|
"patriotyzm" po 1989 roku |
|
komentarz zbędny |
|
Nową pandemię zaplanowano na 2025 rok |
|
|
|
Warto posłuchać |
|
Chociaż scyzoryk się w kieszeni otwiera - to musimy zapamiętać takie zdarzenia i przypomnieć przed Trybunałem do spraw zbrodni kowidowych |
|
Znany brytyjski prezenter radiowy, który nazwał antyszczepionkowców "idiotami", trafił do szpitala |
|
Jego płuca były „pełne skrzepów krwi”. James Whale ujawnia, że ​​otrzymał transfuzję krwi, ale to nie zadziałało.
We wrześniu ubiegłego roku prezenter radiowy napisał, że nie może się doczekać kolejnego zastrzyku. „Wszyscy przeciwnicy szczepień, wszyscy idioci, wszyscy szaleńcy, którzy mnie trollują, wiecie, co możecie zrobić? |
|
Człowiek 2.0 |
|
Nanoszczepienia i Transhumanizm, MODERNA w natarciu na mR |
|
Jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać zdrowie |
|
Dr Zbigniew Martyka, kierownik oddziału zakaźnego w Dąbrowie Górniczej napisał dwa tygodnie temu wpis, w którym ocenił, że "jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać nasz stan zdrowia" pod pretekstem koronawirusa. Wówczas wprowadzano nowe restrykcje i podział na powiaty "żółte" oraz "czerwone". |
|
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus uczestniczył w ludobójstwie Etiopczyków |
|
„Amerykański ekonomista David Steinman oskarżył szefa WHO, że w latach 2012-2015 był jedną z osób odpowiedzialnych za ludobójstwo w Etiopii”, informuje portal MailOnline. |
|
Dr Mike Yeadon rozmawia z dr Reinerem Fuellmichem o kłamstwach dotyczących COVID |
|
„Nie bój się wirusa. To nie jest tak niebezpieczne, jak ci wmówiono.
„Bójcie się swoich Rządów - lub organów, które panują ponad tymi Rządami”. |
|
Zamordowani lekarze odkryli powodujący raka enzym dodawany do wszystkich szczepionek |
|
|
|
Przedsiębiorstwo holokaust |
|
Telewizyjny wywiad z Normanem Finkelsteinem |
|
We Włoszech nadal zabija się ludzi respiratorami i propofolem… |
|
Od tych morderstw pod respiratorami rozpoczęto pseudo-pandemię |
|
Zdjęcia zawartości szczepionek na Covid-19 |
|
|
|
Bergolio vel Franciszek nagrodzony przez B’nai B’rith |
|
Na zdjęciu poniżej widzimy dyrektora generalnego B’nai B’rith International Daniela S. Mariaschina, który wręcza papieżowi Bergoglio złoty kielich ozdobiony żydowskimi napisami i symbolami. Jest to symboliczna nagroda przyznana Franciszkowi za jego stałe wsparcie dla tej żydowskiej organizacji masońskiej. |
|
TO POWINIEN KAŻDY OBEJRZEĆ! |
|
David Martin - Wystąpienie w Parlamencie Europejskim na III Międzynarodowym Szczycie Covid |
|
Awantura w Sejmie o maseczki! |
|
Terror covidowy przeniósł się na teren Sejmu. Przeciwko temu protestuje Grzegorz Braun. |
|
Finansowany przez Google zespół „sprawdzający fakty” wydaje się być garstką fikcyjnych Hindusów w zubożałym miasteczku niedaleko Bangladeszu |
|
|
|
Los Angeles - piekło na ziemi |
|
Ubóstwo w Kalifornii. Zrujnowana gospodarka najbogatszej kiedyś części świata.
To czeka nas jutro.
|
|
Covid to operacja wojskowa |
|
Nowa holenderska minister zdrowia wyznaje: „Musimy wykonywać rozkazy NATO, USA i NCTV; Covid to operacja wojskowa” |
|
Nie dajmy się lobbystom energetyki jądrowej! Wywiad z prof. Mirosławem |
|
Energetyka jądrowa jest przeżytkiem - nadzieje na tanią energię dawała w latach 60. ubiegłego stulecia, czyli przed pół wiekiem. Okazało się natomiast, że jest kosztowna, niebezpieczna, i nie wiadomo, jak poradzić sobie np. z jej odpadami. Istnieje jednak silne lobby łapówkarskie, które wciska energię jądrową do krajów słabych politycznie i gospodarczo. Nie możemy się mu poddać. |
|
Powinniśmy się skupiać na wzmacnianiu odporności |
|
Prof. dr hab. n. med. Ryszard Rutkowski zadał pytanie Szumowskiemu.
Odpowiedzi nie uzyskał. |
więcej -> |
|
Swiadectwo Glorii Polo
|
|
Świadectwo Glorii Polo
Wprowadzenie
Jeśli ktoś z Was wątpi albo sądzi, jakoby Bóg nie istniał i że życie po śmierci to dobry materiał dla twórców filmów, lub jeśli ktoś uważa, jakoby wraz ze śmiercią wszystko się kończyło, niech raczy przeczytać to pisemko. Przeczytajcie je dokładnie od początku do końca. Wasze zdanie, jakkolwiek sceptyczne w tej kwestii, z pewnością się zmieni.
Pisemko traktuje o pewnym fakcie, zdarzeniu, które zostało dobrze udokumentowane a miało miejsce w 1995 r. Pani dr Gloria Polo jest Kolumbijką, dentystką, która wskutek wypadku „umarła”, to znaczy była tak poważnie ranna, że przez kilka dni znajdowała się w śpiączce i przy życiu podtrzymywały ją tylko szpitalne urządzenia medyczne. Gdyby je wyłączono, natychmiast umarłaby. Opiekujący się nią lekarze spisali ją już całkowicie na straty i chcieli odłączyć aparaturę. Jedynie jej siostra, która również jest lekarzem, obstawała za tym, by urządzenia nadal pracowały.
Podczas śpiączki Gloria Polo znajdowała się po drugiej stronie rzeczywistości, w zaświatach i mogła następnie powrócić do życia, by złożyć świadectwo tym, którzy nie potrafią uwierzyć. Przyniosła nam stamtąd ważne orędzie. Lepiej sami przeczytajcie je na następnych stronach, bezpośrednio z jej ust.
Pani Gloria mogła podczas tego mistycznego przeżycia, które bardzo dokładnie opisuje, zajrzeć do swojej „Księgi Życia”. To doświadczenie tak nią wstrząsnęło, że na polecenie Pana stała się głosem wołającym na „pustyni wiary” naszych współczesnych czasów. Ponadto istotą jej orędzia jest nic innego jak niezmierzona Miłość Boga do nas ludzi i Jego wielkie Miłosierdzie. Tym samym pani Gloria wypowiada się na ten sam temat co nasz obecny papież Benedykt XVI w swojej encyklice „Deus Caritas Est” („Bóg jest miłością”).
Bóg ciągle daje nam dowody, my jednak mimo tego zaprzeczamy Jego istnieniu.
Świadectwo Glorii Polo
Dzień dobry, szczęść Boże, drodzy Bracia i Siostry:
To dla mnie wielka radość, że mogę być tutaj, by podzielić się z Wami tym wielkim darem, jakiego udzielił mi Bóg. To, co wam opowiem, wydarzyło się 5 maja 1995r. na Uniwersytecie Narodowym w Bogocie, stolicy Kolumbii, koło godziny 16.30.
Jestem dentystką. Ja i mój 23-letni siostrzeniec, z zawodu również dentysta, zajmowaliśmy się właśnie dysertacją. W tym dniu – był to deszczowy piątek – szliśmy razem z moim mężem w stronę wydziału stomatologii, by wziąć parę potrzebnych książek.
Ja i mój siostrzeniec szliśmy razem pod małym parasolem. Mój mąż miał płaszcz nieprzemakalny i szedł wzdłuż muru głównej biblioteki, by uchronić się przed deszczem. Podczas gdy omijaliśmy kałuże, nie zauważyliśmy, jak zbliżyliśmy się do alei drzew i gdy przeskakiwaliśmy większą kałużę, trafił w nas piorun, który był tak silny, że się zwęgliliśmy. Mój siostrzeniec umarł na miejscu.
Piorun trafił go od tyłu i spalił jego całe wnętrzności. Na zewnątrz pozostał nienaruszony. Mimo swego tak młodego wieku całkowicie oddany był Bogu. Czcił w sposób szczególny Dzieciątko Jezus. Nosił na szyi medalik z Jego wizerunkiem w kwarcowym krysztale. Biegli medycyny sądowej powiedzieli, że to kwarc przyciągnął piorun. Piorun wniknął bezpośrednio w jego serce. Natychmiast ustała jego praca. Spaliły się wszystkie organy, po czym prąd pioruna opuścił ciało przez nogi. Próby reanimacji były nadaremne. Na zewnątrz jednakże nie miał żadnych oparzeń. Co do mnie, piorun przeszedł przez ramię i w straszliwy sposób spalił całe moje ciało, wewnątrz i na zewnątrz. To moje odnowione ciało, które widzicie teraz przed sobą, zawdzięczam Miłosierdziu Bożemu – to wyraz Miłosierdzia naszego dobrego i kochającego nas ponad wszystko Boga. Całe moje ciało było wskutek tego silnego uderzenia pioruna zwęglone, moje piersi zniknęły, przede wszystkim po lewej stronie, gdzie wcześniej znajdowała się pierś, była wielka dziura. Nie miałam już ciała; zarówno żebra, brzuch, podbrzusze, nogi i wątroba były całkowicie zwęglone. Piorun opuścił moje ciało przez lewą nogę. Moje nerki doznały poważnych oparzeń, podobnie jak płuca i jeden z moich jajników.
Używałam spirali jako środka antykoncepcyjnego. Ta była z miedzi a mied? jest przecież dobrym przewodnikiem prądu. Dlatego też moje jajniki zostały tak mocno spalone. Były tak małe jak dwa winogrona. Moje serce przestało bić i byłam praktycznie bez życia. Moje ciało drgało i wibrowało wskutek elektrycznych wstrząsów, które wytworzył piorun. Samo mokre podłoże było pod napięciem elektrycznym, toteż początkowo nikt nie mógł mi pomóc, gdyż przez dłuższy czas niemożliwością było dotknięcie mnie.
Drugi aspekt zdarzenia
Teraz posłuchajcie mnie dobrze! To był cielesny, materialny, fizyczny aspekt mojego wypadku. Ale drugi aspekt tego zdarzenia był znacznie piękniejszy - to było niewyobrażalne, cudowne przeżycie. Bo gdy moje zwęglone ciało leżało, znajdowałam się (moja dusza) w cudownie białym tunelu. Wokół mnie było białe światło, które dawało mi taką rozkosz, pokój i szczęście - uczucia, których nie można opisać ludzkimi słowami. Nie ma po prostu takich wyrażeń, by oddać wielkość tej chwili. To była szalenie wielka ekstaza, nie dająca się opisać rozkosz. W świetle tym poruszałam się naprzód, niesamowicie szczęśliwa i przepełniona radością. Nic mnie nie trapiło. Gdy spojrzałam do góry, ujrzałam na końcu tunelu coś jakby słońce, białe światło, mówię „białe” by podać kolor, ponieważ koloru światła i jego jasności nie da się opisać; koloru tego nie dało się porównać z kolorami, jakie istnieją na tym świecie. Światło było po prostu wspaniałe. Było dla mnie ?ródłem tej całkiem wielkiej miłości, tego pokoju we mnie i dookoła mnie; to była nieopisana miłość i pokój, jakiego nie znałam na ziemi..
Gdy tak poruszałam się do przodu w tym tunelu, powiedziałam do siebie samej: „O rany! Umarłam..” I w tej chwili pomyślałam o moich dzieciach i lamentowałam: „O mój Boże, moje dzieci! Co na to moje dzieci?” Byłam zawsze zajętą i zestresowaną matką, która nigdy nie miała dla nich czasu. Wychodziłam z domu wczesnym rankiem, aby podbić świat i wracałam dopiero pó?nym wieczorem. Z tej przyczyny nie byłam w stanie właściwie zatroszczyć się o moją rodzinę i dzieci. Wówczas ujrzałam nędzę mojego własnego życia w całej prawdzie, bez żadnych retuszy i ogarnął mnie wielki smutek.
W tym momencie wewnętrznej pustki z powodu nieobecności moich dzieci straciłam poczucie czasu i przestrzeni. Znowu spojrzałam ku górze i zobaczyłam coś bardzo pięknego. W jednej chwili ujrzałam wszystkie osoby mojego życia, naprawdę w jednej chwili, żyjące i zmarłe. Objęłam moich pradziadków, moich dziadków, moich rodziców, którzy już nie żyli, po prostu wszystkich! To była taka doniosła chwila; było cudownie. Pojęłam, że oszukano mnie odnośnie reinkarnacji. Tym samym praktycznie strzeliłam sobie własną bramkę, ponieważ zawsze fanatycznie broniłam reinkarnacji. Powiedziano mi kiedyś, że pewna osoba jest inkarnacją mojej prababci, ale nie powiedziano mi kto, i ponieważ wróżenie kosztowało zbyt dużo, dałam sobie z tym spokój i nie dociekałam, kim jest ta osoba. Ja sama spotykałam ciągle ludzi, o których sądziłam, że są inkarnacją mojego pradziadka i dziadka. A teraz objęłam dziadka i pradziadka. Uściskaliśmy się gorąco i spotkałam wszystkich w jednej chwili; było tak ze wszystkimi osobami, które znałam i które pochodziły ze wszystkich stron, gdzie niegdyś byłam, ze zmarłymi i żyjącymi – a to wszystko w jednym momencie. Tylko moja córka przestraszyła się, gdy ją przytuliłam. Wtedy miała 9 lat i poczuła mój uścisk w swoim obecnym życiu na ziemi, w tym samym momencie. Czuła zatem mój uścisk w tych godzinach, w czasie których ona i cała rodzina bali się o moje życie, gdyż moje ciało znajdowało się jeszcze w śpiączce. Zwykle nie czujemy takiego uścisku z zaświatów. W takim cudownym stanie czas zatrzymał się, nie odczuwałam ciężaru ciała. Nie postrzegałam już ludzi tak jak wcześniej. Podczas mojego życia patrzyłam na to, czy ktoś jest gruby, szczupły, brzydki, ciemnoskóry czy był dobrze ubrany czy nie.. Według tych kryteriów dzieliłam osoby i byłam z tego powodu pełna uprzedzeń i cynicznej krytyki. Zawsze, gdy mówiłam o innych, krytykowałam ich. Teraz, tutaj, było inaczej. Teraz widziałam również wnętrze ludzi i jak pięknie było widzieć to ich wnętrze, ich myśli, uczucia, gdy ich obejmowałam. I gdy tak przytulałam wszystkich, równocześnie poruszałam się coraz wyżej.
W ten sposób czułam się coraz to pełniejsza pokoju i szczęścia. I im wyżej się wzbijałam, tym bardziej byłam świadoma, że przypadła mi w udziale cudowna wizja. Na końcu tej drogi zobaczyłam jezioro, cudowne jezioro, otoczone tak wspaniałymi drzewami, tak pięknymi, że nie da się tego opisać. Podobnie kwiaty; były tutaj we wszystkich kolorach, o zapachu, który dawał rozkosz – wszystko było inne, wszystko było tak piękne w tym cudownym ogrodzie, w tym wspaniałym miejscu. Nie ma słów, by to opisać. Wszystko było miłością.
Były tam dwa drzewa, które coś zakrywały, coś na kształt bramy. Wszystko to różni się od tego co znamy. Nawet kolory nie są podobne do tych naszych. Tam wszystko jest niewypowiedzianie piękne. W owej chwili ujrzałam mojego siostrzeńca, który wraz ze mną uległ wypadkowi, jak wszedł do tego cudownego ogrodu. I wiedziałam, czułam, że nie wolno mi było wejść do tego cudownego ogrodu, że nie mogłam jeszcze tam wejść.
Pierwszy powrót
W tym momencie usłyszałam głos mojego męża. Krzyczał, płakał ze złamanym sercem i wołał z całej duszy: „Gloria!!! Gloria! Proszę nie zostawiaj mnie samego. Popatrz, twoje dzieci potrzebują cię. Gloria, wróć! Nie bąd? tchórzem i nie zostawiaj nas samych!” W tamtej chwili widziałam wszystko – jednym spojrzeniem. Miałam wgląd na wszystko i widziałam nie tylko jego, jak tak boleśnie płakał. W owym momencie Pan pozwolił mi wrócić. Ja jednak nie chciałam tego. Ten pokój, ta radość, ta rozkosz, jakimi byłam otulona, zachwycały mnie. Ale stopniowo i coraz bardziej zaczęłam się poruszać wstecz w kierunku mojego ciała, które leżało martwe na ziemi. Widziałam, jak leżało na noszach na oddziale uniwersytetu medycznego w Bogocie. Widziałam lekarzy, jak się o mnie starali i aplikowali mi elektrowstrząsy, by wznowić pracę serca. Przedtem ja i mój siostrzeniec leżeliśmy ponad dwie godziny na ziemi, ponieważ nie można nas było dotknąć z powodu wyładowań, jakie wychodziły z naszych naładowanych prądem ciał. Dopiero teraz mogli się nami zająć i dopiero teraz podjęto moją reanimację. I patrzcie: podchodzę (moja dusza) do mojego ciała i ruszam stopami mojej duszy owe miejsce na mojej głowie (pani Gloria wskazuje na miejsce na swojej głowie). Dusza jest obrazem naszego ludzkiego ciała w swojej właściwej formie. W tym momencie przeskoczyła na mnie z wielką siłą iskra. I tak oto wciskam się w swoje ciało. Zdawało mi się, że wciąga mnie w siebie. To wejście strasznie bolało, gdyż ze wszystkich stron ciało posyłało iskry. Czułam, jak gdybym wciskała się w coś małego, ciasnego. To było jednak moje ciało. Miałam wrażenie, jak gdybym będąc normalnej wielkości wciskała się w dziecięce ciuszki, które zdawały się być zrobione z drutu. To był potworny ból. Od tej chwili zaczęłam odczuwać bóle mojego całkiem spalonego ciała; to spalone podbrzusze tak bardzo bolało, tak niewymownie, paliło strasznie, wszystko dymiło i parowało.
