ZAPRASZA.net POLSKA ZAPRASZA KRAKÓW ZAPRASZA TV ZAPRASZA ART ZAPRASZA
Dodaj artykuł  

KIM JESTEŚMY ARTYKUŁY COVID-19 CIEKAWE LINKI 2002-2009 NASZ PATRONAT DZIŚ W KRAKOWIE DZIŚ W POLSCE

Ciekawe strony

Drugi List otwarty prof. Ryszarda Rutkowskiego 
Panie Ministrze, Szanowni Państwo to prawda "że Internet przyjmuje wszystko", ale na szczęście pozwala też przełamywać rządową cenzurę i autocenzurę polskich naukowców i lekarzy, którzy swoim milczeniem autoryzowali i dalej autoryzują wielokrotnie bezzasadne działania rządu (np. w sprawie przymusowego noszenia maseczek). Dzisiaj bowiem w Holandii, Czechach, Szwecji, na Białorusi miliony ludzi chodzą bez maseczek na twarzy, nie chorują i nie umierają. W Polsce zaś, wbrew opiniom naukowców z Australii, czy USA miliony rodaków, w tym młodzież licealna, studenci i schorowani seniorzy muszą narażać swoje zdrowie nosząc "cudowne" bawełniane maseczki i/lub przyłbice 
Po wykrwawieniu starego Hegemona, Syjon sprzymierzył się z Chinami 
 
Odważni eksperci z USA, Rosji i Czech mówią prawdę o szczepieniach  
 
Żydzi tradycjonaliści przeciwko syjonistom 
 
Czy Policjanci będą zwracać za bezprawne mandaty? 
Zarówno mandaty, jak i wnioski o ukaranie karą finansową do sanepidu, które wystawiali poszczególni policjanci w czasie epidemii, okazują się być nie tylko bezprawne, ale i naruszające konstytucję.  
Ubezpieczenie od szczepień na kowida 
Tak Ministerstwo Finansów wycenia szkody w zdrowiu - wynikłe z eksperymentalnego szczepienia przeciwko nieistniejącemu kowidowi. 
Wzmożenie infekcji wirusowych wywołane jest przez szczepionki 
Przemówienie Thierry’ego Baudeta w holenderskim parlamencie nt. agendy Covid-19
 
CDC ostrzega własnych naukowców CDC, że ich odkrycie dotyczące masek „nie jest naukowo poprawne” 
Wkrótce po wybuchu pandemii CDC zaczęło promować maski, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się Covid-19. Stało się tak pomimo opublikowania przez CDC badania politycznego z maja 2020 r. we własnym czasopiśmie „Emerging Infectious Diseases”, w którym nie stwierdzono „ istotnego wpływu ” masek na powstrzymywanie przenoszenia wirusów oddechowych. 
Jerzy Jaśkowski Pasteryzacja ludzi  
 
Dr. Jeff Barke przerywa milczenie o COVID19 
 
Iwo Cyprian Pogonowski 
Notka wikipedii dotycząca osoby prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego 
Zabójcze leki - prof. Stanisław Wiąckowski - 15.03.2017 
Zapis wykładu prof. Stanisława Wiąckowskiego omawiającego m.in. leki i ich składniki, które wbrew powszechnym opiniom nie leczą, a wręcz przyczyniają się wzrostu zgonów. Wiedza ta jest ukrywana przez koncerny farmaceutyczne, a nazwy leków zmieniane i dalej są dopuszczanie i promowane w sprzedaży mimo wiedzy, iż ich działanie jest zabójcze. 
Powinniśmy się skupiać na wzmacnianiu odporności 
Prof. dr hab. n. med. Ryszard Rutkowski zadał pytanie Szumowskiemu.
Odpowiedzi nie uzyskał. 
GLOBALIZM - Prawdziwa historia 
Jak amerykański historyk Prof. Carroll Quigley odkrył tajny Rząd bankierów 
"Górale to męczą konie" 
Powiedziałam prezesowi (Kaczyńskiemu), że górale bardzo na nich liczą, to są ich wyborcy, a prezes odpowiedział mi na to: "Górale to męczą konie". Byłam w szoku, że przy tak ważnym temacie gospodarczym mówi takie rzeczy - relacjonuje posłanka. 
Lockdown w Anglii 
Była kochanka Borisa Johnsona ujawnia - z kim Premier GB konsultował wprowadzenie stanu wyjątkowego pod pretekstem fikcyjnej pandemii
 

