ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Ciekawe strony

Rosja zrujnowała biznes złodziejom syryjskiej ropy 
... rosyjskie lotnictwo wielokrotnie (60 razy) i niezwykle intensywnie zbombardowało rakietami balistycznymi pozycje Daesh na pustyni syryjskiej..Wydaje się jednak, że sukcesem było zniszczenie na pełną skalę zaplecza i sprzętu handlarzy ropą na terenach okupowanych przez Turków, na północnych syryjskich przedmieściach Aleppo... 
Wzmożenie infekcji wirusowych wywołane jest przez szczepionki 
Przemówienie Thierry’ego Baudeta w holenderskim parlamencie nt. agendy Covid-19
 
Jak tlenek grafenu reaguje w organizmie  
Przez szczepionkę dostaje się do tkanek i "mnoży się", tworząc sieć przewodzącą w całym ciele, a następnie...  
Kanciarze z Wall Street 
Film przedstawia kulisy Wall street . Metody działania , które doprowadziły w ciągu kilku ostatnich lat do wywołania kryzysu finansowego. 
Ukraina: Maski rewolucji 
W Odessie w maju 2014 r. wymordowali bezkarnie 45 osób. Jak to możliwe, że nie usłyszeliśmy żadnych protestów ani krytyki ze strony zachodnich demokracji? Ukraińska rewolucja była silnie wspierana przez dyplomację USA. 
Kolędowanie w Alternatywie dla Niemiec 
 
Monika Jaruzelska zaprasza Grzegorz Braun! cz.1 
 
Odważni eksperci z USA, Rosji i Czech mówią prawdę o szczepieniach  
 
Nastąpił globalny zamach stanu 
Oszustwo covid-19 zostało wymyślone w jakimś celu; była to część planu, który zaczął się na poważnie w latach 60., kiedy grupa ludzi spotkała się i zgodziła, że świat jest przeludniony. 
CDC ostrzega własnych naukowców CDC, że ich odkrycie dotyczące masek „nie jest naukowo poprawne” 
Wkrótce po wybuchu pandemii CDC zaczęło promować maski, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się Covid-19. Stało się tak pomimo opublikowania przez CDC badania politycznego z maja 2020 r. we własnym czasopiśmie „Emerging Infectious Diseases”, w którym nie stwierdzono „ istotnego wpływu ” masek na powstrzymywanie przenoszenia wirusów oddechowych. 
Skazany za pestki moreli, B17  
Faszyzm w barwach demokracji 
Cała prawda o World Trade Center 
Filmik dokumentalny przedstawiający wydarzenia z 11 września 2001 roku. 
Niepożądane Odczyny Poszczepienne po szczepionkach przeciw COVID-19 w Polsce 
Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego podaje jedynie zarejestrowane ubytki zdrowia po szczepieniach. Ale tylko do 4 tygodni po szczepieniu.


 
GLOBALIZM - Prawdziwa historia 
Jak amerykański historyk Prof. Carroll Quigley odkrył tajny Rząd bankierów 
Dowody zaplanowanej akcji szczepień przeciwko nieistniejącemu kowidowi 
Sasha przedstawia dowody na to, że cały proces opracowania, produkcji i zatwierdzenia zastrzyków na Covid był jednym wielkim teatrzykiem dla mas. Cała operacja, począwszy od rzekomych "badań klinicznych", a skończywszy na samej nazwie i klasyfikacji prawnej tych zastrzyków, jest jednym wielkim oszustwem, dokonanym przez rządy i agencje regulacyjne na całym świecie w ścisłej współpracy z kartelem farmaceutycznym.  
Syntetyczny patogen - to nie jest szczepionka 
Wstrzykuje się im substancję chemiczną po to, żeby wywołać chorobę, a nie żeby wywołać odpowiedź odpornościową i nieprzenoszenie wirusa. Mówiąc inaczej, nic z tego nie powstrzyma rozprzestrzeniania się czegokolwiek. Tu chodzi o, żebyś się pochorował i o to, żeby to Twoje komórki spowodowały chorobę. 
Toksykologia kontra wirusologia: Instytut Rockefellera i kryminalne oszustwo w sprawie Polio 
Wybuch choroby w roku 1907, w Nowym Jorku dał dyrektorowi Instytutu Rockefellera, doktorowi Simonowi Flexnerowi, złotą okazję do wysunięcia roszczeń do odkrycia niewidzialnego “wirusa” wywołującego coś, co arbitralnie nazwano poliomyelitis. 
Wszystko pod kontrolą 
Od zawsze służby specjalne kontrolowały rzekome niezaplanowane spotkania oficjeli z obywatelami.
Przykład podstawionego Putina - jako przypadkowego przechodnia.
 
