|
Jerzy Jaśkowski Pasteryzacja ludzi |
|
|
|
Rezonans magnetyczny niebezpieczny dla zaszczepionych |
|
Niektórzy ludzie silnie ucierpieli z powodu wytwarzanego przez niego elektromagnetyzmu.
Najcięższe przypadki skończyły się śmiercią osób poddanych tejże diagnostyce. |
|
Prawda o włoskiej "epidemii" - rozmowa z biologiem Elżbietą Wierzchows |
|
Program "niezaleznatelewizja" |
|
Tego preparatu nie można nazywać szczepionką. Nazywam to konstruktem mRNA, rekombinowanym RNA, preparatem, który jest dziełem inżynierii genetycznej. |
|
Prof. zw. dr hab. Roman Zieliński “O szczepionce genetycznej Pfizera i testach PCR” |
|
Szkodliwe skutki szczepień dały się we znaki pacjentom. Powikłania występują po pewnym czasie |
|
|
|
Deborah Tavares o broni elektromagnetycznej stosowanej wobec społeczeństw cz I, 13 marca 2021 |
|
Deborah Tavares z portalu StopTheCrime.net i PrimaryWater.org ma liczne filmy na YouTube i niestrudzenie bada dokumenty wypuszczane przez amerykańską administrację. |
|
Sąd nie chce wysłuchać byłych pacjentów profesora Talara |
|
Profesor Jan Talar, z powodzeniem przywracający do sprawności pacjentów, którym inni medycy nie dawali szans przeżycia, po raz kolejny stanąć musiał przed Okręgową Izbą Lekarską prowadzącą przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Sprawa została zawieszona do 1 października. |
|
Cała prawda o ataku z 11 września |
|
Jeden z filmów usułujących przedstawić prawdę i ataku z 11 września 2001 roku |
|
Odważni eksperci z USA, Rosji i Czech mówią prawdę o szczepieniach |
|
|
|
Niezależna witryna Alexa Jones'a |
|
Alex Jones należy do nielicznych ludzi na świecie którzy mają odwagę mówić prawdę o antyspołecznej konspiracji |
|
16 czerwca globaliści wywołali mRNA „biologiczne tsunami” na japońskim stadionie piłkarskim pełnym 40000 widzów – „Replikony” w celu rozprzestrzeniani |
|
Wiadomość wręcz nieprawdopodobna.
Ale zapamiętajmy ją.
|
|
Polscy "nacjonaliści" o żydach |
|
Po prostu zobaczcie |
|
Częstotliwości radiowe i mikrofalowe a manipulacja ludzkimi emocjami i zachowaniem |
|
|
|
Ekspert od COVID-u, okazał się być awatarem stworzonym przez Chińczyków |
|
|
|
Nową pandemię zaplanowano na 2025 rok |
|
|
|
Rząd Stanów Zjednoczonych CELOWO niszczy żywność amerykańskich Farmerów i stymuluje kryzys zaopatrzenia w żywność |
|
Jakiś czas temu na oficjalnej stronie ONZ ukazał się artykuł "Korzyści z głodu na świecie". Wprawdzie szybko go usunięto, lecz nadal jest dostępny w internetowych archiwach |
|
Strona Krzysztofa Wyszkowskiego |
|
Strona domowa Krzystofa Wyszkowskiego |
|
Jak tlenek grafenu reaguje w organizmie |
|
Przez szczepionkę dostaje się do tkanek i "mnoży się", tworząc sieć przewodzącą w całym ciele, a następnie... |
|
Maseczki opadły – porażka programu „Polskie Szwalnie” |
|
Mimo że Agencja poniosła znaczne koszty w związku z realizacją projektu „Stalowa Wola”, produkcja maseczek nie została uruchomiona i zakończyła się na etapie testowym. |
|
"Służę ludziom, nie instytucjom" |
|
Główny komisarz policji w Dortmund w przemówieniu do narodu niemieckiego…
I do POLICJI !!