Słyszałam, jak lekarze zawołali: doszła do siebie! Doszła do siebie! Radowali się niezmiernie, ale mój ból był nie do opisania. Nogi były zupełnie czarne i zwęglone, moje całe ciało było żywą raną, jeśli w ogóle było to jeszcze ciało.
Próżność
Największy i najbardziej nieznośny ból stanowiła moja próżność. To był inny rodzaj cierpienia we mnie, to była próżność światowej kobiety, zemancypowanej światowej kobiety, samodzielnej, pewnej siebie specjalistki, profesjonalistki, wykształciuszki, intelektualistki, naukowca, bizneswoman, kogoś, kto chciał znaczyć coś w społeczeństwie. Jednocześnie byłam niewolnicą mojego ciała, niewolnicą urody, mody. Codziennie spędzałam cztery godziny na aerobiku, masażach, dietach i zastrzykach, i na wszystkim, co tylko możecie sobie wyobrazić. Najważniejszą rzeczą, moim bożkiem było piękno mojego ciała. Dlatego ponosiłam wiele wyrzeczeń. To było moim życiem; bałwochwalstwo dla mojej zewnętrznej urody.
Zwykłam mawiać, że piękny biust jest po to, by go pokazywać. Dlaczego miałabym go ukrywać? To samo mówiłam o moich nogach, gdyż wiedziałam, że były atrakcyjne i że w ogóle miałam bardzo dobrą figurę. W pewnym momencie z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przez całe życie pielęgnowałam tylko moje ciało. To było centrum mojego życia i jedyne, co mnie interesowało: miłość do niego. A teraz już go nie miałam. Tam, gdzie były piersi, były okropne dziury, zwłaszcza po lewej stronie nie było niczego. Moje nogi wyglądały strasznie, bardziej były to kikuty, zwęglone, zupełnie czarne jak spalony kotlet z grilla. Tak, wszystkie miejsca mojego ciała, które najbardziej pielęgnowałam, były zwęglone i obumarłe.
W szpitalu
Następnie zabrano mnie do szpitala. Tam zaczęto mnie szybko operować i zeskrobywać miejsca ze spaloną tkanką. W czasie narkozy po raz drugi opuściłam ciało i przyglądałam się, co robili ze mną lekarze i byłam zatroskana o moje życie, przede wszystkim bałam z powodu nóg. Gdy nagle wydarzyło się coś przerażającego..
Muszę wam, kochani bracia i siostry wyznać, także w sprawach religii byłam na „diecie”. W relacjach z Bogiem byłam „stosującą dietę katoliczką”. Ważne jest, abyście wiedzieli, że byłam złą katoliczką.
Moja cała relacja z Bogiem polegała na tym, że uczęszczałam na niedzielną mszę, która trwała jedynie 25 minut. Wyszukiwałam sobie zawsze takie msze, gdzie ksiądz najmniej mówił, ponieważ nudziło mnie jego gadanie. Jaką męką byli dla mnie księża, którzy wygłaszali długie kazania. To była moja relacja z Bogiem – była słaba i dlatego też wszystkie światowe prądy i nowe trendy w modzie miały nade mną taką władzę. Byłam prawdziwą chorągiewką na wietrze. Co właśnie uchodziło za najnowsze, najnowocześniejsze z racjonalizmu czy wolnej myśli, do tego garnęłam się z zapałem. Brakowało mi ochrony modlitwy, brakowało mi wiary. Brakowało mi także wiary w siłę łaski, w moc Ofiary Mszy Świętej. I właśnie gdy kształciłam się i specjalizowałam w zawodzie, ta moja chwiejność wydała najgorsze owoce. W tamtym czasie na uniwersytecie słyszałam pewnego dnia, jak jeden katolicki ksiądz powiedział, że nie ma diabła i tak samo nie ma piekła.
To było właśnie to, co chciałam usłyszeć! Natychmiast pomyślałam sobie w duchu: jeśli więc nie ma diabła i piekła, to wszyscy dostaniemy się do nieba. Kto w takim razie musi się obawiać?
To, co mnie zasmuca, co muszę Wam z wielkim wstydem wyznać, to fakt, że wiara w piekło była tym ostatnim sznurem, który trzymał mnie przy Kościele. To był po prostu strach przed diabłem, który trzymał mnie w łączności ze wspólnotą Kościoła. Więc gdy powiedziano mi, że nie ma Szatana i w ogóle piekła, powiedziałam sobie od razu:
„Dlaczego mam się jeszcze starać i walczyć o życie wedle reguł „starego Kościoła”. No dobra, wszyscy pójdziemy do nieba, dlatego całkowicie obojętne jest to, kim jesteśmy i co czynimy.”
To było właśnie powodem, dla którego całkowicie oddaliłam się od Pana. Oddaliłam się od Kościoła i zaczęłam kląć na niego i nazywałam go głupim oraz zacofanym itp. Nie obawiałam się już grzechu i zaczęłam niszczyć moją relację z Bogiem. Grzech nie pozostał tylko we mnie, lecz ten grzech zaczął rozprzestrzeniać się ze mnie na zewnątrz i zarażać innych. Stałam się aktywna; w złym znaczeniu tego słowa. O tak, nawet sama zaczęłam opowiadać wszystkim, że diabeł nie istnieje, że jest wymysłem duchowieństwa – także kolegom na uniwersytecie zaczęłam mówić, że Boga też nie ma i że jesteśmy produktem ewolucji itp. I tak oto udało mi się wpłynąć na wiele ludzi.
Diabeł istnieje naprawdę
A teraz słuchajcie, co się zdarzyło, gdy znajdowałam się w tej straszliwej sytuacji: co za potworny strach! Nagle zobaczyłam, że demony istnieją; przybyły teraz, by mnie zabrać. Widziałam przede mną te diabły w całej ich potworności. Żaden z wizerunków, jakie dotychczas widziałam na ziemi, nie może nawet w najmniejszym stopniu przedstawić tego, jak straszliwie wyglądają. I tak oto widzę, jak na raz wychodzi ze ścian sali operacyjnej wiele ciemnych postaci. Wydają się być normalnymi i zwyczajnymi lud?mi, ale wszystkie mają to przera?liwe, okropne spojrzenie. Nienawiść emanuje z ich oczu. I natychmiast pojmuję, że jestem im coś winna. Przybyły, by mnie „zainkasować”, ponieważ przyjmowałam ich propozycje do grzechu, i teraz musiałam za to zapłacić, a ceną byłam ja sama - moje grzechy miały bowiem swoje konsekwencje. Grzechy należą do Szatana, nie są czymś za darmo od niego, trzeba za nie zapłacić. Ceną jesteśmy my sami. Kiedy więc robimy zakupy w jego sklepie – że się tak wyrażę – będziemy musieli zapłacić za towar. Bąd?my tego świadomi. Musimy zapłacić za każdy grzech; płacimy naszym spokojem sumienia, naszym wewnętrznym pokojem, naszym zdrowiem… A gdy jesteśmy jego wiernymi stałymi klientami i kupujemy tylko w jego sklepie, na końcu on sam nas „zainkasuje”.
Największym kłamstwem, największą sztuczką diabla jest to, że szerzy bajki, jakoby go w ogóle nie było.
Te straszne, ciemne postaci okrążają mnie i oczywistą rzeczą jest, że przybyły tylko w jednym celu: zabrać mnie ze sobą. Prawdopodobnie nie macie wyobrażenia, jaka to była trwoga, okropny strach, do tego stopnia, że w tej sytuacji na nic mi się zdał mój intelekt, wiedza, moje akademickie tytuły i ukończone kształcenie zawodowe. Były całkowicie bez wartości. Te grzechy wciągają więc nas w głąb, w dół, do „ojca kłamstwa”. Ale gdy my nieudacznicy przynosimy Bogu nasze grzechy w sakramencie pokuty i pojednania, wtedy to On płaci cenę. On zapłacił ją na krzyżu Swoją własną Krwią i życiem. I On ponownie płaci za każdym razem, gdy grzeszymy. Zniósł dla nas potworne męki, które sobie sami zgotowaliśmy i które były zobowiązaniem wobec właściciela grzechów (Szatana). Zostaliśmy odkupieni przez Jezusa Chrystusa. Mamy więc prawo do Jego Królestwa, Jego życia, gdyż uczynił nas „Dziećmi Bożymi”.
I oto przybyły te ciemne istoty, by zainkasować swoją własność – mnie…
Widziałam, jak wychodzą ze ścian i wkraczają do sali. Mnóstwo istot, które nagle stanęły wokół mnie. Na zewnątrz wyglądały początkowo normalnie, ale spojrzenie każdej było pełne nienawiści, pełne diabelskiej nienawiści. I były takie bezduszne, wewnętrznie wypalone. Moja dusza wzdrygała się i drżała, i natychmiast zrozumiałam, że były demonami. Zrozumiałam, że były tu z mojego powodu, bo byłam im coś winna, grzech bowiem nie jest czymś gratis. To jest największa podłość i kłamstwo diabła, że wmawia ludziom, że w ogóle nie istnieje. To jego strategia; pó?niej ten kłamca może robić z nami wszystko, co chce. I oto z przerażeniem zrozumiałam: Oh, istnieją! I zaczęły mnie okrążać, chciały mnie dorwać. Możecie sobie wyobrazić moje przerażenie? Mój strach, ten terror?!
Na nic mi się zdała moja wiedza, rozum i pozycja społeczna. Zaczęłam tarzać się po ziemi, rzucać się na moje ciało, ponieważ chciałam uciec do niego ale ono już mnie nie wpuszczało; to napawało mnie przerażającym strachem. Zaczęłam biec i uciekać. Nie wiem jak, ale przedarłam się przez ścianę sali operacyjnej. Nie chciałam nic innego jak tylko uciec, ale gdy przeszłam przez ścianę, trafiłam w próżnię. Zostałam zaciągnięta w jeden z tych tuneli, które nagle pojawiły się i prowadziły w dół. Na początku było jeszcze trochę światła, przypominało wosk pszczeli. I roiło się tu jak w ulu, tak wielu ludzi tu było. Dorośli, starcy, mężczy?ni, kobiety krzyczący głośno, przenikliwie zgrzytający zębami. Byłam wciągana coraz głębiej i zmierzałam nieprzerwanie w dół, mimo że ciągle starałam się stamtąd wydostać. Światło stawało się coraz bardziej skąpe, a ja leciałam tym tunelem, aż stało się niezwykle ciemno. Bezbronna zapadłam w tę ciemność, której nie da się z niczym porównać. Najciemniejsza ciemność tej ziemi jest przy tym jasnym południem. Ale tamtejsza ciemność zadaje straszne cierpienia, horror i wstyd. I strasznie śmierdzi. To żywa ciemność, tam nic nie jest martwe lub nieruchome. Po tym jak bezradna i bezbronna przemierzyłam te tunele, dotarłam niespodziewanie na równe podłoże. Byłam w tym momencie całkowicie zrozpaczona, ale i ogarnięta silną wolą ucieczki. Była to ta sama silna wola co wcześniej, by osiągnąć coś w życiu, co teraz było dla mnie bez znaczenia, gdyż teraz byłam tutaj i nie mogłam się uwolnić. Nic mi nie pozostało z wielkich wyobrażeń i marzeń, które wcześniej miałam. Nagle stałam się całkiem mała, maleńka.
Wtedy nagle ujrzałam, że podłoże otwarło się. Wyglądało jak wielka gęba, jak przera?liwie wielki pysk, otchłań. Podłoże żyło, trzęsło się!!! Czułam się strasznie pusta, a pode mną była ta napawająca strachem, przerażająca otchłań, której po prostu nie mogę opisać ludzkimi słowami. Najgorsze było to, że nie czuło się tutaj nic z obecności i miłości Boga; tutaj nie było niczego, ani promyka nadziei. Ta dziura miała coś w sobie, co mnie nieodparcie wsysało w dół. Krzyczałam jak szalona. Śmiertelnie przestraszyłam się, gdy zauważyłam, że nie mogłam zapobiec upadkowi, że nieprzerwanie wciągana byłam w dół. Wiedziałam, że jeśli spadnę, to nigdy stamtąd nie wrócę i że bez końca będę spadać coraz głębiej i głębiej. To była śmierć mojej duszy, duchowa śmierć mojej duszy, bezpowrotnie zatraciłabym się.
W czasie tego przerażającego horroru, na skraju przepaści, poczułam nagle jak św. Michał Archanioł chwycił mnie za stopy. Moje ciało wpadło do tej dziury, ale ja przytrzymywana byłam za stopy. To była chwila strasznego bólu i potwornego strachu. Gdy tak wisiałam nad przepaścią, skąpe światło, które miałam jeszcze w swojej duszy, zirytowało demony i wszystkie te stwory rzuciły się na mnie. Te okropne kreatury przypominały larwy, krwiopijców, chcących ostatecznie ugasić we mnie owe światło. Wyobra?cie sobie moje obrzydzenie i przerażenie, gdy ujrzałam siebie pokrytą tymi odrażającymi kreaturami. Krzyczałam, wrzeszczałam jak szalona. Te istoty paliły. O moi bracia i siostry, chodzi o żywą ciemność, to nienawiść pali, połyka nas, ograbia i wysysa. Nie ma takich słów, które oddałyby ten horror.
Dusze Czyśćcowe
Musicie wiedzieć, że byłam bezbożniczką, w praktyce ateistką. Nie wierzyłam już w istnienie diabła, a tym samym w istnienie Boga. Tutaj jednakże – w tych okolicznościach – zaczęłam krzyczeć: „O wy Biedne Dusze Czyśćcowe, proszę was, wyciągnijcie mnie stąd, wydostańcie mnie. Proszę, pomóżcie mi!”
Gdy tak krzyczałam, przepełnił mnie dotkliwy ból. Wówczas zauważyłam, jak miliony, wiele milionów ludzi płakało i szlochało. Ujrzałam nagle, że były tu niezliczone rzesze ludzi, młodych, przede wszystkim młodych osób, wszyscy pośród niewymownych cierpień. Pojęłam, że w tym strasznym miejscu, w tym bagnie pełnym nienawiści i cierpienia zgrzytali zębami, i wydawali z siebie takie ryki i wrzaski z bólu, że przyprawiało mnie to o dreszcze, czego nigdy nie zapomnę. Macie pojęcie? To jest nieobecność Boga, to są grzechy, to ich konsekwencje. Macie pojęcie, czym jest grzech? To całkowite przeciwstawienie się Bogu, który jest nieskończoną miłością. Grzech jest czymś tak przerażającym, że ma takie szalone skutki. A my żartujemy sobie z tego. Żartujemy z grzechu, piekła i demonów. Jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, co robimy.
Od tamtego przeżycia upłynęły lata, ale zawsze gdy o tym myślę, płaczę z powodu cierpień tych wielu ludzi. To byli samobójcy, którzy w momencie rozpaczy zabili się a teraz byli pośród tych mąk i katuszy; otoczeni przez te okropne stwory, okrążeni przez demony, które ich męczyły. Najgorsze w tej całej torturze była nieobecność Boga, jego kompletna nieobecność, bo tam nie czuje się Boga.
Zrozumiałam, że ci, którzy odbierają sobie życie, muszą tam tak długo pozostać, tyle lat, ile musieliby żyć na ziemi. Samobójstwem naruszyli porządek Boga, dlatego demony miały do nich dostęp. Dusze Czyśćcowe zazwyczaj są uchronione od wszelkiego wpływu Zła, są już świętymi Boga i nie mają już nic wspólnego z demonami. Mój Boże, tak wielu biednych ludzi, szczególnie młodych, tak wielu, wielu, płaczących, cierpiących niewymownie. Gdyby wiedzieli, co ich czeka po samobójstwie, z pewnością pogodzili by się z karą więzienną, niż z czymś takim.
Wiecie jakie dodatkowe cierpienia muszą znosić?
