam oficjalny odwrót "epidemii" 
1 maj 2020      Artur Łoboda

 
 

Powrot Europy narodow

Powrót Europy narodów

2011-04-03 (niedziela)

Wśród europejskiej elity coraz silniejsze staje się przekonanie, że jedyną możliwą drogą rozwoju jest lepsza koordynacja interesów poszczególnych państw narodowych, a nie pogłębiona integracja – mówi Pierre Manent, filozof polityki, historyk idei, profesor w Ecole des Hautes `Etudes en Sciences Sociales w Paryżu, wykładowcas w Boston College, w rozmowie dla Miesięcznika Idei Europa. geopolityka

Miesięcznik Idei Europa: Od wielu lat twierdzi pan w swoich wypowiedziach, że rezygnacja z niezależności poszczególnych państw narodowych tworzących Unię Europejską oznacza ostateczny upadek tej organizacji. Taką tezę powtórzył pan również podczas konferencji „Solidarność i kryzys zaufania”, która odbyła się w październiku w Warszawie. Dlaczego państwo narodowe powinno być dla nas tak istotne?

Pierre Manent: Moim zdaniem trudno jest nam sprawnie zorganizować życie społeczne powyżej granicy państwa narodowego. To przecież właśnie państwo narodowe było instytucją, która stała się jednym z podstawowych czynników modernizacji Europy. O ile równość stanowi moralny cel, państwo narodowe zostało pomyślane jako środek jego realizacji. Powstanie suwerennego państwa to jednocześnie powstanie pewnej płaszczyzny równości ludzi w jego obrębie oraz przyznanie im określonych praw i wolności. Jeśli pozbawimy się tego wspólnego mianownika, życie społeczne w tej formie, w jakiej je znamy, stanie się niemożliwe. Nie twierdzę, że powstanie państwa narodowego rozwiązało i rozwiązuje wszystkie problemy zbiorowości. Państwo to wynik wielu stuleci prób i błędów, a wiele z tych błędów, m.in. wojny światowe, doprowadziło do poważnego zakwestionowania naszego przekonania o wartości tej instytucji. Mimo to uważam, że nie powinniśmy porzucać tego rozwiązania na rzecz utopijnego projektu europejskiego.

MIE: Rozumiem, że pana zdaniem ta utopijność wynika z chęci przekroczenia granic państwa narodowego i zorganizowania porządku politycznego na zupełnie innych, ponowoczesnych zasadach. Takie były oficjalne marzenia wielu europejskich polityków i intelektualistów właściwie od czasu ostatecznego upadku komunizmu w Europie Wschodniej.

Pierre Manent: W takiej formie projekt ten nie ma najmniejszych szans na realizację. Wśród europejskiej elity coraz silniejsze staje się przekonanie, że jedyną możliwą drogą rozwoju jest lepsza koordynacja interesów poszczególnych państw narodowych, a nie pogłębiona integracja. Praktycznym sposobem realizacji tej nowej idei jest wspólna praca poszczególnych grup narodów nad konkretnymi projektami. Zamiast tracić czas na nierealne plany zakładające wyjście poza instytucję państwa narodowego, lepiej jest realizować konkretne cele na drodze bezpośredniej współpracy kilku aktorów. Różnorodnych pól do tego rodzaju współpracy jest aż nadto, a jedną z głównych dziedzin może być wojskowość. Ja uważam, być może nieco paradoksalnie, że motorem dalszego rozwoju Unii będą interesy poszczególnych krajów, a nie próby wzniesienia się ponad te interesy. Zamiast denacjonalizować Europę, powinniśmy wykorzystywać środki, energię, talenty oraz wolę współpracy poszczególnych państw. To dużo lepsze rozwiązanie niż wydawanie ogromnych sum pieniędzy na ponadnarodowe instytucje, które nie mają właściwie żadnej siły sprawczej.

MIE: A zatem zgadza się pan z tezą Johna Graya, który podczas tej samej warszawskiej konferencji powiedział, że Europa „cofa się w kierunku przyszłości”, to znaczy powraca do porządku opartego na państwach narodowych, podobnego do tego, jaki charakteryzował Stary Kontynent na przełomie XIX i XX wieku?

Pierre Manent: Zgadzam się, ale formułując twierdzenia o podobieństwach, musimy również pamiętać o różnicach. A te są jak wiadomo poważne. Europa nie jest już dziś centrum świata i problem polega na tym, jak poradzi sobie z tą nową dla niej sytuacją. Brytyjczycy wycofali się ze swojego imperium pod parasolem amerykańskim. Dziś parasol amerykański roztoczony nad Europą po drugiej wojnie światowej będzie stawał się coraz bardziej dziurawy, ponieważ potęga tego kraju stopniowo maleje, a on sam boryka się z wieloma własnymi problemami. Jesteśmy sami. W najbliższych latach Europa będzie więc coraz słabsza, ale przez to kraje europejskie będą musiały być aktywniejsze. Kiedy amerykańska siła wyraźnie osłabnie, Europa będzie musiała być na to gotowa dzięki swojej własnej sile militarnej. Nie spodziewam się, aby w najbliższym czasie mogło dojść do wybuchu konfliktu zbrojnego czy to w granicach Europy, czy też pomiędzy Europą a jakimś podmiotem zewnętrznym; ale historia już nieraz dawała nam lekcje swej nieprzewidywalności.

MIE: Jeśli pana diagnoza jest trafna, powstaje pytanie, dlaczego tak długo zajęło Europejczykom uświadomienie sobie nierealności naszych unifikacyjnych zamiarów? Nie mówiąc już o kompletnym nieprzygotowaniu planu B. Także w wymiarze militarnym.


Pierre Manent: Projekt wspólnej Europy nigdy nie przyjął konkretnych, a tym bardziej realnych kształtów – zawsze pozostawał mglisty i niedoprecyzowany. Dlaczego jego utopijność uderza nas dopiero dzisiaj? To proste – na uświadomienie sobie takiego faktu potrzeba czasu. Komunizm także był skazany na porażkę od samego początku, a mimo to przez wiele lat próbowano jego realizacji. Proszę tylko nie myśleć, że zrównuję Unię Europejską z ZSRR, mówię jedynie o pewnych paralelach. Kryzys ekonomiczny był oczywiście bezpośrednią przyczyną, która ukazała nam granice możliwości naszych nowoczesnych gospodarek kapitalistycznych. Państwo dobrobytu zaczęło trząść się w posadach, a solidarność zarówno na poziomie narodowym, jak i europejskim została wystawiona na próbę. Okazało się, że wielki kompromis społeczno-ekonomiczny pomiędzy dynamiczną gospodarką a troskliwym państwem dobrobytu nie jest czymś bezwarunkowym. To główny powód zamieszania, jakie obserwujemy obecnie w Europie. Musimy znaleźć dziś sposób ponownego ożywienia Wspólnoty Europejskiej, ale na innych warunkach, niż to było dotychczas. O Europie nie wolno nam myśleć jako o przestrzeni zdenacjonalizowanej, ponieważ ponownie poniesiemy klęskę.

MIE: Nie chodzi chyba jednak wyłącznie o projekt europejski, ale również o samą istotę demokracji. W swoich tekstach pisze pan, że poza państwem narodowym demokracja staje się pusta, że staje się „skutkiem bez przyczyny”. Często mówi pan również o „dehumanizacji polityki” na poziomie europejskim. Proszę wyjaśnić, co ma pan na myśli.