|
więcej -> |
|
Zakon Księży Inwestorów
|
|
Dziś w Polsce najwięcej kontrowersji gromadzi się nie wokół doktryny czy kierunku nauczania Kościoła katolickiego, a wokół jego pieniędzy. Przez lata zainteresowanie opinii publicznej skupiało się na wystawnym życiu ks. Jankowskiego i rosnącym imperium medialnym ojca Rydzyka. W tym czasie zdążyła zaś wyrosnąć w Kościele grupa, która tworzy jego prawdziwą gospodarczą potęgę - kadra menedżerów w sutannach. Dużo tu przedsięwzięć spektakularnych, a zarazem ukrytych w cieniu. Po korytarzach klasztoru przechadzają się mnisi w burych habitach. W półmroku wiekowych wnętrz słychać ich przytłumione głosy. I nagle czar pryska: na pierwszym planie pojawia się kufel pełen piwa. To reklama rynkowej nowości - piwa Frater. Nadużycie? Świętokradztwo? Bynajmniej. Frater to pierwsze w Polsce piwo zakonne, warzone według receptury opracowanej przed czterystu laty w klasztorze cystersów w Szczyrzycu. Wizerunek zakonnika umieszczono też na etykiecie napoju. Dla Kościoła katolickiego w Polsce to posunięcie rewolucyjne. Cystersów sprowadzono do Polski w średniowieczu z założeniem, iż dadzą przykład, staną się awangardą agrokultury, wprowadzą do naszego kraju, mówiąc językiem współczesnym, know-how. Tak też się stało. Do dziś zakonników obowiązuje zasada ora et labora (módl się i pracuj) i także dziś znale?li się w awangardzie. Cystersi dopiero podnoszą się po ciosach, jakie zadał im komunizm - odebrano im niemal cały majątek, a klasztorny browar w Szczyrzycu (jedyny na wschód od Łaby) znacjonalizowano. Jakość produkowanego przez państwową firmę piwa była taka, że w 1993 r., kilka tygodni po odzyskaniu majątku, cystersi browar zamknęli. Cztery lata temu powołali jednak spółkę Dominium, która pod kierownictwem Krzysztofa Czwartkiewicza, menedżera z wieloletnim doświadczeniem w pracy dla największych piwnych koncernów, ożywiła browar. Licencję na warzenie Fratera otrzymał kielecki browar Belgia. Pięcioletnia strategia rozwoju Dominium zakłada uruchomienie przyklasztornego mikrobrowaru, uruchomienie produkcji białych serów, hodowlę krów unikalnej rasy czerwonej, budowę hotelu i domu pielgrzyma. Dla sfinansowania większości projektów spółka ma zamiar pozyskać fundusze europejskie: na zachowanie ginących gatunków, na ratowanie lokalnych kultur, na tworzenie miejsc pracy w regionach o strukturalnym bezrobociu. Ci, którzy zwiedzili zakon cystersów w Szczyrzycu, porównują dynamikę i rozmach jego działań biznesowych do nowoczesnego koncernu, zarządzanego przez przodujące w rankingach menedżerów białe kołnierzyki. Tu akurat biznesem kieruje człowiek w habicie: opat ks. Eugeniusz Włodarczyk, który ma odwagę firmować i zrealizować śmiałe marzenia. Opat wizjoner - tak o nim mówią.
Splątane strumienie
Finanse Kościoła, mimo zapowiadanej od lat reformy mającej zapewnić ich przejrzystość, to mętna przestrzeń, w której często gubią się sami hierarchowie. Parafie, diecezje, zakony, kościelne firmy, taca, dzierżawa i sprzedaż odzyskanego majątku, Caritas, autonomiczne imperia w rodzaju holdingu ojca Rydzyka. Wszystkie struktury generują koszty i przynoszą zyski, tworzą skomplikowaną sieć splątanych ze sobą
strumieni, raz łączących się, to znów płynących oddzielnie. Nikt ich nigdy nie policzył, nie naszkicował mapy tych przepływów ani ich roli w napełnianiu zbiornika budżetu Kościoła przez lata najważniejszego. Jedno jest pewne: od połowy lat 90. wpływy z ofiar na tacę i za posługi religijne - śluby, chrzty, bierzmowania i pogrzeby - z roku na rok są coraz mniejsze. Tym samym wysycha strumień największy dla Kościoła. Dlatego na znaczeniu zyskują inne ?ródła finansowania, zwłaszcza kościelna działalność gospodarcza. Władze kościelne z coraz większą przychylnością patrzą na aktywność księży czy zakonników, którzy potrafią zarabiać pieniądze. Sukcesy pionierów i aprobata z góry zachęcają do naśladownictwa i grupa księży menedżerów staje się coraz bardziej widoczna. Co nie znaczy, że skutki ich pracy są łatwe do oszacowania. Według wyliczeń Konferencji Episkopatu Polski Kościół w Polsce obraca ok. 1,2 mld zł rocznie. Jeśli przyjąć, jak chce tego ekonom Konferencji ks. Jan Drop, że średnia ofiara na tacę to 50 gr, średnia parafia to 3 tys. wiernych i połowa z nich odwiedza kościół raz w tygodniu, to na tacę w 10 tys. polskich parafii trafia rocznie 360 mln zł. Biskupi szacują, że ofiary za posługi religijne są mniej więcej o jedną czwartą większe niż taca. Oznaczałoby to w sumie 810 mln zł rocznie. Pozostaje 390 mln zł pochodzących z innych ?ródeł.
Najpoważniejsze z nich to reprywatyzacja. W jej ramach pieniądze wpływają do kościelnej kasy, po pierwsze, poprzez Fundusz Kościelny (instytucję w 100 proc. dotowaną przez Skarb Państwa, a powołaną do rekompensowania strat wynikających z nacjonalizacji; tylko w tym i ubiegłym roku na konto funduszu wpłynęło prawie 160 mln zł). Po drugie - w naturze. Jak wynika z danych Komisji Majątkowej Rządu i Episkopatu, która zajmuje się rozpatrywaniem kościelnych roszczeń, komisja rozpoznała 2875 z 3062 wniosków. W efekcie Kościołowi przekazano nieruchomości o powierzchni ponad 56 tys. ha z 415 budynkami. Po trzecie - Skarb Państwa w rekompensacie za majątek niemożliwy do zwrócenia przekazuje Kościołowi akcje swoich spółek.