Papież błogosławi strażników de Rotschild  
To nie jest pomysł Dana Browna na nową powieść, ale wydarzenie, które umknęło uwadze mediów w Polsce, a oznacza wsparcie Watykanu dla potężnych postaci świata finansów i przemysłu, deklarujących działania na rzecz przemiany systemu gospodarczego współczesnego świata.  
Częstotliwości radiowe i mikrofalowe a manipulacja ludzkimi emocjami i zachowaniem 

 
 

 
więcej ->

 
 

Święty Mikołaj w skandalomanii


Co jeszcze można powiedzieć o aferach, których demaskacje są już mniej więcej tak samo nudne, jak lunch w McDonaldzie?

Chyba głównie tyle, że jeszcze bardziej odrażające od nich są mechanizmy, które je wyciągają na światło dzienne.
Kto i jak decyduje, że – dajmy na to – seksafera wyskakuje wzorem diabełka z pudełka? Mam tu pewną hipotezę, której – przyznaję – nie jestem pewny. Trudno o precyzyjne i trafne rozpoznania, gdy – opiszmy to za klasykiem – się „przegląda wykopane w błocie i gatunkuje, i nazywa glisty”. Podejrzewam, mianowicie, iż za kulisami miejscowej polityki uwija się święty Mikołaj, któremu zależy na tym, aby pod możliwie najrychlejszą choinkę przynieść nam Platformę w rządzie.

Z początku przeszkadzało mu, że notowania sondażowe i realne wyniki tej głęboko słusznej partii tylko nieznacznie wyprzedzały marne osiągnięcia jej poprzedniczki, Unii Wolności. Władzy trzymało się twardo SLD, któremu zdarzało się przybliżyć i do 50% wyborczego poparcia. Nasz uparty dobroczyńca zmajstrował więc aferę Rywina, wskutek której partia Millera poszybowała w dół tempem samobójcy, skaczącego z wysokiego piętra Empire State Building? Natomiast Platforma utuczyła się procentowo dzięki wołaniu, że rak postkomunistyczny korupcją nas dusi, a przede wszystkim – śledczym wyczynom posła Rokity.

I świętym jednak nie wszystko udaje się przewidzieć. Sztandar świętej wojny przeciw zepsutym elitom bardziej bojowo wznosiło do góry Prawo i Sprawiedliwość, które w efekcie, gdy finał się zbliżał, urosło wyżej niż Platforma. Co gorsza, ambicje jego lidera kazały mu nie zadowolić się – przyjemnie łaskoczącą serce naszego Mikołaja – koalicją PO-PiS. Choć inny układ rządowy wydawał się równie realny jak wieża Babel, to Kaczyński swą mrówczą pracą na koniec go postawił. Przyszło mu jednak zmierzyć się z nie byle kim. Mikołaj współpracuje z istotami o nadprzyrodzonych zdolnościach, których wzrok sięga do najskrytszych zakamarków. Jego sojusznicy, na dobitkę, niczego nie zapominają ani nie wybaczają.

A zatem ich sprawne ręce wyciągnęły zdjęcia z kameralnych imprez sprzed lat, na których osobistości z kręgu Ligi Polskich Rodzin ?le się bawiły. Tymi rewelacjami – bąd?my szczerzy – podniecić się mogli głównie widzowie naiwni albo sprytnie takich udający. Wtajemniczeni wiedzieli bowiem, że partia Romana Giertycha służyła za trampolinę wydoroślałym aktywistom osobliwych – konkretniej, skrajnie prawicowych subkultur politycznych – którzy, ustatkowawszy się trochę, postanowili gdzieś w realnym świecie awansować. Subkulturowa przeszłość wiele wyjaśnia w zachowaniach bohaterów szokujących z pozoru fotografii. Ci, którzy ją mają za sobą, poszukiwali „odjazdu” czy też „odlotu”. I tylko dlatego zdarzało im się podnosić ręce w hitlerowskim pozdrowieniu.