Pierre Manent: Państwo narodowe jest fundamentem demokracji reprezentatywnej. Do jej funkcjonowania potrzebne są bowiem poczucie wspólnoty i wzajemne zaufanie – ich brak całkowicie paraliżuje działanie instytucji reprezentacji. Na poziomie europejskim trudno jest wskazać ciała reprezentatywne odpowiedzialne przed ludem i przez ten lud kontrolowane, a taki stan rzeczy podważa zaufanie do instytucji. Polityczne rusztowanie obmyślone dla państwa narodowego zostało narzucone na instytucje europejskie i w sposób oczywisty się w tej nowej roli nie sprawdza. Polityka staje się coraz bardziej zewnętrzna wobec obywatela i przekształca się w technokrację. Proces ten prowadzi z kolei do podważenia obywatelskiej legitymizacji dla europejskich instytucji. Warunkiem legitymizacji jest bowiem przekonanie o ostatecznej odpowiedzialności męża stanu przed ludem. Jej brak sprawia, że w poszczególnych krajach coraz wyraźniej dostrzegamy zniecierpliwienie polityką na poziomie europejskim. Nic w tym dziwnego, skoro jak do tej pory rozwój instytucji europejskich prowadził nieuchronnie do porzucenia idei samorządności. Tymczasem ludy tworzące Unię Europejską to różne ludy i nie ma sensu zamykać oczu na ten fakt. Euroentuzjaści mówią nam, że nowoczesnym Europejczykiem możemy stać się dopiero wówczas, gdy odrzucimy własny naród. Tak jakby zróżnicowanie narodowe było niższym szczeblem rozwoju ludzkości, a pełnię człowieczeństwa można było osiągnąć wyłącznie jako obywatel świata. To nieprawda. Europejska historia pokazuje, że owo zaufanie i odpowiedzialność mogą współistnieć jedynie w ramach zapewniających poczucie wspólnoty, a ramy te nie wychodzą poza granice państwa narodowego. Podtrzymywanie i rozwój cywilizacji europejskiej są więc skazane na porażkę, jeśli pozbawi się je owej podstawy politycznej.

MIE: Z drugiej jednak strony wiele, szczególnie mniejszych państw europejskich, powiązało swoje jednostkowe interesy polityczne i ekonomiczne właśnie z projektem wspólnej Europy. Ich bezpieczeństwo zależy w dużej mierze od siły Unii Europejskiej.

Pierre Manent: Trudno jednak liczyć na wzajemną pomoc, jeśli cierpimy na niedostatek solidarności pomiędzy poszczególnymi narodami, czego dowodem była niechęć do udzielenia pomocy Grecji. Mam wrażenie, że zakrojony na szeroką skalę europejski proces redystrybucji bogactwa od krajów bogatych do biednych osiągnął swój kres. Ludzie nie chcą już płacić za innych, nawet jeżeli ostatecznie leży to w ich interesie. Zgadzam się więc z panem, że wiele słabych krajów europejskich potrzebuje pomocy, i powinniśmy im jej udzielić, ale bogate kraje łatwiej zgodzą się na taką pomoc, jeśli zatwierdzą ją reprezentatywne rządy, a nie odległe instytucje europejskie. Paradoksalnie więc bezpieczeństwo słabszych może być pewniejsze po zarzuceniu projektu europejskiego w tej formie, w jakiej próbuje się go realizować, na rzecz współpracy narodowej. Jest oczywiste, że Europa w najbliższym czasie albo stanie się biedniejsza, albo przynajmniej przestanie się szybko bogacić. Problem polega na tym, by nauczyć się być biednym i by w tej nowej sytuacji poszczególne regiony kontynentu nie zaczęły ze sobą nazbyt intensywnie konkurować. Moim zdaniem rządowi narodowemu – właśnie ze względu na jego reprezentatywność – łatwiej będzie zapanować nad tymi nowymi warunkami, a także lepiej poradzi sobie on z kanalizowaniem emocji, które może wywoływać kryzys. Ludzie chętniej zgodzą się udzielić pomocy innym, jeśli będą przekonani, że ich własne interesy również są uwzględniane i nie zostaną wystawione na szwank. Zgoda na kolejne poświęcenia wymaga bowiem zaufania do władz. Rząd narodowy jest w stanie wywołać takie przekonanie – instytucje europejskie już nie.

MIE: Gdzie jednak leży przyczyna porażki stworzenia ogólnoeuropejskiego narodu? W swoich tekstach cytuje pan Jana Jakuba Rousseau, który napisał kiedyś, że „narody już się nie rodzą”. Dlaczego tak się dzieje?

Pierre Manent: Na tak postawione pytanie nie mam odpowiedzi. To tajemnica, ale fakty mówią same za siebie. Jedyny duży naród, który został stworzony i utrzymany po ukształtowaniu się narodów europejskich to Stany Zjednoczone. To właśnie sukcesy tego kraju zmotywowały Europejczyków, by spróbować czegoś podobnego. Dlaczego nam się nie udało? Być może przyczyną jest dłuższa historia Europy i fakt, że po tym, jak przeszliśmy przez wszystkie fazy tworzenia nowoczesnego porządku politycznego na poziomie państwa narodowego, dziś nie mamy już siły, by wykonać kolejny krok. Brakuje nam tych namiętności, które wstrząsały Europą przez większość wieku XIX, od czasu wybuchu rewolucji francuskiej. Jesteśmy starsi od Amerykanów nie tylko w sensie demograficznym, ale również instytucjonalnym, a starszemu zawsze trudniej się zmienić. Brakuje nam energii, którą wyczerpaliśmy właśnie na stworzenie państwa narodowego.

MIE: Czy coś jest nas w stanie wyrwać z tego stanu?

Pierre Manent: Wydaje mi się, że europejski demos nie może w najbliższym czasie powstać sam z siebie. Bardzo silnie zadziałać musiałyby na nas czynniki zewnętrzne, presja ze strony Wschodu, czyli Rosji, Południa, czyli świata islamskiego, a być może Zachodu, czyli Stanów Zjednoczonych. Jeśli więc taki projekt kiedykolwiek zostanie zrealizowany – w co nawiasem mówiąc, wątpię – stanie się tak dzięki bodźcowi z zewnątrz.

MIE: Pomimo pańskiego sceptycyzmu wobec ambitnych planów integracji nadal wydają się one żywe. We wrześniu bieżącego roku grupa polityków i intelektualistów powołała do istnienia tzw. Grupę Spinelli, której celem jest, jak głosi jej manifest, „ponowne ożywienie dążeń do federalizacji Unii Europejskiej poprzez stworzenie sieci obywateli, intelektualistów, polityków, think tanków oraz organizacji pozarządowych popierających ideę federalnej i zjednoczonej Europy”. Do Grupy Spinelli przyłączyli się m.in. Jerzy Buzek, Daniel Cohn-Bendit, Joschka Fischer, Ulrich Beck, a inicjatywę oficjalnie poparł Jacques Delors. Czy mimo takiego wsparcia grupa ta poniesie klęskę?