 
W pierwszej kolejności powinno zostać ustalone, kto za to odpowie? 
Niektórzy mówią, że jest to wirus, który ma zlikwidować Christmas w Wielkiej Brytanii oraz w całej Europie – unieruchomić kraj w momencie, kiedy chrześcijanie obchodzą jedno z dwóch najważniejszych świąt w ciągu roku 
Czy to broń mikrofalowa spowodowała poważne oparzenia i obrażenia protestujących w Canberze w Australii? 
 
Jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać zdrowie 
Dr Zbigniew Martyka, kierownik oddziału zakaźnego w Dąbrowie Górniczej napisał dwa tygodnie temu wpis, w którym ocenił, że "jesteśmy okłamywani i zmuszani do działań mogących pogarszać nasz stan zdrowia" pod pretekstem koronawirusa. Wówczas wprowadzano nowe restrykcje i podział na powiaty "żółte" oraz "czerwone". 
Niezależna witryna Alexa Jones'a 
Alex Jones należy do nielicznych ludzi na świecie którzy mają odwagę mówić prawdę o antyspołecznej konspiracji 
więcej ->

 
 

"Big Cyc" i "Mały Fiutek"

http://www.obywatel.org.pl/index.php?name=News&file=article&sid=6983

Swoją nagrodę dla Antyfaszysty Roku, stowarzyszenie Nigdy Więcej przyznało tym razem zespołowi Big Cyc i osobiście jego liderowi, Krzysztofowi (Krzyśkowi?) Skibie.

Ponieważ na niebie nie zawsze świeci słońce, postępowa kultura popularna trochę wcześniej doznała bolesnej straty. Z anteny Polsatu zniknął program „Dwururka”, którego prezenterami byli Kazimiera Szczuka i Wojciech Jagielski. Powodem – kłótnia prezenterów, którzy wzajemnie wypominali sobie mankamenty fizyczne. Jagielski ocenił, że Szczuka jest brzydka; on natomiast, zdaniem swojej spostponowanej koleżanki, posiada „małego fiutka”.

Tyleż wyrazy uznania, co niepowodzenia potrafią wiele powiedzieć o ludziach i grupach, którzy – chętnie rozdzielając te pierwsze – czasami z żalem notują te drugie na swym koncie. Tak, oczywiście, stało się w obydwu odnotowanych wypadkach. Ze środowisk liberałów oraz centrolewicy tolerowanej przez establishment, między którymi krążą działacze Nigdy Więcej, na wyścigi dobiegają zapewnienia, że wcale się tam nie gardzi tzw. moherowymi beretami. Sam Donald Tusk ubolewał publicznie nad żarcikiem o „moherowej koalicji”, który niegdyś wymknął mu się z ust na trybunie sejmowej. A już mówcy uplasowani na lewo od niego roztkliwiają się wręcz nad osobami uboższymi, starszymi, mniej sprawnymi i przedsiębiorczymi, czy wreszcie wykluczonymi z obiegu cenionych towarów i przekazów medialnych. Nie z nimi bowiem walczą herosi lewicy – jeśli oczywiście im wierzyć – ale z demagogiczną prawicą, która eksploatuje ich nieszczęście.

Szlagier „Moherowe berety”, którym Big Cyc zasłużył sobie na uhonorowanie go przez Nigdy Więcej, wyraża – na nieszczęście – zupełnie inne nastroje i postawy. Kim dana osobistość jest, poznaje się między innymi po tym, co ona ceni. Sympatia do najnowszych popisów Skiby i jego kolegów świadczy nie tylko o Nigdy Więcej. Chociaż bowiem stowarzyszenie to uważa się za apolityczny sojusz pogromców faszyzmu, to przez lata było ono pupilkiem jak najbardziej określonej strony tutejszych układów – dokładnie mówiąc, liberalnego centrum i oficjalnie aprobowanej lewicy. W sumie więc, satyryczna piosenka o moherowych beretach pozwala zajrzeć od tyłu do obozu ich wrogów.