Współcześni ekstremiści nie traktują poważnie swych symboli. Nie chcą oni za pomocą tych ostatnich niczego realnego zdziałać, ponieważ zależy im wyłącznie na tym, aby przez moment było im „cool”. Wiedząc już o nich tyle, bez trudu wyważymy ocenę występków, którymi się niegdyś splamili zdemaskowani działacze LPR. Jeśli się nie zna psychologii grup szukających mocnych wrażeń w rzeczywistości, która bezwzględnie narzuca prozaiczne standardy, to na gesty wyrażające flirt z nazizmem zareaguje się, w oczywisty sposób, słusznie oburzonym wołaniem: dożywotni wstyd i wieczna hańba! Tak naprawdę, były one jednak kontrolowaną błazenadą, której uczestnicy, po zażyciu leku na „hang over”, już nazajutrz wrócili do swych codziennych szarych obowiązków. Gdyby magik z wehikułem czasu przeniósł ich w lata, kiedy na ulicach straszyły brunatne bojówki, ich przestraszone miny prędko by go ostrzegły, iż zabawa posunęła się o wiele za daleko.

Naturalnie, i w takim ujęciu zredukowanym do właściwych wymiarów, udawanie hitlerowca chwały nie przynosi. Partia, która – przystępując do współrządzenia - wzięła na siebie odpowiedzialność za edukację, tym bardziej powinna zweryfikować przeszłość swoich aktywistów, którzy takimi obrzydliwymi idiotyzmami się zabawiali. Do mediów należy zadanie, żeby ostrą krytyką jej w tym pomóc, skoro ona sama nie umie lub nie chce sama tego zrobić. Koniec, kropka.

Afera imprezowa, jeśli ją wolno tak nazwać, wcale jednak w tym punkcie nie wygasła, lecz dopiero zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Ciekawe, że w swoim niepotrzebnie wydłużonym przebiegu często kompromitowała wtrącających się do niej komentatorów i samozwańczych arbitrów jeszcze bardziej niż podsądnych.

Ze względu na moje tyleż długotrwałe, co zawiedzione sympatie, muszę zacząć od lewicy. Przywódca wciąż największego z jej odłamów, Wojciech Olejniczak, miał w związku z nią takie wizje, jak gdyby był świętą siostrą Faustyną Kowalską. Na drzwiach do gabinetu posła Wojciecha Wierzejskiego spostrzegł on napis, którego tam w ogóle nie było! W jego przekonaniu, tak jak na bramie piekła widnieje „Porzućcie wszelką nadzieję”, tak samo u progu kontrowersyjnego – i zresztą rzeczywiście irytującego – prominenta LPR zabraniano wejścia dziennikarzom „Gazety Wyborczej” oraz Żydom. To pierwsze określenie, zdaje się, ma coś wspólnego ze stanem faktycznym, ale drugie tylko jawiło się Olejniczakowi w – rzekłby Aleksander Błok – „boskim zachwyceniu” (czy raczej rozjuszeniu).

Wiadomo, że sny na jawie zaspokajają urojone życzenia. Jakie by to było piękne – roiło się w nieświadomości Olejniczaka, który w realnym świecie jest zaledwie liderem marginalnej i przez wielu ważniejszych od siebie nadal niechętnie tolerowanej opozycji – galopować na czele w roli świętego Jerzego, gromiącego smoka najsurowiej wyklętej skrajności antysemickiej… I to w czyim towarzystwie? Szef SLD chciał przecież bronić ludzi gazety, której gwiazda – mimo iż jej notowania sondażowe i reputacja nie od dziś zniżkują – na widnokręgu biednej lewicowej planetki wciąż świeci jak nasze ziemskie Słońce w upalnym dniu lipcowym.