Muszą przyglądać się, jak ich rodzice czy najbliżsi, którzy jeszcze żyją, cierpią z ich powodu, znoszą hańbę, wpędzają się w kompleksy winy: gdybym go wychował surowiej, gdybym go ukarał, albo: gdybym go ukarał, gdybym mu powiedział, gdybym zrobił to czy tamto i na odwrót.. Te wyrzuty sumienia są przytłaczające i bolesne, stanowią piekło na ziemi. Konieczność przyglądania się temu cierpieniu ich najbliższych sprawia im największy ból. Jest to dla nich największa męka, z której cieszą się demony i pokazują im wszystkie te sceny: Popatrz, jak twoja matka płacze. Popatrz jak twój ojciec płacze, jak są zrozpaczeni, przepełnieni strachem, jak się obwiniają, jak dyskutują i nawzajem się oskarżają. Popatrz na cierpienia, jakie im zadałeś. Spójrz, jak teraz buntują się przeciw Bogu. Spójrz na swoją rodzinę – wszystko to twoja wina!
Te biedne dusze potrzebują przede wszystkim tego, aby ci, którzy pozostali na ziemi, zaczęli lepsze życie, zmienili swoje życie, spełniali dzieła miłości, odwiedzali chorych. I aby zamawiali Msze Święte za zmarłych oraz sami w nich uczestniczyli. Dusze te miałyby z tego wiele dobrego i czerpałyby pociechę. Dusze, które są w Czyśćcu nic nie mogą dla siebie zrobić. Nic, zupełnie nic. Ale Bóg może uczynić coś poprzez niezmierzone łaski Ofiary Mszy Świętej. Powinniśmy im tym sposobem pomóc.
Ja, przepełniona strachem, pojęłam teraz, że dusze te nie mogły mi pomóc. W obliczu tego strachu i paniki ponownie zaczęłam wołać: „Kto się pomylił? To musi być jakiś błąd! Spójrzcie, jestem święta, wszyscy nazywali mnie w moim życiu świętą. Nigdy nie kradłam i nigdy nie zabiłam. Nikomu nie zadałam cierpień. Zanim zbankrutowałam, za darmo leczyłam zęby i często nie żądałam pieniędzy, gdy nie mogli mi zapłacić. Robiłam paczki dla biednych.. Co ja tu robię? Domagałam się moich ‘praw’! Ja, która przecież byłam taka dobra, która powinnam trafić prościutko do nieba. Co tu robię? Chodziłam w każdą niedzielę na Mszę Świętą, mimo że podawałam się za ateistkę i nie zważałam na to, co mówił ksiądz. Nigdy nie opuściłam Mszy Świętej. Jeśli w całym moim życiu nie było mnie na niej pięć razy, to tylko tyle, nie więcej. Co ja tutaj zatem robię?? Uwolnijcie mnie stąd! Wyciągnijcie mnie stąd!”
Krzyczałam i wrzeszczałam, pokryta tymi ohydnymi stworzeniami, które się mnie uczepiły.
„Jestem wyznania rzymsko-katolickiego, jestem praktykującą katoliczką, proszę, uwolnijcie mnie stąd!”
Ujrzałam moich rodziców
Podczas gdy moje ciało na ziemi znajdowało się w śpiączce, gdy tak krzyczałam, że jestem katoliczką, ujrzałam małe światło – i wiedzcie, tylko malutkie światełko w tej nieprzeniknionej ciemności jest czymś wspaniałym, gdy znajdujecie się w takiej absolutnej, nie dającej się opisać ciemności. Jest to najlepsze, co może się Wam w tej sytuacji przytrafić. To największy prezent, o którym można pomarzyć i na którego otrzymanie nie ośmielacie się mieć nadziei. Nad tą niesamowitą i mroczną dziurą widzę kilka stopni, spoglądam w górę i zauważam tam mojego ojca. Umarł 5 lat przed tym wydarzeniem. Stał prawie na skraju tej przepaści. Miał trochę więcej światła niż ja tam na dole. Kilka stopni wyżej zobaczyłam moją matkę, która miała więcej światła. Była zatopiona jakby w modlitwie, w takiej postawie modlitewnej. Gdy ujrzałam ich oboje, wypełniła mnie taka radość, tak wielka, że nie mogąc się opanować zaczęłam wołać: „Tato! Mamo! Jakże się cieszę, że was widzę. Proszę, wyciągnijcie mnie stąd! Proszę was z całego serca, wyciągnijcie mnie stąd! Wydostańcie mnie stąd!”
Gdy skierowali swój wzrok na mnie i mój tata zobaczył mnie w tej beznadziejnej sytuacji, powinniście byli widzieć ten wielki ból, który mogłam wyczytać z ich twarzy. Po tamtej stronie natychmiast widzi się takie rzeczy, ponieważ każdego rozpoznaje się do głębi. Tak więc spojrzałam się na nich i natychmiast poczułam ogromny smutek i cierpienie, jakie czuli moi rodzice widząc mnie w takim stanie. Mój tata zaczął gorzko płakać, zasłonił twarz rękami i lamentował: „Moja córko! Moja córeczko!” A moja matka dalej modliła się, i tak oto zdałam sobie sprawę, że moi rodzice nie mogli mnie stąd wydostać. Przy tym wszystkim wielkim cierpieniem było dla mnie to, że moją sytuacją przyczyniłam się do tego, że także tam, gdzie byli, musieli dodatkowo znosić mój ból.
Eutanazja
Ponownie z całej siły zaczęłam krzyczeć: „Wydostańcie mnie stąd! To musi być jakaś pomyłka. Kto jest za nią odpowiedzialny? Wyciągnijcie mnie stąd!” W tej chwili, gdy tak krzyczałam, moje ciało znajdowało się na ziemi w śpiączce. Byłam podłączona do wielu aparatur. Byłam w agonii. Umierałam. Moje płuca nie pracowały, nerki już nie funkcjonowały, „żyłam” jeszcze, gdyż byłam podłączona do urządzeń, i ponieważ moja siostra, która także jest lekarzem, nalegała, aby nie odłączano mnie od nich. Powiedziała do opiekujących się mną lekarzy i pielęgniarek: „Nie jesteście Bogiem!”
Lekarze bowiem uważali, że nie opłaca się kontynuować intensywnej terapii. Rozmawiali już z moimi bliskimi i przygotowywali ich na to, że umrę. Mówili, że powinni pozwolić mi umrzeć w spokoju, ponieważ leżałam w agonii. Moja siostra jednakże nie ustępowała. Widzicie tu ten kontrast? W moim życiu zawsze broniłam eutanazji, tak zwane prawo do „godnej śmierci”.
Moja siostra tylko dlatego mogła przy mnie być, ponieważ sama była lekarzem. Przez cały czas trwała przy mnie. I wyobra?cie sobie: w momencie, gdy moja dusza była po drugiej stronie i widziałam rodziców, i krzyczałam z całych sił do nich, moja siostra usłyszała całkiem wyra?nie, jak wołałam do moich, naszych, rodziców, ciesząc się z tego, że przybyli, aby mnie wydostać… Moja siostra jednakże ?le zinterpretowała to wołanie. Prawie umarła ze strachu, kiedy usłyszała moje krzyki - naprawdę usłyszała je wyra?nie przy moim łóżku. Dla niej oznaczały to, że ostatecznie odejdę z tego świata. Krzyknęła: „Moja siostra umarła! Przegrała walkę.”
Egzamin
Od nowa zaczęłam krzyczeć: „Nie rozumiecie! Wyciągnijcie mnie stąd, jestem bowiem katoliczką! To wszystko musi być jakimś nieporozumieniem, pomyłką! Któż się tam pomylił! Proszę, wyciągnijcie mnie stąd!” I gdy tak rozpaczliwie krzyczę, nagle słyszę głos, tak słodki i miły głos, niebiański głos. Słysząc go moja cała dusza drży z radosnego podniecenia. Wypełnia się głębokim pokojem i nieobrażanym uczuciem miłości. A wszystkie te ciemne postaci błyskawicznie odstępują przerażone, nie mogą bowiem przeciwstawić się owej miłości. Tego pokoju też nie mogą znieść. Ów niesamowity pokój powraca do mnie i słyszę, jak czarujący głos mówi do mnie:
„No dobrze, jeśli naprawdę jesteś katoliczką, z pewnością możesz Mi powiedzieć, jak brzmi ‘Dziesięć Przykazań Bożych’!”
Co za nieoczekiwane wyzwanie dla mnie. Mam się teraz ośmieszyć. Sama sobie zastawiłam tę pułapkę moim krzykiem i deklaracją. Cały świat ma teraz dowiedzieć się o mojej niesłowności i moim kłamliwym wyznaniu. Jaka straszna perspektywa dla mnie. Możecie to sobie wyobrazić? Wiedziałam, że było Dziesięć Przykazań. Nic więcej. Nic, zupełna ciemnota. Rany, jak ja się z tego wyplączę? Co mam teraz zrobić? Tylko nie się nie poddawaj, jakoś to będzie!
Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej...
Moja matka zawsze mówiła o pierwszym przykazaniu miłości. Nareszcie jej słowa mają jakąś wartość dla mnie. Jej ciągłe napomnienia i pouczenia nie były więc nadaremne. Wybiła zatem godzina, by udowodnić, jaką to jestem grzeczną i posłuszną córeczką. Moja mama ucieszy się z tego. Przekonajmy się, czy z tą szczątkową wiedzą dam sobie radę, nie ujawniając mojej pozostałej ignorancji. Myślałam, że ze wszystkim sobie poradzę, tak jak to było w moim życiu. Miałam zawsze najlepsze wymówki i zawsze mogłam się ze wszystkiego wykaraskać. Zawsze tak się usprawiedliwiałam i broniłam, że po prostu nikt nie zauważał tego, czego nie wiedziałam i nie potrafiłam. Tak oto wyobrażam to sobie teraz i zaczynam po prostu mówić: „Pierwsze przykazanie brzmi: Kochaj Boga ponad wszystko, a bli?niego swego jak siebie samego…!” I słyszę odpowied?: „Doskonale!” Zaraz po tym ten miły głos mówi: „A ty? Kochałaś swoich bli?nich?” Odpowiadam prędko: „Tak, tak, kochałam ich; tak, naprawdę ich kochałam. Tak, kochałam ich!” Z drugiej strony dochodzi do mnie: „Nie!” Krótkie, krystalicznie czyste ‘nie!’. Słuchajcie teraz, proszę, uważnie! Gdy usłyszałam to ‘nie’, trafił mnie jakby piorun, wtedy dopiero tak naprawdę poczułam uderzenie pioruna. To było jak szok, byłam jak sparaliżowana.
A głos mówił dalej: „Nie, nie kochałaś swego Boga ponad wszystko! A jeszcze mniej kochałaś swego bli?niego jak siebie samą! Ulepiłaś sobie własnego Boga. Utworzyłaś go sobie tak, jak ci akurat pasowało. Tylko momentami dawałaś swemu Bogu miejsce w życiu, gdy byłaś w największej potrzebie. Był twoim przyciskiem alarmowym! Rzucałaś się na ziemię przed Nim, gdy byłaś jeszcze biedna, gdy twoja rodzina żyła w prostych warunkach, a ty koniecznie chciałaś mieć wykształcenie zawodowe i pozycję społeczną. Tak, wówczas modliłaś się każdego dnia i spędziłaś na tym wiele czasu. Wiele godzin błagałaś Pana, prosiłaś Go na kolanach. Bezustannie prosiłaś o to, by uwolnił cię z nędzy, by umożliwił ci wykształcenie zawodowe i aby pozwolił ci być kimś poważanym w społeczeństwie. Kiedy byłaś w potrzebie, chciałaś po prostu pieniędzy. ‘Odmówię zaraz różaniec, Panie, ale nie zapomnij dać mi pieniędzy!’ – tak wyglądało wiele twoich modlitw! I to była twoja relacja z Bogiem! Tak obchodziłaś się ze swym Bogiem, i według własnych wyobrażeń przyznawałaś Mu miejsce w swoim życiu!”
To prawda, w taki sposób traktowałam Pana Boga w moim życiu. To smutna prawda, której nie mogę upiększyć ani jej zaprzeczyć. Mogę dodać jeszcze, że Bóg był dla mnie swego rodzaju bankomatem. Wrzucałam „różaniec” i musiała wtedy wysypać się pewna suma pieniędzy. Taka była moja relacja z Bogiem.
Pokazano mi to i zdałam sobie z tego sprawę. Gdy tylko Pan pozwolił mi otrzymać dobre wykształcenie zawodowe, gdy tylko sprawił, że znaczyłam coś w społeczeństwie, że byłam kimś, gdy tylko pozwolił na wzbogacenie się, tak że mogłam sobie na wiele pozwolić, nagle Bóg stał się nieważny dla mnie. Zaczęłam być zarozumiała – zarozumiałość to bardzo niebezpieczny odcinek na drodze życia! Moje ego stało się gigantyczne! Nie byłam zdolna nawet do najmniejszego odruchu miłości, ani do wdzięczności dla Pana! Być wdzięczną! Nigdy, przenigdy! Niby czemu! Przecież sama wszystko osiągnęłam! Stałam się ‘kimś’. Ja sama osiągnęłam wszystko to, o czym marzyłam. Byłam całkowicie ślepa, nie mogłam już przypomnieć sobie swoich próśb i błagań! Niemożliwością było dla mnie powiedzieć: „Panie, dziękuję za kolejny dzień, który mi darujesz! Dziękuję za moje zdrowie! Dziękuję Ci za życie i zdrowie moich dzieci. Dziękuję Ci za to, że mamy dach nad głową; pomóż również biednym ludziom, którzy są bezdomni i nie wiedzą, czym się dziś pożywią! Daj im przynajmniej coś do jedzenia; nie pozostawiaj ich samych; wspomóż ich!” – nic z tego wszystkiego nie mogłam powiedzieć. Nie byłam do tego zdolna. Nie myślałam też o tym. Byłam totalnie skupiona na sobie. Moje ‘ja’ wystarczało mi. I tak oto byłam najbardziej niewdzięczną istotą, jaką tylko można sobie wyobrazić. Co więcej, ponieważ nie byłam zdolna do okazania wdzięczności, nawet gardziłam Bogiem i wystawiałam Go na pośmiewisko.
Ezoteryka – Reinkarnacja
Bardziej niż w Niego wierzyłam w Merkurego, Wenus i inne ciała niebieskie. Amulety były dla mnie ważniejsze niż Pan. Byłam zaślepiona astrologią oraz czytaniem z gwiazd i rozpowiadałam wokół, jak to gwiazdy wpływają na moje życie i pozytywnie je kształtują. Astrologia to jedna z rys w naszym duchowym życiu, na które nie zwracamy uwagi. I gdy pó?niej zauważamy, jak jesteśmy zaplątani w te sztuczki, będące również demonicznego pochodzenia, wówczas jest już zwykle za pó?no, by się z tego wyrwać. Zaczęłam wtedy ulegać modnym trendom ducha czasów. Wszystkie nauki – nawet jeśli były wytworem chorych umysłów – były dla mnie bardziej interesujące niż Radosna Nowina Pana. To wszystko było o wiele bardziej na czasie niż święte pisma i dwutysiącletnia nauka Kościoła Katolickiego. Zaczęłam toteż wierzyć w to, że się po prostu umiera i potem zaczyna się żyć od nowa. Reinkarnacja była dla mnie wygodną nauką, wypełniającą moje pozbawione wiary życie. Wdzięczność dla mojego Stworzyciela była czymś obcym. Po prostu nigdy o tym nie myślałam. Łaska była słowem, które wykreśliłam z mojego słownika – była dla mnie obcym pojęciem, którego znaczenia kompletnie zapomniałam i nie potrzebowałam już dla mojego stylu życia. A już zupełnie nie byłam świadoma tego, że Pan zapłacił za mnie wysoką cenę, że i ja zostałam odkupiona ceną Jego Przenajdroższej Krwi. Wszystko to stało mi się jasne podczas egzaminu z Dziesięciu Przykazań - dzięki słowom i pytaniom tego niebiańskiego głosu. Teraz ujrzałam to wszystko całkiem wyra?nie. Ślepota została jakby zmyta.
Sprawdzają mnie i chcą wiedzieć, co wiem o Dziesięciu Przykazaniach. I pokazują mi, że udawałam, że wmawiałam sobie, że czczę Boga; że kocham Pana. Uderzają we mnie moimi własnymi słowami. Co ma to znaczyć? Mam być po prostu odesłana do diabła, do piekła?
Gdy pewnego razu przyszła do mego gabinetu miła kobieta, by okadzić moje pomieszczenia swoją mieszanką z ziół, spryskać esencjami na szczęście i odprawić rytuał odpędzania nieszczęść, powiedziałam do niej: „Nie wierzę w takie bzdury. Ale niech pani to zrobi, nigdy nie wiadomo. Jeśli nie zaszkodzi, to tylko wyjdzie na dobre!”
I tak oto wypowiedziała magiczne zaklęcia i rozpyliła swoje eliksiry, by w ten sposób wypełnić pomieszczenia szczęściem i dobrym samopoczuciem. Pozwoliłam, aby ta prymitywna magia i te przeciwstawiające się mojej nauce zabobony więcej miały wpływu na moje życie, niż Pan i Jego Radosna Nowina.
W moim gabinecie ukryłam – w kącie, aby nikt nie widział, aby nie zauważyli moi pacjenci – mięsisty liść rośliny ‘aloe vera’, o której mi opowiedziano, że wypędza złą energię z pomieszczeń.