Wesoło zwykle się kołyszący „Big Cyc” bryzga nagle wściekłą pogardą: „Załóż babciu moherowy beret jest twój / Jak w każdą niedzielę znowu dziś ruszysz w bój...”. Nędzne, byle jak ubrane stworzenia w kolumnie frontowej... Rzeczywiście, jak ma na nie zareagować człowiek z porządnego towarzystwa, jeśli nie rechotem? I jeszcze ta niedziela! Ludzie bawią się co wieczór, a „takie coś” tylko raz w tygodniu odrywa się od szorowania i pichcenia. W dodatku, idzie na sumę zamiast skonsumować godziwą porcję „entertainment”. To jeszcze nie koniec: „Już tą drogą kroczą koleżanki i mąż...”. Ano tak, my ciągle spotykamy się z kimś wartym poznania, lecz moherowe cudaki – pomyśleć – kręcą się w kółko jak zwierzęta w klatce ogrodu zoologicznego: towarzysz lub towarzyszka życia, szwagier i dwóch znajomych na tym samym poziomie. Przesiadują nad „herbatką”, powtarzając dyrdymały zasłyszane w Radiu Maryja. A co biorą do łapy przy specjalnych okazjach? Nie mikrofon czy kamerę – i ,oczywiście, nie dżojnta – ale różaniec. Bo i co się dzieje? „Liga Rodzin różańcowy zaciska krąg...”. Jeszcze jakieś pytania?

Nawiązując – cokolwiek prześmiewczo – do żargonu teoretyków zawodowego antyfaszyzmu, można zauważyć, iż Big Cycowa „mowa nienawiści” swymi czarodziejskimi zabiegami przeobraża swoją ofiarę w potwora. Nie inaczej Żyd, którego narodowi socjaliści porównywali do wszy pełzającej po najbrudniejszych zakamarkach, potrafił stać się – w ujęciu tego samego aparatu propagandowego – demonem konspiracyjnych aliansów, rozpętujących wojny światowe. „Moherowe berety panują nad światem / Moherowe berety zaczynają krucjatę...”. Nie da się ukryć: nadchodzi fala faszyzmu. Komu strach nie przygiął jeszcze karku do ziemi, niech wstanie i woła: „Precz!”, albo – jeszcze ładniej – „No pasaran!”.

W porządku – ale czy na analizę próbek z warsztatu Skiby warto było stracić całe dwa akapity? Na portalach internetowych, gdzie porównuje się Cyców bynajmniej nie do Ligetiego czy Sznittkego, lecz do odrobinę lepszej produkcji z tej samej półki, sądy o nich brzmią równie miażdżąco, jak ich własne okrzyki przeciw babciom z różańcami. Ich piosenki – twierdzą amatorscy, ale dość wiarygodni eksperci – to częstochowskie rymy do wiernie je podkreślającej muzyki. Skiba nie broni się nawet według kryteriów rynkowych, bo przestaje być modny i wypada z obiegu.

Tyle tylko, iż akurat u zmierzchu jego kariery wyróżniono go laurami Nigdy Więcej. Rzut oka na historię nagród dla „antyfaszysty roku” przekonuje, że ów wątpliwy wybór nie był przypadkowy. Szefowie NW lubili przykładać stempel swego wyróżnienia do postaci, które i bez niego doskonale by się obyły. Postępując tak, unika się zbędnego wysiłku, a równocześnie niczym nie ryzykuje. Potrzebny jest tekst podpisany znanym nazwiskiem? OK., zajrzyjmy do panteonu archiwalnego – i już mamy Marka Edelmana. Trzeba komuś dać corocznego „antyfaszystę”? Idealnie będzie pasować najjaśniej świecąca gwiazda filantropijnej rozrywki: Jurek Owsiak.