Znienawidzonemu przez nich (w każdym razie, na pokaz) „Olejowi” dzielnie sekunduje lewicowa subkultura. Tak jest – naprzeciw północy jest przecież południe, a znaku „minus” dopełnia „plus”. Oprócz imprez, gdzie wszechwładnemu liberalizmowi gra się na nosie, zachodząc go z prawa, odbywają się zatem – bli?niacze w pewnym sensie – mityngi, na których atakuje się go od strony dokładnie odwrotnej. Powagi tu tyle samo, co w poprzednim wypadku – czyli, za grosz. Może to i lepiej, bo – w przeciwieństwie do idola, którego noszą na T-shirtach, Ernesto „Che” Guevary – nie poświęciliby cudzego życia w imię rojeń o społeczeństwie, w którym praca będzie przyjemnością albo wręcz orgazmem, zaś państwo gdzieś zaniknie. Inna sprawa, że argentyńskiemu lekarzowi z łatwym do zapamiętania jednosylabowym nickiem zabrakłoby wśród nich naśladowców również, gdy idzie o umiejętność poświęcania siebie. Według nich, góry Sierra Morena i boliwijska dżungla są OK w amerykańskich filmach o Guevarze, lecz błąkać się pośród nich w realu – to byłby już nie fajny odlot, tylko śmieszny obciach. Wystarczy pokrzyczeć raz na kwartał: Bolkestein-Frankenstein, Anticapitalista lub – żeby było coś po polsku, a więc dla ludu: faszyści, burżuje, wasz koniec się szykuje. Albo, z nie większą częstotliwością, zaśpiewać, zniekształcając słowa, a tym bardziej melodię: Avanti popolo… Bandiera rossa triumfera!

Otóż właśnie w miniaturowych mediach tej subkultury również zawrzało wokół Wierzejskiego i zwłaszcza „Gazety Wyborczej”. Szatan z LPR miał porównać żurnalistów tego tytułu do prostytutek. Niektórzy świadkowie posłyszeli – może na tej urojeniowo-życzeniowej zasadzie, zgodnie z którą Olejniczakowi uwidział się potworny napis – że szatan z pobożnej Ligi powiedział o nich rzecz jeszcze bardziej zdrożną. I co z tego? Najemnych ludzi pióra z kur...tyzanami zestawiał mądry marksista Gyorgy Lukacs. A zresztą, i bez szacownego klasyka wiadomo, że gazeta, wokół której na lewicowej scenie wszystko się kręci, w całej swojej, zdecydowanie zbyt długiej historii zawsze stawała przeciwko pracownikom, a zarazem po stronie tych, którzy mają duże pieniądze. Czy ta jej stała praktyka nie przypomina czasem prostytucji, i to bardzo popłatnej? A wobec tego, wśród ludzi lewicy – nie byle jakiej, w dodatku, bo ideowej i niezależnej – na dobrą sprawę powinna zapanować radość, że prawicowiec z dosadnym językiem powiedział po imieniu, co tutaj jest grane, skoro im samym tego nie wypada.

Oczywiście, do tego dojść nie mogło. Nad środowiskami lewicowymi – w równej mierze spod oficjalnych, co subkulturowych znaków – dominuje psychologia kamerdynera. Już się one pogodziły, że w Polsce, wchodząc do polityki lewym wejściem, nigdy nie trafi się do jaśnie państwa. Oleksym, Cimoszewiczom, Millerom, Janikom – a prawdę mówiąc, i samemu eksprezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu – nawet często wygrywane wybory nie potrafiły zastąpić pełnoprawnego herbu. Teraz, kiedy około 15% zdobytych głosów uchodzi w SLD za poważny sukces, nie ma już o czym mówić. Nie w kronikach magnaterii będzie się wspominało o centrolewicowej czołówce, tylko w „Liber chamorum”. Zamilczmy już z litości o graczach politycznych z kręgów subkultury, którym nie powiodło się, w ostatnich wyborach samorządowych, zdobyć ani jednego mandatu radnego. Może kiedyś – ale po cichu i od gumna, błagając Pana Janusza z wielkiego kiedyś klanu Demokratów, żeby się nie gniewał – Olejniczak, Borowski i reszta dopuszczą ich do szerokiej koalicji. Koniec marzeń, towarzysze! Pozostała wam już tylko zastępcza droga do arystokracji. Wkracza się na nią, gdy ktoś niedobry zaczepi – albo tak się tylko wydaje – laickie pismo święte z redakcją na stołecznej ulicy Czerskiej. Wówczas lewicowi Nemeczkowie i gro?nemu Feriemu Aczowi wybiegają na spotkanie. Pęczniejąc i czerwieniąc się ze złości – a równocześnie zasłużonej dumy – wołają: Hands off! No pasaran!