Pierre Manent: Najbardziej entuzjastyczni i moim zdaniem utopijni zwolennicy projektu europejskiego wciąż w niego wierzą, ponieważ realizacji tej idei poświęcili całe swoje życie. Trwają więc przy nim niejako siłą inercji. Nie zmienia to jednak faktu, że to projekt martwy, a w związku z tym próby jego reanimacji skazane są na porażkę. Wymienił pan nazwiska wspaniałych ludzi, ale należą oni do konkretnej klasy europejskich urzędników, która żyjąc w sztucznym świecie Brukseli, bardzo często nie zwraca uwagi na rzeczywistość. Zwykli ludzie nadal są obywatelami poszczególnych państw narodowych. Jeśli twórcy Grupy Spinelli chcą ponadnarodowej Europy, to świetnie, ale problem polega na tym, że będą tam sami. Nie chciałbym, aby moje słowa zostały odebrane jako lekceważące, ale nie wróżę tej inicjatywie długiej przyszłości.

MIE: Jak zatem powinna zachować się Europa narodów wobec wyzwań, jakie stawiają jej inne potęgi?

Pierre Manent: Wzrost potęgi takich narodów pozaeuropejskich jak Chiny i Indie to pozornie argument przemawiający na rzecz wspólnej Europy, ponieważ nasze narody są w porównaniu z tymi krajami małe i słabe. Z drugiej jednak strony Unia Europejska została oparta na zasadach wolnej konkurencji, co w starciu z Chinami skazuje nas na porażkę, ponieważ ten kraj takich zasad nie respektuje. Wyzwanie rzucone przez Chiny bez wątpienia zdefiniuje Europę w najbliższych latach, a poradzić sobie możemy z nim, jedynie tworząc twierdzę Europa i zabezpieczając się tym samym przed nieuczciwą konkurencją. Wiem, że Europejczycy są przywiązani do idei wolnej konkurencji, ale w takiej sytuacji nie wolno nam się na nią otworzyć. Nie możemy sobie pozwolić na inwazję chińskiego importu. Tu chodzi nie tylko o ekonomię, ale również politykę. Musimy budować siłę, ale to będzie wymagało trudnych decyzji i konfliktu z Chinami. Nie możemy ugadywać się z Pekinem oddzielnie, i to kolejne pole, na którym różne europejskie narody mogą dojść do wspólnego porozumienia. Jest więc miejsce na wspólną politykę w kwestiach handlowych i nie widzę tu sprzeczności między interesami narodowymi a wspólnotowymi. To po pierwsze, kwestia zaufania pomiędzy europejskimi narodami, a po drugie, pogodzenia się z faktem istnienia poważnych kwestii spornych na arenie międzynarodowej.

MIE: Czy zatem konflikt z Chinami jest pana zdaniem nieunikniony?

Pierre Manent: Państwa europejskie, podobnie zresztą jak Stany Zjednoczone, na skutek nieodpowiedzialnej polityki w bardzo krótkim czasie znalazły się na łasce Chin. Nie wiem, czy ten kraj będzie nadal rozwijał się w takim tempie jak obecnie, ale jeśli uda mu się utrzymać takie wskaźniki wzrostu, konflikt jest nieunikniony. Chiny to zresztą nie jedyne spośród poważnych wyzwań stojących przed Europą. Aby stawić czoła tym problemom, musimy działać wspólnie, ale raz jeszcze powtórzę, iż to nie oznacza, że dobrym rozwiązaniem jest rezygnacja z suwerenności poszczególnych krajów europejskich na rzecz prób utworzenia ponadnarodowej instytucji, bo to jedynie strata czasu i środków.

MIE: Mówiąc o innych wyzwaniach, co ma pan na myśli?

Pierre Manent: Przede wszystkim problem islamu i islamskiej imigracji. Podobieństwo do wyzwania chińskiego polega moim zdaniem na tym, że stajemy się od świata muzułmańskiego coraz bardziej zależni. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Uważam, że muzułmanom należy zapewnić miejsce i prawa obywatelskie, ale nie wolno nam się od islamu uzależnić. Obecnie znaleźliśmy się w bardzo dziwacznej sytuacji. Jest jasne, że w wielu krajach europejskich nie istnieje już wolność słowa w kwestii islamu. Nie wolno nam swobodnie debatować nad problemem islamu i islamskiej imigracji, ponieważ za każdym razem, gdy pojawia się to pytanie, na scenę wkracza polityczna poprawność, która ucina dalszą rozmowę. Straciliśmy naszą polityczną, duchową i kulturalną niezależność, gdy tymczasem powinniśmy zdecydowanie ich bronić. Przez niezależność rozumiem stan, w którym nasze decyzje polityczne nie są dyktowane stanowiskiem świata islamu. To ogromny problem dla wielu europejskich krajów, przede wszystkim Francji, ale również Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Jak na razie nie udało nam się pogodzić wymagań, jakie przed nami stawia.

I chyba jesteśmy od tego celu dalej niż bliżej. W październiku Angela Merkel powiedziała, że w Niemczech próby stworzenia społeczeństwa multikulturowego upadły, co z drugiej strony nieco przeczy tezie, że takich rzeczy nie wolno w Europie oficjalnie powiedzieć.

Powoli odkrywamy, że muzułmanie to nie tylko jednostki, którym trzeba zapewnić prawa, ale również członkowie grup społecznych o ogromnej sile, mających swoje ambicje, cele i żądania, z którymi nigdy wcześniej nie musieliśmy się mierzyć. Należy przyjąć do wiadomości, że w pewnym momencie trzeba takim żądaniom odmówić. Niektórzy ludzie mogą chcieć żyć w sposób, jaki proponują muzułmanie, ale nie może to być część ogólnoeuropejskiego życia. Patrząc z tej perspektywy, uważam, że parlament francuski miał rację, kiedy zabronił muzułmańskim kobietom noszenia burki w miejscach publicznych. Życie społeczne musi opierać się na choćby minimum zaufania, a w kulturze zachodniej podstawą tego minimum jest kontakt wzrokowy i widok twarzy drugiego człowieka. Z tego względu nakaz odsłonięcia twarzy w miejscach publicznych uważam za słuszny.

MIE: Czy w takiej sytuacji Turcja może stać się członkiem tej przyszłej Europy państw narodowych, o której mówimy?

Pierre Manent: Turcja nigdy nie była częścią Europy i nie powinna być przyjęta do Unii Europejskiej – odmienna decyzja byłaby szaleństwem. To moim zdaniem neurotyczny i nieprzewidywalny kraj, do którego nie można mieć zaufania. W ciągu zaledwie kilku miesięcy z jednego z wierniejszych sojuszników Izraela Turcja stała się jednym z najzagorzalszych jego wrogów. Porozumienie pomiędzy rządem tureckim, brazylijskim i irańskim w sprawie wymiany niskowzbogaconego uranu na paliwo atomowe również potwierdza moje obawy. Nie tylko zresztą moje – nawet dawni entuzjaści członkostwa Turcji w UE dziś mają wątpliwości. Turcja zajmuje ważną pozycję we współczesnym świecie i ma w nim do odegrania istotną rolę – powinna jednak odgrywać ją sama. Z Turcją należy utrzymywać dobre stosunki, ale jednocześnie dać jej jasno do zrozumienia, że nie zostanie przyjęta do organizacji europejskich państw narodowych, którą w przyszłości powinna stać się Unia.