Często właśnie odzyskany majątek wymusza na księżach i zakonnikach podjęcie działalności gospodarczej. Ksiądz infułat Bronisław Fidelus, proboszcz parafii mariackiej w Krakowie, wspomina: - Były trzy wyjścia: sprzedać to, co odzyskaliśmy, wydzierżawić lub samodzielnie zagospodarować. Pierwsze dwa zapewniały pewny zysk i święty spokój. Trzecie oznaczało ryzyko, ale i szansę zwielokrotnienia zysków. Parafia mariacka odzyskała siedem kamienic w Rynku Głównym i jego najbliższej okolicy. W jednej z nich urządziła trzygwiazdkowy hotel Wit Stwosz z siedemnastoma pokojami, w pozostałych są mieszkania i lokale usługowe. Parafia ma jeszcze kawiarnię i sklep z dewocjonaliami. Zyski to średnio 200-300 tys. zł rocznie. - Kościół taki jak Bazylika Mariacka to worek bez dna - tłumaczy ks. Fidelus. Mimo to parafia zdołała zarobić na wyremontowanie trzech zabytkowych budynków, w których rusza właśnie ośrodek rekolekcyjny na sto miejsc. Kosztował milion złotych, ale będzie na siebie zarabiał. Za pieniądze zarobione przez parafię mariacką na jednym z nowych osiedli Krakowa zostanie też zbudowany nowy kościół i katolicka szkoła. Archidiecezja krakowska jest jednym z największych beneficjentów reprywatyzacji. Jak podaje Wydział Architektury i Geodezji krakowskiego magistratu, do Kościoła i zakonów należy dziś w mieście 658 hektarów - to niemal tyle, ile pod koniec XIX w. wynosiła powierzchnia całego ówczesnego Krakowa. Te hektary to kamienice z biurami, sklepami, mieszkaniami, a także instytucjami użyteczności publicznej, parcele pod osiedlami, a także grunty rolnicze wokół Krakowa. Budowniczowie biznesu Po długiej przerwie Peerelu pochowana niemal w podziemiu kościelna przedsiębiorczość zaczęła się odradzać w czasach pó?nego Gierka. Miała wówczas właściwie jedno ujście i główne zadanie stawiane przez kurie - budowanie kościołów. I choć przedsiębiorczość księży budowniczych była typowa dla realnego socjalizmu, to nauczyła następców zasady, która się nie zdezaktualizowała: "Zdając się na tacę, niczego nie osiągniesz". Ksiądz Jan Huryn przykładami przedsiębiorczości typowej dla schyłkowego PRL sypie jak z rękawa. Żeby postawić kościół na warszawskiej Chomiczówce, założył Komitet Budowy Drogi, której nigdy nie zbudował, ale dostał przydział na cement. Handlował dolarami na czarnym rynku, pił wódkę z dyrektorami, dawał łapówki. - Często jednak w urzędach sutanna i Szczęść Boże łagodziły obyczaje najbardziej wrednych urzędników. Nieraz partyjny dyrektor zwracał mi kopertę z łapówką na załatwienie przydziału ze słowami: "To na kościół"- wspomina ks. Huryn. Kiedy rozpoczynał budowę, w 1982 r. miał tylko błogosławieństwo kurii, hektar ziemi i głowę na karku. W sześć lat postawił jeden z większych kościołów w Warszawie. Kościół i budynki plebanii od początku były zbyt obszerne jak na potrzeby parafii. - Tak się budowało za komuny: na wyrost, na wszelki wypadek - tłumaczy ks. Huryn. Większą część budynku zamienił na biurowiec dla drobnego biznesu. Działa tu kilka firm, stolarnia, teren przy plebanii dzierżawi stacja benzynowa. Na przykościelnym parkingu parkują tiry.
Dwa tygodnie temu na emeryturę przeszedł proboszcz parafii w Licheniu ks. Eugeniusz Makulski, budowniczy i niedościgniony wzór menedżera inwestora dla wielu młodych duchownych. Objął Licheń w 1966 r. Zastał niewielki klasztor, żyjących w nędzy księży marianów i niewielkie sanktuarium cudownego obrazu Matki Boskiej Bolesnej. We wsi było trzydzieści drewnianych domów pod strzechą, dwa murowane i chłopi dzielący nędzę zakonników. Pozostawił po sobie - drugie po Jasnej Górze sanktuarium maryjne w Polsce, odwiedzane przez ponad 1,5 mln pielgrzymów rocznie. Wybudował dwa domy pielgrzyma z restauracją, kawiarniami, salą rnultimedialną dla uczestników seminariów, księgarnią i sklepami z dewocjonaliami. Także dom papieski - willę przeznaczoną specjalnie na odwiedziny Jana Pawła II, w której dziś mieszkają zakonnicy. I przede wszystkim - największą świątynię w Polsce (jak szczycą się marianie - pod względem rozmiarów siódmą w Europie i jedenastą na świecie). Licheń zaś jest dziś schludnym miasteczkiem zabudowanym eleganckimi willami, hotelami, pensjonatami, restauracjami i sklepami. Mieszka tu 1380 osób, a samorządowcy mają już przygotowany herb, bo do otrzymania praw miejskich brakuje tylko 620 osadników.