Ich nędznymi szeregami umiejętnie komenderuje przemyślny Mikołaj, który tak bardzo chce nas obdarować Platformą. Łatwo domyślić się, iż to on rozpętuje, umiejętnie mieszając łyżeczką, wybuchające niedawno minionymi czasy burze w szklance wody. Widzicie – z troską kiwa brodą i umiejętnie mruga oczkiem – co się dzieje, kiedy u władzy nie ma ludzi rozsądnego centrum? Ach, w ogóle strach gadać: pogrom szkolnych książek o tolerancji i różnorodności, teoria ewolucji zakazana, godzina policyjna dla młodzieży… Faszyzm, panie kochany! Lepiej zawczasu posłać rodzinę do Londynu, bo tu lada chwila długie noże mogą być w robocie, ot co!

Do tej gry prości lewicowcy włączać się mogą z głupoty, lecz ich komendanci – wolno zgadnąć – czynią to z wyrachowanej podłości. Oczywiście, prowadzenie Mikołajowych manewrów ułatwia przeciwna strona frontu. O tyle, mianowicie, o ile sama podejmuje temat gejowski czy też antydarwinowski, choć łatwo przyszłoby jej z góry przewidzieć, co nastąpi w reakcji.

Dwa słowa podsumowania o problemie skrajności. Na podstawie sondaży i prawdziwych wyborów, wolno ocenić, że subkulturowi ekstremiści w równie małym stopniu są plagą dla demokracji, jak wielkanocny śmigus-dyngus niszczy zdrowie i życie przechodniów. Lecz pod ich sztandarami – powie ktoś – zdarzają się akty przemocy. No cóż, istnieją grupy, które łakną walki ulicznej. Wypatrując pretekstów do niej, przyłączają się do pseudopolitycznych klanów czerwonych rewolucjonistów lub czarnych faszystów. Nie tak dawno, zaatakowanie nożem subkulturowego bywalca Macieja D. przyniosło okazję do histerycznych okrzyków, że w polskich miastach zaczął szaleć faszystowski terror. Na nieszczęście, prawie natychmiast wyszło na jaw, iż ten aktualnie poszkodowany należał wcześniej do praktykujących mistrzów walki nożowniczej. Dopadła go zemsta za urazy wyniesione ze starć na ostrych koncertach. A jej wykonawcą, żeby poniekąd dopełnić miary śmieszności, był syn znanego dziennikarza liberalnego „mainstreamu”. Nie należy zanadto wywlekać na widok publiczny przypadków osobistych czy rodzinnych – za wszelką cenę unikajmy naśladowania naszego świętego Mikołaja. Trudno jednak nie wskazać, skoro sposobność po temu sama się pcha pod palce, że liberałowie postąpiliby słusznie, gdyby najpierw zatroszczyli się o porządek we własnym domu, zanim wybiegną na plac miejski, by krzyknąć: nadchodzi fala faszyzmu!

Powyższe uwagi – zaznaczając to dla porządku – nie zmierzają do usprawiedliwiania tych subkultur politycznych, których bezmyślna skrajność rzeczywiście budzi antypatię. Istniejący porządek ma jednak dosyć narzędzi, żeby ich rozwój skutecznie sparaliżować w zarodku. Temu zadaniu, oprócz wysokonakładowych mediów, zawsze czujnych na ekstremistyczne zagrożenia, służą nadto wyspecjalizowane służby, które – czego dowiodła ostatnio szafa Lesiaka – czujnie tropią ślady skrajności również w ugrupowaniach oficjalnych. Nie warto byłoby też przemawiać na rzecz LPR, która zrujnowała wszelkie wiązane z nią nadzieje – o ile je w kimkolwiek budziła. Na marginesie: w popierającym ją tygodniku „Nowa Myśl Polska”, obok licznych kopii standardowej frazeologii pogrobowców endecji, trafiały się interesujące teksty o gospodarce i geopolityce. Co się stało z ich autorami? Przystosowali się do ogólnej beznadziejności swego ugrupowania, czy też z rozpaczy sarkają gdzieś w niszy, nie mając na nic wpływu? Wypłukiwanie interesujących propozycji z partii należących do centrum – lub przez nie wchłanianych – stanowi dziś o wiele bardziej przykrą kwestię niż osławiona skrajność.