MIE: Czy jednak nie uważa pan, że fakt, iż coraz większa liczba intelektualistów podobnie jak pan broni dziś państwa narodowego, paradoksalnie nie jest sygnałem jego rychłej śmierci?

Pierre Manent: Rzeczywiście to zjawisko niekiedy tak się postrzega. „Nie chcemy umierać tak szybko!” – krzyczą intelektualiści. Z drugiej strony jeśli tak wielu ludzi zaczyna bronić państwa, to rośnie szansa na jego zachowanie. Trudno powiedzieć, co się stanie w najbliższym czasie – historii nie pisze się przecież z wyprzedzeniem. Nasze narody jeszcze jednak nie umarły i wierzę, że ich zachowanie przyniosłoby nam więcej dobrego niż złego.

Wywiad ukazał się w nr 5/2010 Miesięcznika Idei Europa
Za: geopolityka.org

http://mercurius.myslpolska.pl



http://marucha.v3v.org/viewtopic.php?t=4333
5 kwiecień 2011

Elzbieta Gawlas 

  

Komentarze

 

A jednak moj zaginiony wpis uratowal sie w drafts:

Od tysiecy lat ustnieje Wielki Plan Opanowania Swiata.

Od ilu ?
Nie wiemy na pewno.
Tworcy Talmudu rozpoczeli jego realizacje od podzialu ludzkosci na gojow i niegojow.
Kiedy powstal Talmud Babilomski i Jerozolimski ?
Czy oba zostaly spisane przed narodzeniem Jezusa ?
Jedna z postaci historycznych, ktora choc krotko, realizowala idee opanowania swiata, byl Aleksander Wielki.
Niektore prace historyczne podaja, ze jego doradcami byli zydzi.
Napoleon Bonaparte doszedl do wladzy dzieki masonerii francuskiej, bedac sam ponoc zydem korsykanskim.
Jego doradcami byli zydzi i dzieki niemu odnowiono prace Sanhedrynu.
Adolf Hitler rowniez kierowal sie wielka idea tysiacletniej Rzeszy panujacej nad swiatem.
I jego doradcami byli zydzi i to masoneria kierowala nim oplacajac biedaka z Wiednia, ponoc syna jednego z Rotshildow.
Celem komunizmu bylo opanowanie swiata. Jozef Stalin byl masonem, podobnie jak Roosveldt i Churchil, a wszyscy trzej byli zydami.
Najciekawsze jest to, ze doradacami Gingis Khana byli zydzi, z jego zona byla Zydowka.

Jezus w swiatyni jerozolimskiej zarzucil Faryzeuszom, ze sa dziecmi szatana.
Chrzescijanstwo mialo za zadanie staniecie na drodze Wielkiego Planu.

W ostatnich latach wne za wszelkie zlo przypisano Chazarom.
Przypomina to zdejmowanie winy za wywolanie II Wojny Swiatowej z Niemcow i przypisywanie Polsce.
Hitlera oplacil kto ?

W swojej ksiazce Douglas Reed „Kontrowersje Sjonu” pisze, ze kiedy narzucano zydom judaizm „Narod plakal”. To samo zdanie powtorzyl Eustace Mullins w pracy „Babilonian concpiracy” oraz nieznany autor ksiazki : „Jew”.

http://egawlas.homeunix.net/kontrowersja_syjonu/index,pl.html

Rok 2011.

Tragedia w Japonii.
Wywolana silami natury czy celowym dzialaniem tych,ktorzy maja dostep do najnowoczesniejsze technologii.
Czy trzesiienie ziemi,tsunami i katastrofa w eletkrowniach atomowych nastepujace bezposrednio po sobie, to konsekwentne dzialanie tych,ktorzy zaplanowali depopulizacje Ziemi do 500 milionow. Klan Rotshildow ponoc juz ukryl sie w bunkrach na terenie Indii.

Czy narody swiata sa dostatecznie dobrze poinformowane, ze obecna fala opadow radioaktywnych moze doprowadzic do realizacji tego przerazajacego scenariusza

2011-04-05
Elzbieta Gawlas

 

http://marucha.wordpress.com/2011/04/05/cywilizacja-neandertalska/

http://piotrbein.wordpress.com/2009/12/30/judeocentrics-and-mass-crimes/


O Podatku Koszernym Trochę Inaczej.

Wracam do tematu już cokolwiek przebrzmiałego, choć dla mnie, niedawno odkrytego. Ponieważ może on być także nieznany niektórym czytelnikom, wypada zacząć od początku.
Tzw. podatek koszerny nie jest nowością – choć geneza jego wyglądała całkiem niewinnie. Pobożni Żydzi zapragnęli mieć w supermarketach swoje własne stoiska, gdzie mogliby kupować produkty opatrzone certyfikatem koszernym, potwierdzonym prze miejscowego rabina. Nie było to rzeczą trudną, gdyż – jak twierdzą zawistni antysemici – Żydzi mają znaczny udział w handlu, finansach i mediach. Z biegiem czasu, udany eksperyment natchnął jakiegoś pomysłowego Żyda
(a nie brak wśród nich osobników o ‘delikatnym rozumie’), na pomysł rozszerzenia operacji na
wszelkie produkty, sprzedawane w sklepach. Okazało się, że większość firm i konsumentów na całym świecie, nie wyłączając Eskimosów, Murzynów i Azjatów, także zapragnęła kupować towary opatrzone tym certyfikatem. Nałogowi antysemici poczęli znów bruździć, że tendencja ta została wymuszona naciskiem ekonomicznym i medialnym, lecz – jak zostało udowodnione – były to typowo antysemickie argumenty, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Jedynym zyskiem, jakie Żydowstwo czerpało z tej operacji, było dodanie 0.1% do ceny towaru, plus koszty certyfikatu, inspekcji, zmiany metod produkcji, etc. Szczęściem dla nich, nawet najgorliwszym antysemitom nie przyszło do głowy, aby kwestionować merytoryczne zalety kryteriów, na jakich oparte są zasady wydawania rzeczonych certyfikatów. Skądinąd wiadomo, że oparte są one na tysiącletnich rozważaniach rabinów, wnoszących cegiełkę swej wiedzy do budowli Talmudu.

Obecnie, podatek koszerny, jak się wydaje się, zszedł już z agendy. Przez parę lat goje napomstowali się, ponarzekali; nawet odgrażali się, że nie będą kupować żydowskich produktów. Ale i to minęło, bo niby co i gdzie mają kupować, jeśli coraz więcej produktów na półkach sklepów oznaczonych jest już koszernym znaczkiem.
Nasi starsi bracia w wierze, także się zbytnio krytyką nie przejmowali - umieścili na swych różnych Wikipodobnych Encyklopediach internetowych oklepany slogan, że krytyka podatku to anstysemityzm. Dalsze argumenty w takich wypadkach są zbędne. Czasem, jak np. w Ameryce, dodaje się jeszcze, że oszczercami są grupy Ku Klux Klan i prawicowe partie narodowe. Następne zdanie od razu wyjaśnia, że "These groups were against civil rights for black Americans in the 1950s and 1960s and have anti-Semitic agendas" (ugrupowania te w latach 1950-60 były przeciwne nadaniu praw obywatelskich Murzynom, i zajmowały się antysemityzmem). Ten argument powinien z miejsca przekonać 'kolorowych' obywateli USA, że podatek koszerny jest uzasadniony!