Ksiądz Makulski nigdy nie uczył się ekonomii, z wykształcenia jest historykiem po KUL, ale na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu wykładowcy przedstawiają go studentom jako modelowy wzór mistrza marketingu bezpośredniego. Od chwili objęcia parafii snuł wizję wystawienia wielkiej świątyni. Na pielgrzymów odwiedzających sanktuarium czekały specjalne karteczki z prośbą o pozostawienie adresu. Do każdego z osobna proboszcz wysyłał najpierw list z podziękowaniem za ofiarę i za wizytę, pó?niej - życzenia bożonarodzeniowe, wielkanocne, informował o postępach prac, o najbliższych planach. Zapraszał, aby wrócili zobaczyć, co się zmieniło - i ludzie wracali. Każdy, kto ofiarował ponad 1000 zł, ma na ścianie sanktuarium swoją tabliczkę dziękczynną. Tabliczka kosztuje 600 zł, z ofiary pozostaje czterysta, ale widać, że warto robić tabliczki. W Licheniu są setki tych tabliczek. Makulski potrafił związać pielgrzymów emocjonalnie ze swoją wizją, sprawić, by zaczęli się z nią utożsamiać. Tak zdobył setki tysięcy, miliony drobnych udziałowców swojej gigantycznej inwestycji.
Za swoją przedsiębiorczość, głównie samowolę budowlaną, w czasach PRL ks. Makulski został dwudziestopięciokrotnie ukarany przez kolegium i pięciokrotnie przez sąd, który skazał go w sumie na siedem lat więzienia w zawieszeniu. Kiedy na początku lat 90. budowa bazyliki ruszyła na dobre, uruchomiło się swoiste perpetuum mobile. W katolicką Polskę poszła fama o budowie kolosa. Rozmiary świątyni same napędzały budowę. Ludzie chcieli zobaczyć giganta na własne oczy. Dziś budowa jest skończona. Następcy ks. Makulskiego muszą już tylko wyposażyć świątynię.
Dobra nowina
Apostolicum z podwarszawskich Ząbek to typowa kościelna firma. Działająca w branży, w której Kościół od lat ma mocną pozycję i doświadczenie - na rynku wydawniczym. Niektórym wydawnictwom udało się przetrwać czasy PRL, niektóre udało się jeszcze w czasach PRL założyć. Zakon pallotynów działalnością wydawniczą zajmował się już w międzywojniu. Wydawnictwo, drukarnia i księgarnia mieściły się w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu. Od 1948 r. księża prowadzą dom wydawniczy Pallottinum w Poznaniu.
Kiedy ks. Piotr Niedziela, pallotyn z Ząbek, wchodzi do drukarni, wita się z każdym z osiemdziesięciu pracowników Apostolicum. - Zespół zżył się ze sobą przez te lata działalności, jesteśmy prawie jak rodzina - tłumaczy.
Ksiądz Niedziela 10 modelowy menedżer w sutannie. Na biurku komputer, bo trzeba na bieżąco odbierać e-maile, pilnować produkcji, w kieszeni sutanny dzwoni komórka. Z drukarstwem związał się jeszcze za czasów stanu wojennego - pracował na zakonspirowanym powielaczu, Z wykształcenia jest inżynierem budowy maszyn, podstaw marketingu uczył się z książek. W wydawnictwie od dziesięciu lat. Firma wydaje 40 nowości i 50 wznowień rocznic, głównie z dziedziny teologii, katechizacji. Trochę literatury pięknej, biografie, albumy, książki dla dzieci, czasopisma. 60 proc, obrotów to działalność komercyjna: plakaty reklamowe, ulotki. nalepki na butelki, opakowania proszków do prania. Rocznie idzie 1000 ton papieru. Zysk z wydawnictwa trafia do ekonoma prowincji, gdzie jest redystrybuowany na potrzeby całego zakonu, m.in. Centrum Misyjnego, które wysyła zakonników we wszystkie strony świata.
To właśnie doświadczenia pallotynów w prowadzeniu Apostolicumi Pallottinum, a także sióstr norbertanek ((Loretanum), Wydawnictwa Naukowego Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego i około setki mniejszych wydawnictw pozwoliło Kościołowi w latach 90. sięgnąć po media. Dziś sieć mediów katolickich to ponad sto tytułów, sześćdziesiąt stacji radiowych i dwa ogólnopolskie kanały telewizyjne. Najbardziej wyraziste i najpotężniejsze jest rzecz jasna imperium medialne ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka, budowane wokół - i w oparciu o pozycje - Radia Maryja. Dziś to już kilka tytułów prasowych, telewizja Trwam i wyższa szkoła - ku?nia dziennikarskich kadr dla firm ojca dyrektora, uformowanych dokładnie według receptury Rydzyka. Czyli nieskażonych doświadczeniem w innych, nawet katolickich, mediach, których podstawową umiejętnością ma być lojalność. Imperium Rydzyka to najbardziej wyrazisty przykład na to, że umiejętnie wykorzystane czy naginane przepisy finansowe dają kościelnym firmom W Polsce nieograniczoną swobodę działania. Kiedy Rydzyk kupował lokalny dziennik - co pokazał w swoim filmie Jerzy Morawski - przyszedł dobić targu po prostu z neseserem pieniędzy. W przypadku Radia Maryja państwowe urzędy nie wiedzą nawet, na jaki adres kierować korespondencję, co pozwala ojcu dyrektorowi kontaktować się z nimi tylko wtedy, gdy sam tego chce. Radia Maryja w ogóle nie ma w ewidencji fiskusa. Urzędnicy mają świadomość politycznej siły rażenia radia i nie kwapią się z jakimkolwiek uporządkowaniem jego statusu. Wedle oficjalnej wersji ojca Tadeusza Rydzyka, Radio Maryja i telewizja Trwam utrzymywane są z datków wiernych, słuchaczy oraz widzów. Co jakiś czas ojciec dyrektor powtarza dramatyczne apele o "większy wysiłek finansowy", bo sytuacja obu firm jest trudna. Ojciec Rydzyk władzom zakonu podaje zawsze, że zyski radia zostały wydane na potrzeby rozgłośni albo - ostatnio-telewizji Trwam. Transfery finansowe pomiędzy poszczególnymi podmiotami tego imperium to księgowa otchłań. Owa otchłań pochłonęła też miliony złotych przekazane przez słuchaczy na ratowanie Stoczni Gdańskiej.