Ale przecież nie obrona demokracji, która na serio nie została napadnięta – ani nie ukaranie LPR za jej wady, jakie by się skądinąd przydało – naprawdę obchodzi rozpolitykowanego świętego. Stara się on wyprzeć z obecnej koalicji rządzącej jej dwóch solidnie już osłabionych partnerów, aby triumfalnie wyciągnąć skarb ze swojego worka. Po ostatecznym upadku Ligi i Samoobrony okaże się – jak mu się wymarzyło – iż bez Platformy jak bez ręki. Tak więc, ugodziwszy dogorywającego Giertycha, dopadł on nieco żywotniejszego Leppera.

W dotychczasowych plonach uparcie się ślimaczącej seksafery, zazwyczaj na tyle płasko obrzydliwych, że od próby ich oglądania dosłownie mdli, kilka jej składników pomimo wszystko zwraca uwagę. Po pierwsze, mianowicie, niedobity skorpion uderzył. Michnik ze swoim przywiędłym organem (jak na obecny temat – porównanie w sam raz) wyglądał już na oldboya. Tymczasem, udała mu się – kto wie, czy nie ostatnia w karierze – akcja w stylu Maradony. Chodzi naturalnie o mecz z Anglią na Mundialu meksykańskim z roku 1986. Michnik, jak wtedy boski Diego, strzelił ręką do wrażej bramki. Ale czy trafił?

Jedna rzecz ważna na pewno została odsłonięta. Samoobrona bez żalu – jak kiedyś postkomunistyczna „Trybuna” – rozstała się z ludem. Jej gwiazdozbiór tworzą nowobogaccy. Choć już posiedli mandaty poselskie, czyli zupełnie przyzwoite bilety wstępu do porządnego towarzystwa, wciąż im się przypominają obyczaje, których nabyli, rozbudowując swe knajpy, firmy i gospodarstwa. A zgodnie z nimi, kto ma fundusz wypłat, ten ma władzę nie tylko nad świadczeniami pracowniczymi. Oprócz dusz najętych przez siebie ludzi, na które się mniej łakomi, dysponuje także ich ciałem. Do niedawna, jego totalna przewaga mało kogo martwiła. Jeśli umowa o pracę została podpisana zgodnie z obowiązującymi regułami prawnymi, do czego jeszcze się wtrącać? Dawcom etatów i pensji zdarzało się wprawdzie łamać literę umów, a w dodatku gubić klucz do sejfu z pieniędzmi na miesięczne wynagrodzenia, lecz i w tym rzadko dostrzegano powód do głębszych obaw. Tak się po prostu dziać musi, póki nie dokończymy budowania kapitalizmu, póki się nie zaaklimatyzujemy w Unii Europejskiej… I tak dalej.

Obecnie za to oburzać się na zniewolenie pracownika bywa już w dobrym tonie. Pod warunkiem, że oplącze się je modną frazeologię z importu. Władzę dysponenta grubej forsy, który równie dobrze może chodzić w spodniach i bluzie, jak w kostiumie, przesłania pył z młócenia feministycznej słomy. Ach, gdzie te czasy, kiedy na telewizyjnym forum feminizmu pod nazwą „Babskie gadanie” dorabiano wyższe uzasadnienie do zwolnień grupowych. Pracownicy, osobliwie w górniczych mundurach, mieli na swój smętny los zasłużyć sobie tym, że w ich zacofanych rodzinach ?le traktowało się żony. Żargon establishmentu rozciąga się elastycznie jak guma. W jego najbardziej postępowym sektorze zabrzmiały inne d?więki: ach, ci biedni pracownicy… ileż to oni zarabiają… jakieś dwa tysiące… no nie, boki zrywać, hi, hi… rzeczywiście trzeba im współczuć! A jeśli w dodatku te biedne stworzenia dają się przedstawić jako ofiary represyjnego patriarchatu, to już tylko paluszki lizać i biec na protest.