Mimikra odznacza się jednak tą zasadniczą wadą, że – stosując ją zbyt konsekwentnie – nie wpadnie się w oczy wymagającej publiczności. Jury Nigdy Więcej musiało, wobec tego, od czasu do czasu ruszyć głową, żeby wynale?ć bardziej oryginalnego faworyta. Nie wypada wprawdzie kpić z historii dość makabrycznej, ale trudno w tym miejscu nie wspomnieć o wcześniejszym od Skiby antyfaszyście-laureacie, Simonie Molu. NW nie odpowiada, rzecz jasna, za użytek, jaki ten kameruński wędrowiec uczynił z rozgłosu, który zawdzięczał między innymi jego pochopnie – co teraz już widać – przyznanej nagrodzie. Ponury motyw nocnych przygód, podczas których miał on zarażać wirusem HIV swoje przygodne partnerki, musi więc zostać tutaj pominięty.

Nic straconego. Omijając sekrety policyjne i sądowe, łatwo wywnioskować – z oficjalnej strony internetowej Simona Mola – iż ten „uchod?ca polityczny”, a na dokładkę „poeta, pisarz i dziennikarz” jest hochsztaplerem wybitnie marnej klasy. Chyba tylko staroafrykańskie bożki plemienne wiedzą, dlaczego musiał on porzucić w nagłym trybie swą ojczyznę, potem zaś nie zagrzał miejsca w Ghanie. Czyżby rzeczywiście – jak sugeruje się w jego reklamowym wizerunku – takie daleko idące skutki wywołał jeden reportaż o skandalu korupcyjnym? Powiedzmy szczerze: Mol nie ma pióra, przed którym winni drżeć tyrani. Jeszcze dotkliwiej niż szkice dziennikarskie dowodzą tego wzloty poetyckie naszego bohatera. W wierszu „Afryko! O! Afryko”, Mol zapytuje tymi słowy: „Kiedy Pigmejowie (!) zbiorą duchów splunięcie? Czy idee Kwame Nkrumah (!) zostały z nim (!?) pogrzebane”. Afryka wzywana przez Mola jest kontynentem nie tyle łowców niewolników czy królów zwierząt, co raczej – byków gramatycznych.

Za triumfy hochsztaplera obwiniać należy – zamiast niego samego – przede wszystkim środowisko, które go naiwnie oklaskiwało. Etykietce „uchod?cy”, a tym bardziej „ofiary” (hegemonicznych dyskursów kolonialnych – jak to się mówi na warszawskim lewym brzegu czy raczej brzeżku) nie mogło oprzeć się towarzystwo lewicujących liberałów oraz liberalnych obyczajowo lewicowców. Nie tylko polskie, co gorsza – Simon Mol, zdaje się, miał coś wspólnego z brytyjskim PEN-Clubem. Intelektualistom i bojownikom, o których mowa, trudno byłoby pochlubić się przesadnie czystym sumieniem. Wielokrotnie odwracali się oni plecami do faktycznie potrzebujących ich wsparcia. Równie często służyli podłym sprawom – dość przypomnieć, że hałas o uchod?cach i ofiarach (szczególnie z Bośni i Kosowa), który kiedyś podnieśli, wpisał się doskonale w propagandowe preludium do zniszczenia Jugosławii. Obecnie swój uzasadniony wstyd odreagowują najłatwiejszym sposobem. Otaczanie opieką tych, którzy się o nią natrętnie dopraszają – zwłaszcza już w takich przypadkach, gdzie nie wymaga to odwagi cywilnej ani nawet wysiłku rozejrzenia się wokół – daje im pretekst do składania sobie gratulacji: proszę bardzo, gdyby nie my, ile praw i jednostek ludzkich zostałoby podeptanych.

W takiej dusznej atmosferze moralnej, Mol czuł się świetnie, ra?no oddychał, obficie konsumował i robił jeszcze coś bardziej zdrożnego. Szczęście trwało do czasu, gdyż na tym ostatnim wpadł. Niech się o niego martwią duchy, do których modlą się „Pigmejowie”. O wiele ciekawszy jest zwyczajny bieg rzeczy, który demaskują pojedyncze kompromitacje. Między nagrodami dla Jurka Owsiaka, Simona Mola oraz Big Cyca biegnie, może wbrew pozorom, logicznie wytyczony szlak. Swoim rozdawnictwem tytułów, Nigdy Więcej ujawnia swój niezmienny konformizm, któremu czasami ukradkiem towarzyszy upodobanie do obrzydliwej tandety.