Dusza kapitalisty
Nie zawsze kościelne firmy i ich szefowie potrafią działać zgodnie z nauką społeczną Kościoła. Gubią się między doktryną a twardymi regułami kapitalizmu. Kiedy w 1989 r. restytuowano krakowski zakon augustianów, siedmiu zakonników zajęło świeżo odzyskany olbrzymi gotycki klasztor przy kościele św. Katarzyny na Kazimierzu, doprowadzając do eksmisji lokatorów komunalnych i Wydziału Archeologii Uniwersytetu Jagielońskiego. Krakowskie Areybractwo Miłosierdzia postanowiło na odzyskanych parcelach wybudować blok mieszkalny, bank i pasaż handlom z parkingiem, co jest równoznaczne z wyburzeniem części zabytkowego osiedla robotniczego Modrzejówka. Pod koniec lat 90. głośny był w Krakowie także konflikt właścicieli znanej secesyjnej apteki z ojcami karmelitami, którzy narzucili aptekarzom wygórowany czynsz i nakazali eksmisję, co oznaczało demontaż, a de facto dewastację zabytkowego wyposażenia lokalu.
Kiedy ostatnio ks. Makulski, budowniczy licheńskiego sanktuarium, odszedł na emeryturę, mieszkańcy Lichenia wpadli w panikę. Zebrali kilkaset podpisów pod listem, w którym domagają się powrotu proboszcza. Są przekonani, że nowe władze parafii chcą z nimi konkurować o zarobek na pielgrzymach i zamknąć pielgrzymówwraz z ich pieniędzmi -za murami sanktuarium.
Rzeczywiście wkrótce ma powstać prowadzony przez marianów ekskluzywny, przeznaczony dla cudzoziemców dom pielgrzyma i kilka nowych restauracji. Mieszkańcy sie boją, ho dotąd zbijali fortuny i wiele zainwestowali we własną bazę turystyczną. Ksiądz Makulski osobiście uczył ich wykorzystywać szansę. Chodził po domach. Ludzie pamiętają jego słowa: - Wszyscy macie tu warunki, by urzeczywistnić mit pucybuta - tłumaczył. - Nie trzeba mieć kapitału, tylko trzeba się postarać. Bąd?cie mili, bąd?cie gościnni, zróbcie herbaty, przypilnujcie samochodu, oddajcie pokój, za rok urządzicie kawiarnię za dwa-parking, za trzy-pensjonat. Ludzie słuchali. Teraz się boją, że te obiekty będą stały puste.
Są jednak menedżerowie w sutannie, którzy tak jak Makulski potrafią poskromić żądzę pieniądza. - Najpierw jestem kapłanem, potem jeszcze raz kapłanem, a na końcu biznesmenem - deklaruje ks. Daniel Adamowicz, dyrektor Caritasu diecezji toruńskiej. Adamowicz powiedział stop jednej ze swoich najbardziej dochodowych działalności. Cztery lata temu podjął się samodzielnej produkcji świeczek, gromnic i zniczy. Przeliczył ceny, koszty, zyski. Wyszło mu, że zakup maszyn do produkcji wyrobów z wosku zwróci się po roku. Produkcja ruszyła. Wyroby ks. Adamowicza były tańsze średnio o 30 gr na sztuce.
Wkrótce księdzu udało się nawiązać kontakt z dyrektorem jednej z sieci hipermarketów, namówić go, by kupił znicze wyprodukowane przez Caritas. Dyrektor się zgodził. To była olbrzymia dostawa -2 mln sztuk. Za pieniądze zarobione na kontrakcie ks. Adamowicz spełnił swoje marzenie - założył Fundusz dla Janka Muzykanta finansujący stypendia dla uzdolnionych dzieci z ubogich wiejskich rodzin. W 2001 r. trzyletnie stypendia otrzymało pół setki uczniów, a drugie tyle jednorazowe zasiłki. Za pieniądze z kontraktu ksiądz zbudował też w Brodnicy, Grudziądzu i Przysieku pod Toruniem trzy bursy akademickie (przy okazji uratował popadający w ruinę zabytkowy pałacyk w Przysieku). W końcu świeczki i gromnice wyprodukowane w Caritasie zaczęła zamawiać diecezja toruńska. Ks. Adamowicz urastał do roli świeczkowego monopolisty. I tu zazgrzytało. Do biskupa przyszli z prośbą o zmiłowanie właściciele firm od lat dostarczających świece do kościołów. Widmo plajty zajrzało im w oczy. Decyzję pozostawiono księdzu. Z jednej strony - rozwój produkcji świec i kolejne stypendia dla biednych dzieci, z drugiej - kilkanaście rodzin, ludzie dobrzy, związani z Kościołem, którzy zostaną bez środków do życia.