Starsi bracia w wierze argumentowali także, że koszt podatku jest znikomy, można go raczej porównać do kosztów reklamy; a poza tym firmy same błagają o certyfikaty koszerne!
Z pierwszym argumentem można się zgodzić - przytaczając przykład pomysłowego programisty żydowskiego w R.P.A., który w początkowej fazie komputeryzacji banków, wprowadził do programu jedną linijkę, która odcinała ułamek procenta od wszystkich rachunków bankowych. Ułamek ten, praktycznie niezauważalny, gromadził się na rachunku wynalazczego programisty. Zanim go zdemaskowano, miał na swym rachunku miliony. Uważał, że go niesłusznie prześladowano. Każdy kradnie na skalę swoich możliwości. Jeśli banki biorą od swych klientów 10 procent rocznie, on zadawalał się ułamkiem tego procentu!
Powoływanie się na koszty reklamy, brzmi już trochę gorzej. Wiadomo, że w cenie większości popularnych artykułów koszty reklamy przekraczają często 50%. No, ale jaki goj się na tym zna?......
Najbardziej bezczelny jest argument, że klienci i firmy ubiegają się na wyścigi o przywilej certyfikatu koszernego. Co prawda, z doświadczenia wiadomo, że goje są głupie jak barany i nie ma potrzeby wysilać się na logikę propagandy.
W takim kraju jak RPA, certyfikaty koszerne obejmują już 11,800 produktów i 1200 firm. Ludność tego kraju, jak wiadomo, to 35 milionów Czarnych, garstka białych i muzłmanów. Nie wielu Czarnych słyszało tu o Żydach, nie mówiąc już o ich certyfikatach. Operacja 'certyfikaty koszerne' kwitnie także i w Zambii, gdzie w ogóle prawie nie ma białych, a kilku Żydów można znaleźć jedynie w biurach, kontrolujących wydobycie minerałów w tym kraju.

Liczenie na głupotę gojów mogłoby być dla nich obraźliwe, gdyby nie odzwierciadlało prawdy. Może nie chodzi tu o samą głupotę, lecz o niezdolność kojarzenia faktów. Goj z automatyczną pokorą przyjmuje argumentację, że pomawianie Żydów o opanowanie finansów, mediów, władzy politycznej, jest przejawem chorego antysemityzmu. A tymczasem wystarczy się zastanowić, w jaki sposób udało się tym osobnikom, zgwałcić wszystkie kraje na świecie na przyjęcie ich bezwartościowych 'certyfikatów'? Wiadomo, jak wiele wysiłku i pieniędzy wymaga wprowadzenie jakiegoś artykułu na rynek wewnętrzny, czy eksportowy. A tu - nagle cały świat, z własnej woli, na klęczkach niemal błaga o świstek bezwartościowego papierka, za który trzeba jednak zapłacić.

Wypadałoby teraz uzasadnić, dlaczego 'certyfikat' nazywamy bezwartościowym świstkiem papieru. Otóż należy zacząć od zapoznania się z podstawą, na której oparty jest cały system procedury koszernej. Przepisy koszerne są nieodłączną częścią Talmudu - nie są nawet wydzielone w odrębny rozdział. Talmud kieruje życiem Żyda od narodzenia do śmierci i zawiera recepty na każdą okazję. Wyjaśnia np. że w szabas można zabić wszę, ale nie pchłę; że w czasie szabasu splunięcie na ziemię jest dozwolone, lecz splunięcie na płytę chodnika jest przekroczeniem, gdyż może być poczytane za pracę - chęć oczyszczenia chodnika z kurzu (w szabas nie wolno nawet naciskać guzików telefonu komórkowego). Talmud dozwala na zgwałcenie dziewczynki (lub chłopca) do lat trzech – dziecko nie jest jeszcze osobą! Oficjalnie, prawa Talmudu oparte są na kilku przykazaniach Mojżesza, lecz w ciągu tysiącleci obrosły milionami przepisów rabinackich - komentarzy do komentarzy do komentarzy, itd.

Typowa lekcja w żydowskiej szkole tak wygląda:

Pytanie nauczyciela: 'Dlaczego codziennie odmawiamy 18 modlitw?
Odpowiedz 1: Jako symbol 18 proroków;
Odp II: Ponieważ kręgosłup ma 18 kręgów;
Odp. III: Ponieważ imiona naszych 3 patriarchów, Abrahama, Izaaka i Jakuba są powtórzone 18 razy w Torze;
Odp. IV: Ponieważ czasownik 'porządek' powtórzony jest 18 razy w opisie budowy Świątyni.
(Wszystkie to odpowiedzi uznano za poprawne, gdyż nie była to kwestia dogmatyczna, a każdy rabin komentuje ją inaczej.)
Dalsze pytania nauczyciela:
- "Ile liter znajduje się w pięciu księgach naszego praojca Mojżesza"
Odp: '304,805'
- "A w poszczególnych księgach?"
Odp: '78,064 w Genezis; 63,529 w Exodusie; 44,790 w Lewiktusie; 63,530 w Liczbach; i 54,892 w Deuterenomy'
- "Jak długo może trwać gniew Wszechmocnego?"
Odp: "Jedną 58,588 część godziny - gdyby trwał o jedną tysięczną część sekundy dłużej, ziemia zostałaby zniszczona."
- "Co należy powiedzieć, jeśli zobaczysz Murzyna, czerwonoskórego, albinosa, wielkoluda lub karła?"
Odp: 'Błogosławiony ten, który zmienia stworzone istoty!'
- "A jeśli zobaczysz trędowatego, ślepego lub osobę o krzywych nogach?"
Odp: 'Błogosławiony niech będzie Sędzia sprawiedliwy!'
- "Źle, - to w wypadku spotkania nieszczęśnika, który uległ wypadkowi. Ale jeśli ktoś jest taki od urodzenia, co mówimy?"
Odp: 'Błogosławiony ten, który który stwarza zdeformowane istoty!'
- " Jeśli naga kobieta siedzi w domu, przygotowując chleb, czy może odzielić jego część dla synagogi?'
Odp: 'Tak, pod warunkiem, że przykrywa swój seks, kiedy się pochyla"
- "A mężczyzna?"
Odp: 'Nie, ponieważ pochylając się, nie będzie mógł zasłonić swego seksu.'
- "Dlaczego piersi kobiety sa umieszczone nad pępkiem, a nie pod nim?'
Odp: 'Aby ochronić jej wstydliwość; podczas karmienia możnaby dojrzeć jej narządy rodne'
- "W którą stronę się zwracasz, gdy wykonujesz swą czynność przednią (siusiu)?'
Odp: 'W kierunku północy.'
- " A w wypadku czynności tylnej?'
Odp: 'W stronę południa.'
- "Jaką część ciała może mężczyzna odsłonić podczas wykonywania czynności tylnej (po polsku - kiedy się załatwia)?"
Odp: 'Z przodu na szerokość dwu dłoni, a z tyłu na szerokość jednej dłoni.'
- "Którą ręką wolno się podcierać?"
Odp: 'Lewą.'
Komentarz nauczyciela:
- "Rabin Akiba był świadkiem, jak Szymon ben Azai stosował tą metodę, lecz niektórzy powiadają, że to właśnie Szymon ben Azai naśladował rabina Akibę. Obaj przekazali to swoim uczniom. A dlaczego należy się podcierać lewą ręką?"
Odp: 'Bo prawa ręka służy do pisania Tory.'
- "Czym nie należy się podcierać?"
Odp I: 'Wapnem niegaszonym';
Odp II: 'Skorupkami szkła lub porcelany';
Odp III: 'Grudką ziemi, którą już ktoś używał'
- "Czy można długo siedzieć w ustępie, jeśli się nie rozmawia, ani nie śpiewa?"
Odp: 'Tak, to jedna z rzeczy, która przedłuża życie'
Komentarz nauczyciela:
"Rabin Judah bar Hai nigdy nie miał tego dosyć, tak dalece, że w drodze z domu do szkoły, korzystał 24 razy z ustępu. Oczywiście, nie za każdym razem się załatwiał, ale chciał sprawdzić, czy mu się zachce."
******************************************
Księgi Talmudu, zawierające te wszystkie przepisy, sporządzone przez uczonych rabinów, zajęłyby większą część biblioteki miejskiej. Przepisy koszerne stanowią pokaźną część tych zbiorów. Czy ktokolwiek z gojów zdaje sobie sprawę, że produkty, jakie kupuje w sklepie, sporządzane są zgodnie z bezsensownymi zabobonami plemienia, któremu obecnie udało się narzucieć własne przesądy całemu światu?
Proces interpretacji 'przepisów koszernych' nie jest dziedziną 'martwą'. Trwa ciągle i nie ustanie, dopóki istnieją rabini.
***
Ostatnio w RPA odbył się wykład rabina Desmonda Maizels, który w tym kraju nadzoruje wydawanie certyfikatów koszernych.
Według informacji prasowej, tematem wykładu był kłopotliwy, nabrzmiały problem - czy płd. afrykańska ryba morska, kingklip, jest koszerny. Rabin Maizels odbył szereg konferencji z rabinami zagranicznymi, i z dwoma naczelnymi rabinami Johannesburga. Rabin Maizels wychodzi z założenia, że 'According to the Torah, the requirement for a fish to be kosher is that 'everything that has a fin and scale in the water is kosher' (według Tory, ryba jest koszerna, jeśli posiada płetwę i łuskę). Rabini doszli do wniosku, że każda ryba mająca łuski, posiada też płetwę, więc głównym kryterium powinny być tu łuski. Słowo 'łuska' użyte jest w liczbie pojedyńczej, co implikuje, że jedna łuska wystarczy, aby uznać rybę za koszerną.
Nie musi więc być ona cała pokryta łuskami. Jednak problem z kingkilpem jest taki, że trudno te łuski znaleźć. Są one małe i cieńkie, pokryte cieńką skórką. W dodatku, ryba pokryta jest śluzem. Podobnie jak u innych ryb, na łbie kinglipa można dostrzec łuski.
Jednak niektórzy antagoniści twierdzą, że są one za małe, aby można je uznać za prawdziwe łuski. Ale przecież Tora nie określa dokładnie wielkości łusek, tak więc nawet te małe, jeśli tylko można je dostrzec gołym okiem, mogą kwalifikować kigklipa jako rybę koszerną. Nauka dzieli łuski rybie na cztery typy, mianowicie łuski cykloidowe i ctenoidowe (te są koszerne), i na łuski ganoidowe (niektóre rodzaje są koszerne, inne trefne), a na koniec łuski placoidowe (definitywnie trefne).
Ekspert, do którego wysłano próbkę kingklipa, orzekł, że są one cykloidowe. Jednakże wymogiem koszerności jest, aby łuski dawały się usunąć bez uszkodzenia skóry ryby. Stąd niektórzy rabini upatrują tu problem, gdyż według nich łuski są naroślą na skórze kingkilpia. Jest to błędne przekonanie, gdyż łuski można usunąć bez uszkodzenia ryby.
Wysuwa się cztery zarzuty w stosunku do kingklipa. Po pierwsze, zarzut natury "sichsuch", co znaczy, że ryba nie może być koszerną, jeśli przesuwając paznokciem po rybie od ogona do łba, nie wyczuwamy łuski. Sprawa staje się poważniejsza, jeśli odwrotna operacja (od łba do ogona) również nie ujawni obecności łusek. Jednakże, próba "sichsuch" nie jest wymagana przez wszystkich rabinów i nie jest także wymagana w Schlchan Aruch.
Po drugie, niektórzy rabini wątpią, czy łuski kingklipa spełniają te same zadanie, co np. klipah (skorupa, czy skórka) owoców i orzechów, co pociąga za sobą pytanie, czy rzeczywiście łuski istnieją dla ochrony ryby. Ramban powiada, że łuski pomagają rybie w pozbywaniu się nieczystości ciała, podobnie jak czynią to nerki u człowieka. Ale przecież człowiek może przeżyć z nerką funkcjonującą jedynie częściowo, więc ryba także może przeżyć z kilkoma tylko łuskami. Oznacza to, że według Rambana, łuski chronią zdrowie ryby.
Po trzecie, uważa się kingklipa za rybę niekoszerną, ponieważ jego łuski nie przypominają paznokci u palców dłoni - jak to twierdzą niektórzy komentatorzy. Jednakże Tora nie wymaga, aby łuski były grube. Na koniec, istnieje obawa, że kingklip podobny jest do węgorza - a skoro wszystkie węgorze są niekoszerne, kinglip także musi być trefny. Jednakże, w rzeczywistości
nie ma tu żadnego podobieństwa (węgorz podobny jest do węża, podczas gdy kingklip wygląda jak normalna ryba).
Talmud wspomina podobny problem, przedstawiony rabinowi Rav Ashi, lecz ten patrzył jedynie na łuski, a nie na podobieństwa, i uznał rybę za koszerną.
Rabin Baksi Doron, były Głowny Rabin Sefaridów w Izraelu, podsumował problem koszerności węgorzy, wyrokując, że ponieważ więcej ich odmian jest niekoszernych, niż koszernych, więc wszystkie powinne być uznane za trefne.
W świecie zwierzęcym istnieje podział na rodzaj, gromadę, klase, gatunek, rodzinę, etc.
Węgorze i kingklipy należą do dwóch odmiennych gatunków. Węgorz jest gatunku anguilliformes , podczas gdy kingklip należy do gatunku perciformes. Nie są więc one spokrewnione.
Według płd.afrykańskiego Beth Din, kingklip jest koszerny. Jednakże, ponieważ niektórzy wciąż uznają tą rybę za 'problematyczną', została ona zaklasyfikowana jako 'nie Mehadrin'. Ci, którzy przestrzegają Mehadrin, powinni zwrócić się o poradę do miejscowego rabina, w kwestii, czy naczynia użyte do przyrządzenia kingklipa, są koszerne, czy też nie.Rabin Maizels wciągnął na listę kilka ryb, pochodzących z różnych części świata, które tradycyjnie były uznane za trefne, lecz po zbadaniu przez organizacje koszerne, jak OU, zostały w ciagu ostatnich sześciu lat uznane za koszerne.
***
Przetłumaczyłem fragmenty tego artykułu o konferencji, która odbyła się w Johannesburgu niedawno, w XXI wieku. Rzuca ona pewne światło, choć urywkowe, na procedurę klasyfikacji produktów, które w coraz większej ilości zmuszeni są kupować goje.
Jak widać, w żadnym wypadku, kryterium klasyfikacji nie jest oparte na jakichkolwiek podstawach zdrowotych, czy dietetycznych.
Jedynym kryterium jest zgodność z Talmudem, którego przepisy i nakazy formułowane były przez ostatnie dwa i pół tysiąca lat przez ‘uczonych’ rabinów.
Miałem dosyć cierpliwości, aby przeglądnąć nakazy obowiązujące przy przygotowaniu warzyw. Jest to dokument liczący 21 stron.
Główną i chyba jedyną uwagę, zwraca się tam na usunięcie jakiegolwiek robactwa. A więc takie warzywa, jak kapusta, należy moczyć w płynie do mycia naczyń. Najważniejszym jest, aby nie przeoczyć robactwa dostrzegalnego gołym okiem (w czasach Tory nie znano szkieł powiększających; a robaków, jako trefnych, Talmud zabrania jeść). Jednakże, postępowa Rada Koszerna w Afryce Południowej zezwala na użycie szkieł powiększających do 10 razy.
Czytając kodeks, regulujący procedurę wydawania i nadzorowania certyfikatów koszernych, człowiek przenosi się do czasów jaskiniowych. Rozbrajający w swym otwartym cyniźmie, jest fragment dotyczący tzw. Chametz. Przed Paschą, każdy Żyd pod srogą (choć nie ujawnioną karą) musi sie pozbyć jakichkolwiek wyrobów mącznych. Każdy dom żydowski (czy sklep, skład, itp) musi dokonać rytualnej rewizji, przy użyciu świeczki, szczoteczki do zębów, gazety i torby. W dziesięciu różnych miejscach należy ukryć trefne produkty, aby je nastepnie odszukać, i przy pomocy wyżej wspomnianych przyrządów, zebrać je do torby. Nie wolno zostawić ani okrucha trefnego artykułu!
Ale są wyjątki. Na swej stronie Internetowej, Rada Koszerna zamieściła wzór podania do Rabina, które należy wypełnić i przesłać adresatowi.
Oto jego treść: 'I hereby authorise you to sell to a non-Jew, on my behalf, all Chametz belonging to me that has not been disposed of, and to rent out the places where the Chametz is stored.' (Niniejszym upoważniam Cię do sprzedania nie-Żydowi, w moim imieniu, całej ilości pozostałego Chametzu [trefnego produktu], i do wynajęcia miejsca, w którym Chametz jest przechowywany).
Formularz zaopatrzony jest w szereg wyjaśnień co do procedury Chametz. Powyższe upoważnienie odnosi się do operacji zwanej 'Mechirah'. Jak wyjaśniają autorzy formularza, 'Mechirah' polega na fikcyjnym sprzedaniu trefnego produktu gojowi (non-Jew), i odkupieniu go po minięciu okresu świąt. Towar może pozostać w pomieszczeniu Żyda, lecz musi być tak
przykryty, aby go nie było widać gołym okiem.
Oczywiście, na dole formularza widnieje wskazówka, aby po otrzymaniu zezwolenia od Rabina, wpłacić pewną sumę na konto podane poniżej.
Jest to jedna z procedur Certyfikatów Koszernych, potraktowana jak najbardziej poważnie.
Czytelnicy, których rozśmieszał opis kupowania przez Żydów za 50 groszy statku polskiego, płynącego do Palestyny w czasie święta szabasu (Olgierd Borchardt - Znaczy Kapitan), powinni koniecznie przestudiować procedurę wydawania Certyfikatów Koszernych. Oraz zastanowić się, czy
rzeczywiście są już tak doszczętnie ogłupieni przez media, że nie potrafią dostrzec absurdu narzuconego im przez to prymitywne plemię.
Powinni też przeczytać opinię światłego Zyda, jednego z najświetniejszych umysłów XX wieku, Arthura Koestlera. W młodości był on przez cztery lata korespondentem pism niemieckich w Palestynie; przez kilka lat pełnił funkcję sekretarza Żabotyńskiego, ojca Walczącego Syjonizmu; przez szereg lat, do czasu dojścia do władzy Hitlera, był redaktorem naukowym największego w Europie koncernu prasowego Ullsteina; potem został komunistą – działał w Rosji i we Francji. Z komunizmu wyleczył się w hiszpańskim więzieniu, gdzie skazany został na karę śmierci, a z którego wydostał się dzięki protestowi światowej opinii publicznej. Potem stał się ideowym anty-komunistą i pisarzem popularno-naukowym. Odwiedził on nowe już państwo Izrael i napisał książkę “Palestine - PROMISE AND FULFILMENT”.
Jeden z rozdziałów zatytułował: ‘Powrót do epoki brązu?’ Zakończył go słowami:

„Jaką cywilizację wybierze Izrael? Czy będzie to kontynuacja myśli Zachodu, jego sztuki i jego wartości? Czy też, powierzchowny nalot Lewantyzmu? A może powróci do swych starożytnych korzeni i stworzy z nich nowoczesną, choć specyficznie hebrajską kulturę?
Jak dotąd, wydaje się, że Izrael wybrał trzecią alternatywę. Cały system edukacyjny jest na niej oparty. W szkołach naucza się Starego Testemantu nie jako przedmiotu religijnego, lecz jako głównego źródła Historii, Literatury, Etyki i Flozofii, ignorując wszelkie inne źródła postępu ludzkości. W typowym programie szkół średnich, starsze klasy przeznaczają jedenaście godzin tygodniowo na Biblię i klasyków hebrajskich, lecz jedynie półtorej godziny na historię, z czego połowa przeznaczona jest znów na historię Żydów. Spośród nieuknionych trudności związanych z wykluwaniem się Izraela, ta egocentryczna tendencja w edukacji, wydaje się najgroźniejsza.”

Jednak nawet i Koestler nie przewidział, że tą ‘specyficzną hebrajską kulturę’, Izrael potrafi
narzucić całemu cywilizowanemu światowi.

Krzysztof Edmund Wojciechowicz






*********************************************************************************
ZAŁĄCZNIKI:


Formularz podania o pozwolenie na fikcyjną sprzedaż trefnych artykułów gojowi

MECHIRAT CHAMETZ 2011 / 5771
(Sale of Chametz)
To the Beth Din:
I hereby authorise you to sell to a non-Jew, on my behalf, all Chametz belonging to me that has
not been disposed of, and to rent out the places where the Chametz is stored.
ADDRESS/ES:
…………………………………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………………………………..………….
SIGNED at …………………….......this………………...day of…………………………..2011/5771
NAME: ……………………………………………………………………….……
SIGNATURE: …………………………………………………………………….
Please note that upon the authorisation of the sale it is customary to make a Tzedakah
donation via the Beth Din Charity Fund details of which are:
BETH DIN
STANDARD BANK NORWOOD
BRANCH CODE: 004105
ACCOUNT NUMBER: 201664739
BENEFICIARY: UOS
REF: CHAMETZ AND SURNAME

• Mechirah: selling one's chametz. A Jew can avoid heavy financial losses if he owns much chametz by selling his chametz to a non-Jew, referred to as the Pesach goy.[7] One who keeps the sold chametz in his or her household must seal it away so that it will not be visible during the holiday. After the holiday, the non-Jew generally sells the chametz back to the original owners, via the agent; however, he is under no obligation to do so.