Od tej reguły mamy już tylko krok do pełnej prawdy o działalności tego stowarzyszenia. Ogólnie rzecz biorąc, Nigdy Więcej przypomina dozorcę domu, którego fundamenty się sypią, w piwnicach hasają szczury, w zsypach zalegają niesprzątnięte śmieci i tak dalej... zewsząd się wyczuwa, że coś gnije. Dozorca tymczasem, nie martwiąc się tą powszechną klęską, podchodzi do ogrodzenia i woła: „Łapaj złodzieja! Chuligani wysiadka!”. Świetnej ilustracji tego postawienia sprawy na głowie dostarcza akcja „Wykopmy rasizm ze stadionów”, do której ręki i zwłaszcza języka przyłożył laureat Skiba. Na polskich stadionach panuje zaraza przecież nie dlatego, że od czasu do czasu pojawią się tam „kibole” z hasełkami przeciw czarnym lub za brunatnymi. Liczy się co innego: z wyjątkiem takich żałosnych okazów, nikt nie ma powodu zaglądać na mecze. Decyduje o tym nie tylko mierna jakość profesjonalna, która dokucza ligowym rozgrywkom. Kluby nie od dziś są przybudówkami do podejrzanych, czasem wprost mafijnych układów biznesowych. Ich zawodnicy, tak jak przybywają nie wiadomo skąd, tak równie szybko znikają. Miłość do drużyn piłkarskich była zrozumiała w dawno minionych okresach, kiedy tworzyły one cząstkę – a przez to chlubę – społeczności swoich dzielnic czy miejscowości. Obecnie, gdyby ktoś jej omyłkowo uległ, kompletnie mijałaby się z celem.

Aby trafniej rozprawiać się ze złem na stadionach, Nigdy Więcej musiałoby – nieporównanie głębiej niż to umie – wniknąć w nędzę społeczeństwa, którego jest drobnym składnikiem. Swoim profesjonalistom od bronienia go przed skrajnościami to społeczeństwo zaoferowało jednak całkiem przyzwoite etaty i dochody. Kłócić się z nim, rąbiąc mu nieprzyjemną prawdę w oczy, a tym bardziej na serio postarać się o jego zmianę – jaki to miałoby sens?

W tej samej wypaczonej perspektywie, co na sport, Nigdy Więcej patrzy na kulturę. Jego histeryczny niepokój wzbudzają – na ogół niskonakładowe – teksty, w których można się doszukać przekonań faszystowskich. Szkodliwość takich przekazów wystarczająco skutecznie ogranicza ich zasięg. Posuwając się dalej: jeżeli klient współczesnego rynku medialnego zaczął czytać i myśleć, to niemal na pewno wyrośnie on na człowieka. Chociażby edukujący go autorzy próbowali wychować go na faszystę, prędzej czy pó?niej uwolni się od ich wpływu. We?my osławionego historyka Davida Irwinga. Nie podejmując w tej chwili sporu o wartość poznawczą i wymowę napisanych przez niego biografii dostojników III Rzeszy, przyznajmy, że książki te domagają się umiejętności zapamiętywania i analizowania rozległej liczby informacji, tez i argumentów. Gdy weszło się na poziom rozwoju umysłowego, który jest niezbędny do ich lektury, nie uwierzy się na dłuższą metę – mimo iż takie sugestie, obok przytoczeń z unikalnych dokumentów faktycznie u Irvinga się pojawiają – że, dla przykładu, Hermann Goering zalecał pilotom Luftwaffe stosowanie rycerskich metod walki podczas inwazji na Polskę...