- Postanowiłem, że znajdę inny sposób na sfinansowanie Funduszu dla Janka Muzykanta, choć nie była to decyzja łatwa - wspomina ks. Adamowicz.
Przed podobnym dylematem stanął ks. Ryszard Dobrołowicz z Głogowa. Twierdzi, że do zajęcia się biznesem został zmuszony - postanowił odbudować jeden z najwspanialszych zabytków sakralnych Dolnego Śląska - kolegiatę głogowską. Pieniądze z tacy nie wystarczyły. Dobrołowicz uruchomił m.in. lokalne radio i międzynarodową firmę transportową. Z pierwszym transportem płytek ceramicznych do Niemiec pojechał sam.
W ostatnich latach walka o rynek przewozów stała się bardzo brutalna. Plajtowali kolejni przewo?nicy. Być może kosztem plajt jeszcze kilku konkurentów ks. Dobrołowicz przetrwałby trudny okres, ale swój główny cel osiągnął: kolegiata została odbudowana. Wycofał się. - Jeśli firma nazywa się Transport Międzynarodowy Parafia Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Głogowie, to musi kierować się nie tylko zasadą maksymalizacji zysku - mówi ks. Dobrołowicz. Pozostało mu radio, które nie dość, że zarabia, to głosi dobrą nowinę. Ksiądz Fidelus w parafialnych kamienicach ustalił czynsz o 1,10 zł za metr niższy niż w lokalach komunalnych. Mimo to trzy rodziny kwalifikują się do eksmisji. - Nie złożyliśmy wniosków do sądu, staramy się znajdować polubowne rozwiązania. Dajemy możliwość odpracowania zaległego czynszu - deklaruje ks. Fidelus.
Brewiarz i kalkulator
Włodarczyk, Fidelus, Makulski, Adamowicz, Dobrołowicz wszyscy oni zawdzięczają swoje sukcesy w zarządzaniu i interesach wrodzonemu talentowi, intuicji, samodoskonaleniu się w praktycznym działaniu, czasem pomocy świeckich profesjonalistów.
Są samorodkami, niemal wyjątkami.
W roli menedżerów obsadził ich los. Czasem dopada ich poczucie, że coś tracą. Czasem dylemat, czy dostatecznie dużo czasu poświęcają na działalność, do której zostali powołani - duszpasterstwo. Makulski: - Przez czterdzieści lat nie byłem ani razu na urlopie, raz tylko w szpitalu i sanatorium. Ciągle na budowie i na budowie. Trzy razy dziennie. Żałuję, że nie miałem czasu spowiadać, powinienem był znale?ć czas, żeby więcej spowiadać. Fidelus: - Działalność gospodarcza zawsze będzie na drugim planie. Staram się, ile mogę, powierzać ją świeckim. Ale gdyby nie było biznesu, nie byłoby duszpasterstwa na takim poziomie, na jakim jest w teraz w Bazylice Mariackiej. Miałbym tu czterech, pięciu księży, a nie siedemnastu. A dzięki temu, że jest ich tyłu, mogę zapewnić przybywającym do naszej świątyni nie tylko przeżycie turystyczne, ale i duchowe. Wchodzącemu coraz odważniej w świat biznesu Kościołowi brakuje kadr, brakuje zawodowców. Stąd pomysł ekonoma episkopatu ks. Dropa, by zorganizować podyplomowe studia zarządzania i marketingu dla osób duchownych. Kierunek ruszył trzy lata temu w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu. - Mam już wśród moich absolwentów pierwszego biskupa - chwali się dr Krzysztof Pawłowski, rektor szkoły. - Studenci uczą się podstaw bankowości, PR, marketingu, zarządzania zasobami ludzkimi, prawnych i podatkowych aspektów zarządzania - wylicza Pawłowski. Rektor sam układał program i dobierał wykładowców pod kątem niezwykłych studentów. Sukces był olbrzymi, chętnych pięciokrotnie więcej niż oczekiwano. W pierwszym roku przyjęto 180 studentów, a dziś szkoła ma już prawie trzystu absolwentów. To ekonomowie i ekonomiki polskich zakonów, osoby związane z finansami w kurii, archidiecezjach, pracownicy kościelnych fundacji, Caritas, szefowie kościelnych wydawnictw, drukarni, a także kilkunastu proboszczów planujących uruchomić parafialne firmy. - Wielu miało duże doświadczenie praktyczne, potrzebowali tylko usystematyzowania wiedzy. Od nas oczekiwali także wiedzy przede wszystkim praktycznej: jak podpisać umowę, jak kupić stado krów, zapłacić podatek i starać się o fundusze unijne - relacjonuje rektor Pawłowski. -Nam zależało, by nauczyli się współpracy z lud?mi świeckimi, by język biznesu, którym posługuje się współczesny świat, nie był im obcy. Opat cystersów ze Szczyrzyca ks. Eugeniusz Włodarczyk także już posłał kilku młodych zdolnych zakonników na studia biznesowe - w przyszłości to oni pokierują spółką Dominium.