KINGKLIP ARTICLE
Published with permission from the SA Jewish Report
By JULIA COOK
ON SCALE OF PROBABILITIES, KINGKLIP SHOULD BE KOSHER
The perplexed question as to whether South African kingklip (Genypterus capensis) is kosher or not, was aired and dissected in detail by the head of the Cape Beth Din's kashrut department, Rabbi Desmond Maizels at a meeting in Johannesburg recently. For fish to be declared kosher, it had to have scales...
CAJE (the Johannesburg College of Adult Jewish Education) hosted Rabbi Maizels, rabbi of Camps Bay Shul in Cape Town, dayan of the Cape Beth Din and head of its kashrut department, a mohel and shochet, to speak on the vexed issue.
Rabbi Maizels said he had been surprised at being invited to speak on this subject, as when he prepared for the talk, he made several overseas enquiries and had invariably been referred back to either Rabbi Yossi Salzer or Rabbi Yitchak Levenstein, who are both based in Johannesburg.
Said Rabbi Maizels on "the kingklip issue": "According to the Torah, the requirement for a fish to be kosher is that 'everything that has a fin and scale in the water is kosher'."
The rabbis realised that if fish have scales, then they have fins, and so scales become the main determinate.
The word "scale" is in the singular, which implies that in fact only one scale is necessary in order to make a fish kosher. Therefore, it is not a requirement for the fish to be covered with scales.

One major problem with kingklip, is that the scales are very difficult to find. There are three reasons for this: the scales are small and very thin; a very thin skin covers the scales; and the kingklip skin is covered with a thick slime; the latter prevents the fish's skin from being ripped as it swims between rocks.
Scales can also always be found on the kingklip's cheek, if not on their bodies, which holds true for many other fish as well. But some antagonists claim that the scales are too thin to be considered scales as such. However, the Torah does not specify the necessary size of the scale, so even if the scale is really thin, as long as it is present and can be seen with the naked eye, the fish is still considered to be kosher.
Scientifically, fish scales are divided into four types, namely the cycloid and ctenoid scales, which are generally kosher, the ganoid scales, of which some are kosher and some treif, and lastly the placoid scale, which is definitely treif.
After a sample of the scale was sent to an expert, the scales of a kingklip were found to be cycloid scales, which are known to come off easily.
Another kosher requirement is that one has to be able to remove the scales without damaging the fish's skin. Some people viewed this as a problem, as they believed the kingklip's scales to be an outgrowth of its skin. However, this is not true, and the scales come off without any damage to the fish.
There are four claims that have been made against kingklip. Firstly, there is the worry of "sichsuch", that the fish is not kosher because if you run your finger nail one way over the kingklip it is smooth, and if you run your finger nail the other way, your nail still does not get caught on the scales.
"Sichsuch" is not required by all rabbis and is not a requirement in Shulchan Aruch.
Secondly, some are concerned that the kingklip's scales do not fulfil the same function as a klipah (shell or skin), as on a fruit or nuts, which brings up the question of whether scales have therefore to protect fish or not. The Ramban says that scales help to rid the fish of impurities in the body, just as kidneys do with humans. Humans can survive with a small percentage of one kidney functioning, and so fish can also survive with few scales.
This means that scales - according to the Rambam - protect fish health-wise.
Thirdly, people believe them to be non-kosher because their scales are soft and do not resemble fingernails - a description used by some commentators. However, the Torah does not say that scales have to be thick. Finally, there is the concern that there is a large resemblance between eels and Kingklip, and because all eels are non-kosher, by inference, the kingklip must also be treif. However, the two do not really look alike. (Eels look like snakes, while kingklips look more like traditional fish).
A similar problem - mentioned in the Talmud - was once brought to Rav Ashi, but he only looked at the scales, not the similarities, and pronounced that fish kosher.
Rabbi Bakshi Doron, former Israeli Sephardi chief rabbi, summarised the kashrut problem with eels saying that since many more species are non-kosher than kosher, it could lead to confusion, hence all should be regarded as treif.
Within the animal kingdom, there are categories and sub-categories into which everything is divided, namely by: kingdom; phylum; class; order; family; genus; and species.
The eels and kingklips are in two completely different orders. The eel is in the anguilliformes order, while the kingklip is in the perciformes order. So they are not "related" at all.
According to the South African Beth Din, the kingklip is kosher. However, since there are some who still view kingklip as being "problematic", it has been classified as "not Mehadrin" For those who are mehadrin, the question of whether utensils that have been used for kingklip are kosher or not, depends on their personal rabbi's opinion.
Rabbi Maizels listed several fish from around the world which had "traditionally" been accepted as treif, but on re-examination by kashrut organisations like the OU over the past six years have been found to be kosher.
He firmly believes that in time to come the kingklip would too enjoy universal acceptance. The only reason why kingklip should be regarded as treif", Rabbi Maizels concluded, "is because it is outrageously expensive!".

2011-04-07
Elzbieta Gawlas

  

Archiwum

Stwórca wiecznych praw przyrody
sierpień 16, 2007
Marek Głogoczowski
"Mamy prawo wątpić w uczciwość pertraktacji z UE"
grudzień 23, 2002
PAP
NIEMIECKIE NIEPORZˇDKI
marzec 1, 2003
Kazimierz Poznański
Geje a opera mydlana
grudzień 3, 2006
Mirosław Naleziński, Gdynia
Powrót do ?ródeł
listopad 11, 2003
Pikieta z balonikiem. Antyunijne, choć niebieskie
marzec 3, 2003
http://dzisiaj.dziennik.krakow.pl/
Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże zapomnij o mnie” – Adam Mickiewicz.
grudzień 10, 2008
Unia robi z nas durniów
Politycy pozwalają na to (czy za przyszłe posady?)

kwiecień 28, 2003
www.dziennik.krakow.pl
Nowa strategia dla Polski
wrzesień 19, 2004
prof. Włodzimierz Bojarski
Do Dorothy..
grudzień 3, 2007
prof.Ratler z Sydney
Przyszlosc Europy
grudzień 31, 2006
przeslala Elzbieta
Do przyjaciół gówniarzy
marzec 19, 2007
S.I.W
Przywrócić Polakom nadzieję. DO POLAKÓW I ŻYDÓW W POLSCE I NA ŚWIECIE
marzec 15, 2003
USA już nie walczy żeby wygrac w Iraku
luty 22, 2005
Iwo Cyprian Pogonowski
"Czytelnik" ślepy jest i tyle
listopad 12, 2005
Marek
Różne światy - czyli - co Wy tu robicie?!
październik 25, 2007
Artur Łoboda
Wojna kolonialna
marzec 29, 2003
KWM
Zapytajmy prościej o Unię
luty 13, 2003
Ewa Kluczkowska http://www.rzeczpospolita.pl/
Polsko, czy już nie masz gospodarza?
wrzesień 2, 2004
ks. prof. Czesław S. Bartnik
Życzenia
grudzień 26, 2004
 


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2024 Polskie Niezależne Media