Pomyślcie, na jakie manowce zeszłam! Dowiedzieliście się, jaka nauka zamiast prawdziwej nauki wypełniła moje życie. Jest to hańbą i wstydzę się dziś tego. W rzeczywistości takie było moje ówczesne życie!
A teraz kontynuują analizę mojego życia na podstawie „Dziesięciu przykazań Bożych”. Przy tym wskazują całkiem dokładnie na to, jak się zachowywałam wobec mojego bli?niego. Jakże często wołałam do Pana, że Go kocham, zanim się odwróciłam od Niego, mojego Boga. Zanim zaczęłam błądzić po drogach ateizmu i przyjmować fałszywe nauki, często mówiłam Panu: „Mój Panie i mój Boże, kocham Cię!”
Ja i mój bli?ni
Tym językiem, którym tak chwaliłam i wychwalałam Pana, tym językiem i tymi samymi ustami krzywdziłam ludzi i przeklinałam ich. Krytykowałam wszystko i wszystkich. Nic mi nie odpowiadało. Wskazywałam palcem na cały świat i obwiniałam. Tylko na siebie nie wskazywałam, siebie nie obwiniałam! Byłam przecież „świętą Glorią”, tą „dobrą”, „kochaną” i „piękną”.
I jakże się napuszałam, gdy mówiłam, że kocham Boga; jednocześnie byłam zazdrosna, nieznośna i ani trochę wdzięczna! Nigdy nie okazywałam moim rodzicom i rodzinie wdzięczności za wszystkie trudy, miłość, wyrzeczenia, które brali na siebie, by umożliwić mi dobre wykształcenie zawodowe, by widzieć, jak awansuję społecznie, by mnie wspierać.
Do tego dochodzi jeszcze to, że skoro tylko ukończyłam studia, skoro tylko wspięłam się po drabinie kariery, wówczas moi rodzice i rodzina nie byli dla mnie ważni. Nawet ci, którzy wspierali mnie wszystkimi możliwymi środkami, stali się dla mnie kimś mało znaczącym. Tak, doszło nawet do tego, że wstydziłam się swojej matki. Wstydziłam się jej, ponieważ pochodziła z prostej rodziny i żyła w nędznych warunkach.
Ja i moja rodzina
Po tych wynikach mojego egoistycznego stylu życia ukazują mi jeszcze podczas tego egzaminu z Dziesięciu Przykazań Bożych to, że nie spisałam się również jako żona. Całkowicie nie tak, jak Bóg spodziewa się po chrześcijańskiej małżonce.
Jaką byłam żoną? Jaka byłam? Cały dzień tylko narzekałam - już od momentu wstania z łóżka. Mój mąż witał mnie serdecznymi słowami: „Dzień dobry!” A ja na to: „To ma być dobry dzień? Wyjrzyj przez okno! Znowu pada!” Umiałam zawsze odparować i skrytykować; byłam w złym humorze. Nikt nie mógł mi dogodzić. Szukałam wszędzie dziury w całym i od razu zaczynałam się z tego powodu denerwować. Nie tylko wobec męża, ale także wobec dzieci zachowywałam się w ten sam nieznośny i niesprawiedliwy sposób.
Podczas tego egzaminu ukazano mi również, że nigdy nie okazywałam szczerego uczucia miłości czy prawdziwego współczucia dla moich bli?nich, moich braci i sióstr poza rodziną. Pan powiedział mi: „Po prostu nigdy o nich nie myślałaś!” Ujrzałam mnóstwo chorych i samotnych i zaczęłam lamentować:
„O Panie, jakże są biedni, opuszczeni, ci chorzy ludzie. Nikt nie troszczy się o nich! Udziel mi tej łaski, bym poszła do nich i odwiedziła ich, pocieszyła i dotrzymała towarzystwa. Także te liczne dzieci, które nie mają już matki, te małe sieroty, o Panie, jakie cierpienia muszą znosić w swoim młodym wieku.”
Im więcej widziałam i im dalej postępował egzamin, tym wyra?niej widziałam przed sobą moje skamieniałe serce. Musiałam stwierdzić, iż było dla mnie niczym potwór w moim wcześniejszym stylu bycia. Wszystko było tak jasne i jednoznaczne, że w żaden sposób nie mogłam wybrnąć z opresji, do czego zazwyczaj byłam przyzwyczajona. Mówiąc wprost, krótko i treściwie: W tym egzaminie z „Dziesięciu Przykazań Bożych” całkowicie poległam. Z tym moim minionym życiem nie miałam szansy na zdanie go.
To było niewyobrażalnie straszne! W moim minionym życiu żyłam w ogromnym chaosie. Nie było już żadnego porządku, jaki jest nadany stworzeniom. Co z tego, że nikogo nie zamordowałam? Opowiem Wam jeszcze jeden przykład:
Bardzo często dawałam w darze wielu potrzebującym ludziom towary, artykuły spożywcze, ubrania i wiele innych rzeczy. Ale nigdy nie dawałam im tego z bezinteresownej miłości, lecz by mieć poważanie, by pokazać, jaka to ja jestem dobra, by wywrzeć na nich wrażenie, i by w naszym społeczeństwie stworzyć sobie dobry wizerunek. A ponieważ byłam bardzo bogata, chciałam ukazywać ludziom, jaka to jestem dobra i wspaniałomyślna. Powinni strzępić sobie języki z powodu tej mojej wspaniałomyślności, zazdrościć mi i podziwiać. I ponieważ byłam taka bogata, moimi prezentami i wspaniałomyślnością chciałam kierować ich potrzebami oraz nędzą i czerpać jeszcze z tego korzyści. I tak oto mówiłam: „Spójrz, daję ci to i tamto (w zależności od tego, co mi się akurat nawinęło pod rękę albo co mi zbywało), ale za to proszę cię, bąd? tak dobra i pójd? zamiast mnie na wywiadówkę do szkoły moich dzieci i zastąp mnie tam, ponieważ ja nie mam niestety czasu, by iść na to zebranie, gdzie zawsze sprawdzana jest obecność.” W ten sposób wprawdzie rozdawałam wokół mnóstwo rzeczy, ale każdy dar związany był z pewnymi warunkami albo żądaniami. Owinęłam sobie ludzi wokół palca. Manipulowałam nimi i byli ode mnie zależni. Ponadto podobało mi się niezmiernie, gdy widziałam, jak rzesza ludzi podążała za mną i opowiadała za moimi plecami, jaka to ja jestem wspaniałomyślna, dobra i święta. Tak oto stworzyłam sobie w społeczeństwie imponujący wizerunek. Nikt nie wiedział, że był kłamliwy i że nie odpowiadał rzeczywistości. Podczas tego mojego egzaminu wszystko wyszło na jaw. Powiedziano mi: „Jedynym Bogiem, którego czciłaś, były pieniądze. Tym swoim bożkiem sama się potępiłaś! Z powodu twojego boga pieniędzy i samych pieniędzy spadłaś do otchłani. I tak oto sama oddalałaś się coraz dalej od Boga.”
Tak było, przez pewien czas mieliśmy dużo pieniędzy, pó?niej jednak zbankrutowaliśmy. Utonęliśmy w długach - mieliśmy niewiarygodnie wiele długów. Pieniądze całkowicie się nam skończyły, nie mieliśmy już nic.. I gdy wypomnieli mi te pieniądze, po prostu krzyknęłam: „O jakich pieniądzach mówicie, na ziemi zostawiłam przecież masę problemów i długów” … więcej nie mogłam już powiedzieć…
Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno
Gdy robili mi wymówki z powodu drugiego przykazania, ujrzałam w pełnym świetle, jak będąc dzieckiem nauczyłam się, że kłamstwa są doskonałym środkiem uniknięcia kar mojej matki, które czasami mogły być bardzo surowe i dotkliwe. W ten oto sposób zaczęłam kroczyć drogą ojca wszelkiego kłamstwa, Szatana. Stał się moim towarzyszem, a ja wielką kłamczynią. Zaprawiałam się w tej sztuce kłamania; byłam coraz to doskonalsza. Wraz z tym, jak wielkie i perfidne stawały się moje grzechy, powiększały się moje kłamstwa; stawały się coraz większe oraz bezwstydne.
Widocznie chciałam udowodnić samej sobie, do jakiego mistrzostwa w tej dyscyplinie kłamania mogłam dojść. Kłamstwa stawały się coraz bardziej wymyślne i pogrążałam się w nich – podobnie jak w długach.
Grzech kłamstwa osiągnął swój punkt kulminacyjny w przypadku sacrum i samego Boga. Zauważyłam, że moja mama miała głęboki szacunek dla Pana. Dla niej Imię Pańskie było czymś godnym czci, czymś świętym. Przemyślałam sobie to dobrze i pomyślałam, że to najlepsza broń dla mnie. Tak oto miałam kontrolę nad moją matką. W ten sposób zaczęłam przysięgać na Boga w każdej drobnostce, by zatuszować moje kłamstwa.
Wymawiałam Imię Boże lekkomyślnie i bezpodstawnie. Mówiłam na przykład do mamy: „Mamo, na Rany Chrystusa przysięgam ci, że…” lub „Mamo, przysięgam na Boga, zapewniam cię itd. Itp..”. Tak oto dzięki tym wiarygodnie spreparowanym kłamstwom wymigiwałam się od dobrze zasłużonych kar mojej matki.
Czy możecie sobie wyobrazić, że dla moich kłamstewek, małych świństewek, tego błota, w którym czułam się tak dobrze, nadużywałam Najświętszego Imienia Boga i przez to także Jego wciągałam w to błoto, ponieważ ja sama tkwiłam po szyję w owym szambie grzechów.
Moi drodzy bracia i siostry, dzięki temu doświadczeniu, o którym teraz właśnie mówię, nauczyłam się i doświadczyłam na własnej skórze, że słowa i zdania, które wychodzą z naszych ust, i które często tak lekkomyślnie i bez zastanowienia wypowiadamy, nie idą na wiatr i nie przepadają. Nie, pozostają często rzeczywistością, która nas pó?niej dogoni i kłamstwa niczym bumerang powrócą do nas, a mówiąc dobitniej, spadną na nas.
Może zjeżą Wam się włosy na głowie, gdy opowiem wam następującą rzecz; nie raz, a bardzo często, kiedy moja matka była naprawdę nieugięta i po prostu nie chciała mi wierzyć, mówiłam do niej:
„Mamo, niech mnie piorun trzaśnie, jeśli kłamię. Mówię ci całą prawdę!”
Te moje częste zapewnienia popadały w zapomnienie i nikt nie myślał już o nich. Ale teraz popatrzcie, jedynie dzięki Miłosierdziu Boga stoję przed Wami, bo w rzeczywistości uderzył we mnie piorun, przeszedł praktycznie przez całe moje ciało, przedzielił mnie praktycznie na dwie części i całkowicie spalił.
Ukazano mi w zaświatach, jak to ja, która tak pięknie podawałam się za katoliczkę, nie dotrzymywałam słowa, byłam gołosłowna i dla moich niecności nadużywałam zawsze Najświętszego Imienia naszego Pana.
Byłam pod wrażeniem, jak Pan znosił wszystkie te straszne i okropne czyny, i jak równocześnie wszystkie stworzenia rzuciły się na ziemię w geście imponującej adoracji i czci. Widziałam Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Bożą u stóp Pana w adoracji. Modliła się za mnie i błagała Go. A ja, wielka i podła grzesznica, przebywając w moim bagnie byłam z Panem na ‘ty’. Ja, która rzekomo byłam taka dobra i miałam tak dobrą reputację, którą sobie przecież kupiłam moimi manipulacjami. Ujrzałam siebie, jak to często buntowałam się przeciw Panu, jak to byłam wściekła na Niego, zwymyślałam Go i także przeklinałam. Świadomość mojej przeszłości i jasne jej widzenie było dla mnie nie tylko wstydem, ale i nieznośnym oraz bolesnym doświadczeniem.
Pamiętaj, abyś dzień święty święcił
Była to dla mnie straszna chwila, gdy podczas egzaminu z Dziesięciu Przykazań Bożych, przyszła kolej na przykazanie święcenia dnia Pańskiego i świąt.
Ogarnął mnie nieznośny ból. Głos powiedział mi jasno i wyra?nie, że codziennie do 4-5 godzin zajęta byłam swoim ciałem, moim wyglądem, moją rzekomą urodą, i przy tym nie poświęciłam nawet 10 minut na to, by okazać Panu swą miłość i wdzięczność, by pomodlić się do Niego. Tak, często było nawet tak, że gdy obiecałam Mu różaniec, odmawiałam go zazwyczaj w pośpiechu i stresie. Bywało przy tym, że mówiłam: „Jak dobrze się składa. W czasie reklamy podczas mojej ulubionej telenoweli mogę odmówić różaniec.”
I ukazane mi zostało na tamtym świecie, jak niewdzięczna zawsze byłam wobec mojego Pana, nigdy nie przyszło mi na myśl, by podziękować Mu, mojemu Stworzycielowi i Zbawicielowi. Stało mi się jasne, jakie miałam wymówki, gdy z lenistwa nie chciałam iść na Mszę Świętą.
„Mamo, skoro Bóg jest wszędzie i jest wszechobecny, dlaczego więc koniecznie muszę iść do Kościoła, by tam Go spotkać?”
Łatwo i wygodnie było mi tak mówić. A głos ponownie wypomniał mi, że kazałam czekać Bogu każdego dnia 24 godziny, i że przez cały czas nie pomyślałam o Nim. Nie modliłam się do Niego i ani razu nie poszłam do Niego w niedzielę, by Mu podziękować, wyrazić wdzięczność, okazać mą miłość, przynajmniej w dniu Pańskim. Po prostu było to dla mnie zbyt wiele. Byłam zbyt dumna i do tego napuszona.
Najgorsze w moim przypadku było to, że wizyta w kościele była dla mojej duszy jak wizyta w restauracji. Moja dusza marniała - mówiąc dobitniej - głodowała, gdy nie chodziłam do kościoła, gdyż nie otrzymywała pożywienia. Poświęcałam się jedynie mojemu ciału. Dla pielęgnacji tej przemijającej powłoki zawsze miałam czas. Stałam się niewolnicą ciała. Przy tym wszystkim nie widziałam malutkiego ale istotnego szczegółu.
Miałam również duszę, o którą po prostu się nie troszczyłam. ‘Osierociłam’ ją. Nigdy nie karmiłam jej słowem Bożym. Byłam bowiem zdania, że ten, kto regularnie czyta biblię, wcześniej czy pó?niej straci rozum.
Z sakramentami nie miałam nic do czynienia. Jakże mogłam wyznać grzechy jakiemuś z tych „starych, zwapniałych facetów”, którzy sami byli gorsi i bardziej grzeszni niż ja.
Było na rękę mi i moim świństewkom, by nie iść do spowiedzi. Ten wielki kłamca i wichrzyciel, diabeł właśnie, trzymał mnie z dala od spowiedzi i sakramentów. I tak oto Szatanowi udało się zapobiegać uświęcaniu i oczyszczaniu mojej duszy. Jest bowiem tak, że demon za każdym razem, gdy popełniałam grzech, wyciskał na białej szacie mojej duszy stempel - czarny znak swojego królestwa ciemności.
Moje grzechy nie były zatem pozbawione skutków. Nie były czymś bezpłatnym i gratisowym, lecz miały poważne konsekwencje dla zdrowia mojej duszy. Nigdy – oprócz mojej pierwszej Komunii Świętej – nie wyspowiadałam się należycie. Od tamtej pory nie chodziłam już do spowiedzi. Nie rzadko natrafiałam na księdza, który przyznawał mi rację odnośnie mojego nastawienia do spowiedzi usznej, określał ten sakrament jako coś nie pasującego do naszych współczesnych czasów i nowoczesnego człowieka. I tak dochodziło do tego, że za każdym razem, gdy przystępowałam do Komunii Świętej, niegodnie przyjmowałam Pana Naszego Jezusa Chrystusa w Sakramencie Ołtarza.
Blu?niłam do tego stopnia, że z dumna i wszystko wiedząca mówiłam naokoło:
„ To ma być Najświętszy Sakrament? Jak to możliwe, że sam Wszechpotężny Bóg obecny jest w kawałku chleba, Hostii. Ci księża powinni raczej dodać do Hostii trochę sosu karmelowego, aby przynajmniej dobrze smakowała, a nie tak mdło.”
Moje życie tak bardzo wymknęło się spod kontroli i do tego stopnia naruszyłam porządek stworzenia, że zdolna byłam do takich blu?nierstw. I tak oto osiągnęłam najniższy punkt, dno i zniszczyłam moją relację z Bogiem, moim Stworzycielem.