Ryzyko wpadki
O tym, jak nowi kościelni menedżerowie zabierają się z rozmachem za całkiem świeckie projekty, świadczą dwie wielkie inwestycje archidiecezji warszawskiej. To biurowce - Centrum Jasna (18 mln dol.) i Roma Office Center (24 mln dol.). Oba mają świetną śródmiejską lokalizację i nic nie zdradza, kto jest właścicielem. Ot, eleganckie, nowoczesne, stołeczne biurowce. Pierwszy, właśnie oddawany do użytku, jest samodzielnym projektem archidiecezji, bodaj najodważniejszym przedsięwzięciem kościelnym w Polsce - w całości sfinansowanym z komercyjnego kredytu bankowego. Drugi to inwestycja o kilka lat starsza, realizowana, gdy Kościół działał o wiele bardziej ostrożnie. Archidiecezja z zamian za 50-proc. pakiet udziałów wniosła do spółki jedynie grunt, nie ryzykując ani złotówki. Ryzyko, którym obciążony jest kościelny biznes, jest bowiem ogromne i wbrew pozorom większość księży wcale się do jego podjęcia nie kwapi. Ryzyko to przede wszystkim gro?ba utraty dobrego imienia przez całą instytucję Kościoła. Wierni nie tolerują wpadek finansowych. Nieważne, czy powodem były lewe interesy prowadzone z premedytacją, czy brak kompetencji albo też zwykły brak rozwagi. Nic tak nie szkodzi wizerunkowi Kościoła jak wierzyciele, komornik czy prokurator pukający do drzwi plebanii.
Ze spustoszenia, jakiego dokonała dwa lata temu w gdańskiej kurii afera wydawnictwa Stella Maris, Kościół nie może się wykaraskać do dziś. Odbudowie zaufania nie pomaga niezdecydowana postawa hierarchów. Dobrym przykładem jest oświadczenie arcybiskupa Gocłowskiego z 12 lutego 2004 r.: "Jestem zdumiony, iż tyle ludzi chciało wykorzystać instytucje kościelne, by robić własne interesy z krzywdą nie tylko dla Kościoła. (...) Należące do archidiecezji gdańskiej wydawnictwo, a jeszcze bardziej Kościół, jest w tej całej sprawie stroną pokrzywdzoną. (...) Nie ulega wątpliwości, że ksiądz, który za to był odpowiedzialny, podejmował pewne działania, które ułatwiały takie czy inne sytuacje, którymi teraz zajmuje się prokuratura". Tymczasem w wydawnictwie wystawiano fikcyjne faktury, które pozwoliły wyłudzić od Skarbu Państwa podatek VAT na sumę kilkudziesięciu milionów złotych. Zarzuty postawiono 22 osobom.
Główny oskarżony - dyrektor wydawnictwa, proboszcz parafii św. Bernarda w Sopocie ksiądz kanonik Zbigniew Bryk, pełnomocnik arcybiskupa Gocłowskiego do spraw wydawnictwa, był w latach 1984-1993 jego kapelanem. Nim wybuchła afera, stał na czele zarządu charytatywnej Fundacji im. Brata Alberta i gdańskiego katolickiego Radia Plus. Ksiądz Bryk uważany był przez lata w kurii za ekonomicznego geniusza, a pieniądze z wydawnictwa zasilały wiele kościelnych inwestycji. Skończyło się, jak się skończyło.
Budowę wizerunku profesjonalnego i uczciwego menedżera w koloratce zdecydowanie utrudnia brak kontroli fiskusa nad kościelnymi finansami, począwszy od realnych zarobków księży, na uprzywilejowaniu podatkowym kościelnych podmiotów gospodarczych skończywszy. Bo choćby wszystko było zapięte na ostatni guzik, pozostaje jedynie wiara w składane deklaracje.
Z tej także przyczyny tyle kontrowersji i nieprzychylnych komentarzy wywołuje styk biznesu świeckiego i kościelnego, a jeszcze więcej - kościelnego i państwowego. Tak było z nieudaną próbą powołania katolickiego dziennika na bazie funduszy Westy, która zbankrutowała w atmosferze skandalu. Klapą zakończył się ubezpieczeniowy projekt Konferencji Episkopatu Arca-Invesco PTE SA, w osiemdziesięciu procentach finansowany przez świecką firmę. Porażkę poniosła Telewizja Familijna, zasilana przez rząd AWS milionami z kasy Skarbu Państwa.
Wiele kontrowersji wywołuje też projekt budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Fundacja budowy świątyni jest zadłużona po uszy, m.in. u wykonawcy - firmy Marciniak SA z Gorzowa Wlkp. - na ponad pół miliona złotych. Doprowadziło to w końcu do upadku firmy. Kłopoty finansowe pojawiły się już na początku działalności fundacji, gdy nie udało się pozyskać poważnych sponsorów ani dużych pieniędzy ze zbiórki wśród wiernych (a teraz wśród posłów LPR powstał pomysł, aby to budżet dorzucił brakujące 20 mln). Jest i tak, że przywileje podatkowe, księgowa swoboda działania od lat przyciągają do księży najprzeróżniejszych cwaniaków, którzy chcą się nimi posłużyć, wykorzystując ich naiwność, czasem chęć wykazania się przed zwierzchnikami sprawnością biznesową, kiedy indziej autentyczne potrzeby finansowe parafii. - Wielokrotnie próbowano mnie wciągnąć w kokosowe biznesy. Odmawiałem, najczęściej kierując się intuicją, gdy coś mi się zdało za łatwe, za piękne - wspomina ks. Fidelus. -Potem czytałem o tym interesie i o nieszczęsnych kapłanach, którzy się dali namówić, w rubryce kryminalnej. Tylko nieliczni, tak jak firma cystersów Dominium, rezygnują z przywilejów, które państwo dało Kościołowi i płacą całą paletę podatków. Większość kościelnych firm wykorzystuje wszystkie furtki, by zachować jak największą część zysku. A brak kontroli, zero przejrzystości szkodzą przecież także samemu Kościołowi. Może nawet - przede wszystkim Kościołowi.