Łapiąc dwie sroki w garść, Polska oświecona zyskała jakby bardziej europejską motywację do pogardzania Lepperem. Kiedyś jej beniaminek, Tomasz Lis, przypomniał wodzowi Samoobrony, że konia, który się za bardzo rozbrykał, uspokaja się batem. Porównywać chłopa – sorry, farmera – do zwierzęcia domowego? Może to i fajne, ale jakieś staromodne. Teraz na Leppera można z czystym sumieniem się poskarżyć chociażby i w Paryżu, bo on i jego adiutanci przecież molestują.

Chwytliwe tematy są już na tapecie, a więc zapewne będzie się je tłuc dopóty, dopóki LPR i Samoobrona nie zostaną pod taką skoncentrowaną presją propagandową wyproszone z rządu. A wtedy, trudna rada, PiS-owi przyjdzie się zgodzić na – wielkodusznie zaoferowany mu przez Platformę – kontrakt z przedterminowymi wyborami jako główną pozycją. Chyba że… Tym partiom, i tak już posiadającym śladowy elektorat, nic nie zostało oprócz kurczowego trzymania się nogawki premiera Kaczyńskiego. Z takimi koalicjantami łatwo się rządzi i przegłosowuje ustawy. Czyżby z manewrami kochającego liberałów świętego Mikołaja splatały się manipulacje jeszcze innych tajemniczych magików?

Tak czy owak, wydało się, iż naprzeciw Polski establishmentowej nie stoją szeregi ludu ani nawet motłochu, lecz jedynie podejrzane grupy interesów, które na ludowe imię powołują się nadaremno. Dwie spośród tych grup, które pod wodzą Leppera i Giertycha na moment się przebiły, właśnie wydają ostatnie tchnienie. Zanosi się, wobec tego, że kraj wróci niedługo do stanu, który miarodajni komentatorzy nazywają normalnym. Niczego dzisiaj nie można być pewnym. Wiele jednak wskazuje, iż święty Mikołaj, który na zbliżającą się Wigilię jeszcze nie dał rady przyjść z Platformą, najdalej za rok wywiąże się ze swego zadania. A gdyby nawet się stało inaczej, to i tak nic ważnego się w efekcie nie zmieni.

http://www.obywatel.org.pl/index.php?name=News&file=article&sid=6717
17 grudzień 2006

Jacek Zychowicz 

  

Archiwum

Czy stać nas na publiczne szpitale?
styczeń 9, 2008
Dariusz Kosiur
Polityczna Niepoprawność
marzec 18, 2008
Marek Jastrząb
Erna Rosenstein 1913-2004
listopad 14, 2004
Artur Łoboda
Bogata Rosja, biedni Rosjanie
grudzień 18, 2007
Iwo Cyprian Pogonowski
Dalsza wyżka cen paliwa?
grudzień 1, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
Kontrakt Społeczny Samobójczego Terrorysty
grudzień 12, 2005
Iwo Cyprian Pogonowski
Ciemność
marzec 4, 2009
jobstalker
Tarcza antyrakietowa
luty 4, 2008
przyjaciel
"L" ("lewoskrętne") oraz "P" ("prawowite") odmiany chrześcijaństwa
wrzesień 21, 2006
dr Marek Głogoczowski
W oczekiwaniu na nowe
październik 8, 2005
Kazimierz Murasiewicz
Moja prowincja jest grzeczna i cicha niczym z obrazka
październik 7, 2007
Zygmunt Jan Prusiński
Izraelski rabin za rozstrzeliwaniem buntowników
lipiec 18, 2002
PAP
Senator Joe Biden kandydatem na wice-prezydenta USA
sierpień 23, 2008
Iwo Cyprian Pogonowski
Saddam Husajn ofiarą mordu sądowego
listopad 5, 2006
marduk
Niebezpieczna Ojczyzna
kwiecień 24, 2003
przesłała Elżbieta
Obrazy na murze zostają, parking pod Wawelem znika
listopad 28, 2005
gazeta.pl
Polonia Pięciu Kontynentów
maj 8, 2005
zaprasza.net
"Cztery miliony Polaków żyje w skrajnej nędzy...
kwiecień 1, 2008
komentator
Fundamentaliści protestancy w USA
wrzesień 24, 2007
Iwo Cyprian Pogonowski
Wyjść z pułapki zadłużeniowej
luty 21, 2003
Dariusz Zalega
więcej ->
 
   


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2025 Polskie Niezależne Media