Kultura intelektualna ze swej natury jest antyfaszystowska. Gombrowicz twierdził słusznie, że w stalinowski komunizm mocniej od naiwnych i schematycznych potępień tego ustroju uderzało jedno zdanie Prousta. I na odwrót: komercyjnej pseudokultury nie warto dzielić na bieguny tego, co rzekomo jest „be” lub „super”. W pewnych warunkach, toporne pokrzykiwania przeciw nienawiści dają się, bez znaczącej zmiany w rytmie i słowach, zamienić w jej pochwałę. Przyjmijmy, że Big Cyc – broniąc się przed tropami standardowego „rasizmu w kulturze popularnej”, który niestrudzenie śledzi jego fan Rafał Pankowski – lubi czarnych, żółtych i od biedy nawet śniadych. Ale w zamian – i to dokładnie na tym samym krążku, gdzie niszczy moherowe parafianki – utrwala on pogardliwe stereotypy, stosowane wobec siermiężnej krainy „dyktatora” Łukaszenki. Akceptując odmienność, która jakoś wpisuje się w obowiązujące wzorce bycia modnym i fajnym, tym gorliwiej napada na wszystko, co się nie mieści w tej sztampie.

W sumie, artyści – żeby się tak żartobliwie wyrazić – ze stajni Nigdy Więcej odpowiadają stopniowi zero inteligencji i wrażliwości. Co gorsza, kultura zwana wysoką, pozwalając narzucić sobie gusty tej antyfaszystowskiej grupy bojowej, stałaby się Big Cycem dla snobów. I tak wątłe tętno jej życia stłumiliby strażnicy powołani do pilnowania, czy aby nie szkodzą jej opinie skrajne. Za to faktycznie gro?na trucizna dla serc i umysłów cieszyłaby się nieograniczoną wolnością zbijania na niej forsy w masowym obiegu.

Ostatecznie, czy nam to musi przeszkadzać, że Big Cyc szarpie druty, a Nigdy Więcej się to podoba? Sedno w tym, że tak jedni, jak drudzy są objawami o wiele szerszej całości. „Cyce” grywają, między innymi, na demonstracjach pod hasłem „Giertych Musi Odejść”. A historia NW stanowi już swego rodzaju fenomen ideologicznego politykierstwa z ostatnich lat kilkunastu.

Podejrzewam, że aktywistów tego ugrupowania udałoby się, nie zadając sobie nadzwyczajnego trudu, policzyć na palcach. Już natomiast z całą pewnością, jednej ręki wystarczyłoby do obrachowania jego zasług dla debaty umysłowej w Polsce. Tymczasem, znaczenie NW okazywało się – przynajmniej w pewnym okresie – odwrotnie proporcjonalne do osiągnięć. Pankowski był bóstwem i panem chociażby dla tych nisz subkulturowej lewicy radykalnej, które chciały jakoś zaznaczyć swą obecność w oficjalnej polityce i publicystyce. Ale i w niejednym miejscu znacznie mocniejszego spektrum prawicowego się z nim liczono.

Czemu tak było, łatwo zgadnąć, uświadamiając sobie, iż w realiach współczesnych Nigdy Więcej odpowiada inkwizycji. W subtelniej ujętym porównaniu, jego kadry utożsamiłyby się z ciurami, wyczekującymi w pobliżu świętych trybunałów, aby na zapraszający gest ich sędziów wystąpić z potrzebnym aktualnie doniesieniem. Faszysta, o którego spiskach powiadamiali czujni świadkowie z NW, w świecie realnym – z mikroskopijnymi gazetkami i wynikami wyborczymi swoich „polskich wspólnot narodowych” – ledwo dawał się zauważyć. Tym łatwiej – co zaskoczy tylko mało znających się na zygzakach ideologii – na firmowej klawiaturze antyfaszystów przetwarzał się on we wszechobecne monstrum. Kropka w kropkę takim metamorfozom – przypomnijmy – ulegał upadły anioł trucizny, Sammael, na kartach „Młota na czarownice”. Faszyzmem grzeszył więc nawet niekoniecznie ten, kto bronił Irvinga – wystarczyło przyznać się nieborakowi, że go czytał. Czy faszyści kryli się wyłącznie wśród budowniczych pomnika Romana Dmowskiego? Jasne, że nie. Kto – mało skądinąd ceniąc Dmowskiego – skrzywił się na formy występowania przeciw jego pomnikowemu kultowi, również zdradzał niewątpliwymi oznakami, że pochodzi z przeklętego, czarno-brunatnego miotu.