Nigdy nie dawałam mojej duszy czegoś naprawdę budującego, jakiejś pożywki. Na domiar złego nie robiłam nic innego tylko krytykowałam księży i ukazywałam ich w złym świetle. Powinniście byli to zobaczyć, jak załamała mnie ta sprawa, podczas egzaminu w zaświatach. Pan poczytał mi to postępowanie za bardzo ciężki grzech. W mojej rodzinie zwykło się plotkować o księżach. Odkąd pamiętam, w naszym domu od małego mówiło się ?le o księżach. Począwszy od mojego ojca wszyscy mawiali, że typy te są kobieciarzami, uganiają się za każdym fartuchem i wszyscy razem byli bardziej pobłogosławieni pieniędzmi i bogactwem niż my biedni ludzie. Wszystkie te oszczerstwa my dzieci powtarzaliśmy od małego. Pan powiedział do mnie smutnym, ale surowym głosem: „Co ty sobie myślałaś, że kim ty jesteś, aby tak czynić, jak gdybyś była Bogiem, i wydajesz osąd o moich konsekrowanych, i przy tym oczerniasz ich i zwymyślasz? Kontynuował: „Są lud?mi z krwi i ciała. A jeśli chodzi o świętość księdza, to ta wspomagana jest przede wszystkim przez wspólnotę wiernych, przez parafian. Wspólnota wspiera konsekrowanego swoimi modlitwami, szacunkiem. A kiedy ksiądz dopuszcza się grzechu, wtedy nie powinniście tak bardzo wypytywać go o powód i obwiniać, lecz o wiele bardziej szukać winy we wspólnocie, która nie okazała mu szacunku, nie dała wsparcia, nie modliła się za niego, lub robiła to w niewystarczającym stopniu.” I Pan pokazał mi wówczas, jak to za każdym razem, gdy krytykowałam księdza i stawiałam go w złym świetle, demony rzucały się i przylegały do mnie.
Ponadto widziałam, jak wielkie zło czyniłam, gdy przedstawiałam konsekrowanego jako homoseksualistę, i nowina ta szła lotem błyskawicy przez całą wspólnotę. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jakie wielkie i ogromne szkody wyrządziłam.
Czcij ojca swego i matkę swoją
Doszliśmy do czwartego przykazania: Czcij ojca swego i matkę swoją!
Także tu Pan ukazał mi, jak niewdzięczna byłam podczas mego życia względem moich rodziców. Jak często i jak strasznie klęłam na nich oraz zwymyślałam ich. Wyrzucałam im, że nie mogli mi zaoferować tego wszystkiego, co otrzymały już moje koleżanki. Stało mi się jasne, jak bardzo byłam nieumiejącą niczego cenić córką, dla której wszystko, co z trudem i wyrzeczeniami dawali mi moi rodzice, nie miało żadnej wartości.
Tak, nawet do tego stopnia żywiłam urazę do moich rodziców, że twierdziłam, że ta kobieta nie może być moją matką, gdyż po prostu jest dla mnie zbyt prymitywna i wydawała mi się nikim, aby była moją matką.
Przerażającą rzeczą było dla mnie widzieć ten wynik o mnie samej: widzieć siebie, jako kobietę bezbożną, i jak ta bezbożna kobieta wszystko niszczyła oraz negatywnie wpływała na wszystko, co stanęło jej na drodze. Najgorsze w tym wszystkim było, że wmawiałam sobie, że jestem kimś wyjątkowym, przede wszystkim dobrym i świętym.
Pan wyjaśnił mi również, dlaczego wmawiałam sobie, że przy tym czwartym przykazaniu nie muszę się niczego obawiać. Byłam bowiem pewna, że z łatwością usunę tę przeszkodę, ponieważ w ostatnich latach życia rodziców finansowałam lekarzy i leki, które potrzebowali, gdy chorowali. Tylko z powodu tego prostego przykładu wmawiałam sobie, że wypełniłam czwarte przykazanie bardziej niż było to nakazane. Pasowało to bowiem do mojej filozofii życia, w której wszystkie moje czyny oceniałam i segregowałam według zasady pieniędzy. Tak samo było i z moimi rodzicami. Środkami pieniężnymi manipulowałam nimi i wykorzystywałam do swoich celów.
Dzięki bogactwu urosłam dla nich, żyjących w prostych warunkach, do rangi bóstwa, które sami czcili, oślepieni moimi pieniędzmi. Ta mamoną uwarunkowana sytuacja pozwoliła mi także na bezczelne obchodzenie się z moimi rodzicami. Nie możecie sobie wyobrazić, jak bardzo bolało mnie to jasne poznanie – miałam je z łaski Boga - mojego wcześniejszego życia, jaki głęboki ból sprawiało. Musiałam przypatrywać się, jak mój tata z wielkim smutkiem płakał i szlochał nade mną i moim zachowaniem; bo mimo wszystkich swoich słabości był dobrym ojcem.
Uczył mnie, by być pracowitą i prowadzić przykładne życie. Ponieważ tylko ten, kto dobrze pracuje i dobrze wykonuje swój zawód, będzie postępował naprzód i coś osiągnie. Niestety, mimo, że tak starał się mnie dobrze wychować, uszedł mu mały szczegół, całkiem istotny, a mianowicie to, że miałam także duszę, która umierała z głodu, i że on jako wzór dla swej córki miał do spełnienia misję: żyć Radosną Nowiną i wiarą. Pod tym względem całkowicie zawiódł i nie widział po prostu, jak to moje życie tonęło w bagnie wskutek braku tego małego szczegółu.
Bolało mnie, gdy widziałam, jakim kobieciarzem był mój ojciec. Czuł się szczęśliwy i dobrze z tym, gdy mógł opowiadać mojej matce i wszystkim ludziom oraz chełpić się przy tej okazji, jakim to on jest maczo, ponieważ miał równocześnie wiele kobiet i był w stanie trzymać je na wodzy oraz zadowalać. Poza tym wiele pił i palił. Z tych wszystkich wad i złych przyzwyczajeń mój ojciec był nawet dumny. Z tego powodu był bardzo zarozumiały; błędnie uważał, że nie były to wady, a wręcz przeciwnie, cnoty, które czyniły go kimś wyjątkowym.
Tak oto już w młodym wieku widziałam, jak mama siedziała w domu zalana we łzach, gdy tata zaczynał chełpić się swoimi innymi kobietami i przygodami, jakie z nimi miał. Im częściej to przeżywałam, tym większy był mój gniew, wściekłość i awersja, która mnie ogarniała. A teraz widzę przebieg mojego wcześniejszego życia i pojmuję natychmiast, że te niepohamowane uczucia powoli doprowadzały mnie do „duchowej śmierci”, do obumierania mojej duszy. Ogarniał mnie ogromny gniew, gdy musiałam przypatrywać się, jak tata perfidnie upokarzał mamę na oczach całego świata. Zaczynałam się przeciwko temu bronić, przeciwstawiać się temu, zagadywałam do mamy i próbowałam na nią wpłynąć. Mówiłam do niej na przykład tak:
„Nigdy nie będę taka jak ty, nie pozwolę sobie na takie rzeczy ze strony mężczyzny. My kobiety nie mamy żadnej wartości w społeczeństwie i jesteśmy dlatego tak poniżane, ponieważ są takie kobiety, jak ty, pozwalające sobie na wszystko. Kobiety, które ulegle poddają się samowoli tym maczo, które nie mają już godności i dumy, a są bardziej podłamane psychicznie. Właśnie takie kobiety, które pozwalają zarozumiałym mężczyznom na znęcanie się nad sobą i traktowanie siebie jak ostatnią szmatę.”
A do mojego ojca powiedziałam, gdy byłam nieco starsza:
„Nigdy, uwierz mi i wbij to sobie do głowy, tato, nigdy nie dopuszczę do tego, żeby jakiś mężczyzna tak mnie traktował i upokarzał, jak ty to ciągle czynisz z mamą. Jeśli dojdzie do tego stopnia, że mężczyzna będzie mi niewierny i będzie mnie oszukiwał, zemszczę się na nim i będę się nad nim znęcać w rynsztoku. Ze mną tak nie będzie, kochany tato!”
W odpowiedzi na to ojciec zlał mnie na kwaśne jabłko i krzyczał na mnie: „Co ty sobie myślisz? Na co sobie pozwalasz” Za kogo ty się masz, by tak mówić do mnie?” Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jakim strasznym maczo był mój ojciec. Nie mogłam trzymać języka za zębami i odpowiedziałam: „Nawet jeśli mnie bijesz i prawie mnie zabijasz, przysięgam ci, że nie pozwolę sobie na takie coś. W razie gdyby doszło do tego stopnia, że będąc zamężną dowiem się o niewierności męża, wtedy zemszczę się na nim w straszliwy sposób, abyście wy mężczy?ni zrozumieli, co przeżywa kobieta, gdy mężczyzna traktuje ją jak ostatnią szmatę, upokarza ją, i znęca się nad nią jak nad mokrą ścierką.”
W ten sposób pochłaniałam wszystkie te awersje, gniew i wściekłość, jakie były we mnie przez cały czas i wypełniałam nimi moje myśli i umysł. Ja sama zatruwałam swój umysł i charakter. Kiedy dorosłam i byłam samodzielna – i oczywiście miałam już wystarczająco dużo pieniędzy – zaczęłam ciągle wywierać presję na moją matkę, mówiąc do niej: „Mamo, wiesz co? Rozejd? się z tatą, we? z nim rozwód!” Zachowywałam się tak, chociaż szanowałam tatę i lubiłam go. Mimo to od nowa zagadywałam mamę: „Nie może tak być, abyś tak po prostu znosiła takiego typa jak mój ojciec! Jako kobieta bąd? świadoma swej godności! Odzyskaj swój honor i pokaż mu, że jesteś kimś cennym, wyjątkowym a nie kawałkiem szmaty, którą może się wytrzeć!”
Te i podobne frazy powtarzałam nieustannie mojej matce. Możecie to sobie wyobrazić? Robię wszystko, by rozdzielić moich rodziców, by skłonić ich do rozwodu. Mama zwykle mawiała wtedy do mnie:
„Nie, moja droga córko, nie rozwiodę się. Nie myśl sobie, jakoby zachowanie twojego ojca nie było dla mnie bolesne i upokarzające. Cierpię bardzo z tego powodu, co z pewnością możesz sobie wyobrazić. Ale ponoszę tę ofiarę i wytrzymuję, gdyż mam was – moje siedmioro dzieci. Jest was siedmioro a ja jestem sama. Tak więc lepiej jest, aby tylko jedna osoba musiała cierpieć, a nie siedem osób musiało znosić ten ból. W końcu twój ojciec jest dobrym tatą i nie mam serca, by tak po prostu uciec i pozostawić was, abyście sami dorastali. Pytam się jeszcze ciebie: Jeśli rozejdę się z twoim ojcem, kto wtedy będzie się modlił o jego nawrócenie, aby jego dusza została zbawiona? Cierpienie i poniżenie, jakie wyrządza mi twój tata, jednoczę z niewymownymi cierpieniami naszego Pana Jezusa Chrystusa na Krzyżu. Każdego dnia mówię naszemu Panu: ‘To, co muszę cierpieć i znosić, jest przecież niczym w porównaniu z cierpieniami, jakie znosiłeś dla nas na Krzyżu. Aby moje cierpienie miało wartość, proszę Cię o to, bym mogła połączyć i zjednoczyć je z Twoim cierpieniem, tak aby to moje cierpienie otrzymało moc wyproszenia łaski nawrócenia dla męża i dzieci, by mogli zostać uchronieni od wiecznego potępienia!”
Nie rozumiałam tego wszystkiego i tylko potrząsałam głową z powodu głupoty mamy. Po prostu nie byłam w stanie tego pojąć. To były myśli, które były mi obce i diametralnie sprzeciwiały się mojemu sposobowi życia i myślenia. Wiedzcie jeszcze, nie tylko nie rozumiałam tego; wypowiedzi mojej matki drażniły mnie i powiększały mój gniew.
Doszło do tego, że zmieniło się całe moje życie, gdyż stałam się prawdziwą rebeliantką. Ta rebelia objawiała się najpierw w tym, że angażowałam się dla praw kobiet i emancypacji – i to nie tylko jako bierna uczestniczka – nie, na czele frontu walczyłam o prawa dla kobiet. Zaczęłam bronić aborcji, prawa kobiety do decydowania o swoim brzuchu; niezależności i prawa do bycia singlem czy życia w wolnym związku – do organizowania sobie życia z tak zwanymi przygodnymi partnerami. Propagowałam rozwód jako dobre rozwiązanie problemów małżeńskich.
W szczególności broniłam „prawa talionu” (prawo karne oparte na zasadzie odpłaty, "oko za oko, ząb za ząb"). To znaczy: doradzałam zawsze kobietom, by odpłacały tym samym, by również one również skokiem w bok – jeśli to możliwe, to z jego najlepszym przyjacielem - mściły się na każdym niewiernym mężczy?nie. Mimo że ja osobiście nigdy nie byłam niewierna mojemu mężowi, to moimi złośliwymi radami wyrządzałam wielkie szkody bardzo wielu osobom. Niestety!
Nie zabijaj – Aborcja
Kiedy w mojej „Księdze Życia” doszliśmy do piątego przykazania Bożego – „Nie zabijaj” – pomyślałam sobie: wreszcie, nie mam sobie nic do zarzucenia, ponieważ nikogo nie zabiłam. Ku mojemu ogromnemu przerażeniu Pan pouczył mnie o czymś całkiem innym. Pokazał mi z całą wyrazistością, że byłam niesamowicie okrutną morderczynią. Mordy, w jakie byłam uwikłana, należały do zabójstw, które w oczach Pana zaliczają się do tych najpotworniejszych: aborcja dzieci nienarodzonych.
Uważajcie teraz dobrze! Władza i wpływ, jakie sobie zyskałam dzięki moim pieniądzom, zwiodły mnie i doprowadziły do tego, że sfinansowałam nie tylko jedną, lecz wiele – by nie powiedzieć wiele – aborcji. Dopiero moje pieniądze umożliwiły ich realizację. Zawsze bowiem mawiałam: „Kobieta ma prawo do decydowania do tego, kiedy chce zajść w ciążę a kiedy nie. Jej brzuch należy tylko do niej!”
I patrzcie! W mojej „Księdze Życia” stało czarno na białym, i wielkim bólem było dla mnie, gdy zobaczyłam i zrozumiałam w końcu, w jakie potworne przestępstwa uwikłałam się moimi pieniędzmi. W mojej „Księdze Życia” było to napisane. Pewną dziewczynę, która miała zaledwie 14 lat, skłoniłam do aborcji. Byłam jej mistrzynią, od której pobierała nauki. Gdy ktoś ma w sobie truciznę, wtedy nic nie pozostaje zdrowe w jego otoczeniu. Taki człowiek wywiera negatywny wpływ na wszystkich, którzy się do niego zbliżają. Stykają się z tą trucizną i sami zostają zatruci; stają się trujący. Inne całkiem młode dziewczyny, trzy z moich siostrzenic i narzeczona jednego z moich bratanków dokonały aborcji. Zwróciły się do mnie o sfinansowanie, gdyż byłam tą nadzianą, która wszystko mogła, która była tak „dobra”. Byłam tą dobrą ciocią, która zawsze wszystkich zapraszała; tą dobrą ciocią, która opowiadała im o nowinkach ze świata mody, przedstawiała najnowsze kolekcje i często też je kupowała. Byłam tą, która uczyła te młode osóbki, jak mogą stać się atrakcyjnymi, jak mogą wkroczyć do glamourowego społeczeństwa i jak mogą pokazywać innym, że ich młode ciało jest sexy i pociągające.
Wyobra?cie sobie! Moja siostra z całkowitym zaufaniem posyłała do mnie swoje dzieci i pozostawiała ich mnie. Jakże je zepsułam i zgorszyłam. Tak, zgorszyłam te młode umysły. To było kolejne wykroczenie wołające o pomstę do nieba, straszny grzech, który na liście najpotworniejszych czynów w oczach Pana plansuje się tuż za aborcją. Te młodziutkie dziewczynki uczyłam następujących rzeczy:
„Moje drogie dziewczynki, nie bąd?cie głupie! Nawet jeśli wasze matki tyle opowiadają o wartości dziewictwa, skromności i czystości, to da się to tylko tym wytłumaczyć, że wasi rodzice są zacofani, ich świat nie jest już tym obecnym światem, żyją tym, co było wczoraj, przegapili szansę na prowadzenie wolnego i nowoczesnego życia. Musicie być wyrozumiałe. Ale wy same powinniście dołączyć do nowoczesnego życia, cieszyć się wywalczoną przez nas kobiety wolnością i realizować się jako kobieta – więc przysłuchujcie się im, bąd?cie dla nich wyrozumiałe, gdyż nie mogą inaczej; nie rujnujcie sobie jednakże przez to waszego młodego życia. Wasze matki rozmawiają z wami o Biblii, która ma już 2000 lat. Rodzice nie są po prostu na bieżąco.
Także księża odrzucili to, co nowoczesne i nie chcą iść z duchem czasu. Głoszą tylko to, co nakazuje im papież. Papież nie pasuje już do dzisiejszych czasów, ten papież wyszedł z mody. I każdy nowoczesny człowiek, który się go jeszcze słucha, jest głupi i sam winny temu, że nie może właściwie używać życia.”
Popatrzcie na truciznę, którą wlałam w te młode, dziewczęce serca. To po prostu niewyobrażalna potworność!