Najwyższym zarządcą i szafarzem wszystkich dóbr Kościoła katolickiego jest biskup rzymski, natomiast szczegółowe regulacje dotyczące zarządu tych dóbr, uwzględniające miejscowe prawa i okoliczności, wydają biskupi ordynariusze. Bez zgody swojego biskupa (ewentualnie przełożonego prowincji zakonnej) proboszcz nie może prowadzić działalności gospodarczej. Biskup ma także prawo nakładać na podległe mu duchowieństwo różnego rodzaju opłaty i daniny na rzecz kurii, diecezjalnego seminarium czy dodatkowego ubezpieczenia księży. Wszystkie Kościoły i związki wyznaniowe i ich osoby prawne (od parafii po Konferencję Episkopatu Polski, Caritas ogólnopolski i diecezjalne, seminaria, klasztory, uczelnie kościelne) mają prawo do nabywania, posiadania i zbywania mienia oraz zarządzania swoim majątkiem. Ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych zwalnia od tego podatku dochody tych podatników, których celem statutowym jest kult religijny. Tytułów do wyłączeń jest tak wiele, że w praktyce kościelne osoby prawne rzadko kiedy uiszczają podatek dochodowy. Zwolnione są one zasadniczo z podatku od nieruchomości, od świadczeń na fundusz gminny lub miejski. Samorządy mogą je zwalniać z podatków lokalnych. Domy zakonne, seminaria duchowne i proboszczowie płacą natomiast podatek rolny od swoich gospodarstw. Duchowni płacą podatki indywidualne. Etatowi kapelani i katecheci na podobnych zasadach jak inni pracownicy, a proboszczowie i wikariusze płacą podatek w formie kwartalnego ryczałtu, którego wysokość uzależniona jest od liczby mieszkańców (nie wyznawców) ich parafii. Kwartalna stawka ryczałtu od przychodu proboszczów wynosi od 320-1142 zł, a dla wikariuszy od 102-374 zł (ta zależy też, czy wikariusz jest w parafii wiejskiej czy miejskiej). Duchowni (poza nielicznymi wyjątkami) objęci są obowiązkiem ubezpieczenia emerytalnego, rentowego, wypadkowego i chorobowego (tym ostatnim, jeśli pozostają w stosunku pracy). Należne składki płaci duchowny (20 proc.) i Fundusz Kościelny (80 proc), natomiast za misjonarzy i członków zakonów klauzurowych całość składki opłaca Fundusz Kościelny (dotowany z budżetu państwa). Duchowni będący płatnikami podatku dochodowego lub zryczałtowanego podatku dochodowego sami opłacają składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Za alumnów, nowicjuszy i duchownych nie będących płatnikami podatku dochodowego składkę opłaca Fundusz Kościelny.
|
14 grudzień 2006
|
Igor T. Miecik Agnieszka Jędrzejczak
|
|
|
|
Obud? się droga Polsko!
czerwiec 11, 2007
przysłał Marek Głogoczowski
|
Ladies, Gentlemen & Others
wrzesień 8, 2007
Kolas Bregnon
|
Budżet katastrofy
październik 16, 2003
Prof. STEFAN KUROWSKI
|
Dyrektorzy o sukcesie "Nocy Muzeów w Krakowie"
czerwiec 9, 2004
|
Przedłużone śledztwo ws. wypłat w EuRoPol Gazie
grudzień 23, 2002
PAP
|
"Wolna prasa"
kwiecień 30, 2004
Adam Zieliński
|
Miasto wielkie i kameralne
styczeń 12, 2008
www.krakow.pl
|
Talmudyczna wersja „świata”
luty 27, 2008
Iwo Cyprian Pogonowski
|
Wyrok za negowanie holokaustu
luty 21, 2006
|
Budżet Krakowa 2004
styczeń 5, 2004
Dziennik Polski
|
2008.08.27. Wiadomości w 3ch językach. Three-language news service.
sierpień 27, 2008
tłumacz
|
Za kłótnie polityków płacą ci, którzy zaciągneli kredyty walutowe
listopad 8, 2005
|
List otwarty do Polaków
czerwiec 3, 2003
|
Zakłamane referendum
lipiec 2, 2003
przesłała Elżbieta
|
Wybory w Rosji
luty 2, 2008
. bez podpisu
|
Deutsche Bank
kwiecień 16, 2003
red. Krzysztof
|
Analfabetyzm prawny w sądach
marzec 26, 2006
Zygmunt Jan Prusiński
|
Miało być - nie będzie
sierpień 5, 2003
Damian Nogajski
|
Precyzyjne pomyłki dla Polski i nie tylko
kwiecień 11, 2003
Andrzej Kumor
|
Drugiej "nocnej zmiany" nie będzie!
lipiec 24, 2006
Wojciech Wybranowski
|
więcej -> |
|