Na dobitkę, piętna faszysty – jak każdego diabelskiego znamienia – zmyć niepodobna. Wobec tego, Nigdy Więcej układało listy z dożywotnimi wyrokami banicji. Fachowcy od delatorskiego rzemiosła okazują się zwykle wymarzonymi współpracownikami zleceniodawców nagonek propagandowych. Chyba już rozumiemy, dlaczego środowisko Pankowskiego przydawało się ośrodkom opiniotwórczym liberalnego „mainstreamu” (w tym zwłaszcza jednej gazecie, tytuł tym razem passons), które w rewanżu świadczyły mu promocję na specjalnych warunkach.

Oddając wymierne usługi, Pankowski równocześnie zaspokajał mniej uchwytne potrzeby psychologiczne. Prawdę powiedziawszy, bycie specjalistą od obsługi liberalnej demokracji bywa dość nudne. Publikacja, konferencja, wypłata – i tak w nieskończoność obraca się koło wiecznego powrotu. Ów monotonnie uporządkowany tryb życia codziennego Pankowski ubarwiał mocnymi wrażeniami ze swojej fabryki ideologicznych miękkich narkotyków. Dzięki niemu, chętni wmawiali sobie, że nad młodą demokrację nadchodzi ciemna noc z twarzą… no nie, oczywiście nie Afroamerykanina, jak to było, zdaje się u Norwida, tylko właśnie faszysty. A potem, żeby się nie poddać złu, skrzykiwali się do walki na śmierć i życie.

Mało podniecające satysfakcje nie przestają należeć do przywilejów. Tu włączał się kolejny mechanizm odruchu warunkowego. Członkowie elit – albo chociaż aspiranci do nich – panicznie boją się degradacji. Nie pozwól, boski patronie cywilizacyjnego postępu – wznosi się błagalny chorał z głębin ich nieświadomości – aby jakiś nagły poryw wichury zatrząsł naszym przytulnym jeziorkiem. Nawet co inteligentniejsi spośród nich boją się może nie faszyzmu, ale na pewno zagrożenia populistycznego.

Pytanie, czy jest czego bronić. Trzeba trafu, że pod tym względem wszystko wyjaśnił „mały fiutek”. Jak zarazy wystrzegajmy się pruderii, ponieważ idole kołtunerii naszych czasów, Szczuka i Jagielski, wcale się jej nie boją, lecz na odwrót – zrzędliwie się o nią dopraszają. Nie stać ich nawet na porządny skandal. Ten bowiem nie obyłby się bez wyzywającego odsłonięcia własnego wnętrza czy chociaż kawała zasłoniętego ciała. Oni natomiast przypominają wstęgi Moebiusa, zwrócone swoją jedyną powierzchnią ku dawcom not za PR. Ich popisy należy raczej skwitować ziewnięciem.

Prezenterzy zawieszonej „Dwururki” śmiertelnie się wystraszyli, że trudności z komunikowaniem się i prowadzeniem negocjacji, którymi zawinili w oczach swoich szefów, przyniosą im dotkliwe straty na kontach. W te pędy polecieli więc do Piotra Najsztuba, któremu zwierzyli się na wizji, że tak właściwie to się uwielbiają. Ich spowiednik, słynący na dziennikarskiej giełdzie jako uosobiony wzorzec niezależności i konsekwencji, do tego stopnia zbrzydził się tym interesownym zakłamaniem, że wyzwał ich od „farbowanych lisów”. Pac śmieje się z pałaca, na szydercze wyzwisko dobierając precyzyjne samookreślenie.