Uczyłam też te młode dziewczyny, jak najlepiej mogą używać ciała i czerpać przyjemność z seksu. Przy tym zwracałam im uwagę na to, jak ważną rzeczą są środki antykoncepcyjne. Nauczyłam je wszystkich znanych mi metod. O ryzykach i zapobieganiu skutkom stosunku płciowego poinformowałam je podczas rozmowy na temat „Perfekcyjna i samodzielna kobieta”. Pewnego dnia przychodzi jedna z tych dziewcząt, a dokładnie narzeczona mojego bratanka – miała wtedy 14 lat – do mojego gabinetu (to, co wam teraz opowiadam, osobiście widziałam zapisane w mojej „Księdze Życia”), i opowiada mi płacząc rzewnie: „Glorio, jestem przecież jeszcze taka młoda, właściwie to sama jestem jeszcze dzieckiem, a mimo to jestem już w ciąży.” Odrzekłam: „Ale z ciebie głupia gęś! Nie uczyłam was, jak się zabezpieczać???!!!” Odpowiedziała mi nadal płacząc: „Owszem, ale po prostu nie zadziałało jak powinno.” Dzięki wglądowi do mojej „Księgi Życia” zrozumiałam, że Pan przysłał do mnie tę młodą osóbkę, by uchronić ją od popełnienia głupstwa. Chciał, abym uchroniła ją od skończenia w tej otchłani, abym odwiodła ją od zabicia jej maleństwa.
Aborcja bowiem zakłada na naszą szyję tak ciężki łańcuch, który ciąży nam i którego potem nie możemy ciągnąć za sobą. Sprawia taki ból, który nigdy nie przeminie w naszym życiu: ta straszna świadomość, że się popełniło morderstwo, że jest się mordercą.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zabiło się kogoś tam, ale własne dziecko, własne ciało i krew. W przypadku tej dziewczyny najgorsze było to, że ja zamiast ją odciągnąć od tego zamiaru, opowiedzieć jej o naszym Panu Bogu, dałam jej do ręki pęk banknotów, by było ją stać na tę aborcję. By uspokoić moje sumienie ( nie wiem, czy można nazwać to jeszcze sumienie, co wówczas miałam) dałam jej tak dużo pieniędzy, aby mogła udać się do najbardziej renomowanej kliniki aborcyjnej, by potem zapobiec wszelkim komplikacjom. Podobnie jak przy tej okazji sfinansowałam jeszcze parę innych aborcji, by nie powiedzieć wiele.
To takie straszne, gdy dziś o tym myślę. Za każdym razem, gdy przelewana jest krew dziecka, jest to jak jedno wielkie całopalenie dla Szatana, jak uczta dla diabła. Zaciera ręce i tańczy z radości. A nasz Pan Jezus Chrystus cierpi jak podczas Swojej śmierci na Krzyżu i wśród tych cierpień drży i cierpi bardzo za każdym razem, gdy nienarodzone niewinne dziecko zamęczane jest na śmierć.
W „Księdze Życia” mogłam mianowicie zobaczyć, jak powstaje życie. Ujrzałam, jak nasza dusza kształtuje się w momencie, w którym komórka nasienia łączy się z komórką jajową. Wówczas pojawia się cudowna iskra emanująca światło, które pochodzi ze światła Boga Ojca. A brzuch przyszłej matki rozświetla się promieniami tej nowej duszy w momencie, gdy jej komórki jajowe są zapładniane. I gdy potem dochodzi do aborcji, wtedy dusza krzyczy i jęczy z wielkiego bólu, nawet jeśli nie ma ukształtowanych oczu i członków. Cała wspólnota Świętych, całe zaświaty słyszą te krzyki i jęki, gdy mordowana jest nowa, stworzona przy pomocy Boga, dusza. Całe sklepienie niebieskie wzdryga się od tego krzyku i słychać je od jednego końca do drugiego, głośno i wyra?nie jak echo w górach. W piekle też słyszy się głośne krzyki, ale tam są one wiwatami, jakie wszystkie demony wznoszą dla świętowania dnia i do tego tańczą z radości.
Bezpośrednio po tym otwierają się w piekle niektóre pieczęcie i wychodzą straszne duchy, które są wypuszczane na ziemię, by od nowa kusiły całą ludzkość i sprowadzały ją na manowce. Skutek tego jest taki, że ludzie coraz bardziej zniewalani są przez Szatana, coraz bardziej oddają się żądzom i przyjemnościom, coraz to nowsze powstają nałogi, i mają miejsce te wszystkie straszne, okrutne przestępstwa oraz niegodziwości, o których codziennie słyszymy, widzimy w wiadomościach, i o których za każdym razem sądzimy, że nie może być gorzej, by następnego dnia natknąć się na nowe. Nie myślimy, że możliwe jest ich nasilenie.
Czy mamy w ogóle pojęcie o tym, jak wiele dzieci zabijanych jest codziennie na całym świecie? Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie rozmiaru tej przerażającej zbrodni. Brodzimy we krwi tych niewinnych dzieci i nawet tego nie zauważamy. Jest to dla nas normalną rzeczą; jest po prostu na porządku dziennym. Gdy ktoś angażuje się w walkę przeciwko aborcji, przedstawiany jest jako fanatyk, konserwatysta, ktoś staromodny i ciut szalony. To jest jeden z największych triumfów księcia piekła, Szatana. Jak ma być dobrze na tym świecie, jeśli to cena niewinnej krwi każdego nienarodzonego sprawia, że nowe demony wypuszczane są na ziemię. Wkrótce zaciemni się na świecie od tych wypuszczonych demonów.
Potem ujrzałam, jak zanurzałam i kąpałam się we krwi niewinnych dzieci. Całkiem inaczej jak wygląda proces prania na naszym świecie: przez to pranie we krwi moja dusza stawała się coraz ciemniejsza i nędzniejsza, aż stała się zupełnie czarna. Po tych epizodach z aborcją nie miałam już wyczucia, co jest grzechem. Dla mnie grzech po prostu nie istniał. Wszystko było dozwolone i moje zachowanie odpowiadało mi. Pomagałam przecież ludziom. Nie było jednakże świadoma, że tym ludziom pomogłam w drodze do piekła.
Pokazano mi jeszcze coś innego, co w żaden sposób nie przyszło mi na myśl, ani nie rzuciło mi się w oczy; sama bowiem figurowałam na liście płac diabła. Ukazano mi wszystkie dzieci, które sama zabiłam przez aborcję. I tak samo, jak Wy teraz, nie wiedziałam w pierwszej chwili, jak, kiedy i gdzie! Zaraz mi pokazano i wtedy zrozumiałam. Już na początku opowiadałam Wam, że sama stosowałam spiralę jako środek antykoncepcyjny w planowaniu rodziny. Ku mojemu bolesnemu zdziwieniu musiałam teraz widzieć w mojej „Księdze Życia”, jak wiele moich komórek jajowych zostało zapłodnionych i zaczęły stawać się małymi dziećmi. Widziałam wiele świetlanych iskier, które jaśniały podczas stwarzania ich dusz. Słyszałam również krzyki tych dusz, gdy wyrywane były z ręki Boga Ojca.
Zrozumiałam natychmiast powód, dlaczego byłam zawsze w takim złym nastroju, zgorzkniała i markotna. Byłam w złym humorze, często nieprzystępna, niepohamowana i kapryśna wobec moich bli?nich, mojej rodziny. Przez cały dzień byłam poirytowana, nic nie mogło mnie zadowolić. Często ogarniały mnie straszne depresje. Teraz spadły mi łuski z oczu:
„Jakie to proste i oczywiste – przeobraziłam się w maszynę do zabijania moich dzieci!”
Wszystko to sprawiło, że coraz głębiej tonęłam w bagnie grzechu. Jak mogłam sobie wmawiać na początku tego przeglądu mojego życia, że nikogo nie zabiłam? Jak mogłam każdym, kto według mnie był za gruby albo niesympatyczny, wzgardzić, traktować z nienawiścią i po prostu odrzucić? Jak mogłam się tak wywyższać, mimo że byłam taką podłą morderczynią?
Ukazano mi też, że człowieka można zabić nie tylko strzałem z pistoletu. Nie, często wystarcza, że się go strasznie nienawidzi, że życzy mu się najgorszego albo krzywdzi, że jest ofiarą zazdrości. Tym sposobem można właśnie zabić drugą osobę. Morderstwo w rodzinie lub gdzie indziej zaczyna się często od takich postaw, które określamy jako nieszkodliwe.
Nie cudzołóż
Teraz, przy szóstym przykazaniu – „Nie cudzołóż” – powiedziałam sobie: „No wreszcie – przynajmniej przy tym przykazaniu nie mogą mi zarzucić jego naruszenia. Nie będą mogli wypomnieć mi jakiegoś kochanka, ponieważ przez całe życie wierna byłam jednemu mężczy?nie i to był mój pierwszy i ostatni, a mianowicie mój mąż.”
Na raz ukazano mi, że za każdym razem, gdy odkrywałam brzuch i pokazywałam ciało w seksownym bikini, sprawiałam, że obcy mężczy?ni gapili się na mnie, mieli sprośnie fantazje i przez to nakłaniałam ich do grzechu. W ten prosty sposób dopuściłam się cudzołóstwa.
Także moją postawą, gdy ciągle doradzałam kobietom, by nie były wierne swoim mężom:
„Nie bąd?cie głupie, odpłaćcie się im, nie wybaczajcie im tylko, lecz rozstańcie się i lepiej szybko rozwied?cie!”
Samym tym gadaniem i tymi złymi radami uczestniczyłam w tym wstrętnym cudzołóstwie.
W czasie tego przeglądu mojego życia zdałam sobie sprawę, że tak zwane grzechy „pożądliwości” są ohydne. Prowadzą bezpośrednio do potępienia, ale da się je całkowicie odrzucić, nawet jeśli wielu ludzi uważa je dziś za normalne i mówi, że wspaniale jest samemu doświadczyć tego czy tamtego; że trzeba spróbować, by dowiedzieć się, czy czerpie się z tego przyjemność albo dochodzi do szczytu. Niektórzy nie boją się użycia porównania do zwierząt jako argumentu ich czynów i mówią: „Róbcie to tak dziko jak dzikie zwierzęta!” Także dla homoseksualizmu stosuje się argument, jakoby był całkiem naturalny i dozwolony przez Boga, ponieważ udowodniono już, że w królestwie zwierząt mają miejsce homoseksualne kopulacje. Tak, nie zauważamy bowiem, że tym samym bierzemy zwierzęta za wzór. Jest to równoznaczne z wyrzuceniem duszy. To, co nas wyróżnia jako istoty stworzone na podobieństwo Boże, to stworzona przez Niego nieśmiertelna dusza, a my depczemy ją.
W swoim życiu wyrwałam się niestety z ręki Boga. Musiałam stwierdzić ze smutkiem, że grzech to nie tylko akt dokonany, lecz najbardziej tajemna myśl w mojej duszy.
Bolesną rzeczą było dla mnie, gdy musiałam zdać sobie sprawę z tego, jakie skutki miały wszystkie te grzechy i jak przez długi czas działały. Grzech cudzołóstwa mojego ojca wyrządził wiele szkód również jego dzieciom i udusił ich duszę. Z tego powodu gardziłam wszystkimi mężczyznami, a moi bracia stali się prawdziwymi kalkami, kopiami mojego taty, którzy wszędzie obnosili się z tym, że są prawdziwymi maczo, kobieciarzami i wielkimi pijakami. Wmawiali sobie jeszcze inne rzeczy. Trąbili o tym na około. Nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wielkie szkody wyrządzali z tego powodu swoim dzieciom.
Dlatego też widziałam, jak mój ojciec gorzko płakał na tamtym świecie. Dopiero tam pojął, jaki grzech zapisał w testamencie swoim synom i córkom. Dowiedział się, jakich szkód narobił w Boskim porządku i stworzeniu Boga Ojca.
Nie kradnij
Przy siódmym przykazaniu – „Nie kradnij” znowu byłam pewna swego, uważałam siebie za kogoś godnego czci i nie miałam sobie nic do zarzucenia! Pan jednakże ukazał mi w drastyczny sposób, że wiele artykułów spożywczych w moim domu zaczęło się psuć i pleśnieć, ponieważ kupowaliśmy je bez zastanowienia i nie mogliśmy wszystkiego zjeść. Więc gdy ja marnowałam jedzenie, tyle głodu było na całym świecie i kiedy Pan mi to ukazał, powiedział jedynie:
„Byłem głodny i popatrz, co zrobiłaś z tym, co ci dałem. Nie ceniłaś tego i zmarnowałaś. Było Mi zimno i popatrz jak stałaś się niewolnicą trendów w modzie i wyglądu zewnętrznego. Ile majątku wydałaś na zastrzyki, by być szczuplejszą. Stałaś się także niewolnicą swojego własnego ciała. Krótko mówiąc, ciało swoje wyniosłaś do rangi bóstwa, bożka.”
Pan dał mi do zrozumienia, że tym samym byłam winna nędzy w naszym kraju i że również w przypadku tego przykazania Boga ponosiłam winę.
Potem zwrócił mą uwagę na to, ze za każdym razem, gdy ?le mówiłam o kimś, kradłam mu honor. Prawie niemożliwością jest naprawienie tego, zwrócenie go. Łatwiejszą rzeczą byłaby kradzież banknotu, gdyż wówczas mogłabym po prostu zwrócić tę sumę. Toteż kradzież dobrej reputacji człowieka jest czymś poważniejszym niż zwykła kradzież rzeczy czy pieniędzy.
Okradałam również swoje dzieci, gdy odmawiałam im bycia dobrą gospodynią domową i matką, czułą matką. Nie mieli matki, która by się o nie troszczyła, zawsze przy nich była i stanowiła prawdziwy wzór bezinteresownej i ofiarnej miłości.
Byłam matką, która szlajała się po ulicach i zostawiała dzieci pod opieką telewizora jako substytutu ojca, komputera jako substytutu matki i w kręgu wielu gier wideo jako substytutu rodzeństwa.
By uspokoić moje sumienie, kupowałam im zawsze markowe ciuchy, aby przynajmniej w szkole i wśród kolegów robiły dobre wrażenie i prowokowały do zazdrości. Jeszcze bardziej przeraziłam się, gdy zobaczyłam, jakie wyrzuty robiła sobie moja matka i pytała się, czy była dobrą matką, mimo że była bardzo pobożną i dobrą kobietą, gospodynią i matką, która nieustannie upominała nas, kochała nas i pokazywała, jak bardzo jest zatroskana o nas i nasze dobro.
Podobnie mój ojciec. Na swój sposób ukazywał nam, jak bardzo nas kocha, że jesteśmy najważniejsi w jego życiu. I gdy tak pogrążona byłam w tych myślach, rzekłam do siebie samej:
„Co się ze mną stanie, ze mną, która ani razu nie dałam czegoś moim dzieciom; może w ogóle nie zauważą, że mnie nie będzie; prawdopodobnie nic ich nie obchodzę!”
Przy tych słowach wzdrygnęłam się cała i przeszył mnie ból, jak miecz prosto w serce.
Wstydziłam się tego, że zawiodłam na całej linii. Musicie wiedzieć, że w „Księdze Życia” widzi się wszystko jak na filmie. I tak oto zobaczyłam, jak moje dzieci rozmawiały ze sobą:
„Miejmy nadzieję, że mamie zajmie jeszcze trochę czasu, nim wróci do domu; miejmy nadzieję, że stoi w korku, nasza mama jest bowiem bardzo nudna i przez cały czas potrafi tylko narzekać i krytykować..”
Jakim szokiem było dla mnie słyszeć to z ust trzyletniego dziecka i trochę starszej córeczki, jak tak rozmawiali o swojej matce-złodziejce.
Ponownie zdałam sobie sprawę, że okradałam ich z prawdziwej matki. Nigdy nie dałam im przytulnego ogniska domowego. Swoją postawą uniemożliwiłam im poznanie Boga w dzieciństwie. Nie nauczyłam ich miłości bli?niego. Jest bowiem tak: jeśli nie kocham bli?niego, nie będę miała nic do czynienia z naszym Panem Bogiem; i jeśli sama nie okazuję współczucia i miłosierdzia i nie wcielam w czyn, wówczas nie mogę być po stronie Boga; tym samym nie mogę nikomu przybliżyć Boga i przekazywać wiary. Bóg jest bowiem miłością…
Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bli?niemu swemu
No dobrze, teraz opowiem Wam coś na temat przykazania: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bli?niemu swemu.” W tej dziedzinie byłam profesjonalistą. Czy wszyscy słyszeli? Diabeł bowiem stał się moim ojcem. Każdy z nas ma bowiem swego ojca, czy to Boga Ojca, czy Szatana, który spiera się z Nim o ojcostwo.
Jeśli Bóg jest miłością, a ja jestem pełna nienawiści, to kto jest moim ojcem? Nie trudno odpowiedzieć na to pytanie; łatwo jest też to zrozumieć. Gdy Bóg mówi mi ciągle o pojednaniu i przebaczeniu, gdy wzywa mnie do tego, abym kochała również moich nieprzyjaciół i tych, którzy wyrządzają mi szkody, a ja myślę jedynie o zemście i kieruję się mottem: „Ząb za ząb” (taki wtedy był mój świat i moje wyobrażenia), to kto tak naprawdę był moim ojcem? Mało tego: On, nasz Pan jest samą Prawdą a Szatan księciem kłamstwa. Kto zatem był wtedy moim ojcem? Rozumiecie teraz. Choćbym nie wiem co robiła, wynik jest zawsze taki sam: sama wybrałam diabła na ojca w moim życiu. I powiadam Wam, nie ma podziału na grzechy. Nie ma podziału na niewinne, nieszkodliwe i niepozorne kłamstewka. Każde kłamstwo to po prostu kłamstwo. Podobnie jak tych niepozornych kłamstewek nie ma kłamstw z konieczności, albo z grzeczności, miłosierdzia czy litości i wielu innych ich rodzajów, jakie przebiegłe osoby wymyśliły za natchnieniem złych duchów.