Kiedy Szczuka zaczęła prowadzić teleturniej „Najsłabsze ogniwo”, przy bardziej eleganckich stolikach rozległy się śmieszki i syknięcia. Naturalnie, wcale tu nie stawiano zarzutu, iż program ten demoralizuje swoich odbiorców, zachęcając ich do złośliwego cieszenia się z cudzego braku sprawności. Pytano natomiast, czy wypada, schodząc z akademickich wyżyn, aż tak się pospolitować z gawiedzią. Z usprawiedliwieniem Szczuki pospieszyła Kinga Dunin. Według niej, „Kazia”, zniżając się do plebejskiego odbiorcy, zarazem go uszlachetnia, gdyż cytuje Miłosza.

Czasami, na szczęście, mówi od siebie – i wtedy jej ostry języczek działa jak brzytwa na humanistyczne wartości ze skarbca tutejszych elit. Big Cyc lub mały fiutek – jedynie taki pozostał tam wybór.

Póki co, gwiazdki tego kręgu wciąż efektownie błyszczą. Grożą im przecież represje, ba – sam autorytaryzm. Wzywając swoich klientów do jego obrony, ich światek zwiera szeregi. Zanosi się, iż fani Che Guevary z rozmaitych Pracowniczych Demokracji i Rewolucji pogodzą się jakoś z Krzyśkiem Skibą, który napisał kiedyś we „Wprost”, że ich ulubieniec był „szlachetny jak doktor Mengele”. Na spędach kampanii „Giertych Musi Odejść” będą przecież występowali wspólnie z rozśpiewanym herosem, który wstąpił świeżo do nieba antyfaszyzmu.

Nie wszyscy, którzy atakują tę kompanię, stają się przez to piękni. Fakt, że Jerzy Kryszak – teraz, kiedy od wielkiej biedy już można – kpi z wymowy Michnika, nie awansuje go na przyzwoitego humorystę. Gdyby jednak skiby z poletka Pankowskiego, a nadto Szczuki, Jagielskiego i Najsztuba podeptał Hitler we własnej osobie, to i tak nie byliby ono warci ani jednej łzy współczucia.
22 styczeń 2007

Jacek Zychowicz 

  

Archiwum

Listonosz odchodzi na emeryturę
wrzesień 11, 2002
opowiedział Krzysztof K
Kolejny głos w sprawie 1968 roku
Ucieczka stalinowskich zbrodniarzy

maj 22, 2003
PAP
Kiedy śmieciowi daje się władzę
czerwiec 26, 2008
PAP
"Pochwała głupoty" według profesora Friedricha Augusta Hayeka
sierpień 31, 2004
Marak Głogoczowski
Bandycli z koneksjami, zwani "konserwatywnymi intelektualistami" dążą do wojny.
sierpień 14, 2002
PAP
Umarł marksizm, niech żyje nihilizm?
listopad 3, 2007
Jerzy Rachowski
Jak długo da się życ nadzieją ?
czerwiec 25, 2003
Czesław Ryszka
Równiarze
czerwiec 26, 2003
Andrzej Kumor
Nowa wojna - nic nowego
marzec 20, 2007
wasylzly
Podobne kariery polityczne Bush’a i Putina
czerwiec 30, 2007
Iwo Cyprian Pogonowski
Szwecja ostrożna wobec nowych krajów UE
sierpień 19, 2002
IAR
Odebrać dzieci
styczeń 5, 2009
Bogusław
Czy Traktat UE jest zdradą Polski?
kwiecień 23, 2003
Sharim
Globalny Mit Holokaustu
sierpień 13, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
America's democracy of double standards won't work
luty 23, 2005
przesłał prof. Iwo C. Pogonowski
Dlaczego w Polsce żadna naprawa nie może się udać...
listopad 1, 2007
Magellan
POLSKA - UNIA
listopad 24, 2002
Prof. Jerzy Nowak
Prognoza Na 2006, "Cesarz Bush Jest Nagi"
styczeń 2, 2006
Iwo Cyprian Pogonowski
strajki płacowe lekarzy i ograniczanie dostępu do leczenia
maj 15, 2007
A.Sandauer
Bush nie chce zakazu tortur
październik 6, 2005
PAP
więcej ->
 
   


Kontakt

Fundacja Promocji Kultury
Copyright © 2002 - 2025 Polskie Niezależne Media