Każde kłamstwo jest po prostu kłamstwem. A diabeł jest ojcem kłamstwa, kłamcą od samego początku.
Kłamstwa, jakie rozsiewałam, były tak straszne, po prostu potworne. Mogłam zobaczyć, że tu zdobyłam największą ilość punktów.
Przy każdej okazji jak na przykład podczas plotek, które szerzyłam na cały świat, kiedy naśmiewałam się z kogoś innego, albo kiedy lekkomyślnie wymyślałam innym ludziom złośliwe przezwiska, oraz mówiłam o nich dookoła i za każdym razem nabijałam się w straszliwy sposób. Jak bardzo i jak wiele osób zraniłam, obraziłam, wystawiłam na pośmiewisko i oczerniłam. To wszystko wyrządziłam moim bli?nim. Nie macie pojęcia, jak jedno przezwisko może zranić osobę. Może ona z tego powodu nabrać kompleksów niższości, które mogą towarzyszyć jej przez całe życie i sprawiać cierpienia. Na przykład pewną koleżankę, która była nieco pulchna nazywałam ‘grubaską’ albo ‘tłuścioszką’. Nigdy nie pozbyła się tego określenia i pozostała na zawsze ‘tłuścioszką’. Bardzo ją to bolało. Frustracja uczyniła z niej bulimiczkę, co wpływało na jej sylwetkę. Z tego powodu często nie była zapraszana.
I zobaczcie, jak słowa mogą pociągać za sobą pewne czyny. Na końcu powstaje mnóstwo złośliwości. Wszystko to jest trującym owocem jednego lekkomyślnie wypowiedzianego słowa.
Ani żadnej rzeczy, która jego jest
Gdy sprawdzili moje życie na podstawie „Dziesięciu przykazań Bożych”, okazało się, że całe moje zło, grzechy i złośliwości miały swój początek w chciwości.
To szalona chęć, ta żądza posiadania wszystkiego i decydowania o wszystkim. „Mieć” niż „być”. Sądziłam zawsze, że będę szczęśliwa, jeśli posiądę wszystkie pieniądze świata i będę bogata, i to życzenie, by mieć pieniądze, stało się dla mnie opętaniem. Było to dla mnie wielką tragedią, gdy posiadałam naprawdę dużo pieniędzy i stać mnie było na wiele, przeżywałam najgorszy i najnieszczęśliwszy okres w moim życiu.
Moja dusza zeszła tak nisko, że nawet chciałam odebrać sobie życie. Miałam tak wiele pieniędzy i bogactwa, a mimo to byłam sama i pusta wewnętrznie, samotna i opuszczona.
Na własnej skórze doświadczyłam tego, że pieniędzmi nie można kupić miłości, przyja?ni i sympatii.
Nawet jeśli za pieniądze całego świata próbuje się kupić miłość, otrzymuje się zazwyczaj jedynie obłudę, fałsz, pochlebstwa i udawaną służalczość. Byłam dogłębnie rozczarowana, zgorzkniała w tej ślepej uliczce mojego życia, którą sama wybrałam. Osiągnęłam szczyt frustracji, a tam wiał lodowato zimny wiatr, który nasuwał mi pytanie, po co tutaj w ogóle się wspięłam. Chciwość, jak każda inna żądza zresztą – ta żądza pieniędzy i bogactwa; zazdrość tego, co ktoś inny już ma; to „też-to-muszę-mieć” – uczepiła się mnie, brała mnie za rękę i sprowadzała na manowce. Chciwość ta prowadziła mnie bezpośrednio do piekła, daleko od Boga, mojego Stworzyciela, z Którego ręki tą chęcią posiadania wyrwałam się.
„Księga Życia”
Po tej analizie mojego życia według Dziesięciu Przykazań Bożych pozwolono mi zajrzeć do mojej „Księgi Życia”. Brakuje mi po prostu słów, by właściwie opisać tę „Księgę Życia”.
Zaczęła się od mojego poczęcia. Skoro tylko komórki moich rodziców zetknęły się, pojawiła się iskra. Mała, cudowna eksplozja światła, i z tego wytworzyła się dusza, moja własna dusza, całkowicie chroniona rękami Boga Ojca, i w Bogu Ojcu ujrzałam kochającego i czułego tatę.
24 godziny na dobę był ze mną, prowadził mnie za rękę, ochraniał mnie, zawsze był o mnie zatroskany i był blisko mnie. Nie spuścił mnie z oka i nie zostawił samą. I wszystko, co w pierwszym momencie wydawało mi się karą lub niepowodzeniem, było niczym innym jak wyrazem Jego miłości i troski o mnie. Nie patrzył bowiem na mój wygląd i moje dobrze uformowane ciało. Nie, patrzył na moje wnętrze, badał moją duszę i widział, jak powoli ale pewnie schodziłam z Jego drogi i jak odrzucałam Jego ratunek oraz zbawienie.
I tak oto przeżyłam wiele sytuacji mojego minionego życia zaglądając do mojej „Księgi Życia” i widziałam dane skutki mojego postępowania oraz decyzji mojej wolnej woli. Dla lepszego zrozumienia opowiem wam pewien przykład, który ukazuje piękno „Księgi Życia”.
W moim życiu byłam fałszywa i obłudna. Często schlebiałam moim znajomym czy przyjaciółkom:
„Hej, jak pięknie dziś wyglądasz. Ta twoja sukienka jest po prostu cudna i tak dobrze na tobie leży! Jak ładnie w niej wyglądasz!”
W „Księdze Życia” jednakże widzi się to, o czym się przy tym myśli, i co kryje się we wnętrzu. Wtedy ujrzałam, co mówiłam sobie w myśli w tamtej chwili:
„Ale beznadziejnie wygląda, i do tego myśli, że jest królową piękności!”
Widzicie, takie były moje myśli w moim wnętrzu. W tej „Księdze Życia” widzi się i słyszy wydarzenia jak na filmie. Tak oto widziałam i słyszałam wszystko tak samo, jak wówczas w moim życiu mówiłam, z tą jedyną różnicą, że mogłam słyszeć moje myśli.
To było jak film w różnych językach z dwiema ścieżkami d?więkowymi albo jak film z napisami. Jedna ścieżka pozwalała usłyszeć to, co obłudnie mówiłam, a druga moje myśli, które w tym samym momencie miałam, i mogłam też przy tym widzieć stan mojej duszy, moje wnętrze. Sami pomyślelibyście o tym jak o cudzie techniki, gdybyście w ten sposób przeżyli słowa czy sytuacje w Waszym własnym życiu. Po prostu coś niesamowitego!
Tak oto widziałam wewnętrzną rzeczywistość mojego życia. Wszystkie moje kłamstwa były na wierzchu, kipiały jak w garnku bez pokrywy, były nagie i bez retuszy, każdy mógł je zobaczyć, usłyszeć. Cały świat mógł je widzieć. Były żywe i ujawniały swoje haniebne czyny. Moja matka.. Jak często ją kantowałam i podle z nią postępowałam. Często bowiem nie pozwalała mi na wyjście, abym spotkała się z moimi „złymi” przyjaciółmi. Ale gdy zaznaczałam - „Mamo, mam teraz pracować w grupie w szkolnej bibliotece!” – już mnie nie było. Moja matka połknęła haczyk i dała wiarę memu szybkiemu kłamstwu.
Jakże często kradłam sobie czas takimi kłamstwami, włóczyłam się po domach, oglądałam sobie pornograficzne filmy, albo chodziłam do baru, by żłopać piwo z moimi „przyjaciółkami”.
A teraz moja matka zobaczyła to wszystko w mojej otwartej dla wszystkich „Księdze Życia”. Nic nie umknęło jej uwadze.
Jeszcze jeden przykład tego, co zobaczyłam w tej „Księdze życia”. Moi rodzice dawali mi zawsze banany do jedzenia w czasie przerwy w szkole. W owym czasie żyliśmy w nędznych warunkach, tak że posiłek składał się zwykle jedynie z bananów, od czasu do czasu z bułki i mleka. Już w drodze do szkoły jadłam swoje banany i rzucałam skórki po prostu wszędzie, gdzie byłam, nie myśląc o tym. Nigdy nie przyszłoby mi na myśl, nie łamałam sobie głowy nad tym, co może się zdarzyć z powodu takiej śliskiej, nieuważnie wyrzuconej skórki, jaką krzywdę coś takiego może wyrządzić innym ludziom. A wyrzucone przeze mnie skórki tak po prostu leżały sobie wokół.
Zaskakującą rzeczą było, gdy Pan pokazał mi, co niektóre – naturalnie nie wszystkie – z leżących wokół skórek spowodowały. Ujrzałam osoby, które poślizgnęły się na tych skórkach i w niektórych przypadkach upadki te z powodu dużego ruchu mogły nawet zakończyć się śmiercią, a ja byłabym temu winna, odebrałabym życie. Wszystko z bezmyślności, braku odpowiedzialności i miłosierdzia dla moich bli?nich.
Podobnie było w innym przypadku, kiedy to kasjerka supermarketu przez pomyłkę wydała mi o 4.500 peso więcej. Przy tej okazji poszłam do spowiedzi, gdzie czułam naprawdę szczerą, głęboką skruchę i głęboki ból z powodu mojego grzesznego zachowania.
Mój ojciec zawsze upominał nas dzieci, abyśmy w życiu były uczciwe, i mimo nędzy uważały honor za wielkie dobro; przede wszystkim własny.
Nie powinniśmy nigdy przywłaszczać sobie cudzych pieniędzy, nawet wtedy, gdy chodzi o kilka groszy. Kiedy więc miało miejsce to zajście z resztą, o pomyłce zorientowałam się dopiero w samochodzie, gdy byłam w drodze powrotnej do pracy. Powiedziałam sobie samej:
„Ta głupia krowa wydała mi o 4.500 peso więcej i muszę teraz zawrócić, by oddać jej pieniądze!”
Byłam już w drodze do supermarketu, gdy utknęłam w olbrzymim korku. Usłyszałam przez radio, że wszystko dookoła stało. I znowu głośno pomyślałam i powiedziałam do siebie samej:
„Dość tego! Teraz mam jeszcze tracić godziny mojego cennego czasu, tylko dlatego, że ta głupia krowa była zbyt głupia, by dobrze policzyć. Nikt jej przecież nie kazał być tak głupią i pomylić się w liczeniu! Teraz pojadę po prostu do domu i w tych okolicznościach nigdy nie zwrócę jej tych pieniędzy! O nie, w żadnym wypadku, sama jest temu winna.”
Mimo moich wymówek miałam wyrzuty sumienia w związku z tym zajściem. I ponieważ mój tata tak często i wyra?nie podkreślał wartość honoru i przez to umocnił mój charakter, poszłam w następną niedzielę do spowiedzi i powiedziałam do księdza siedzącego w konfesjonale: „Proszę księdza, zgrzeszyłam, ponieważ przywłaszczyłam sobie 4.500 peso, gdyż nie oddałam tej sumy kobiecie, do której należała.” Nie zważałam wówczas zupełnie na to, co mi powiedział spowiednik i o czym mnie pouczył.
I gdy zobaczyłam tę scenę w „Księdze Życia”, musicie wiedzieć, że Zły, diabeł, nie mógł mi zapisać tego grzechu i uważać za złodziejkę, ponieważ wyznałam go w spowiedzi. Opowiem Wam jednak teraz o tym, co Pan powiedział do mnie na ten temat:
„Ten brak miłości bli?niego, jaki okazałaś w owym dniu, gdy nie zadośćuczyniłaś za swoje grzechy, nie jest w porządku. 4.500 peso były dla ciebie drobnostką, gdyż takie kwoty codziennie wydawałaś na głupotki, które koniecznie chciałaś mieć, ale dla tej biednej kobiety z minimalną płacą, która pół dnia musiała pracować i zmuszona była zostawić swoje dzieci, by związać koniec z końcem, dla niej te 4.500 peso były utrzymaniem na całe trzy dni, kapitałem na jedzenie i napoje dla całej rodziny przez trzy dni.”
I wiecie, co było najgorsze i najbardziej niesamowite w tej sytuacji? Pan ukazał mi tę scenę: na własne oczy mogłam zobaczyć, jak ta kobieta musiała wraz z dziećmi cierpieć z tego powodu i jak musiała ta rodzina znosić głód przez kilka dni. Wszystko z mojej winy. Skutki moich grzechów. Kobieta ta znosiła to wszystko ze swoimi małymi dziećmi i musiała obawiać się utraty pracy.
Nasz Pan bowiem zwraca uwagę w „Księdze Życia” na nasze zachowanie. Ukazuje nam, kiedy coś uczyniliśmy, kto musiał cierpieć z powodu naszych czynów, kto ponosił skutki, do jakich czynów zmuszony był skrzywdzony bli?ni.
Końcowe pytanie
Na końcu Pan zapytał się mnie: „Jakie duchowe skarby przynosisz Mi?”
Myślę sobie: „Jakie duchowe skarby ma na myśli?” Stałam przecież przed Nim z pustymi rękami, nie miałam nic, zwisały mi po prostu, nic w nich nie trzymałam ani nie robiłam niczego. I w tej chwili słyszę, jak mówi do mnie:
„Co z tego, że miałaś dwa mieszkania własnościowe, że niektóre mieszkania były twoją własnością, że niektóre gabinety mogłaś nazwać swoimi? Na co ci się zdało, że uważałaś się za wysoce wyspecjalizowanego stomatologa, który odniósł wiele sukcesów? Mogłaś przynieść pyłek kurzu z cegły jednego z twoich budynków. Masz może przy sobie swój wypchany portfel albo swoją grubą książeczkę czekową?”
A kiedy potem spytał mnie: „Co uczyniłaś z talentami, które ci dałem?”
Pomyślałam sobie: „Jakie talenty ma na myśli? Co chce przez to powiedzieć?” I nagle zrozumiałam. Uświadomiłam to sobie. Tak, otrzymałam zadanie, zadanie, by bronić i szerzyć „Królestwo miłości”, „Królestwo Boże”.
Po prostu całkowicie zapomniałam, że posiadałam duszę, a jeszcze mnie pamiętałam o tym, że otrzymałam również talenty. I zupełnie nie byłam świadoma, że jednym z tych talentów była zdolność do bycia narzędziem Miłosierdzia Bożego, Jego miłosiernej ręki. Tak oto nie zdawałam sobie ponadto sprawy, że całe dobro, którego zaniechałam i nie uczyniłam, sprawiało Bogu wielki ból i przysporzyło Mu wiele trosk.
Miłość Boża
Musicie bowiem wiedzieć, o co ciągle mnie Pan pytał! Pytał mnie nieustannie o miłość, o bezinteresowną, bezwarunkową miłość. Z tego też powodu brakowało mi na co dzień tej miłości, tej ‘caritas’, dobroczynności, szerokiego zakresu chrześcijańskiej miłości.
Brak Jego boskiej miłości, którą włożył nam wszystkim do kołyski jako zadanie i talent, to – reasumując – wynik przeglądu wszystkich wydarzeń mojego dotychczasowego życia.
Potem mi wyjaśnił: „Wiesz, twoja duchowa śmierć, obumieranie twojej duszy zaczęło się…” Wówczas pojęłam: wprawdzie żyłam jeszcze, oddychałam jeszcze, ale właściwie to umarłam; moja dusza umarła; udusiła się.
Gdybyście byli widzieli, czym jest „duchowa śmierć”. Co to znaczy, że dusza obumarła, udusiła się. Powinniście byli widzieć, jak wygląda dusza, która odczuwa jedynie nienawiść. Jaka zgroza i przerażenie ogarniają na widok duszy, która jest jedynie zgorzkniała, nieznośna i uciążliwa.
Myśli przez cały czas tylko o tym, jak może jeszcze dokuczyć światu. Tak właśnie wygląda dusza, gdy obciążona jest ciężkimi grzechami. Moja dusza jest tego przykładem.
Na zewnątrz przyjemnie pachniałam i miałam na sobie drogie ubrania, ale moja dusza w środku strasznie śmierdziała i pogrążona była w przepaściach ludzkich i diabelskich złośliwości.
Zrozumiałe, dlaczego miałam wszystkie te depresje i opanowała mnie gorycz. Pan wyjaśnia mi:
„Twoja duchowa śmierć zaczęła się bowiem od tego, gdy twoi bli?ni i ich cierpienie stali się tobie całkowicie obojętni. Gdy nie miałaś po prostu dla nich serca. To było upomnienie ode Mnie i powinno było być dla ciebie ostrzeżeniem, gdy ukazywałem ci cierpienie twoich bli?nich – przy tak wielu okazjach i we wszystkich częściach świata. Albo kiedy mogłaś zobaczyć w telewizji lub innych mass-mediach, jak ludzie byli porywani, zabijani, rozrywani od bomb i wypędzani, rzucałaś tylko powierzchowne komentarze: ‘Oh, biedni ludzie! Co za niegodziwość im się wyrządza!’ Cierpienia twoich bli?nich w ogóle ciebie nie poruszyły, nie ruszyły twojego skamieniałego serca, ich los nie zainteresował ciebie. W swoim sercu więc nic nie czułaś! Twoje serce było twarde jak kamień, lodowata skała. Twoje grzechy sprawiły, że skamieniało, stało się twarde i zimne!”
I gdy moja „Księga Życia” zamknęła się, z pewnością możecie sobie wyobrazić, jaki wstyd i smutek mnie ogarnął.
Ponadto odczuwałam wielki żal – ten ból był większy, bardziej nieznośny -, że w swoim życiu byłam taka zła i niewdzięczna dla Boga Ojca, mojego Stworzyciela.
Bowiem mimo moich wszystkich ciężkich grzechów, mimo całej mojej brudnej duszy i mojej obojętności, mimo mojej letności i wszystkich strasznie okrutnych uczuć wobec moich bli?nich, Pan zawsze mnie szukał i to nawet do ostatniego momentu. Szedł za mną i czekał na znak mojej woli do zawrócenia i powrotu.
Posyłał ciągle osoby, które napotykałam na mojej drodze życia i które były jego narzędzi, aby mnie skłoniły do zastanowienia się i powrotu do Niego. W ten sposób przemawiał do mnie, zwracał na Siebie uwagę, wołał mnie – często całkiem głośno.
Zabrał mi też wiele rzeczy, aby skłonić mnie do zastanowienia się. Zsyłał mi próby i ciężkie chwile. Jak kłody rzucał mi pod nogi wielkie rozczarowania. Wszystko to czynił nieustannie, by mnie odzyskać, sprowadzić mnie na tę właściwą drogę do domu Ojca. Naprawdę próbował wszystkiego do ostatniej chwili i czekał na mój znak. Nigdy jednak nie naruszył mojej wolnej woli. Powinnam była rozpoznać Jego wołanie i czekanie i dobrowolnie podjąć wtedy właściwą decyzję.
Wiecie, kim i jaki jest Bóg, Ojciec nas wszystkich? Stoi jak żebrak na skraju naszej drogi życia. I właśnie jak żebrak błaga nas, podąża za nami, często jest natrętny; płacze i próbuje zmiękczyć nasze skamieniałe serce, i smutek ogarnia dogłębnie Jego Najświętsze Serce, gdy tak często musi przeżywać to, że odwracamy się do Niego plecami i nie zważamy na Niego, albo tak czynimy, jak gdybyśmy Go nie zauważali. Tak często i na różne sposoby uniża się – tak jak uniżył się na Krzyżu – by tylko sprawić, abyśmy się nawrócili i zmienili nasze życie, powrócili do Niego, do domu Ojca.
I gdy powiedziałam do Niego: „Słuchaj, mój panie, potępiłeś mnie!” ponownie zdałam sobie sprawę, jak bezczelnie się zachowałam. To oczywiście nie była prawda, gdyż On nigdy mnie potępił, lecz ja sama doprowadziłam do tego wszystkiego. Stało mi się jasne, że w zależności od nastroju i ochoty – z wolnością, jakie ma stworzenie, a którą Bóg szanuje – podejmowałam decyzje. Znalazłam sobie swojego ojca i własny klan.
Ojcem, którego sobie wybrałam, nie był Bóg Ojciec, lecz Szatan. Diabła wzięłam sobie za ojca i przewodnika mojego życia. Według jego woli i kłamstw ukształtowałam sobie życie. On i jego mamidła były sensem mojego nędznego życia.
Kiedy moja „Księga Życia” została zamknięta, dochodzi do mnie, że wciąż zwisam głową w dół na krawędzi strasznej, ciemnej przepaści. Byłam pewna, że spadnę bezpowrotnie do tej mrocznej dziury, na końcu której wyobrażam sobie bramę, przez którą pó?niej wkroczę do wiecznego potępienia.
Tak oto zaczęłam z całej siły i rozpaczy krzyczeć i wołać. Błagałam wszystkich świętych, aby mnie uratowali. Nie macie pojęcia, ilu świętych na raz mi przyszło na myśl. Nie wiedziałam w ogóle, że znałam tylu świętych i ich imiona. Byłam przecież taką letnią, mało tego, naprawdę złą katoliczką.
W tamtej chwili jednakże myślałam tylko o tym, by się uratować. I było mi całkowicie obojętne to, czy uratowałby mnie Św. Józef Robotnik, czy św. Franciszek z Asyżu, czy inny przywołany święty. Najważniejsze, abym była uratowana. Na koniec skończyły mi się imiona świętych, których przywoływałam. Żaden mi nie przychodził na myśl i nagle zapadła grobowa cisza.
Ta cisza sprawiała, że znowu czułam nieopisane cierpienia. Poczułam beznadziejną pustkę. Czułam się samotna i całkowicie opuszczona. Mogłam tylko myśleć o tym, że na ziemi wszyscy ludzie z pewnością myślą o mnie i mojej reputacji jako dobrej, pięknej i świętej. Tę reputację umyślnie sobie zbudowałam dzięki mojemu stworzonemu przez siebie fikcyjnemu światu.
Wszyscy opłakiwali mnie, rozmawiali o mojej „świętości”, czekali na moją śmierć, by potem zwracać się do swojej „świętej”, którą przecież osobiście znali, prosząc ją o ten czy tamten „cud”.
Popatrzcie, w jakiej beznadziejnej sytuacji byłam. Żadna z tych opłakujących osób, które czekały na moją śmierć, - nawet moi najgorsi wrogowie – nie mogli wyobrazić sobie, w jak beznadziejnej sytuacji znajdowałam się – a mianowicie tuż przed wiecznym potępieniem, przed odmaszerowaniem do piekła, w istnienie którego większość z tych opłakujących osób całkiem już nie wierzyła.
I gdy te myśli kłębiły mi się w głowie i ciągle zaprzeczająco potrząsałam głową – wyrażając niezrozumienie dla tego rozd?więku między moim położeniem a myślami opłakujących mnie osób – wówczas wznoszę oczy ku górze, widzę oczy mojej matki i nasze spojrzenia spotykają się. Spoglądamy na siebie, patrzymy sobie wprost w oczy. Pośród wielkich cierpień wołam do matki:
„Mamo! Co za hańba. Potępiają mnie. Stamtąd, gdzie muszę iść, nigdy już nie powrócę i nigdy więcej się nie zobaczymy.”
W tym momencie mojej matce została udzielona wielka, cudowna łaska. Przez cały czas była całkowicie nieruchoma i sztywna. I nagle pozwolono jej, by uniosła dwa palce ku górze i daje mi przez to jednoznaczny znak, bym również spojrzała do góry. W tej samej chwili od moich oczu odpadają dwie wielkie skorupy, które sprawiały mi niewyobrażalny ból i były powodem mojej duchowej ślepoty. Odpadają więc ode mnie i widzę nagle coś niesamowicie pięknego: pośrodku naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Jednocześnie przypominam sobie, jak jedna z moich pacjentek powiedziała mi pewnego razu:
„Niech pani doktor posłucha i zapamięta sobie. Jest pani bardzo materialistyczna, ale pewnego dnia przypomni pani sobie, co teraz powiem. Tak, będzie nawet pani tego bardzo potrzebowała. W obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, którego pani nie uniknie, nieważne jakiego rodzaju jest to niebezpieczeństwo, jeśli znajdzie się pani w takiej sytuacji to niech zwróci się pani do naszego Pana Jezusa Chrystusa i prosi Go, aby pokrył i ochronił panią Swoją Przenajdroższą Krwią. W ten sposób nigdy pani nie opuści i nie pozostawi samą. On bowiem także panią odkupił Swoją Przenajdroższą Krwią!”
Z wielką skruchą i wstydem, wśród wielkich cierpień w moim sercu, zaczęłam drzeć się w niebogłosy:
„Panie Jezu, zmiłuj się nade mną! Przebacz mi! Panie, daj mi drugą szansę!”
Potem przeżyłam najpiękniejszy moment w całej tej historii. Brakuje mi po prostu słów, by właściwie opisać tę chwilę. On, nasz Pan, Jezus Chrystus, schodzi na dół wyciąga mnie z tej czarnej, okropnej otchłani, z tej napawającej strachem dziury.
I gdy mnie wyciągnął i wziął za rękę, te wszystkie stwory, te ohydne kreatury i te palące plamy, które wcześniej czułam, odpadły ode mnie i cała ziemia pode mną pełna była tych śmieci.
Unosi mnie więc do góry i zanosi na tę płaszczyznę, którą opisałam wcześniej. Z tą miłością, niedającą się wyrazić ludzkimi słowami, mówi do mnie:
„Powrócisz na ziemię, otrzymasz drugą szansę…”
Przy tym mówi również z powagą:
„Tej łaski powrotu nie otrzymujesz dzięki modlitwom twoich przyjaciół i najbliższych. Można się tego spodziewać i jest to normalne, że twoja rodzina i osoby, które ciebie cenią, modlą się za ciebie i błagają Mnie z twego powodu. Możesz powrócić dzięki modlitwie tak wielu ludzi, którzy nie są z tobą spokrewnieni i nie należą do twojej rodziny. Tak wiele obcych ci osób gorzko płakało, modliło się do mnie ze złamanym sercem i z głębi duszy, i w twojej intencji wznosili do Mnie swe serce, jako wyraz uczucia największej miłości i sympatii.”
W owym momencie ujrzałam, jak mnóstwo świateł, niczym małe białe płomienie, pełne bezinteresownej i czystej miłości, zaczęło świecić. I widzę nagle wszystkie osoby, które się za mnie modliły.
Jeden z płomieni był jednakże szczególnie duży, wyróżniał się spośród innych i świecił, emanował większym światłem niż wszystkie inne. To był płomień osoby, która włożyła w swą modlitwę najwięcej bezinteresownej i prawdziwej miłości bli?niego.
Ciekawiło mnie więc, kim był ten człowiek, który nie wiadomo dlaczego okazał mi tyle miłości. Wówczas Pan rzekł do mnie:
„Ten człowiek, którego tam widzisz, to osoba, która odczuła tak wielką sympatię i czułą miłość - mimo że całkowicie jesteście sobie obcy - że trudno jest to sobie wyobrazić.”
Pan pokazał mi, jak to wszystko się wydarzyło. Ten biedny mężczyzna indiańskiego pochodzenia żył na wsi u stóp „Sierra Nevada de Santa Marta”. Był biednym i bardzo prostym rolnikiem. Chodził na Mszę Św. do wsi i uczestniczył w niej z takim nabożeństwem, jakie rzadko się widzi. Miał przy sobie dwa banknoty – jeden o nominale 10 peso, drugi 5 peso. Możecie to sobie wyobrazić, że on na tacę nie dał banknotu o nominale 5 peso, lecz pomimo swojej nędzy 10?
Po mszy za resztę pieniędzy kupił sobie jeszcze trochę chleba i sera. Te artykuły spożywcze zostały mu zawinięte w starą gazetę z poprzedniego dnia, co zwykło się robić na wsi.
Gdy w drodze powrotnej chciał sobie coś zjeść i rozpakował bułeczki, ujrzał na stronie tytułowej tego wydania „El Espectador” zdjęcie mojego zwęglonego ciała, jak leżało sobie na ulicy.
Kiedy ten prosty człowiek zobaczył zdjęcie, którego podpisu i towarzyszącego mu artykułu nie umiał nawet przeczytać, z wielkim pośpiechem i nie zwlekając, upadł na kolana i począł tak gorzko i rzewnie płakać. Uczynił to z tak wielką, wewnętrzną, bezinteresowną oraz dziecięcą miłością, i odmówił przy tym płaczącym głosem następującą modlitwę:
„Ojcze w Niebie, Panie mój i Boże, zmiłuj się nad moją siostrzyczką. Panie, uratuj ją, pomóż jej, Panie, nie pozwól, aby zginęła, wejrzyj łaskawie i zaopiekuj się nią. Jeśli uratujesz moją siostrzyczkę, obiecuję Ci, że pieszo odbędę pielgrzymkę do sanktuarium w Buga (maryjne miejsce pielgrzymkowe w południowej Kolumbii) i na pewno dotrzymam tej obietnicy, Ty zaś pomóż mojej siostrzyczce i uratuj ją!”
Wyobra?cie sobie! Jakiś całkiem prosty i biedny rolnik, który nie klął na Boga ani Go nie przeklinał, mimo że musiał znosić głód i pragnienie, który pojmował czym jest prawdziwa, bezinteresowna miłość; oferuje Panu przemierzenie naszego wielkiego kraju, by odbyć obiecaną pielgrzymkę za kogoś, kogo w ogólne nie zna i jeszcze nigdy nie spotkał w swoim życiu.
Pan wyjaśnił mi:
„Widzisz teraz! To nazywam miłością bli?niego!”
(…) zaraz po tym powiedział mi:
„Powrócisz na ziemię. O tym swoim przeżyciu jednakże nie opowiesz 1 000 razy, a 1 000 x 1000. Będą ludzie, którzy nie zmienią się, mimo że dowiedzą się o twojej historii. I takie osoby sądzone będą wtedy z większą surowością. Tak samo jak w twoim przypadku, w czasie twojego drugiego przybycia twój sąd będą obowiązywały surowsze kryteria.”
Również pomazańcy, to znaczy konsekrowani Pana będą sądzeni według surowszych kryteriów. I każdy z tych, którzy wiedzą o zdziałanych przez Pana cudach w tym świecie, spotka się z surowszym kryterium. Nie ma bowiem gorszego głuchoniemego, od tego, kto po prostu nie chce słuchać. Nie ma gorszej ślepoty, jak ta, gdy człowiek nie chce widzieć.
Wszystko, co Wam dziś tutaj opowiedziałam, drodzy bracia i siostry w Panu, nie jest gro?bą czy pogróżką, żadnym też szantażem, nasz Pan bowiem nie potrzebuje nam grozić czy szantażować nas.
To, co dziś usłyszeliście, albo co przed chwilą przeczytaliście, jest Waszą drugą szansą, okazją, którą wszyscy, Wy i ja, zawdzięczamy jedynie niezmierzonej dobroci naszego Boga.
Skorzystajcie z tej oferty. Być może to Wasza ostatnia okazja. Dzięki naszemu dobremu Panu przeżyłam to, co przeżyłam. W ten sposób dzięki łasce Boga mogę wam o tym mówić.
Gdy bowiem otworzy się przed Wami „Księga Życia”, przed każdym z Was, gdy każdy z was przejdzie do wieczności, gdy umrze, wszyscy doświadczymy tego samego procesu i zobaczymy siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy, bez retuszu, z tą różnicą, że w obecności Boga zobaczymy i usłyszymy nasze najgłębsze myśli oraz najbardziej tajemne uczucia.
Wszystko będzie jasne i nic nie ukryje się. Najpiękniejszą rzeczą będzie to, że każdy z nas stanie bezpośrednio przed Panem, twarzą w twarz.
Bezustannie jak żebrak prosi, abyśmy się nawrócili, abyśmy powrócili do domu Ojca, powrócili do Niego, by zacząć od nowa i stać się nowymi stworzeniami z Nim i przez Niego. Bez Jego pomocy bowiem nie jest to dla nas możliwe.
Gloria Polo
Przekład z niemieckiego: http://gloriapolo.com/gloriapolo_aleman.doc
Agnieszka Z.
yishana@wp.pl
|
27 luty 2008
|
...
|
|
|
|
Poland's pre-WWII activities helped to sow the seeds of defeat of Nazi Germany in the global war
kwiecień 15, 2005
Iwo Cyprian Pogonowski
|
Czy przeproszą
sierpień 19, 2003
Tłum. Alex L.
|
Teraz k ... ONE
listopad 18, 2003
Artur Łoboda
|
ROZWAŻANIA "MIĘDZY LATAMI".
styczeń 4, 2007
tezlav von roya
|
Andersen zapłaci 60 mln dolarów
sierpień 28, 2002
|
Retrospekcja, czyli rzecz o...
maj 2, 2006
Marek Olżyński
|
Wolna Polska
czerwiec 28, 2003
Ewa Polak-Pałkiewicz
|
Samobójstwo z dzieckiem
lipiec 28, 2004
|
Potencjalne skutki ataku na Iran
kwiecień 5, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
|
POLSKA potrzebuje pilnie poważnej naprawy!
wrzesień 13, 2007
Dariusz Kosiur
|
Odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne
wrzesień 24, 2007
Gregory Akko
|
Konwencjonalna Trzecia Wojna Światowa?
wrzesień 1, 2008
Iwo Cyprian Pogonowski
|
Mowa pożegnalna Kofi Annan’a
grudzień 12, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
|
16 grudnia 1981 - 16 grudnia 2002
grudzień 16, 2002
Andrzej Trzaska
|
Czy już czas ....?
październik 13, 2004
Aldona Minorczyk-Cichy
|
Lech Wałęsa niczym Gomułka
marzec 13, 2005
Antoni Zambrowski
|
Chyba zapomniano o poecie
sierpień 4, 2008
Zygmunt Jan Prusiński
|
Ojczy?nie-skradziona tożsamość
październik 27, 2007
Eugenisz Kościesza
|
U studentów Kaczyński ma...
kwiecień 12, 2006
|
"Wstyd narodowy"
październik 5, 2003
|
więcej -> |
|